Reklama

Frankowski: „Legia jest na fali, Wisła krwawi. Obstawiam 1:1”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

07 czerwca 2020, 09:36 • 6 min czytania 28 komentarzy

– Nie da się podważyć faktu, że porażka 0:4, jak ta z Piastem, szybko otrzeźwia. Przy tym nie można sobie pozwolić na spokój i myślenie na zasadzie, że skoro wcześniej nam szło, to jesteśmy bezpieczni. Ale nie traciłbym wiary w ten zespół. Przed pandemią widać było, że Artur Skowronek ma pomysł na ten zespół. W żargonie piłkarskim mówi się czasami, że lepiej przegrać raz 0:4 niż cztery razy po 0:1. Kiedy przegrywa się wysoko, to boli, ale to jest piłka nożna: za trzy-cztery, maksymalnie siedem, dni masz kolejny mecz. Możesz się odkuć, zrehabilitować. Oczywiście, tutaj będzie trudno, może nawet bardzo trudno, bo przyjeżdża rozpędzona Legia. Tym bardziej, że szkoda, iż to starcie będzie odbywało się bez udziału kibiców, bo 30 tysięcy Wiślaków poniosłoby ten klub w takim hicie. Będę to oglądał przed telewizorem, trzymał kciuki i super byłoby, gdyby Wisła urwała punkty Legii – mówi Tomasz Frankowski, z którym porozmawialiśmy przed meczem Wisła-Legia. 

Frankowski: „Legia jest na fali, Wisła krwawi. Obstawiam 1:1”

***

Dla ciebie mecz Wisła-Legia to dalej największy klasyk?

Na przestrzeni ostatnich 30-40 lat spotkania z Legią elektryzują wszystkich jej przeciwników w Polsce. Tak to działa. Z racji tego, że reprezentowałem barwy dwóch polskich klubów, Wisły i Jagiellonii, to oczywiście uważam, że te spotkania są najbardziej elektryzujące, choć oczywiście dla całości społeczeństwa najprawdopodobniej najciekawsze są spotkania Legia-Lech albo swego czasu Legia-Widzew.

Zdobyłeś siedem bramek przeciwko Legii. Jakoś szczególnie zapamiętałeś którąś z nich?

Jako piłkarz Wisły? I tylko w spotkaniach ligowych?

Tak jest. 

Każda bramka cieszyła ogromnie. Tym bardziej, o ile mnie pamięć nie myli, te gole przyczyniały się do zwycięstw Wisły i powiększania przewagi w tabeli nad Legią.

Reklama
W Wiśle grałeś od 1997 do 2005 roku. Patrząc na obronę Legii w tym czasie , to było z kim walczyć. Jacek Zieliński, Marek Jóźwiak – pewnie trochę krwi ci napsuli.

To prawda. Każdego z nich na swój sposób zapamiętałem. Pojedynki z nimi nie należały do łatwych i przyjemnych. Ale bądźmy sprawiedliwi: nie sądzę, żeby oni jakoś specjalnie dobrze wspominali starcia z Frankowskim czy Żurawskim. Chyba często zdarzało im się opuszczać stadion po meczach z Wisłą po przegranych i bez żadnych punktów.

Zaliczyłeś taki mecz na Łazienkowskiej, że wygraliście 2:0 z Legią, a ty jeszcze dostałeś oklaski od warszawskich kibiców. Coś niespotykanego, żeby piłkarz Wisły był tak doceniony w stolicy.

To prawda. Jeden z wyjątków, zostałem doceniony, to miłe. Ale nie był to chyba jedyny taki przypadek w historii. Pamiętam, że kiedy Paweł Brożek strzelił hat-tricka i wygrał z Wisłą 3:0 na Łazienkowskiej, też został pożegnany oklaskami. Świadczy to tylko o kulturze. I o tym, że można kibicować z klasą.

W normalnych warunkach Żyleta wywiera dużą presją na piłkarzach drużyny przeciwnej?

Mecze na Łazienkowskiej zawsze robiły wrażenie, były elektryzujące, pobudzały i cieszyły. Miałem świadomość, że to są mecze, na które czeka nie tylko Warszawa czy Kraków, ale cała piłkarska Polska. Dodawało to temu wszystkiemu smaczku. Jeśli ktoś interesował się piłką, to albo szedł na stadion, albo siadał przed telewizorem, żeby to zobaczyć. Życia piłkarza składa się właśnie z takich spotkań. Przy tym absolutnie najważniejsze jest, żeby były one zwycięskie, po co komu po samym wzięciu udziału w takim meczu?

I będę tutaj sprawiedliwy: mogę mówić o samych zwycięstwach, a doskonale pamiętam, że nie wszystkie spotkania na Łazienkowskiej kończyły się naszym sukcesem, bo niejednokrotnie również Legia nas u siebie pokonywała.

Dostaliście nawet kiedyś od Legii 1:5, choć trzeba wam oddać, że mieliście już zapewnione mistrzostwo Polski. 

Oj, niby mieliśmy już zaklepane mistrzostwo, kiedy jechaliśmy do Warszawy, ale to wcale nie oznaczało, że podeszliśmy do tego meczu bez należnej powagi. Chcieliśmy wygrywać wszystko do końca, również z Legią. Mieliśmy świadomość prestiżu tego starcia. Celowaliśmy przynajmniej w remis, a tu bach, niestety, Legia nas zaskoczyła. Słabiej zagrała nasza defensywa i skończyło się, jak się skończyło. 1:5 to wynik, który właściwie mówi sam za siebie.

Wspomniałeś Pawła Brożka, który kilka dni temu na treningu nieszczęśliwie złamał rękę. Nie było awaryjnego telefonu z Wisły Kraków: „Tomek, włożyłbyś buty na jeszcze jeden mecz?”?

Dajmy spokój, nie żartujmy. Czas biegnie do przodu. I to bardzo szybko. Mógłbym zagrać co najwyżej w oldbojach i to nie z miejsca, bo trzy miesiące temu przeszedłem operację rekonstrukcji więzadła pobocznego. Nie jestem sprawny w żadnym wypadku. Co do Pawła Brożka, to fatalna kontuzja, która wyeliminuje go z gry na miesiąc czy dwa. Oznacza to, że ten sezon ma już z głowy. Co czeka go w przyszłym sezonie? Sam nie wiem, życzę mu zdrowia. Niech sobie postrzela i goni najlepszych w klasyfikacji najskuteczniejszych w historii Ekstraklasy.

Reklama
Jesienią Wisła przegrała 7:0 z Legią. O tym meczu wszyscy w Krakowie chcieliby zapomnieć. Potem się wyprostowało, przyszła seria zwycięstw, świetny początek wiosny. Następnie koronawirus i sromotna porażka z Piastem na inaugurację odmrożenia rozgrywek. Arkadiusz Głowacki powiedział mi, że może taki zimny prysznic się przyda.

Nie da się podważyć faktu, że porażka 0:4, jak ta z Piastem, szybko otrzeźwia. Przy tym nie można sobie pozwolić na spokój i myślenie na zasadzie, że skoro wcześniej nam szło, to jesteśmy bezpieczni. Ale nie traciłbym wiary w ten zespół. Przed pandemią widać było, że Artur Skowronek ma pomysł na ten zespół. W żargonie piłkarskim mówi się czasami, że lepiej przegrać raz 0:4 niż cztery razy po 0:1. Kiedy przegrywa się wysoko, to boli, ale to jest piłka nożna: za trzy-cztery, maksymalnie siedem, dni masz kolejny mecz. Możesz się odkuć, zrehabilitować. Oczywiście, tutaj będzie trudno, może nawet bardzo trudno, bo przyjeżdża rozpędzona Legia. Tym bardziej, że szkoda, iż to starcie będzie odbywało się bez udziału kibiców, bo 30 tysięcy Wiślaków poniosłoby ten klub w takim hicie. Będę to oglądał przed telewizorem, trzymał kciuki i super byłoby, gdyby Wisła urwała punkty Legii.

No właśnie, wpływ dopingu kibiców na grę piłkarzy nie jest banałem wymyślonym na potrzeby wywiadów, prawda? To może uskrzydlać na boisku. 

Potwierdzam to w 100%. Nie tylko mecz u siebie, ze swoimi kibicami, którzy poniosą dopingiem w kluczowym momentach, ale też spotkanie na wyjeździe rozgrywane bez kibiców traci swój klimat. Zawsze byłem zwolennikiem nawet wrogiej atmosfery na trybunach. Byle była jakaś. Motywowało mnie to do cięższej pracy, większego skoncentrowania. A bez spotkania przy pustych trybunach? Traktuję to i traktowałem to niekiedy w formie większego meczu sparingowego lub towarzyskiego. Po prostu. Ale nic, musimy przez to przebrnąć. Zobaczymy, jak będzie w fazie finałowej, kiedy kibice będą mogli wejść na trybuny – w niepełnej frekwencji, ale fakt, że w ogóle już cieszy.

Pokusisz się o wytypowanie wyniku dzisiejszego meczu Wisła-Legia?

Mogę się pokusić, choć nie jestem fanem typowania.

Bardzo proszę.

Legia jest na fali. Wisła krwawi, ale ma motywację, więc obstawiam remis – 1:1.

ROZMAWIAŁ: MARCIN RYSZKA

Fot. Fotopyk

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Dyrektor sportowy Bayeru: Planujemy naszą przyszłość z Grimaldo w składzie

Bartek Wylęgała
0
Dyrektor sportowy Bayeru: Planujemy naszą przyszłość z Grimaldo w składzie
Polecane

Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata

Sebastian Warzecha
2
Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata

Komentarze

28 komentarzy

Loading...