Reklama

Rafał Górak: “Chcieliśmy grać. Czulibyśmy niesmak z awansu przy zielonym stoliku”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

03 czerwca 2020, 09:59 • 10 min czytania 3 komentarze

O ile powrót Ekstraklasy cały czas wydawał się dość prawdopodobny, o tyle wznowienie rywalizacji w I czy – zwłaszcza – II lidze wcale nie było takie oczywiste. Wychodzi jednak na to, że do grania wracają wszystkie trzy szczeble centralne w Polsce. Dziś drugoligowcy ponownie inaugurują rundę wiosenną. Z powrotu na boisko raduje się trener GKS-u Katowice, Rafał Górak. Nie ukrywa, że nie czułby większej radości, nawet gdyby jego zespół awansował teraz przy zielonym stoliku. Dlaczego GieKSa od początku chciała grać, w przeciwieństwie do wielu innych klubów? Jakie pozytywne zmiany dostrzega dziś w trakcie meczów? Co mogą dać dwójkowe treningi? Czy presja na awans nadal jest umiarkowana? Zapraszamy. 

Rafał Górak: “Chcieliśmy grać. Czulibyśmy niesmak z awansu przy zielonym stoliku”
W pewnym momencie mogło się wydawać, że jeśli piłka w Polsce jeszcze w tym sezonie wróci, to tylko w Ekstraklasie. Pan też miał takie poczucie?

Nasłuchiwaliśmy kolejnych wieści i planów, każdy dzień przynosił coś nowego. Na początku brałem pod uwagę, że nas ten program powrotu może nie dotyczyć. Wydawał się naprawdę trudny do realizacji. Ale gdy się z nim zapoznaliśmy, od razu uznaliśmy, że jako GKS Katowice jesteśmy w stanie go wcielić w życie i bardzo tego chcemy. Cały czas nastawialiśmy zawodników, że jest szansa, by liga wróciła.

Wielu drugoligowców niezbyt paliło się do wznawiania rywalizacji.

Słyszałem, że klubów z takich nastawieniem było znacznie więcej niż chętnych do gry. Prezes i dyrektor na bieżąco informowali. Od nich też usłyszałem, że oni chcą się w ten plan jak najmocniej wpisać i klub zrobi wszystko, żebyśmy znów grali. Od początku uznawaliśmy, że powrót na boisko jest naszym obowiązkiem i mamy do tego dążyć.

Obawy innych klubów mogły wynikać ze strachu przed kosztami? Na początku nie było jasności, kto ma zapłacić za testy. Dla wielu drugoligowców byłby to olbrzymi wydatek.

Trudno mi powiedzieć, jakimi przesłankami kierowali się prezesi tamtych ekip. Wiem, że GieKSa nawet w razie konieczności pokrycia kosztów badań z własnej kieszeni, chciałaby w to wejść. Byliśmy gotowi na każdy wariant. Chodzi o nasz obowiązek wobec kibiców. Mamy być gotowi i tyle. Koniec końców za testy zapłacił PZPN i nikt nie musiał się martwić. Duży ukłon w stronę związku.

Pamiętam, że z kolei na początku marca było trochę nerwów, żeby formalnie zatwierdzić przerwanie rywalizacji w II lidze. Oficjalne komunikaty wydano później niż w przypadku Ekstraklasy.

To był nerwowy moment. Wszyscy poczuliśmy się mocno zagrożeni. Nikt tak naprawdę nie wiedział, czym się tego koronawirusa je, z jak groźnym przeciwnikiem walczymy, jak mocna fala nadchodzi. Wystraszyliśmy się i pierwsza myśl – bo nie można mówić o strategicznym myśleniu – była taka, żeby choć na chwilę stanąć. Chodziło nam przecież o zdrowie i bezpieczeństwo. Jako kraj musieliśmy zobaczyć, co się dzieje i przygotować się do działania. Myślę, że podjęto wtedy właściwe decyzje. Mogliśmy opracować plan na kolejne miesiące, żeby odmrozić piłkę również na naszym szczeblu.

Reklama

Dla was powrót do rywalizacji jest tym lepszą wiadomością, że w innym przypadku pojawiłby się spór z Resovią o trzecie miejsce. I prawdopodobnie byście ten spór przegrali.

Dziś można mówić wielowątkowo tej sprawie. Od początku wychodziłem z założenia, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Teraz już wiemy, jak rozwiązano niemal identyczny problem przy awansach w III lidze, gdzie wpuszczono wyżej i Motor Lublin, i Hutnika Kraków. Bardzo dobrze, że nie znaleźliśmy się w takiej sytuacji i nie musieliśmy niczego rozstrzygać przy zielonym stoliku. Boisko, boisko i jeszcze raz boisko – to nasze naturalne środowisko. Na nim wszystko powinno się rozstrzygać.

Nawet jeśli cała historia skończyłaby się dla was dobrze, to raczej nie w pierwszym akcie.

Dla nas najgorsze, co mogłoby się stać, to dostanie miejsca w I lidze bez rozgrywania 34 kolejek. Naprawdę, odczuwalibyśmy niesmak. W klubie powtarzaliśmy sobie, że te zielonostolikowe teorie są nieistotne, bo wrócimy do grania i gołym okiem będzie widać, kto powinien awansować. Z awansu w inny sposób nie mielibyśmy żadnej radości. Taki scenariusz oznaczałby, że rozgrywki stanęły na dobre. A proszę mi wierzyć, że o wiele trudniej byłoby wystartować we wrześniu niż teraz. Chociaż, o dziwo, ten pierwszy wariant miał wielu zwolenników.

Trudniej byłoby wystartować we wrześniu z powodu ekstremalnie długiej przerwy?

Tak. W praktyce przez dziesięć miesięcy rozegralibyśmy dwa mecze o stawkę. Byłby to też ekstremalne trudny moment w kontekście finansowym – dla klubów i dla piłkarzy. Dlatego jeszcze raz słowa uznania pod adresem PZPN-u, że w tak profesjonalny sposób wszystko zorganizował. Chyba lepiej nie dało się tego zrobić. Zostało nam aż 12 kolejek, nie ma jeszcze pewności, czy uda się rozegrać komplet, ale próbujemy. Na razie bez kibiców, oby już niedługo z nimi. Wtedy będziemy mogli powiedzieć, że normalność wróciła – oczywiście mając świadomość, że koronawirus cały czas gdzieś koło nas jest.

Od 19 czerwca stadiony będą mogły być obłożone kibicami w 25 procentach pojemności.

To dla mnie pozytywny szok. Bonus, którego się nie spodziewałem. Oby kibice mogli bezpiecznie wrócić na trybuny i nie pojawiły się żadne komplikacje. Jestem nastawiony optymistycznie, ale tak jak mówię: jednocześnie wiem, że walka z pandemią nadal trwa.

Wiele klubów miało problemy, żeby porozumieć się w sprawie obniżek pensji. U was te rozmowy poszły dość gładko.

Takie tematy nigdy nie są łatwe, dlatego tym bardziej jestem zbudowany i postawą drużyny, i szefów klubu. Jako pierwszy zapoznałem się z precyzyjnym planem działania w tym temacie. Od razu widziałem, że jest on sprawiedliwy, ma ręce i nogi. Później podczas wideokonferencji trzeba było przekonać zawodników. Pogadaliśmy, chłopaki kapitalnie się zachowali w pierwszej fazie. To dodatkowo nas scaliło.

Reklama
Niektórzy obniżali wszystkim po równo jeśli chodzi o procenty, u was trzeba było to uszczegółowić. W przypadku kilku zawodników nie bardzo dało się coś uciąć.

Dokładnie. To też przytomność umysłu naszych ludzi od finansów, którzy dostrzegli, że jest granica, której przy obniżkach przekraczać nie można. Z tego względu niektórym nie obcięto nic, a byli tacy, którym obcięto ponad 40 procent. Pewne minimum każdy musiał mieć zagwarantowane. Dzięki temu zawodnicy mogą spokojnie poczekać na lepsze czasy i skupić się na swojej pracy.

Pieniądze te drużyna może odzyskać w postaci premii w razie awansu do I ligi.

Prezes postanowił jakoś docenić lojalność zawodników. Na początku nie wiedzieli o tym pomyśle. On był ostatnim punktem programu, gdy już wszystko inne stało się jasne. Nie ma co ukrywać, taka deklaracja wywołała bardzo pozytywny odzew w zespole.

Wspominał pan, że na początku nikt w pełni nie wiedział, jakie są możliwości koronawirusa. Czy dziś jest pan spokojniejszy? Przebadano wszystkich z trzech lig centralnych i nikt nie został zakażony.

Jeżeli liczymy 50 osób na klub, wychodzi nam bodajże 2600 osób, 2600 badań. To, że wszyscy zostali dopuszczeni i są zdrowi, ma swoją wymowę. Niepokój natomiast pozostaje, szczególnie, tutaj na Śląsku. Pokomplikowała się sytuacja w kopalniach, zakażeń wykryto więcej, bo testowano na dużą skalę. W skali ogólnokrajowej liczba zachorowań rzeczywiście diametralnie spadła, to już są niewielkie liczby. Ale to nadal nie jest spokój jak na rybach. Zdaję sobie sprawę, że nie wrócimy prędko do świata, który znaliśmy. Złotego antidotum jeszcze nie ma. Ciągle trzeba mieć się na baczności. Uczulamy na to również zawodników, żeby nie odpuszczali sobie w kwestii maseczek i sugerowanych zachowań.

Zaczynaliście od treningów w dwójkach. Można coś z takich zajęć wycisnąć?

Można. Przerwa od kontaktu z piłką była bardzo długa. Niektórzy przez cały ten czas nie mieli jej przy nodze. Inni w najlepszym razie pokopali w ogródku z bratem lub dzieckiem. No i co tu kryć, początkowo widzieliśmy, jak ten rozbrat dał się im we znaki. W treningach dwójkowych mogli odzyskać czucie piłki, odświeżyć technikę. Każdy bodajże cztery takie jednostki i one pomogły wejść nam w treningi grupowe.

W jakim „stanie” zawodnicy stawili się na pierwsze treningi?

Widać było, że jest różnica, natomiast byłem zadowolony, że tylko taka. Spodziewałem się większych problemów i odchyleń. Nie z tego względu, że mam leniwą drużynę, a chłopaki mieli wszystko w nosie, bo grają jedynie na trzecim szczeblu. Po prostu dla każdego z nas to najdłuższa przerwa od piłki w życiu. A jednak wszystko mieściło się w marginesie, który założyliśmy.

Czeka was granie co trzy dni. W Ekstraklasie to nie jest wielkie wydarzenie, w I lidze czasami się zdarzało, ale dla drugoligowców to chyba wyzwanie.

Zdecydowanie. Organizmy zawodników czeka poważna próba. Drużyny z szerszymi kadrami będą miały nieco ułatwioną sytuację. Liczę na całą naszą kadrę. Rola zmienników stanie się jeszcze istotniejsza niż wcześniej. Terminarz jednak ustalono bardzo dobrze. Mamy cztery pełne mikrocykle treningowe do potencjalnych baraży.

Co pan czuł patrząc na pierwsze mecze w Bundeslidze, Pucharze Polski i Ekstraklasie?

Byłem pozytywnie zaskoczony. Bardzo podobały mi się spotkania w Pucharze Polski, szczególnie to w Mielcu między Stalą a Lechem Poznań. W Bundeslidze w przypadku takich ekip jak Bayern, Borussia Dortmund czy Bayer Leverkusen nadal widać ogromną jakość, nic nie uleciało. Może nawet teraz ogląda się te mecze z większą koncentracją, gdy brakuje kibiców i mniej rzeczy rozprasza. W Ekstraklasie, jak zwykle, poziom się waha, ale parę fajnych widowisk dostaliśmy. Trenerzy chyba są zadowoleni. Nie jest tak źle.

Da się zauważyć, że na boisku jest znacznie grzeczniej?

Oczywiście, to akurat dla mnie duży plus. Wszyscy są znacznie bardziej zrównoważeni w kwestii podnoszenia larum. Dotyczy to także sztabów szkoleniowych w odniesieniu do sędziów. W Polsce obecne okoliczności pomogły się uspokoić, bo wielokrotnie w tym temacie mieliśmy trochę bałaganu. Jest mniej negatywnych emocji, które kibice też potrafili podgrzewać. Każdy z nas jest człowiekiem i czasami da się zakręcić, idzie z tą falą uderzeniową. Na trybunach krzyczą, że faulu nie było, wiec my też krzyczymy, choć przecież był ewidentny.

Zaczynacie od meczu z Górnikiem Łęczna, starcie na szczycie tabeli. To chyba nie jest wymarzony rywal po tak długiej przerwie?

Ani Górnik dla nas, ani my dla Górnika. Trzeba będzie się rozegrać i tyle. W tamtej rundzie wyjazd do Łęcznej okazał się mentalnym przełomem. Mieliśmy plagę kontuzji, jechaliśmy bez dziewięciu ważnych zawodników. Zdecydowaliśmy jednak w klubie, że już nikogo nie sprowadzamy w letnim okienku i poczekamy na powrót chłopaków, którzy z nami są. Opłaciło się. Różne momenty się zdarzają i nie ma co dywagować, czy lepszy byłby teraz Gryf Wejherowo, czy Górnik Łęczna.

Przed koronawirusem zdążyliście wiosną rozegrać dwa mecze i wynikowo wyszło słabo.

Z Błękitnymi Stargard graliśmy bardzo dobrze. Goście też zagrali w otwarty sposób. Mogliśmy wygrać, kilka sytuacji zmarnowaliśmy. Na Olimpii Elbląg polegliśmy w dyspozycji dnia. Gospodarze byli bardziej zdeterminowani, nam mało co wychodziło. To już jednak nieważne. Najważniejsze, co będzie po 34. kolejce.

Po 30 czerwca umowy wygasają kilkunastu zawodnikom. Z pana słów w dzienniku „Sport” wnioskuję, że w przeciwieństwie do niektórych klubów, piłka jest bardziej po waszej stronie jeśli chodzi o przedłużenie współpracy.

Dopinamy tę sprawę. Znam naszą strategię, wiem, w którą stronę pójdziemy. Dlaczego jeszcze nie mogę o tym powiedzieć? Mamy na przykład zawodników wypożyczonych. Pierwotnie w lipcu wracaliby do swoich klubów. Trzeba z tym zrobić porządek i chyba jesteśmy na finiszu doprecyzowywania niektórych tematów. Drużyna została już poinformowana i sądzę, że jest zadowolona. Ale publicznie o wszystkim będziemy mogli powiedzieć, gdy dojdzie do podpisania aneksów.

Był pan zadowolony z zimowego okienka?

Jestem zadowolony z planu, który obraliśmy, ale zima była już tylko czasem niewielkich korekt. Najbardziej byłem zadowolony z letniego okienka, gdy musiało dojść do dużych zmian po spadku. Musieliśmy się zmierzyć z trudnymi sytuacjami. Rozwiązywaliśmy kontrakty „pospadkowe”. Potem przez aferę, o której mówiłem wam poprzednim razem, odeszło kolejnych czterech zawodników. Przekonałem się wtedy, że mam w klubie ludzi, z którymi idę w jednym kierunku i mogę liczyć na ich wsparcie. Szukamy chłopaków, którzy mogliby godnie reprezentować barwy GieKSy w dłuższym okresie, patrzymy długofalowo. Wierzę jednak, że zimowe transfery zaprocentują także w tych dwóch miesiącach, które przed nami.

Kacper Tabiś jesienią grał w Katowicach wyłącznie jako zmiennik. Zimą odszedł do pierwszoligowej Odry Opole i w dwóch wiosennych kolejkach zaliczył po 90 minut. Nietypowy przypadek.

Kacprowi po sezonie kończyłby się kontrakt. Był zdecydowany na pójście do I ligi. Nie należał u mnie do zawodników pierwszego wyboru i trudno byłoby stwierdzić, kiedy mógłby się takim stać, dlatego dałem zielone światło na jego odejście. Kluby porozumiały się co do transferu i doszło do sprzedaży Kacpra. Takie jest życie.

Gdy rozmawialiśmy w grudniu mówił pan, że nie ma dużej presji na awans. W maju wygląda to tak samo?

Tabela i nasza dobra gra zobligowała nas, żeby wierzyć, że możemy zajść bardzo wysoko. Chcemy wygrywać w każdym meczu. Nie będzie jednak mówienia „I liga, albo śmierć”. Już kiedyś w tym rytmie w Katowicach grali i wiemy, jak się skończyło. Chcemy zmienić płytę.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. 400mm.pl

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

3 komentarze

Loading...