“Chcemy grać szybko, ofensywnie, z polotem” – twierdzi każdy trener na świecie. “Chciałbym strzelić dzisiaj gola” – zapowiada przed meczem każdy napastnik. “Byłoby świetnie, gdybym dzisiaj zaliczył kilka fajnych dryblingów pod kompilację na YouTube” – zwierza się sam przed sobą młody skrzydłowy. ŁKS Łódź te wszystkie życzenia słyszy, a potem ochoczo je spełnia. Mecz ze Śląskiem był najbardziej wyraźnym, ale na pewno nie pierwszym dowodem na dobre serce łodzian.
Drugi gol wrocławian to przecież miód na serca, oczy i wszystkie inne narządy kibiców Śląska. Jak ten Pich to sprytnie przegrał piętką, jak ten Stiglec dynamicznie wjechał do środka, jak ten Exposito pięknie odegrał. Akcja-marzenie, nawet Vitezslav Lavicka uśmiechał się z niedowierzaniem, że to wszystko tak pięknie zagrało. Ale idźmy dalej. Erik Exposito, napastnik na co dzień dość dyskretny, w meczu z ŁKS-em do dwóch asyst dorzucił jeszcze gola. Wczoraj w programie Weszłopolscy zaczęliśmy się nawet zastanawiać, czy to nie czas uderzyć się w pierś za dość ostrą krytykę jego umiejętności. Ale potem spojrzeliśmy, kogo ma na rozkładzie – hat-tricka zasadził wesołemu Zagłębiu Lubin, poza tym trafił po golu każdej z trzech drużyn strefy spadkowej. Jedyny jego gol w meczu z jakąś poważną defensywą to trafienie z Piastem Gliwice.
Dyspozycja Exposito, ale nawet liczba udanych dryblingów Przemysława Płachety jasno pokazuje – ŁKS wrocławianom zadania nie utrudniał. Wręcz przeciwnie, sposób w jaki łodzianie odprowadzali Markovicia przy jego premierowym golu w lidze zasługuje na nagrodę fair-play.
Przez chwilę zastanawialiśmy się: może to po prostu taki jeden mecz, gdy wrocławianom wszystko wychodziło? Ale potem spojrzeliśmy na poprzednie mecze ŁKS-u.
WIELKA WISŁA KRAKÓW
Zagadka bez nagród. W ilu meczach tego sezonu Wisła strzelała cztery bramki? Trzech. W tym dwóch z ŁKS-em.
Przejrzeliśmy dzisiaj uważnie skróty z obu spotkań Białej Gwiazdy z łodzianami, takiego popisu umiejętności wiślaków nie da się znaleźć w żadnym innym meczu sezonu. Maciej Sadlok ładujący gola bezpośrednio z rzutu wolnego? To się dzieje raz na sezon, właśnie z ŁKS-em. Vukan Savicević – średnia not 4,45 – tylko raz w tym sezonie dostał od nas ósemkę. Po meczu z ŁKS-em i kapitalnym dziabnięciu z dystansu, na 3:0. Jean Carlos to jeszcze lepszy ananas, on nie zagrał pół dobrego meczu, oczywiście poza występem z ŁKS-em, w którym wyglądał jak profesor.
Ile goli ma Vullnet Basha? No jeden. Z ŁKS-em. Jakub Błaszczykowski miewał wiele dobrych momentów, podobnie jak Paweł Brożek, ale obaj najlepiej wypadli w meczach z Rycerzami Wiosny. Brożek w Krakowie ustrzelił dublet, Błaszczykowski kręcił na prawym skrzydle jak za najlepszych lat w Borussii, choć przecież dopiero wracał do gry po urazie. Czy to przypadek, że jedna z najbardziej doświadczonych drużyn tak łatwo rozjechała jedną z najmniej doświadczonych drużyn? Coraz więcej wskazuje na to, że wcale nie przypadek.
GDYŃSKI LIVERPOOL
Arka Gdynia w tym sezonie nie należy do ligowych mocarzy. Nie należy też do ligowych średniaków, napiszemy nawet więcej – nie należy nawet do ligowych nizin. Spoczywa sobie na dnie oceanu razem ze słynnymi rurkowcami, ale pod żółto-niebieskimi jest jeszcze zawsze skory do pomocy ŁKS Łódź.
Gdyński klub tylko raz w tym sezonie pokusił się o zdobycie czterech bramek i oczywiście stało się to w Łodzi, podczas jesiennego starcia z ŁKS-em. Ale branie pod uwagę tylko liczby bramek to spore niedopowiedzenie, koniecznie trzeba sobie bowiem przypomnieć, jak to wszystko wyglądało. Czy Arkę możemy określić mianem drużyny efektownej? Czy jej ofensywne żądła możemy nazwać śmiercionośnymi? Nie i nie, to wszystko są oczywistości. A jednak, przy al. Unii 2 goście wyglądali prawie jak Liverpool.
Spójrzcie jak Michał Nalepa wiąże Macieja Wolskiego przy pierwszym golu. Ale przede wszystkim spójrzcie na tę drugą akcję. Znowu, to co Śląsk Wrocław – piętki, klepka, polot, prędkość, tempo. Wszystko tak jak na treningach, i to tych środowych, gdy wszyscy maja dobry humor po wtorkowej Lidze Mistrzów. A te prostopadłe piłki przy trzeciej i czwartej bramce? Ustalmy: David Schirtladze nigdy wcześniej i nigdy później na ten poziom się nie wzniósł. Ogólnie Arka takiej ofensywnej radości nie wykazała chyba nigdy w swojej wieloletniej historii.
POJEDYNCZE WYSTRZAŁY
Ale ŁKS to nie tylko spełnianie marzeń całych drużyn wraz z trenerami – to też te piękne chwile dla pojedynczych zawodników. Najlepszym przykładem Jagiellonia Białystok. Napastnik Jakov Puljić do tej pory jak napastnik wyglądał raz – z ŁKS-em. Bartosz Kwiecień swoją jedyną bramkę zdobył strzelając w kierunku Malarza. Cały dorobek asyst Macieja Makuszewskiego został zebrany w trakcie 90 minut biegania między ełkaesiakami. Ale chyba najbardziej drastyczny przykład to Jarosław Kubicki. Chłopak bardzo solidny, nie można mu tego odmówić. Ale właśnie – solidny. U nas w tym sezonie ani razu nie zasłużył na notę 7, zawsze błąka się gdzieś między piątkami i szóstkami – nic nie spartolił, niczego od siebie nie dodał.
Poza meczem w Gdańsku, gdy Kubicki zapisał sobie na koncie dwie asysty i kluczowe podanie. Wyceniliśmy to na “ósemkę”, ale biorąc pod uwagę potencjał Kubickiego i konkrety, które wtedy dostarczył – być może nawet za nisko. ŁKS zagęścił wtedy dość mocno przedpole, próbował odcinać Wolskiego i Haraslina poprzez bardzo mobilnych Srnicia i Piątka w roli dwóch defensywnych pomocników. Kubicki to wykorzystał – zagrał sobie jak Pirlo za najlepszych lat, obsługując kolejnymi podaniami z głębi pola przede wszystkim urywającego się obrońcom Paixao.
To jest właśnie ŁKS 2019/20. Exposito wygląda jak Ibrahimović, Błaszczykowski 2019 jak Błaszczykowski 2012, a Kubicki jak Pirlo. A Gerard Badia? Liczba asyst w tym sezonie: trzy. W tym dwie z ŁKS-em. Dominik Nagy – gol i asysta. Oba z ŁKS-em. Kuświk – dwa gole, połowa z ŁKS-em.
Przestajemy się powoli dziwić dobiegającym z Łodzi pogłoskom, że ten cały skład na treningach wygląda po prostu bajecznie. Istnieje duża szansa, że grając przeciw ŁKS-owi, Pirulo okazałby się nowym Joelem Valencią, a Srnić serbskim Busquetsem. Sęk w tym, że po tygodniu grania między sobą trzeba zmierzyć się z rywalami. A tego Rycerze Wiosny kompletnie nie potrafią.
Fot. Newspix