Reklama

Zagłębie i Korona niezadowolone. Zadowoleni widzowie

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

09 czerwca 2020, 23:24 • 4 min czytania 52 komentarzy

Oczy większości kibiców były dziś wieczorem zwrócone na Poznań, ale czy ci, którzy wybrali spotkanie w Lubinie, mogą się czuć rozczarowani? Absolutnie nie. Choć wynik może tego nie wskazuje – oglądaliśmy całkiem dobre zawody. Głównie dlatego, że po boisku biegały dwie niezadowolone z końcowego rezultatu drużyny. Zagłębie Lubin – wiadomo, remis sprawia, że jego szanse na ósemkę są już nie tyle matematyczne, co iluzoryczne (Jaga musiałaby nie zapunktować w dwóch meczach). Dla Korony każdy mecz jest z kolei jak finał.

Zagłębie i Korona niezadowolone. Zadowoleni widzowie

I dziś kielczanie po raz kolejny mogli się podobać. W ogóle nie przestraszyli się ofensywy lubinian. Co więcej – od samego początku odważnie atakowali, podchodzili wysoko, wykonywali mrówczą pracę w defensywie i starali się przenosić ciężar gry. Nie spodziewalibyśmy się, że kiedyś to napiszemy, ale… najbardziej podobał nam się Tzimopoulos. Chyba nie ma większego komplementu dla Bartoszka. Skoro ogarnął takiego ogóra, gość mógłby grać w Ekstraklasie okręgówką, a i tak jakoś by to wyglądało.

Ale nie tylko Tzimopoulos zasługuje na pochwały. Do momentu rzutu karnego (do tego jeszcze dojdziemy) i lekkim przyśnięciu w końcówce przy strzale Białka, wiele udanych interwencji miał – to już mała tradycja – Kovacević, który wróci do domu z kilkoma siniakami na plecach od zablokowanych strzałów. Radin, Żubrowski? Bardzo solidnie. Ale i w ofensywie – Kiełb, Forsell i Cebula raz po raz szarpali i stwarzali zagrożenie.

Forsell zaatakował nawet ruch powietrzny.

Reklama

Cebula z kolei został autorem pierwszego trafienia w tym meczu. Wrzuta w pole karne, Kopacz wybija piłkę główką, ale robi to na tyle niefortunnie (czytaj – źle), że ta trafia do Jacka Kiełba. Szybkie odegranie, sytuacyjny, niechlujny strzał, jakiś rykoszet, jest 1:0. U Cebuli to spotkanie może jednak nie wywołać dobrych wspomnień. Chwilę przed przerwą przewrócił się bez kontaktu z rywalem, tuż po przyjęciu piłki. Z murawy nie zdołał się podnieść, a sędzia zaprosił piłkarzy do szatni. Wyglądało jak… No, nie chcemy wyrokować, póki Cebula nie otrzyma diagnozy. Oby jego kolano wyszło z tego cało.

Co jeszcze działo się w pierwszej połowie? Telegraficzny skrót:

  • Forsell zaatakował z dystansu już w drugiej minucie, Hładun z problemami,
  • Kovacević miał znakomitą sytuację po rzucie rożnym (świetna wrzutka od Fina), ale nie bardzo potrafił dołożyć głowę,
  • Białek miał dobrą sytuację po wrzutce Czerwińskiego, ale dał się przepchać i zamiast solidnego strzału wyszedł lekki farfocel,
  • Po rzucie rożnym strzelał Kopacz, było groźnie, ale Kozioł – dziś znów bardzo pewny – stał na posterunku.

Po przerwie w miejsce Cebuli pojawił się na boisku Lloi i w ten sposób płynnie przechodzimy do sporej kontrowersji, która miała miejsce za sprawą Zbigniewa Dobrynina. Sami zobaczcie – szybka kontra, Argentyńczyk wygrywa pojedynek, leci rozpędzony na bramkę i ma piłkę pod kontrolą, aż od tyłu z kosą ładuje się Guldan.

Wyrok sędziego? Żółta kartka. Naszym zdaniem kielczanie zostali tą decyzją skrzywdzeni. Jeśli mamy wejść w głowę sędziego, prawdopodobnie kierował się tym, że szansę na asekurację tej akcji miał jeszcze Kopacz, ale… Wiadomo, na dwoje babka wróżyła, jak na nasze – raczej nie miałby szans, by cokolwiek w tej sytuacji zrobić. Lloi był rozpędzony, choć inna sprawa, że pewnie i tak by nie trafił, bo to Lloi. A faul Guldana był dość chamski – wjazd korkami prosto w nogę, nie interesowała go w żaden sposób piłka, nic tylko wyciąć rywala, nieważne jakim sposobem. Korona otrzymała więc rzut wolny, a mając Forsella, wolny z tej odległości to świetna okazja – fiński pomocnik posłał jednak bombę w słupek.

Reklama

Mniej więcej wtedy mecz zaczął Koronie wymykać się spod kontroli. Z każdą minutą Zagłębie dostawało coraz większego animuszu. Pierwszy sygnał wysłał Żivec, który wyszedł sam na sam po klepce w środku pola duetu Białek-Starzyński (Kozioł przeczytał akcję i wyjaśnił). Potem był strzał z lewej strony Bohara – i znów Kozioł. W końcu piłka po strzale Czerwińskiego trafiła Kovacevicia w rękę (wspominaliśmy, że dziś przyjmuje strzały na swoje ciało?). Karny ewident, tym razem dyskusji nie ma, wykorzystuje go pewnie Bohar.

Wszelkie prawidła rządzące Ekstraklasą sugerowałyby, że w końcówce Zagłębie dociśnie, a Korona będzie się bronić. Ale nie, atakowali i jedni, i drudzy. Jak wspominaliśmy we wstępie – wynik nikogo nie urządzał i było to widać. W końcówce w poprzeczkę trafił Białek, groźnym strzałem postraszył Kiełb, Czerwiński dał wrzutkę a’la Quaresma, ale Balić przegrał starcie z równowagą. Za piłkarza meczu uznajemy właśnie Czerwińskiego – gość ma chyba płuca ze stali, szarżował dziś od bramki do bramki. Zaliczył wiele udanych wrzutek i robił swoje z tyłu.

Zastanawialiśmy się, co się stało z Zagłębiem w drugiej połowie meczu z Lechem. Sama w oczywisty sposób narzucała się diagnoza – czyżby nie dali rady fizycznie? Dziś prawdopodobnie otrzymaliśmy odpowiedź – Sevela nie dość, że zagrał tym samym składem, to jeszcze przeprowadził tylko jedną zmianę. No i do końca Zagłębie nie wyglądało jak drużyna, która słania się na nogach. Choć zadowalającego wyniku oczywiście nie wywalczyło. 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Sebastian Warzecha
0
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Komentarze

52 komentarzy

Loading...