Reklama

Trzy punkty? Wisła Płock: a komu to potrzebne?

redakcja

Autor:redakcja

06 czerwca 2020, 17:57 • 3 min czytania 7 komentarzy

Nie powiemy, że Wisła Płock straciła zwycięstwo w Białymstoku w najbardziej frajerski sposób w tym sezonie, bo pamiętamy choćby to, co w Gdyni odwalił Raków Częstochowa, ale na miejscu Radosław Sobolewskiego rozwalilibyśmy dziś ze dwie szafki. Albo zamknęlibyśmy drzwi do autokaru przed nosem kilku delikwentów. Już mieliśmy pisać, że w Ekstraklasie wszystko po staremu, czyli drużyna, która wyłapała tydzień temu w cymbał, dziś pewnie ograła zwycięzcę z poprzedniej kolejki na jego terenie, ale Nafciarze w samej końcówce zremisowali mecz, który powinni zabić, zanim ktokolwiek wspomniałby o tym, że 2-0 to niebezpieczny wynik. 

Trzy punkty? Wisła Płock: a komu to potrzebne?

Może zacznijmy od tych, którzy w płockiej ekipie się wyróżnili, tak będzie szybciej:

  • Cillian Sheridan, bo otworzył wynik spotkania w 29. minucie i generalnie grał swój najlepszy mecz od momentu powrotu do Polski,
  • Damian Rasak, który wykonał mrówczą pracę w środku pola, co spuentował asystą przy trafieniu Irlandczyka,
  • Dominik Furman – już pal licho karnego, którego zamienił na gola – koledzy okradli go dzisiaj z przynajmniej trzech asyst.

I w tym miejscu zaczynają się schody. Taki Giorgi Merebaszwili na przykład. Gruzin był aktywny, wywalczył rzut karny, ośmieszając przy tym grającego w lidze drugi raz Olszewskiego, ale bardziej zapamiętamy go z tego, że zmarnował dwie doskonałe sytuacje – raz piłkę w linii wybił mu Kwiecień, a za drugim razem zachował się bardzo nonszalancko, przez co zatrzymał go sam Węglarz. Okazje marnował też drugi skrzydłowy, Gjertsen, w dodatku można było odnieść wrażenie, że chłop nie rozumie przepisu o spalonym. Kolejny ancymon to Karol Angielski. Jak zmarnował wypracowaną przez Furmana kontrę pokracznym strzałem (zamiast podaniem zwrotnym obsłużyć pomocnika), to kapitan Wisły Płock zafundował mu taki opierdol, że słyszany był też Białorusi. Dalej – Damian Michalski. Nie dość, że krył na radar, to jeszcze zmarnował dwie dobre wrzuty, a na koniec sfaulował gościa w ostatniej minucie przed własnym pole karnym. No i – a jak – Thomas Daehne.

Ech, też dostrzegliśmy ten rykoszet po strzale Puljicia w środek bramki, ale trochę chce nam się śmiać, gdy słyszymy, że Niemiec nie mógł w tej sytuacji nic zrobić. No, sami powiedzcie, czy solidny bramkarz byłby bez szans.

Reklama

Nie wymieniliśmy rzecz jasna wszystkich piłkarzy Wisły Płock, ale już mniejsza o drużynową klasę średnią. Ona też ma prawo być wkurzona na wymienionych przez nas przed chwilą gości.

Tym bardziej, że Jagiellonia nic nie grała. Naprawdę. W sumie to zaczyna wyglądać na swój sposób imponująco. Drużyna Iwajły Petewa cały czas męcząc bułę, trzymając nas na granicy zaśnięcia, ugrała jedenaście punktów w pięciu ostatnich meczach. Jedenaście! Nie w kij dmuchał. Z jednej strony nie zdziwimy się, jeśli uda się białostoczanom wymęczyć w ten sposób górną ósemkę, z drugiej – wolelibyśmy w niej zespół, który przynajmniej sprawia wrażenie, że ma pomysł na grę.

Ale żeby nie było, iż tylko kręcimy nosem, musimy pochwalić zmiany bułgarskiego trenera. Arsenić grał dziś tzw. kryminał, przyczynił się do straty pierwszej bramki, więc zaliczył zjazd do bazy już w przerwie. I trzeba przyznać, że Kwiecień, który pojawił się na boisku za niego, naprawdę podrywał kolegów do walki i ratował ich ofiarnymi interwencjami. Za bezproduktywnego Imaza wszedł Mystkowski i już w pierwszej akcji zaliczył asystę przy trafieniu Bidy, kompletnie z niczego, a i później kilka razy się urwał. Problem mamy jedynie z Olszewskim przez tego karnego, ale trzeba przyznać, że gorzej od Wójcickiego nie wyglądał.

Dobre i to, w Białymstoku już chyba przyzwyczaili się do tego, że trzeba cieszyć się z małych rzeczy.

 

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...