Reklama

Prezes MZPN: – Za dużo w polskiej piłce przeżyliśmy, żeby zgadzać się na niesprawiedliwość

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

17 maja 2020, 14:56 • 5 min czytania 12 komentarzy

– To jest powinność Hutnika, żeby bronić własnych interesów. Jestem pewien, że Hutnik wejdzie na ścieżkę odwoławczą i będę radził, żeby zwrócił się nawet do odpowiedniego i kompetentnego odwoławczego gremium w postaci komisji w Polskim Komitecie Olimpijskim, a jeśli nie to jeszcze nas czeka Lozanna, bo tu pardonu być nie może. Za dużo w polskiej piłce przeżyliśmy, żeby zgadzać się na niesprawiedliwość. Mamy za sobą dekadę opatrzoną signum temporis „Fryzjera”, że musimy stać na straży nawet przecinka w regulaminach, ustawach i przepisach związkowych – mówi w rozmowie z nami prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, Ryszard Niemiec, który mocno komentuje decyzję Lubelskiego Związku Piłki Nożnej o awansie Motoru do II ligi i przesunięciem Hutnika Kraków na drugie miejsce w tabeli III ligi grupy IV. Zapraszamy. 

Prezes MZPN: – Za dużo w polskiej piłce przeżyliśmy, żeby zgadzać się na niesprawiedliwość

***

Napisał pan wczoraj na swoim Twitterze: „W tej chwili dotarła do mnie ta bezprawnie orzeczona decyzja Lubelskiego ZPN o wyrolowaniu Hutnika i próba wystawienia statusu II-ligowca! Haniebna praktyka na rympał nawiązuje do najgorszych wzorów korupcyjnej doby. Spotka się z należnym odporem prawnym!” .

Właściwie nie wymaga to żadnego komentarza. Koledzy z LZPN zajmują się omijaniem regulaminu napisanego przez siebie. Prowadzili systematycznie tabelę i publikowali ją od pierwszej kolejki, doszli do pierwszego meczu rundy wiosennej, oznaczyli Hutnika na pierwszym miejscu, Motor na drugim, kierując się prymarną zasadą wyższości bezpośredniego spotkania, a tu nagle nic się nie stało, żadna piłka nie została kopnięta, a tabela się zmieniła – Motor na pierwszym, Hutnik na drugim. Hokus pokus. Czary. Sięgnęli po argument bramkowy, kwestionując, że jeden rozegrany bezpośredni mecz to mało. Hutnik z kolei kwestionuje, że podobnie, jak mecze nie zostały do końca rozegrana i drużyny nie zgromadziły optymalnej liczby punktów, tak samo nie zgromadziły optymalnej liczby bramek. I tu jest pułapka, która czyni to rozstrzygnięcie wielbłądem.

Zdajemy sobie sprawę, jak wielka presja leży na kolegach z Lubelskiego Związku Piłki Nożnej, ale jeśli do tego słyszę, że podobno było – w co nie wierzę – imprimatur dla takiego rozwiązania ze strony prezesów Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej i Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, bez powiadamiania mnie jako prezesa MZPN, to coś się za tym kryje. Gdyby to była prawda, to byłaby to robota ocierająca się o pozbawienie elementarnego prawa do wypowiadania się jednego z partnerów makroregionalnej rady.

Ale pan w to nie wierzy. 

Nie chce mi się wierzyć, żeby Malinowski i Golba przystawali na tego typu rozstrzygnięcie, bo przecież nie wierzę, że nagle sumienia im się zamroziły i są na tyle niezborni intelektualnie, żeby nie zdiagnozować szytej grubymi nićmi decyzji.

Reklama
Sprawa nie jest prosta. Regulaminy trzeba naginać, żeby przy nierozegranych do końca rozgrywkach podejmować jakiekolwiek decyzje, ale na pewno pozbawienie Hutnika jakichkolwiek szans awansu już na tym poziomie i przyznanie II ligi Motorowi, to nie jest rozwiązanie ani mądre, ani sprawiedliwe. 

Nawet, jeśli są daleko posunięte wątpliwości interpretacyjne, to nie idzie się na rympał, nie idzie się na ekstremalne rozwiązania, tylko szuka się rozwiązania kompromisowego.

Rozwiązaniem kompromisowym byłby baraż.

Baraż byłby konsensusem. I z tym rozeszliśmy się po zebraniu zarządów ZPN-ów w Warszawie. Prezes Boniek konsekwentnie podtrzymywał, że to jest najrozsądniejsze rozwiązanie, które powala uniknąć napięć. Po drugie, gdyby warunki wewnętrzne nie pozwoliły, to są jego słowa, miał zrobić wszystko, żeby dwie drużyny awansowały. Nie wiem, na jakiej zasadzie miałoby być to dokonane – czy dołączenia, czy czegoś innego, ale w każdym razie baraż byłby sprawiedliwy. Ale zapędziłem się w bieżączki: przed zebraniem zarządu dwanaście czy trzynaście klubów III ligi grupy IV, na czele z Motorem, Hutnikiem, Wisłą Puławy, Chełmianką, Zamościem, Białą Podlaską i innymi, wystosowało specjalny list do wszystkich zainteresowanych prezesów wojewódzkich związków z deklaracją, że chcą grać. Więc coś tu się nagle stało. Nie wiem, czy to presja czynników zewnętrznych, czy wręcz ulicy, ale w każdym razie przyjąłem to z dużym niesmakiem i bez zrozumienia. Kolega Bartnik, który najżywiej ze wszystkich prezesów, utrzymuje łączność telefoniczną, mailową, smsową ze swoimi odpowiednikami na stanowiskach wojewódzkich baronów, tym razem milczy. Milczy, milczy, a przy okazji wystrzelił taką racą, która zburzyła całe środowisko nie tylko małopolskie, bo opinie w całym kraju są druzgocące dla takiego rozwiązania.

Dzwonił pan do Zbigniewa Bartnika?

Nie dzwoniłem, bo nie nie odebrał jednego telefonu. Nie chcę być nachalny. Sprawa jest krańcowa. Ustawia nas sztucznie na dwóch biegunach, chociaż nigdy tak nie było. Bywały momenty, kiedy roztropność czterech prezesów wojewódzkich związków neutralizowała rodzące się problemy i konflikty międzyklubowe. Odkąd ja pamiętam, a pamiętam, jak pan się domyśla, czasy dawniejsze niż te, to zawsze prezes się komunikowali. Pamiętam, jak powstały makroregiony i zaczęły być prowadzone, to była połowa lat 80., przez cztery wiodące okręgi – Warszawę, Poznań, Katowice, Kraków. Pamiętam, jak na początku XXI wieku, wiodące okręgi po reformie administracyjnej przestały funkcjonować i III ligę zaczęły prowadzić rotacyjnie związki z danego zakątka kraju. Pamiętam to wszystko i nigdy nie było tak, żeby przez rozpoczęciem kolejnej rundy, w tym przypadku zakończenia jesiennej i rozpoczęcia wiosennej, prezesi się ze sobą nie spotkali, żeby podsumować wszystko i wytyczyć kierunki dalszego działania, wytykając błędy sędziom, organizatorom, infrastrukturze i sobie samym. Tym razem ani na zakończenia jesieni, ani rozpoczęcia wiosny nie poprzedziło tradycyjne spotkanie. Po raz pierwszy od dwudziestu lat. Zacząłem się bać tego, co może się zdarzyć.

Co zamierza pan teraz zrobić?

To jest powinność Hutnika, żeby bronić własnych interesów. Jestem pewien, że Hutnik wejdzie na ścieżkę odwoławczą i będę radził, żeby zwrócił się nawet do odpowiedniego i kompetentnego odwoławczego gremium w postaci komisji w Polskim Komitecie Olimpijskim, a jeśli nie to jeszcze nas czeka Lozanna, bo tu pardonu być nie może. Za dużo w polskiej piłce przeżyliśmy, żeby zgadzać się na niesprawiedliwość. Mamy za sobą dekadę opatrzoną signum temporis „Fryzjera”, że musimy stać na straży nawet przecinka w regulaminach, ustawach i przepisach związkowych.

ROZMAWIAŁ: JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Reklama

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...