Jednym z najtragiczniejszych bohaterów bieżącego sezonu PKO Bank Polski Ekstraklasy jest Pavels Steinbors. Łotysz – zwłaszcza w rundzie jesiennej – osiągnął naprawdę kapitalną dyspozycję, błyszcząc fenomenalnymi paradami na linii. Ireneusz Mamrot postanowił nawet przyznać 34-latkowi opaskę kapitańską. Tylko cóż z tego? Choćby Steinbors między słupkami dwoił się i troił, defensorzy Arki Gdynia walą tak wiele baboli, że koniec końców żółto-niebiescy i tak wypadają w statystykach jako jedna z najgorszych ligowych defensyw. Steinbors przepuścił jak do tej pory 41 bramek. Gorszym wynikiem w lidze może się pochwalić jedynie Michał Buchalik (42).
Postanowiliśmy podsumować wesołą twórczość defensorów Arki. Który z nich zawalił najwięcej bramek, a który ma na sumieniu najmniej spartaczonych interwencji, błędów w ustawieniu i sprokurowanych rzutów karnych? Dowiecie się z tego zestawienia. Za błąd prowadzący bezpośrednio do zakończonego golem strzału przyznajemy delikwentowi (lub delikwentom) dwa punkty. Za pomyłkę, która poskutkowała przeprowadzeniem akcji bramkowej – jedno oczko.
No i jak myślicie, który z defensorów Arki najmocniej nabroił pod własną bramką?
LUKA MARIĆ (843 minuty) – 8 punktów
Ulubieniec Zbigniewa Smółki w tym sezonie nie gra za dużo, więc i nie zdążył zbyt wiele popsuć. Były trener Arki Gdynia najmocniej cenił Maricia za jego predyspozycje w rozegraniu piłki. I to widać. Obrońca Arki znacznie lepiej sobie radzi, gdy futbolówka toczy się po murawie, niż wówczas, gdy trzeba o nią powalczyć w powietrzu. W pojedynkach główkowych popełnia fatalne w skutkach pomyłki.
Wspomnijmy choćby z Wisłą Płock. Marić daje się okpić w pojedynku główkowym, Maghoma naturalnie nie ratuje sytuacji i gdynianie tracą bramkę na 0:1, a w konsekwencji przegrywają mecz.
W sumie zanotowaliśmy sześć sytuacji, w których wpadki Maricia zaowocowały golem przeciwko Arce.
ADAM DANCH (1095 minut) – 9 punktów
Z całą pewnością jeden z najpowolniejszych obecnie piłkarzy w lidze. Na dowód warto sobie przypomnieć jego szaleńczą pogoń za Jarosławem Niezgodą z przegranego przez Arkę 0:1 starcia z Legią Warszawa. Niezgoda był szybszy z piłką przy nodze niż Danch bez niej.
Braki szybkościowe Dancha są widoczne zwłaszcza wówczas, gdy w wyniku decyzji trenera albo meczowego ferworu znajdzie się on w bocznym sektorze boiska. Tam jest w stanie go objechać dosłownie każdy rywal, nawet gdyby poruszał się on o kulach albo miał drewnianą nogę. Co wcale nie oznacza, że Danch nadrabia szybkościowe niedostatki świetnym ustawieniem. W polu karnym też zdarza mu się zgubić krycie, choć trzeba mu oddać, że nie aż tak często jak niektórym kolegom z formacji obronnej.
Łącznie przypisaliśmy mu winę przy sześciu bramkach straconych przez Arkę.
ADAM MARCINIAK (2065 minut gry) – 11 punktów
Specjalista od – nazwijmy to – błędów drugiego stopnia. A to zrobi głupi faul tuż przed polem karnym, który zaowocuje golem z rzutu wolnego. A to zostawi dośrodkowującemu zawodnikowi hektar wolnej przestrzeni na skrzydle, co skończy się wrzutką za nos. Innym razem zapędzi się do ofensywy i nie zdąży wrócić za akcją, więc rywale mają na prawym skrzydle prawdziwą autostradę prowadzącą do bramki strzeżonej przez Steinborsa. Gdyby Marciniak grał choć trochę lepiej i uważniej, to z pewnością jego koledzy z formacji defensywnej – przede wszystkim stoperzy – nie byliby tak często w tarapatach.
Nie ma co szukać daleko przykładów – weźmy ostatnią konfrontację Arki z Lechią. Doliczony czas gry, Marciniak w kuriozalny sposób nie trafia w piłkę. W efekcie robi się smród w polu karnym, co kończy się jedenastką dla gdańszczan i zwycięskim golem Paixao. Abstrahując od sędziowskiej kontrowersji – gdyby nie pomyłka Marciniaka, cała sytuacja zostałaby gładko wyjaśniona.
W sumie Marciniak zawinił mniej lub bardziej przy dziesięciu golach straconych przez Arkę w tym sezonie ligowym.
DAMIAN ZBOZIEŃ (1977 minut) – 12 punktów
Wybitny specjalista w dziedzinie krycia na radar.
A także ekspert w zakresie pilnowania linii ofsajdu.
Coś naprawdę niedobrego dzieje się z Damianem Zbozieniem w tym sezonie. To nie jest aż tak słaby piłkarz, na jakiego od kilku(nastu) miesięcy wygląda. Summa summarum naliczyliśmy mu siedem bramek na sumieniu.
FREDERIK HELSTRUP (1017 minut) – 12 punktów
Swego czasu duński stoper to była naprawdę solidna firma. Może nie czołowy stoper Ekstraklasy, nie przesadzajmy, ale też nie kandydat do grona największych pokrak. W tym sezonie jest nieco inaczej. Trudno powiedzieć, z czego to wynika. Być może liczne kontuzje wytrąciły Helstrupa z formy? Najbardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że środkowy obrońca po prostu dostosował się poziomem do kolegów z formacji defensywnej. Wystarczy spojrzeć na jego, ekhm, interwencję ze starcia z ŁKS-em Łódź. To być może najbardziej kosztowna strata punktów w sezonie, gdy Arka dała sobie wydrzeć trzy punkty w ostatnich sekundach spotkania.
Takich błędów w wykonaniu Helstrupa było naturalnie więcej, choć jego głównym problemem w bieżących rozgrywkach zdaje się być brak zwrotności i ciągłe zdezorientowanie wewnątrz szesnastego metra. Być może nie byłoby to aż tak widoczne w lepiej zorganizowanej defensywie. Łącznie Helstrup bezpośrednio przyłożył rękę do siedmiu goli straconych przez Arkę. Zazwyczaj jego pomyłki były bardzo kosztowne, bo występował w akcjach bramkowych jako ostatnia instancja gdyńskiej defensywy.
Tymczasem – pora na wielkiego lidera zestawienia!
CHRISTIAN MAGHOMA (1740 minut gry) – 20 punktów
Tego ananasa już w Ekstraklasie nie ma i coś nam się wydaje, że kibice Arki płakać za nim nie będą. Ale co zdążył narozrabiać, tego już się odkręcić nie uda. Jego domeną były bez wątpienia błędy w ustawieniu. Serio, facet nawet w statycznych sytuacjach gubił linię spalonego albo poruszał się nie w tym kierunku co trzeba. Co wcale nie oznacza, że nadrabiał te błędy na przykład doskonałą grą w powietrzu. Wręcz przeciwnie, Arka sporo bramek straciła po tym, jak Maghoma nie wygrał pozycji w walce o górną piłkę albo po prostu przegrał przepychankę w polu karnym ze sprytniejszym, mocniej trzymającym się na nogach przeciwnikiem.
Najbardziej jaskrawy przykład? Proszę uprzejmie: pierwsze derby Trójmiasta w tym sezonie, gol na 1:0 dla Lechii Gdańsk. Flavio Paixao nie ma najmniejszych trudności, by uciec Maghomie, który tylko pozoruje ścisłe krycie.
A tutaj jeszcze piękny dowód na to, w jak niefrasobliwy sposób Maghoma podchodził do trzymania linii spalonego. Starcie wyjazdowe z Górnikiem Zabrze, przegrane przez Arkę 0:2, choć do 83 minuty utrzymywał się bezbramkowy remis.
W sumie naliczyliśmy mu 14 przypadków, gdy maczał palce w akcjach bramkowych przeciwnika. Katastrofalna statystyka. Nie ma wątpliwości, że odpalenie Maghomy to bardziej wzmocnienie składu niż osłabienie go.
***
Do rywalizacji włączyć się nie zdołali Michael Olczyk (2 punkty), Douglas Bergqvist (1 punkt) i Jakub Wawszczyk (7 punktów). Po prostu za mało grali, choć gdyby temu ostatniemu zaoferować jeszcze kilka występów w podstawowym składzie, to na pewno awansowałby do czołówki zestawienia. Teraz pytanie: czy wszyscy ci obrońcy zapomnieli na dobre (albo nigdy się nie nauczyli), jak należy grać w piłkę, czy też po prostu potrzebują odpowiedniego trenera, który im to w trymiga przypomni?
Cóż, na razie pytanie trzeba pozostawić otwarte. Aczkolwiek pierwszy występ żółto-niebieskich pod wodzą Ireneusza Mamrota wskazywał raczej, że z takim a nie innym zestawieniem defensywy o utrzymanie będzie piekielnie trudno.
fot. FotoPyk