Odmrażanie sportu oficjalnie rozpoczęło się dopiero po majówce, jako pierwsze wystartowały kluby z dwóch najwyższych szczebli, które w specjalnym reżimie i niewielkich grupach zajęciowych ruszyły do przygotowań ligowych. Przedwczoraj minęły równe 3 tygodnie od wznowienia jakichkolwiek treningów, bo oczywiście zakładamy, że przed 4 maja nikt żadnych potajemnych zajęć nie prowadził, tylko Arka wpadła na delikatnym rozruchu. Jak to wygląda na ten moment? Trzy zerwane więzadła na dwóch najwyższych poziomach rozgrywkowych plus liczne kontuzje mięśniowe.
Legia położyła na przykład na stół karetę, informując, że wypadają z gry jednocześnie Radosław Cierzniak i Radosław Majecki, a także Arvydas Novikovas i Maciej Rosołek. Pierwsze dwa przypadki to ponoć zupełnie niegroźne kolizje, ale już Novikovas i Rosołek mogą pauzować około miesiąca – portal Legia.net informuje, że pierwszy naderwał mięsień łydki, drugi ma problemy z więzadłem w stopie. Te urazy to jednak w gruncie rzeczy drobnostka, zwłaszcza na tle najpoważniejszych kontuzji, których niestety liczba rośnie z każdym tygodniem.
Już pierwszego dnia odmrożenia gigantyczny pech dopadł Michała Górala z Zagłębia Sosnowiec, który właśnie szykował się do powrotu ligowego po wyleczeniu zerwanego więzadła krzyżowego. Wydawało się, że akurat on skorzystał na lockdownie – rehabilitacja mogła przebiegać spokojnie, nie tracił meczów czy jednostek treningowych, bo zwyczajnie ich nie było. I co? Od razu po powrocie odnowienie tej traumatycznej kontuzji, kolejne 6 miesięcy przerwy przed nim. Co ważne – nie doszło do żadnego drastycznego starcia, kolano nie wytrzymało wydawać by się mogło zupełnie zwyczajnych obciążeń treningowych.
Jako drugi na pół roku wypadł Miłosz Szczepański z Rakowa Częstochowa. Tu też nie doszło do żadnego bandyckiego ataku na kolana, ot, zwykła walka o piłkę, kolano uciekło do boku, charakterystyczny dźwięk, który wywołuje zgrzytanie zębów u tych, którzy mieli go okazję poznać na własne uszy. Ten smutny hat-trick dopełnił Igor Łasicki z Pogoni Szczecin, któremu więzadło puściło na treningu, bez żadnego kontaktu z przeciwnikiem. Trzech piłkarzy straci najbliższe sześć miesięcy, choć tak naprawdę nawet nie doszło do istotnego starcia z rywalem.
– Bez wątpienia warunki są bardzo trudne – ocenia dla Weszło Krzysztof Kuliński, ortopeda z dyplomem FIFA w dziedzinie medycyny piłkarskiej. – Po pierwsze przerwa trwała bardzo długo, nie oszukujmy się, nawet świadomi, profesjonalni piłkarze nie zawsze są w stanie poprawnie zrealizować rozpiski treningowe od swoich szkoleniowców. Po to przecież są trenerzy czy fachowcy od przygotowania fizycznego, by na bieżąco korygować pewne błędy, dobierać obciążenia i rodzaj ćwiczeń. Teraz tej ewaluacji nie było, piłkarze byli zdani przede wszystkim na własną intuicję.
Taras Romanczuk z Jagiellonii Białystok na antenie Weszło FM opisał to dość drastycznie – do momentu zakazu wyjścia do lasów – bieganie między drzewami. Potem, gdy już lockdown dotknął nawet terenów zielonych, został rowerek stacjonarny w domu. Nie mamy powodów, by mu nie wierzyć, zresztą nawet jeśli założymy, że niektóre kluby potajemnie trenowały, to raczej dotyczyło to drugiej połowy kwietnia – a więc i tak 4 tygodnie po zawieszeniu całej aktywności sportowej.
– Trzy czy cztery tygodnie przygotowań to bardzo mało nawet przed sezonem, gdzie przecież dochodzą mecze sparingowe. Tutaj nie tylko trzeba było wypracować bazę na ten nadchodzący maraton meczowy, ale jeszcze doprowadzić piłkarzy do formy po okresie totalnego zamknięcia w czterech ścianach. Widać nawet na przykładzie Bundesligi, że kontuzje są tam właściwie co kilkanaście, kilkadziesiąt minut grania – dodaje Kuliński.
Dlaczego jako pierwsze mogą puszczać więzadła krzyżowe? Kiedyś w Weszło FM omawialiśmy to wyjątkowo dokładnie z doktorem Jakubem Jabłońskim z kliniki Return To Play – generalnie zawodzić może zwłaszcza profilaktyka, która na profesjonalnym poziomie nawet w Polsce zaczyna pełnić bardzo istotną rolę.
– Podczas mojej pracy w Espanyolu Barcelona miałem okazję obserwować to z bliska: zawodnika się bardzo gruntownie sprawdza przed sezonem. Tam zobaczyłem w pełni, co oznaczają rzetelnie wykonane testy przedsezonowe, piłkarze są wrzucani na Biodexa, czyli maszynę mierzącą siłę mięśni, mają testy FMS, inne tego typu. Klub dysponuje badaniami porównawczymi i sprawdza, jaką pracę powinien wykonać trener przygotowania motorycznego, na jakie aspekty kłaść nacisk, gdzie uzupełniać braki, gdzie docisnąć – przekonuje Jabłoński. Jak się domyślamy – podczas kwarantanny piłkarze prędzej niż Biodex zobaczyli Pokedex na konsolach swoich dzieciaków. Pracowali na czuja, znając możliwości swoich organizmów, ale to właściwie tyle.
– Przy tak ścisłej kontroli jak wtedy w Barcelonie – nie ma możliwości, by powstał dysbalans siły, czyli jedna z przyczyn wpędzania się w takie problemy jak zerwanie ACL. Zbyt słaba czwóra, zmieniamy kierunek ruchu, ciało w jedną stronę, noga w drugą i mamy trzask. Dlatego takie ważne jest kontrolowanie, czy obie grupy mięśni rozwijają się równomiernie, czy obie nogi są jednakowo mocne. Do tego treningi propioceptywne, budowanie czucia głębokiego, czyli praca na niestabilnym podłożu. Ćwiczenia na piasku, dużo stabilizacji w treningu… To się kojarzy z rehabilitacją, a powinno być używane w treningu piłkarskim. TRXy, gumy, niestabilne podłoże, balansery, piłki, półpiłki, jest cała masa rzeczy, które można użyć, by te kontuzje zdarzały się rzadziej. Moim zdaniem każdy klub sportowy powinien mieć wielką skrzynię z takim sprzętem i uczyć od dziecka: róbcie te ćwiczenia, nawet w domu – przekonywał Jabłoński. Dziś nawet jeśli takie skrzynie w klubach były, to w okresie kwarantanny głównie zbierały kurz.
A przecież nawet jeśli zrobisz wszystko dobrze, nawet jeśli doskonale obudowałeś kolano mięśniami, a przy okazji zadbałeś również o profilaktykę, może się zdarzyć tak jak w przypadku Zlatana. Doktor Jabłoński opowiadał nam, że jego przypadek był omawiany na konferencjach medycznych – czysto teoretycznie to było kolano idealne, doskonale przygotowane do największych obciążeń. A i tak wystarczyła chwila, by więzadło krzyżowe się zerwało.
Jak to będzie wyglądało teraz, gdy piłkarze nie zawsze świadomi roli profilaktyki zostają wrzuceni na taką karuzelę jak 11 meczów w dwa miesiące po iście karkołomnym okresie przygotowawczym? Zresztą, więzadła to jedna sprawa, ale ogólnie wielkim wyzwaniem będzie zachowanie organizmów piłkarzy w stanie względnej gotowości do grania:
– przygotowujesz drużynę w najgorszej możliwej formie, prawdopodobnie drużynę o wiele bardziej “zardzewiałą”, niż w przerwie między sezonami, gdy piłkarze mają możliwość realizować rozpiski w dowolnych warunkach
– przygotowujesz drużynę do największego z możliwych wyzwań, bo do maratonu meczowego z graniem co trzy dni i króciutką przerwą przed kolejnym sezonem
– przygotowujesz drużynę w ekstremalnie krótkim okresie, więc nie możesz sobie pozwolić na stopniowe zwiększanie obciążeń
– W lockdownie na pewno trudniej było zachować profilaktykę, rolować mięśnie, odpowiednio przeprowadzać rozgrzewkę. Teraz nagle wchodzisz na najwyższy poziom obciążeń – zaznacza doktor Kuliński. – Wystarczy przypomnieć sobie rozmowy zimą, gdy niektóre kluby przechodzą ze sztucznej murawy na naturalną. Już wtedy słychać głosy, że ta zmiana bywa trudna, zwłaszcza dla więzadeł. A co dopiero teraz, gdy przeskakujesz z płytek podłogowych i rowerka na trawę w warunkach niemalże meczowych, bo zaraz przecież start sezonu? Wiadomo, mogłeś w okresie kwarantanny umacniać pewne partie mięśniowe, ale tego całościowego ruchu, zwrotności, przyspieszeń, które przecież angażują czasem zupełnie inne partie, w warunkach domowych wykonać się właściwie nie dało. Niektóre partie nieużywane przez cały lockdown, teraz są eksploatowane nie na sto, ale na sto dwadzieścia procent, bo przecież trenerzy nie będą teraz sobie pozwalali na jakieś spokojniejsze wejście w trening, skoro przed nimi taśma meczów, pomiędzy którymi praktycznie nie będzie czasu na regenerację.
No właśnie. To kolejny ważny aspekt – długa przerwa, krótkie i intensywne przygotowania, a potem właściwie jedna wielka nawałnica spotkań. Zanim zregenerujesz się po sobocie, przyjdzie grać we środę – i tak nie przez trzy tygodnie, ale prawie dwa miesiące.
– Na pewno te najbliższe tygodnie będą najtrudniejsze i nie chodzi już wyłącznie o więzadła, ale też kontuzje mięśniowe, naciągnięcia czy zerwania – przyznaje doktor Kuliński. – Najgorsza jest świadomość, że to czeka nie tylko nas, ale też całą Europę i świat.
Na ten moment mamy 3 tygodnie treningów, 3 zerwane więzadła i liczne kontuzje mięśniowe. A przecież maraton dopiero się rozpoczyna. Piłkarze mówią: damy radę. Trenerzy mówią: ogarniemy. Oby organizmy też nie zgłaszały już więcej obiekcji.
Fot.FotoPyK