Reklama

Lech znów będzie miał problem z murawą. “Koronawirus zatrzymał budżety”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

28 maja 2020, 13:07 • 7 min czytania 17 komentarzy

Jak bumerang wraca temat problemu murawy na stadionie Lecha Poznań. Architektura stadionu jest beznadziejna i właściwie niemożliwe jest na nim utrzymanie dobrej murawy bez doświetlania trawy lampami. A w obliczu kryzysu spowodowanego koronawirusem Kolejorz pieniędzy na takie zużycie prądu nie miał. Dlatego już dziś możemy się spodziewać, że boisko będzie w strzępach.

Lech znów będzie miał problem z murawą. “Koronawirus zatrzymał budżety”

Przez te dwa miesiące zrobiliśmy więcej, niż można było zrobić. A czy jestem zadowolony z efektu? To już mniej. Na naszym obiekcie bez lamp nie da się osiągnąć tego, co byśmy chcieli. Koronawirus zatrzymał budżety, wyzerował je i po prostu dzisiaj nie mamy pieniędzy na to, by doświetlać tę murawę – mówi Grzegorz Szulczyński, groundsman Lecha Poznań. 

Jesteś greenkeeperem czy groundsmanem Lecha Poznań?

Zasadniczo nie ma to dla mnie większego znaczenia. Oficjalnie powinno się mówić groundsman – tak jest w Anglii, greenkeeperem określa się człowieka od pól golfowych. Ale dla mnie nazwa ma drugorzędne znaczenia. Najważniejsze, żeby praca tych ludzi była szanowana.

Czujecie, że wykonaliście dobrą pracę przez te dwa miesiące? Z jednej strony mieliście trochę czasu, by tą murawą się zająć. Ale z drugiej – pogoda nie była idealna.

Zrobiliśmy więcej, niż można było zrobić. A czy jestem zadowolony z efektu? To już mniej. Na naszym obiekcie bez lamp nie da się osiągnąć tego, co byśmy chcieli.

Mieszkam niedaleko stadionu i widziałem, że do pewnego momentu te lampy doświetlające murawę działały, ale później już żadne światło wieczorami nie rozbłyskało. Oszczędności?

Oszczędności robi się wtedy, gdy masz z czego oszczędzać. Ale tak poważnie – koronawirus zatrzymał budżety, wyzerował je i po prostu dzisiaj nie mamy pieniędzy na to, by doświetlać tę murawę.

Reklama
O jakich pieniądzach mówimy w skali miesiąca? 50-60 tysięcy?

To zależy od tego, jak często grasz na tym boisku. Te kwoty wahają się od 35 do 60 tysięcy złotych miesięcznie. Przy czym mówimy o tym świeceniu, które my wykonywaliśmy i które mieliśmy do tej pory. Ale jeśli mamy mówić o zapotrzebowaniu murawy w przypadku naszego stadionu, to mówimy o kwotach 4-5 razy większych.

Dlaczego te lampy są tak ważne?

Najprościej byłoby to wytłumaczyć filmem. Ale można to przedstawić obrazowo. Niech każdy wyjdzie na ogród, w najbardziej nasłonecznionym miejscu ustawi karton i wytnie w nim malutką dziurę. Momentalnie zobaczy, że trawa blednie, że korzeń jest coraz płytszy. A niech jeszcze po tej trawie trochę pobiega, to zobaczy, że bez słońca trawy nie będzie.

A problem stadionu przy Bułgarskiej jest taki, że ta dziura w kartonie jest malutka z uwagi na architekturę tego obiektu?

W porównaniu ze światłem na zewnątrz, to wygląda to bardzo źle. Oko światła jest małe. Do tego trybuny są blisko boiska i są wysoko postawione. Kopuła stadionu schodzi się do środka. Przez to światła wpada bardzo, bardzo mało. Wystarczy sobie pozwiedzać stadiony na świecie, by zobaczyć, że tam trybuny schodzą się do zewnątrz i niejako odsłaniają boisko. Jak na Tottenhamie, Realu czy – z naszego podwórka – Stadionie Śląskim. Tam światło dociera w dużo większej ilości i w dużo dłuższym czasie. U nas to wygląda tak, że o 16:00 mamy pasek światła na trzy metry szeroki i na dziesięć metrów długi.

Nie ma słońca, nie ma lamp, zatem z murawą będzie źle?

Oczywiście, że tak.

Ale jak źle? Znowu będą fruwać te płaty trawy i ziemi? Czy boisko będzie po prostu bledsze?

Kolor nie jest istotny. Odpowiednim pokarmem jesteśmy w stanie zazielenić to boisko, na krótki czas to działa. Jak będziesz w sobotę na meczu, to z góry będziesz widział, że ta murawa jest zielona i nawet dosyć gęsta. Problemem jest to, że ta trawa nie ma korzenia. Bez słońca i przy tej wilgotności na stadionie ten korzeń nie jest w stanie zejść niżej. Po prostu. Po wspaniałej grze wewnętrznej na stadionie rozegranej w zeszły piątek widać było, że ta część murawy, gdzie dociera częściowo słońce, jakoś się trzyma. Ale część boiska, gdzie tego słońca nie ma prawie wcale, już ma ubytki. Na Legii będzie jeszcze okej. Chociaż martwię się trochę o to, że w dwie osoby nie poradzimy sobie z zabiegami naprawczymi w trakcie meczu.

Na ogół w przerwie wchodziło was na murawę po kilka osób, czasem nawet sześć czy osiem.

Tak, ale są teraz ograniczenia związane z koronawirusem i mogą na boisko wejść tylko dwie osoby. Natomiast później będzie kłopot. Przy normalnym stadionie, na innych obiektach Ekstraklasy, koledzy nawet nie będą mieli co robić. To znaczy będą mieli pracę, ale nie będą musieli naprawiać tego ręcznie – wyczeszą, przeprowadzą standardowe czynności i tyle. A my tak naprawdę nie będziemy mogli zrobić zbyt wiele. Bo każdy naruszony element murawy po prostu będzie odpadał, wylatywał. I tak geometrycznym postępem będziemy w czarnej… No, wiemy w czym.

Reklama
Nie nastrajasz pozytywnie.

Pewnie trzeba będzie wrócić do tego, w czym jesteśmy w Poznaniu dobrzy – czarowanie oka, duży kontrast w telewizji… Nie no, mówiąc poważnie – bardzo mnie to nie cieszy. Odcięcie nas od środków czy odcięcie lamp zaburzyło wieloletnie plany. Może dla kibiców ciągle wyglądało to tak samo – że się murawa wyrywała. Ale wychodziliśmy na prostą. Przy tej ilości lamp i przy niewielkim zwiększeniu nakładów mogło być dobrze. Po zimie ta murawa wyglądała nieźle. Nie tylko ja, ale też ludzie zajmujący się boiskami na całym świecie, oni mówili, że bez lamp na połowie boiska nic nie zwojujemy na tym stadionie.

A murawa hybrydowa?

To czarowanie oka w pewnym sensie. Dla kibica czy piłkarza wygląda to okej – nie wyrywa się, jest w miarę gęsto. A kolor to już druga strona medalu. Pomijając już to, że wielu dostawców mówiło wprost, że na tym stadionie nie da trzyletniej gwarancji na hybrydę tak jak to robią na innych obiektach. Bez lamp to i tak niewiele da, bo będzie po prostu trochę włókien sztucznych i tyle. Byliśmy już na tyle blisko, by pójść w kierunku hybrydy i zwiększonej liczby lamp, choć budżetowo też nie wyglądało to rewelacyjnie. Teraz cofnęliśmy się do roku 2012, czyli początków mojej pracy w klubie. Znów będziemy liczyć, czy stać nas na nawóz, ile damy radę zrobić ręcznie… Zobaczymy. Dopiero ustalamy budżety.

Murawa hybrydowa nie rozwiązuje wszystkich problemów – ona i tak musi być doświetlana?

Zgadza się. Skoro nawet tak mało kompetentnemu człowiekowi jak ja udaje się utrzymać tę trawę zieloną, to przy hybrydzie plus byłby taki, że wizualnie bylibyśmy w domu. Nic by się nie wyrywało, po prostu. Z punktu widzenia oka z góry wygląda to na zielone boisko, ale gdybyśmy zszedł na dół, no to bez lamp przy hybrydzie włókien byłoby tam na około 35% powierzchni boiska. Ale nadal niewiele byłoby tam naturalnej trawy, gdybyśmy oczywiście nie doświetlali jej lampami. Niemcy odchodzą od hybryd, bo twierdzą, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Idą w stronę dużej liczby lamp i nawet wymieniania co roku całej murawy. Tak jak na Allianz Arenie. Oczywiście grają więcej i przy większej intensywności. Jest też wariant angielski – hybrydy, na ogół wstrzykiwane, ale też z obecnością lamp. Natomiast mówimy tu o wariantach dla nas abstrakcyjnych z punktu widzenia finansów. Trudno przy tak “pięknym” stadionie to Lechowi dźwignąć.

Martwisz się mocno o przyszłość? Teraz będzie granie u siebie raz w tygodniu, latem przerwa będzie krótka.

Martwię się. Znowu wracamy do tego, że na standardowym obiekcie w Polsce – problemu większego nie będzie. Problem będzie u nas, we Wrocławiu czy w Gdańsku. U nas sprawa wygląda tak, że w przerwie letniej ta trawa może nam się zabarwić, ale nadal korzenia nie będzie. Powtórzę – bez lamp korzenia nie będzie i tyle. Stoimy przed wielkim dylematem – może trzeba zmniejszyć nakłady bieżące na opiekę nad murawą, ale wymieniać ją dwa razy do roku? Czy jednak zaryzykujemy, jedna linia lamp, pełne nakłady finansowe na działania naprawcze. Ale oba te warianty mają mankament – w przypadku bardzo spodziewanego sukcesu sportowego będziemy grali co trzy dni i o przerwie właściwie nie ma co mówić. Wtedy pojawia się jednak wątek dodatkowych pieniędzy z gry w Europie.

Czyli wszystko i tak rozbija się o pieniądze?

W dużym skrócie – tak. No i mówimy tu o Poznaniu, o naszej specyfice tego obiektu. Znowu będzie ta sama debata – czy wydać pieniądze na kolejnego piłkarza, czy jednak wyrzucić je na boisko przy średnim efekcie? No i druga sprawa, bo będziemy szukać kolejnych ludzi do boisk – czy im starczy sił i nerwów, żeby nad tym boiskiem cały czas orać.

rozmawiał Damian Smyk

***

Rozmowę możesz wysłuchać tez w ostatnim odcinku “Stacji Bułgarska”. Oprócz wypowiedzi Grzegorza Szulczyńskiego znajdziesz tam też wywiad z Maciejem Henszelem, rzecznikiem prasowym Lecha Poznań. “Stacja Bułgarska” to cotygodniowa audycja poświęcona Lechowi Poznań.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...