Reklama

Pięciu zmian nie będzie, bo za czasów Bońka ich nie było

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

23 maja 2020, 09:40 • 6 min czytania 26 komentarzy

Zbigniew Boniek po raz kolejny potwierdził, że Ekstraklasa nie zaimplementuje do regulaminu zapisu o tym, by umożliwić zespołom wykonanie pięciu zmian w meczu. Choć ten model sprawdza się już w Bundeslidze, choć gra tak już młodzieżowa Liga Mistrzów, to prezes PZPN mówi „nie”. Dlaczego? Bo trzydzieści-czterdzieści lat temu można było grać bez pięciu zmian. Niestety Boniek zapomina, że trzydzieści lat temu biegało się dużo mniej i nie było dwumiesięcznej przerwy w rozgrywkach.

Pięciu zmian nie będzie, bo za czasów Bońka ich nie było

Wybaczcie, ale za każdym razem, gdy słyszymy te porównanie „a bo kiedyś to była piłka nożna, dzisiaj to już nie to samo”, to od razu przed oczami staje nam Jakub Czarodziej, który opowiada o tym, jak to kiedyś nie było telefonów i ludzie ze sobą rozmawiali. Na takie gadanie został nawet uknuty termin „boomera”. Jedni rzewnie wspominają komunę, inni tęsknią za papierowymi gazetami, jeszcze ktoś tam wzrusza się na myśl o telefonie z okrągłą tarczą. Sęk w tym, że internet wypiera gazety dlatego, że jest szybszy, wygodniejszy i elastyczniejszy. A telefony stacjonarne lądują w lombardach lub w śmietniku z elektroniką, bo mamy komórki, które łączą w sobie opcje telefonu, aparatu, notatnika, kalendarza, komputera, konsoli do gier i co tam jeszcze sobie wymarzycie. Nie musimy przecież tego tłumaczyć, wiecie jak działa świat.

Zasadniczo większość z nowinek – czy to technicznych, czy prawnych – ma nam ułatwiać życie. Dostosowywać się do zmieniających czasów, adaptować do otaczającego świata.

I futbol w tym kontekście nie jest żadnym wyjątkiem. Zasady gry się zmieniają. Zniknął przepis umożliwiający łapanie piłki w ręce przez bramkarza po podaniu kolegi z zespołu. Przepis o spalonym przeszedł kompletną ewolucję. Gwiżdże się inne faule, za co innego daje kartki. To raczej zasady muszą nadążyć za tym, jak zmienia się gra, a nie gra nadąża za przepisami. I dlatego IFAB otworzył furtkę krajowym federacjom do tego, by w erze koronawirusa zezwolić trenerom na dokonywanie pięciu zmian w meczach. Argumentacja była klarowna – natężenie spotkań będzie wysokie, piłkarze wracają po dwóch-trzech miesiącach braku treningów lub treningach w ograniczonym zakresie, zatem musimy zadbać o ich zdrowie.

Zresztą posłuchajmy ekspertów:

Reklama

Steve Tashjian, główny specjalista ds. przygotowania fizycznego w amerykańskiej federacji piłkarskiej:Problem polega na tym, że jeśli piłkarz zaprzestanie treningu, to w pierwszej kolejności zanika eksplozywność i te parametry przygotowania, które odpowiadają za zwinność, szybkość i intensywność przy wysiłku. Jeśli dziś ktoś się pyta „w którym momencie piłkarz może doznać kontuzji”, to odpowiadam, że właśnie przy zrywie do piłki albo przy zmianie kierunku biegu. Bo w tych elementach stracił najwięcej wytrenowania.

Magni Mohr, ceniony badacz przygotowania fizycznego wśród piłkarzy: – Wytrzymałość i wydolność nie są problemem. Wydaje się, że piłkarze skupiali się w okresie przerwy w rozgrywkach właśnie na podtrzymaniu odpowiedniego poziomu w tym zakresie, mogli stracić około 20% ze swojego pierwotnego poziomu. Problemem jest adaptacja układu nerwowego i ciała do dynamiki futbolu. Ciągłe zrywy, zmiany kierunków biegów, kontakt z rywalem. Tutaj widzimy ryzyko wystąpienia urazów.

Rafał Buryta, trener od przygotowania fizycznego Pogoni Szczecin, mówi, że problem może być z tym, że piłkarze w domach po prostu mogli odzwyczaić swoje organizmy od typowo piłkarskich ruchów: – Wydolność, wytrzymałość, szybkość. Z tym nie będzie problemów. Natomiast trzy tygodnie do ligi trzeba poświęcić na specyfikę ruchu, zmiany kierunku, wyhamowania, przyspieszenia, czyli wszystko to, co w izolacji można było zrobić tylko w niewielkim stopniu. Obawa przed kontuzjami? Będzie, ale nie z tego powodu, że będą jakieś przeciążenia i za duża liczba obciążeń. Bardziej chodzi właśnie o specyfikę ruchu zawodników, którego przez dwa miesiące nie mieli. Nie da rady odwzorować gry w treningu indywidualnym, nie ma po prostu takiej możliwości. 

Widzimy to już po Bundeslidze, że wejście z marszu w trening i w granie niesie za sobą falę urazów. Tylko w pierwszej kolejce ośmiu zawodników zakończyło mecze z kontuzjami. Nie wliczamy tu nawet tych, którzy wysypali się przed rozpoczęciem gry, a byłaby tu kolejna ósemka. I to mimo tego, że Niemcy pozwolili na pięć zmian.

W Polsce pięciu zmian nie będzie. I taka jest decyzja Zbigniewa Bońka. Dziś wypowiada się na ten temat w „Sporcie”:

Pan podobno nie jest zwolennikiem wprowadzenia pięciu zmian w meczu?

– Nie jestem. Będziemy tradycyjnie stosować trzy zmiany. W Niemczech pięć zmian robili głównie ci, którzy przegrywali. Ja uważam, że w ogóle zmiana regulaminu to bardzo poważna ingerencja w rozgrywki, które zostały tylko zawieszone.

Reklama

Wcześniej w Tuttomercatoweb mówił tak: – To nie jest futbol. To bez sensu, czysty populizm. Jeśli ktoś to wprowadza, to nie wie na czym polega futbol. Absurdalne jest stwierdzenie, że wprowadza się po przez to, że będzie dużo meczów? My na mundialu w 1982 rozegraliśmy w miesiąc siedem meczów, z czego większość w upale. I zmiany były tylko dwie.

I pewnie można byłoby ten argument kupić, gdyby nie to, że za pomocą trzech kliknięć myszką możemy sobie odpalić w dwóch równoległych oknach mecze z lat ’80 i spotkania z roku 2020. Polecamy wam ten eksperyment. Najpierw można złapać się na tym, że w oknie z meczami retro zacznie szukać przycisku przyspieszającego tempo, bo wyglądają jak rozgrywane w slow-motion. A później będziecie się zastanawiać, czy piłkarze zespołów broniących mają zakaz stosowania pressingu.

Futbol się zmienił tak drastycznie, że porównywanie wysiłku piłkarzy sprzed 30-40 lat z tymi obecnymi jest kompletnie z czapy. Badania wspomnianego Mohra wykazują, że w samej Premier League liczba sprintów przez ostatnie dziesięć lat wzrosła o 50%. W ciągu dekady! A przecież już w 2010 roku każdy klub miał trenera przygotowania fizycznego, wiedza o treningu motorycznym kwitła, świadomość istoty diety była wysoka. Jeśli w ciągu dekady można było wycisnąć z gry jeszcze więcej sprintów, to boimy się nawet pomyśleć o tym, jaka przepaść jest między latami 1982 i 2020.

Nie dziwimy się, że na mundialu w 1982 roku można było grać co trzy dni. Oczywiście ówczesne przygotowanie fizyczne piłkarzy było gorsze względem tych dzisiejszych, ale piłkarze otrzymywali też dużo mniejszą dawkę wysiłku. Dziś najzwyczajniej w świecie intensywność gry jest dużo wyższa, a – co za tym idzie – ryzyko kontuzji też wzrasta.

Zresztą nie szukajmy daleko, spójrzmy na fakty, z którymi trudno polemizować: w Ekstraklasie średnio przebiegnięty dystans przez zespół na mecz wynosi średnio 112 kilometrów, najlepsi zawodnicy robią po kilkanaście sprintów i nawet powyżej 50 szybkich biegów na spotkanie (nie mówimy o takim Przemku Płachecie, który sam co mecz kręci po 24 sprinty). Rekordziści w naszej lidze pokonują prawie 13 kilometrów na spotkanie, Adam Frączczak dobił niemal do 14 kilometrów. Patrzymy na sylwetkę takiego Tymoteusza Puchacza i widzimy, że ten chłopak MUSI być przygotowany do gry w taki sposób.

Dzisiejsze tempo futbolu WYMAGA od piłkarza takiego przygotowania. Wtedy gra nie była tak intensywna, by wymagać od piłkarzy sylwetki kulturysty przed zawodami. Mogli sobie zakurzyć fajkę w szatni, mogli nie mieć barków przypominających kule do kręgli. Dzisiaj muszą. Bo gra jest toczona na bardzo wysokim tempie.

Przykładowy skrzydłowy Premier League nie musi być tylko szybki, ale musi być po prostu załadowany jak kolejka na Gubałówkę:

Jeśli zgodnie z założeniem IFAB pięć zmian ma być dopuszczonych tylko do końca tego roku, to wszystko skleja się w sensowną całość. Organizmy piłkarzy lekko ześwirowały przez kwarantannę, do końca sezonów przykręci im się śrubę, przerwa letnia będzie krótka. Jeśli można w jakiś sposób umożliwić trenerom szafowanie siłami obciążonych graczy, to czemu by tego nie zrobić? Przykład Bundesligi pokazuje, że zmiany nie rozbijają płynności w grze.

No chyba, że naprawdę jedyny argumentem jest to, że prawie 40 lat temu dało się, więc dzisiaj też powinno się dać. 40 lat temu nie mogliśmy też wykonywać przelewów przez internet, zakupy robiło się na kartki, a w telewizji (jeśli ktoś miał) leciały czarno-białe filmy.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

26 komentarzy

Loading...