Reklama

„Nastroje wokół Ruchu za szybko się zmieniają, nie narzucajmy sobie niezdrowej presji”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

17 maja 2020, 17:02 • 10 min czytania 8 komentarzy

Ruch Chorzów był jednym z dwóch klubów chcących grać dalej w trzecioligowej grupie III, ale nie miał szans się przebić z tym stanowiskiem. O okolicznościach zakończenia sezonu, sytuacji w klubie, planach na kolejne miesiące i nie zawsze zdrowej otoczce wokół drużyny rozmawiamy z trenerem „Niebieskich” Łukaszem Beretą. Nie zgadza się on z opiniami, że każdy kolejny dzień w III lidze jest dla Ruchu dniem straconym. 

„Nastroje wokół Ruchu za szybko się zmieniają, nie narzucajmy sobie niezdrowej presji”
Łudziłeś się w ostatnich dniach, że ten sezon III ligi jednak nie zostanie zakończony?

Nie. Spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Widziałem, jak to wygląda. Rozmawiałem z trenerami innych drużyn – nie wszystkie wystartowały, nie wszystkie trenują. Niektóre zespoły są pół-profesjonalne, część zawodników normalnie pracuje i utrzymanie rodzin jest dziś ich celem numer jeden w życiu. Zakładałem więc, że – niestety dla nas – ten sezon nie będzie dokończony.

W waszej grupie poza Ruchem dalej chciał grać tylko Rekord Bielsko-Biała. Zdecydowana mniejszość.

Rekord jest klubem bardzo dobrze zorganizowanym i głównie z tego to wynikało. Po prostu był gotowy. Co do reszty, już przed ogłoszeniem decyzji wiedzieliśmy, jakie jest ich stanowisko, więc władzom śląskiego związku doszedł jeszcze jeden argument. Jako całość, liga nie chciała grać, dlatego nie było szans na kontynuację.

Byłeś rozczarowany postawą reszty klubów czy trochę je rozumiesz?

Wydaje mi się, że nawet gdyby jeden czy dwa kluby nie chciały grać, mógłby być problem z restartem. To nie tak, że przez ten czy tamten klub nie wróciliśmy na boisko. Pytasz, czy je rozumiem. W sporej mierze tak. Wiadomo, że patrzyliśmy pod swoim kątem, my woleliśmy wznowić granie, ale jeśli ktoś miałby problemy z zachowaniem wszystkich obostrzeń, bo na przykład zawodnicy pracują i mają kontakt z osobami postronnymi, to trzeba to zrozumieć. Nie mam pretensji ani do klubów, ani do związku. To była bardzo trudna decyzja.

Tak zupełnie ogólnie, uważasz ją za słuszną?

Na pewno nie brakuje argumentów, które za nią przemawiają. Musielibyśmy poczekać, aż ruszą Ekstraklasa i I liga, zobaczyć, czy wszystko jest w porządku i dopiero wtedy moglibyśmy myśleć o naszym powrocie. Gdyby tam działy się jakieś historie, tym bardziej nie mielibyśmy szans na dalsze granie.

Reklama
Chcieliście grać głównie ze względu na szanse na awans czy generalnie czuliście się gotowi?

Byliśmy w stanie się tak zorganizować, że do piątku trenowaliśmy w tych sześcioosobowych grupach. To nie był dla nas problem logistyczny. Nie ukrywamy, że chcieliśmy awansować już teraz, żeby jak najszybciej znaleźć się na szczeblu centralnym. Nie zgodzę się jednak z niektórymi osobami, które mówią, że każdy dzień w III lidze jest stracony dla Ruchu. Nie możemy tak do tego podchodzić. Dołowanie się może tylko zaszkodzić. Ludzie wcześniej rządzący klubem właśnie w ten sposób patrzyli, że od razu musimy wrócić do Ekstraklasy i nic innego nas nie interesuje. Po spadku do II ligi powielono te błędy i wiemy, jak się skończyło. Jeśli teraz będziemy w to brnąć i narzucać sobie niezdrową presję, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Wyciągajmy wnioski z błędów poprzedników, zachowajmy spokój, a wtedy będzie szansa, żeby awansować w przyszłym sezonie. Musimy pamiętać, że również na tym szczeblu nikt się przed nami nie położy na boisku, bo jesteśmy Ruchem Chorzów. Walczmy z pokorą z meczu na mecz i w ten sposób możemy coś zdziałać.

No i pamiętajmy, jaki był wasz punkt wyjścia przed tym sezonem i jakie mieliście wówczas cele.

Dokładnie. Naszym celem było utrzymanie, okrzepnięcie i powalczenie o awans w następnym roku. Potem zaczęliśmy punktować lepiej niż zakładaliśmy na starcie, pojawiła się szansa, żeby od razu bić się o pierwsze miejsce i chcieliśmy z tego skorzystać. Byliśmy blisko, ale nie ma gwarancji, że by się udało. Rezerwy Śląska Wrocław miały sześć punktów przewagi, a na każdy mecz ściągały 6-7 zawodników z ekstraklasowej kadry. Na spotkanie z nami nawet jeszcze więcej. Niełatwo byłoby odrobić tę stratę.

Fakt, iż tak naprawdę graliście lepiej niż przewidywaliście, a Śląsk jednak wyraźnie prowadził, osładza okoliczności zakończenia sezonu? Chyba byłoby bardziej gorzko, gdyby chodziło o takie zamieszanie jak w grupie z Hutnikiem Kraków i Motorem Lublin.

Coś w tym jest. My przecież po trzech meczach byliśmy jeszcze jeden punkt na minusie, nawet nie zaczynaliśmy od zera. Pamiętam, jakie panowały w tamtym czasie nastroje. Podczas któregoś ze spotkań kibiców z ludźmi z klubu jeden z trenerów mówił głośno do wszystkich: – Panowie, nie łudźcie się, z takim składem i takim sztabem szkoleniowym powalczycie o utrzymanie lub spadniecie. Później, po dobrych meczach tego samego składu z tym samym sztabem, dość szybko pojawiły się głosy w klubowym środowisku, że z takim składem, taką grą i tysiącami kibiców to musicie awansować. W ciągu dwóch miesięcy optyka zupełnie się zmieniła. Nie podejrzewam nikogo o złe intencje, ale nie tędy droga. Nie możemy się w kwestii nastrojów odbijać od ściany do ściany. Musimy twardo stąpać po ziemi i nawet jeśli w pewnym momencie będziemy prowadzili w tabeli, trzeba szanować każdego przeciwnika. Jeśli takiego szacunku brakuje – bo przecież jesteśmy lepsi i na pewno wygramy, najlepiej 5:0 – to przeważnie na końcu jest rozczarowanie. Poprzednie sezony Ruchu powinny być w tym temacie nauczką, ale można spojrzeć na inne kluby, chociażby Widzew Łódź. Miał wszystko, żeby wyjść z II ligi i jednak mu się nie udało. Spokój i pokora w nas samych, unikanie rewolucyjnych nastrojów po jednym słabszym meczu – w tym kierunku musimy iść. Wtedy możemy osiągnąć upragniony awans. Mówię „możemy”, bo to nie oczywista oczywistość, do II ligi wchodzi jedynie zespół z pierwszego miejsca. Gdyby to było takie proste, kto awansuje, wszyscy zarabialiby krocie u bukmacherów. To jest sport, są różne zmienne typu kontuzje i kartki, czasami potrzeba też trochę szczęścia.

W tym roku zdążyliście rozegrać jeden mecz. W Lubinie zremisowaliście 1:1 z rezerwami Zagłębia.

Nie do końca byliśmy zadowoleni z tego wyniku, zwłaszcza przy założeniu, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Również dlatego chcieliśmy jeszcze coś zagrać, żeby wspominać ostatnie spotkanie jako wygrane (śmiech). Zagłębie okazało się bardzo trudnym przeciwnikiem. W tabeli znajdowało się nisko, ale ma dobrego trenera, dobre szkolenie, świetną bazę i w tej rundzie na pewno punktowałoby znacznie lepiej. Podobnie jak w przypadku Śląska, rywal wystawił kilku zawodników z Ekstraklasy, bo tam mecz był w sobotę, nasz dzień później. Tacy zawodnicy jak Patryk Szysz, Łukasz Poręba, Dawid Pakulski czy Olaf Nowak trochę już na najwyższym szczeblu pograli. Widać było, że są bardzo dobrze przygotowani i cały czas trenują z pierwszym zespołem.

Reklama
Jak się zapatrujesz na awanse bez spadków? Liga będzie większa, terminarz bardziej napięty.

Z jednej strony LZS Starowice Dolne wyraźnie odstawał od reszty. Nie wygrał żadnego meczu, zdobył cztery punkty i raczej by się nie utrzymał. Ale inni mogliby powalczyć, zainwestowali w skład i zrzucanie ich poziom niżej w takich okolicznościach byłoby trochę krzywdzące, choć przecież my też zimą wzmocniliśmy się po to, żeby awansować. Moim zdaniem wybrano lepszy wariant. Co do liczebności ligi, to dla nas nie problem, czy będzie 18 drużyn, czy 20. Chodzą zresztą słuchy, że niektórzy mogą mieć kłopoty z wystartowaniem w nowym sezonie. Na dobrą sprawę nic jeszcze nie wiemy.

No skoro niektórzy zawodnicy pracują, przy graniu co trzy dni mogą nie być w stanie wrócić na boisko.

Dlatego nie narzekamy. W tym sezonie też zaczynaliśmy z graniem w rytmie sobota-środa-sobota, bo musieliśmy nadrobić zaległości z pierwszych przełożonych meczów i daliśmy radę. Tym bardziej teraz, gdyby wszyscy mieli tak grać, nie widzę powodów do narzekań.

A propos wzmocnień. Zimą ze Stali Mielec sprowadziliście Łukasza Janoszkę, co było hitem transferowym III ligi. Długo miałeś wątpliwości w powodzenie tego ruchu, czy na początku krygowałeś się w mediach?

Nie do końca byłem pewny, że nam się uda. Wiedziałem, że Ecik ma kilka ofert – nie tylko z I ligi, bo nawet Korona Kielce się nim interesowała. Pewnie trochę się zastanawiał, ale od pewnego momentu był już nastawiony na powrót. W sporej mierze ze względów rodzinnych, chciał być na miejscu przy żonie i synu. Do tego mocno namawiali go kibice, zawsze miał szacunek na trybunach. Szkoda tylko, że w Lubinie Ecik jeszcze przed przerwą nam wypadł. Prowadziliśmy 1:0, on podaniem piętą otworzył akcję bramkową, ale później musiał zejść. Już przychodząc do nas nie trenował optymalnie, co kilka dni odzywały się bóle w kolanie. Po urazie wydano diagnozę, że musi przejść artroskopię. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć i przeniknąć do organizmu człowieka. Wcześniejsze sezony akurat teraz u Ecika wyszły. Teoretycznie dokonaliśmy wielkiego wzmocnienia na wiosnę, w praktyce przynajmniej przez miesiąc byśmy z niego nie skorzystali. Jego przyjście dodatkowo rozbudziło apetyty, a Łukasz gotowy do gry mógłby być dopiero na końcówkę ligi. Na szczęście dziś jest wyleczony i trenuje na sto procent.

Czyli nawet przymusowa przerwa w grze to jakieś plusy.

Z punktu widzenia kontuzjowanych zawodników, oczywiście. Sporo czasu zyskał też młodzieżowiec Kuba Nowak. Bardzo dobrze prezentował się jesienią, wiązaliśmy z nim spore nadzieje. W ostatnim zimowym sparingu, na sztucznej murawie, zerwał więzadła w kolanie. Inni uporali się z drobniejszymi kontuzjami, nie musieli się spieszyć. Poszkodowani są ci, którzy znajdowali się w gazie, zwłaszcza młodzi. Mogli się wybić, szerzej pokazać, a stoją w miejscu.

Co dalej? Mówi się o nowym sezonie w połowie sierpnia, czyli zostają trzy miesiące. 1-2 tygodnie roztrenowania i pora na urlop?

Trudno precyzyjnie planować, bo nic nie jest pewne. Zakładam jednak, że teraz możemy potrenować nawet 3-4 tygodnie, żeby doprowadzić formę do przynajmniej niezłego poziomu. Podczas przerwy zawodnicy praktycznie normalnie nie trenowali, dopiero w ostatnich dniach stało się to możliwe, więc chcemy nadrobić pewne sprawy i wejść na możliwie najwyższy pułap przygotowań. Potem dwa tygodnie urlopów i w ostatnich dniach czerwca rozpoczęlibyśmy już pracę pod kątem nowego sezonu. Wyszłoby siedem lub osiem tygodni. Dużo czasu, będzie można się porządnie przygotować do walki o awans. Dłużej to trwać nie może, zawodnicy zaczęliby czuć znużenie.

Nie zbudujecie formy za wcześnie? Latem raczej tak długo się przed sezonem nie pracuje.

W zasadzie nigdy, choć akurat my rok temu stanowiliśmy wyjątek. Ruch ostatni mecz w II lidze miał  w połowie maja, a pierwszy mecz po spadku rozegraliśmy dopiero na początku sierpnia, czyli też wyszły prawie trzy miesiące. Zagramy trochę więcej sparingów i sądzę, że piłkarze nie będą narzekali.

Jak wygląda sytuacja w klubie? W Ruchu już przed koronawirusem się nie przelewało, ostatnio obcięliście sobie pensje o 20 procent. Te pieniądze dostajecie w terminie?

O procentach nie chcę mówić. Byliśmy umówieni, że to zostaje między nami. Mogę jednak powiedzieć, że niestety nadal są zaległości w wypłatach, nie jest idealnie. Klub, który stara się o awans do II ligi, powinien być finansowo i organizacyjnie dopięty na ostatni guzik. A wyżej przecież koszty funkcjonowania jeszcze wyraźnie wzrosną, to może oznaczać kolejne problemy. Ten czas powinien być w Ruchu poświęcony na spłacenie wszystkich zaległości, żeby każdy miał czystą głowę i skupiał się jedynie na piłce. Wiem, że prezes intensywnie działa w tym kierunku.

Coś się klaruje pod kątem kadry w przyszłym sezonie?

Mniej więcej już wiemy, kto nie przedłuży z nami kontraktu lub z kim chcemy się pożegnać. Najpierw jednak chcemy to załatwić z samymi zainteresowanymi. Jeszcze tych rozmów nie zaczynamy. Czekamy do końca, żeby wiedzieć, jaki będzie klubowy budżet i jak prezes to wszystko przedstawi.

Należy spodziewać się dalszego odmładzania składu czy wprowadzenia nieco więcej doświadczenia?

Raczej pójdziemy w kierunku odmładzania, choć i tak już teraz skład był dość młody. Zależy mi, żeby dawać szanse zawodnikom na dorobku, naszym wychowankom i chłopakom z regionu, którzy są głodni sukcesów. Jeśli okaże się, że nie dadzą nam wszędzie wystarczającej jakości, dopiero wtedy będziemy musieli szukać kogoś z zewnątrz, ale to ostateczność.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. 400mm.pl

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...