Po 30 czerwca Śląsk Wrocław prawdopodobnie będzie sobie musiał radzić bez Roberta Picha, Michała Chrapka, Matusa Putnockiego, Filipa Markovicia i Filipa Raicevicia. Po Arce, również Sandecja Nowy Sącz i Motor Lublin mogą się doczekać w czasach kryzysu nowych inwestorów. Legia w 20 dni zrobi ponad 2700 kilometrów w drodze na i z meczów. Turecki piłkarz zamordował swojego pięcioletniego syna. Michał Nalepa o nowym właścicielu Arki Gdynia, Jarosław Mroczek o tym, czy na piłce da się zarobić.
Co jeszcze w dzisiejszej prasie?
GAZETA WYBORCZA
W poznańskim dodatku do „GW” wywiad z rzecznikiem Lecha, Maciejem Henszelem. Rozmawia Radosław Nawrot, między innymi o wpływie Twittera na postrzeganie klubu.
Jest opiniotwórczy?
– Bardzo. Ogniskuje i z niego wydostają się opinie na temat klubu. Dlatego nie możemy być wobec niego obojętni. Wbrew temu, co uważają kibice, nie jesteśmy odcięci od Twittera, dokładnie go analizujemy. Prezesi otrzymują ode mnie informacje, co się pisze o Lechu w me-diach, sami także sporo przeglądają i widzą to.
Prezesi nie odzywają się jednak.
– Ale czytają media i media społecznościowe. Nie jest tak, że Lech nie wie, jakie są opinie na jego temat. Hashtag #WszystkoJestDobrze nie odpowiada prawdzie. Ktoś go wymyślił i zakłada, że żyjemy w bańce wzajemnej adoracji i przekonania, że jesteśmy super.
Prezes Karol Klimczak jest co chwilę oznaczany, by coś wyjaśnił. Jak reaguje?
– Prezes swego czasu założył konto na Twitterze, bo liczył na merytoryczną dyskusję. Nie może jednak przejść obojętnie wobec kierowanych w jego stronę inwektyw, w związku z czym dał sobie spokój i nie odpowiada. Przegląda, ale w dyskusje nie wchodzi, bo gdy tylko próbuje komuś odpowiedzieć w sposób kulturalny, od razu zlatuje się stado osób, które zaczynają go obrażać. Nie ma więc pola do normalnej dyskusji. To pole jest poza mediami społecznościowymi. I to nie tylko na łamach mediów, ale także w życiu codziennym.
Nie ma tygodnia, żeby prezes Klimczak nie przyniósł jakiejś anegdoty związanej z tym, że w sklepie spotyka kibiców Lecha. I ani razu nie spotkała go wtedy żadna przykra sytuacja. Wywiązuje się normalna rozmowa Okazuje się, że gdy ludzie spotykają się twarzą w twarz, potrafią ze sobą rozmawiać.
RZECZPOSPOLITA
Lokomotywa znów jedzie. W sobotę wraca Bundesliga.
Na stadionach będzie mogło przebywać około 300 osób. Oprócz zawodników i trenerów to obsługa obiektów, dziennikarze i operatorzy kamer. Drużyny mają podróżować kilkoma autokarami (goście) lub własnymi autami (gospodarze). Przed wejściem do szatni będzie im mierzona temperatura, wyjściowa jedenastka i rezerwowi mają się przebierać w osobnych po- mieszczeniach. Na murawę zespoły będą wychodzić oddzielnie, bez dziecięcej eskorty i tradycyjnego powitania. Pomeczowe wywiady zostaną ograniczone.
– Kilka pierwszych tygodni będzie dużym eksperymentem. Jak będą się zachowywać piłkarze, na przykład po strzeleniu gola? Cieszyć się wspólnie czy w samotności? To są nawyki, których trudno się pozbyć – przyznaje Gilewicz.
Od tygodnia piłkarze przygotowują się do restartu sezonu na zamkniętych zgrupowaniach. Przed każdą kolejką przechodzić będą testy. W czwartek kluby mają głosować nad planem awaryjnym na wypadek, gdyby rozgrywek nie udało się jednak dokończyć. Propozycja władz ligi zakłada ustalenie kolejności na podstawie tabeli obowiązującej w danym momencie, co oznacza, że lider zostałby mistrzem, a spadłyby dwie ostatnie drużyny.
SUPER EXPRESS
Turecki piłkarz Cevher Toktas zamordował swojego pięcioletniego syna i zrzucił winę na koronawirusa.
– Położyłem poduszkę na jego twarzy, gdy leżał na plecach, i przez 15 minut uciskałem bez przerwy. Przez pewien czas walczył ze mną, ale po chwili przestał się ruszać – wyjawił 32-latek. Motywem zbrodni był… brak miłości. – Mam dwóch synów, ale Kasima nigdy nie kochałem. Zabiłem go, bo go nie chciałem – dodał turecki piłkarz.
Prokuratura zleciła sekcję zwłok chłopca, a Toktasowi grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Koronawirusowy kryzys dotknie każdego. Ucierpią i mali, i duzi.
Choć prosta logika mówi, że kryzys mocniej odczuć powinny mniejsze, biedniejsze kluby, w rzeczywistości bywa inaczej. W Hiszpanii rękę po pomoc państwa wyciągnęli giganci, Barcelona i Atletico. Rząd pomaga im w opłacaniu pensji, podczas gdy inne ekipy, jak np. skromny Eibar, radzą sobie same. Powód? Przychody ustały, a koszty pozostały. – Legia, jako największy klub w Polsce, z dużym, kosztownym obiektem, rozbudowaną strukturą organizacyjną w zakresie komercji i szkolenia młodzieży, jest dotknięta tym kryzysem nawet mocniej niż pozostałe, mniejsze kluby. Nasz stadion to nie tylko miejsce rozgrywek piłkarskich, ale także obiekt, na którym organizowanych jest nawet około tysiąca różnorodnych imprez każdego roku. To wszystko zniknęło – mówił Mioduski w rozmowie z „Business Insiderem”.
Większe kluby mają bardziej zdywersyfikowane źródła przychodów. Dziś zamknięte są np. sklepy, przystadionowe restauracje (mają je np. Legia, Arka czy Lech), muzea czy akademie. W przypadku naszych ekip straty można liczyć w setkach tysięcy złotych. A wiceprezydent Barcelony mówi o wielokrotnie wyższych kwotach: – Tylko w okresie od połowy marca do końca czerwca w związku z zamknięciem muzeum i sklepów stracimy ok. 75 mln euro.
Legię czeka wielkie tournee po Polsce. Pięć kolejnych meczów to 20 dni i 2704 km do przebycia.
Między 25 maja a 14 czerwca Legię czekają podróże do Legnicy (860 km w dwie strony), Poznania (620 km) oraz Krakowa i Zabrza – po 600 km tam i z powrotem. Spotkania z Wisłą oraz Górnikiem przedziela ligowy mecz u siebie z Arką, który niemal na pewno zostanie rozegrany w środę 10 czerwca. – Na pewno nie odbędzie się we wtorek, bo dwa dni wcześniej Legię czeka granie pod Wawelem – usłyszeliśmy w ESA, która lada dzień opublikuje szczegółowy plan dwóch ostatnich kolejek sezonu zasadniczego. Wiadomo, że 30 seria spotkań jest zaplanowana na niedzielę 14 czerwca. A potem już podział na grupy: mistrzowską i spadkową.
Śląsk Wrocław może mieć w ostatnich ligowych kolejkach problem – grać bez Michała Chrapka i Roberta Picha, a także choćby Matusa Putnockiego czy Filipa Raicevicia.
Gdyby dziś kończył się czerwiec, Śląsk właśnie żegnałby się m.in. z dwoma podstawowymi do momentu przerwania ligi piłkarzami: Michałem Chrapkiem i Robertem Pichem. W klubie coraz jaśniej dają do zrozumienia, że nie będą rozmawiać o przedłużeniu wygasających 30 czerwca umów z zawodnikami, którzy nie przyjęli warunków obniżenia obowiązujących obecnie kontraktów. – Do każdego gracza będziemy podchodzić indywidualnie. Natomiast raczej trzeba wykluczyć przedłużenie umowy o kolejny miesiąc, a de facto zapewne o dwadzieścia dni, z tymi, którzy nie doszli do porozumienia dotyczącego dotychczasowych umów – komentuje Piotr Waśniewski, prezes Śląska.
Jak szatnia Arki zareagowała na nowego inwestora? Odpowiada w rozmowie z Jakubem Treciem Michał Nalepa.
Obawiacie się konfliktu interesów i tego, że jesteście powiązani z innymi agencjami menedżerskimi?
— Trudno mi stwierdzić, bo taki konflikt może występować nawet wtedy, kiedy właścicielem klubu nie jest agent piłkarski. Tak naprawdę prezesi niektórych klubów również mogą mieć różne układy z menedżerami. Zawsze istnieje ryzyko czy obawa, ale zostaliśmy zapewnieni, że w tym wypadku coś takiego nie będzie miało miejsca. Decydować będzie forma sportowa.
Poznaliście dokładny termin otrzymania zaległości w wynagrodzeniach?
— Nie padła konkretna data, ale zachowujemy spokój. Deklaracje zostały rozłożone w czasie, dlatego że przejęcie klubu oraz dokapitalizowanie spółki wiąże się z wieloma procedurami. Dostaliśmy zapewnienie otrzymania wynagrodzeń, w dodatku prezydent Wojciech Szczurek powiedział w oficjalnym oświadczeniu, że miasto wróci do finansowania klubu. Myślę, że zaległe wynagrodzenia będą wypłacone do końca maja, co będzie pierwszym krokiem do tego, aby w pełni skoncentrować się na grze i walce o utrzymanie.
Arka z nowym właścicielem, inwestorzy mogą się pojawić w Lublinie i Nowym Sączu.
Nie wiadomo, ile Zbigniew Jakubas przeznaczy na Motor, ale zanosi się, że wkrótce przejmie ten klub. Obecnie zespół z Lublina gra w III lidze, w tabeli – w zależności od interpretacji przepisów – jest pierwszy lub drugi, za to Jakubas zajmuje 21. miejsce na liście najbogatszych Polaków według magazynu „Forbes”. Jego majątek szacuje się na 1,7 mld złotych (…).
Portal 2x45info poinformował, że również Sandecja Nowy Sącz, dziś klub miejski, może mieć nowych właścicieli. „W kwietniu obecnego roku radni podjęli uchwałę umożliwiającą sprzedaż akcji spółki, spośród 23 rajców poparło ją 12 osób. Tym samym prezydent otrzymał zielone światło do finalizacji transakcji. Według planów do sprzedaży ma trafić 36 tysięcy akcji za łączną kwotę niemal dwóch milionów złotych” – pisze dziennikarz Michał Śmierciak.
Czy na piłce w Polsce da się zarobić? Jarosław Mroczek, prezes Pogoni Szczecin twierdzi, że owszem.
Panie prezesie, może będą nas czytali przyszli futbolowi inwestorzy, więc na początku fundamentalne pytanie: Czy na piłce w Polsce można zarobić?
— Oczywiście, że można. Przecież my jako klub zarabiamy bardzo dużo. To normalna spółka akcyjna. Jednak jeśli ktoś przychodzi po to, by mieć dywidendę, to musi trochę inaczej prowadzić klub. My w statucie Pogoni zapisaliśmy, że wypracowany zysk operacyjny od kilku lat w całości przeznaczamy na dalszy rozwój klubu. Akcjonariusze z tego tytułu nie mogą otrzymać ani złotówki.
Akcjonariusze w Pogoni nie mogą zarabiać?
— Nie, ale już w innych klubach bez takich restrykcyjnych zapisów oczywiście jest to możliwe. Przy dobrym zarządzaniu część z powstającego zysku można przeznaczyć na dywidendę, tak jak w każdym przedsiębiorstwie.
Dlaczego tak niewielu biznesmenów z setki najbogatszych Polaków inwestuje w piłkę?
— Pewnie jest wiele przyczyn. I przesądów, że wokół piłki gromadzi się, mówiąc najdelikatniej, radykalna publiczność, dochodzi do awantur na trybunach. To wiele osób odstrasza. Oni kochają blichtr.
SPORT
Lawinowy wzrost zachorowań na koronawiwrusa na Śląsku zagraża restartowi ligi?
— Widzimy, co się dzieje na Śląsku, bo jest to widoczne w przestrzeni medialnej, ale na chwilę obecną nie ma to wpływu na planowany przez nas restart rozgrywek. Wszystkie zasady, które przyjmujemy przy organizacji meczów w ramach planu uzgodnionego z rządem, były konsultowane. Trzeba pamiętać, że jest zwierzchność przepisów państwowych i sanitarnych nad naszymi regulacjami. W zakresie jakichkolwiek decyzji odnośnie organizacji meczów przy pustych trybunach zawsze musimy podporządkowywać się decyzjom administracji rządowej. Kiedy niepokojące sygnały będą dochodziły, to będziemy reagować. Natomiast na chwilę obecną nie mam takich informacji, żeby było zagrożenie co do planowanego startu rozgrywek – informuje Bartosz Orzechowski, menedżer ds. Komunikacji Ekstraklasy SA.
Przemysław Wiśniewski z Górnika Zabrze budzi duże zainteresowanie na rynku transferowym.
Przemysławem Wiśniewskim zainteresowane piłkarzem mają być kluby na Półwyspie Apenińskim, w tym przede wszystkim Hellas Werona. Polscy piłkarze, w tym ci z Górnika, mają ostatnio we Włoszech wzięcie. W 2013 roku do AS Roma przeniósł się Łukasz Skorupski. Z kolei zimą zeszłego roku umowę z Fiorentiną podpisał Szymon Żurkowski. Czy w ich ślady może podążyć Wiśniewski?
(…)
O zainteresowaniu „Wiśnią” klubu z Werony napisał nie tak dawno komentator Eleven Sports Piotr Dumanowski: „Przemysław Wiśniewski z Górnika Zabrze może być kolejnym Polakiem, który trafi do Serie A. Jest na radarze Hellasu, który będzie szukał latem obrońców po sprzedaży Rrahmaniego i Kumbulli. Z tego, co wiem Hellas nie jest jedynym włoskim klubem, który interesuje się obrońcą Górnika.”
Norman Hunter, mistrz świata, jest najsłynniejszą ofiarą koronawirusa. Ale pandemia odebrała życie wielu ludziom futbolu.
Były angielski obrońca to niejedyna ofiara pandemii w piłkarskim środowisku. 2 kwietnia, w Madrycie, w wieku 74 lat zmarł Goyo Benito, który w latach 1966-82 rozegrał 317 spotkań ligowych dla Realu i święcił z nim olbrzymie sukcesy. Sześć razy był mistrzem Hiszpanii. Pięciokrotnie sięgał po Puchar Króla. Z olimpijską reprezentacją Hiszpanii wystąpił podczas igrzysk w Meksyku, w 1968 roku, a w latach 70. poprzedniego stulecia zaliczył 22 mecze w seniorskiej reprezentacji swojego kraju (…).
W marcu, w wieku 77 lat, zmarł Lorenzo Sanz, który prezesował klubowi w latach 1995- 2000. Za jego kadencji „Los Blancos” dwa razy wygrali Ligę Mistrzów. To on położył podwaliny pod erę „Galacticos” i zaczął sprowadzać zawodników za duże pieniądze. Chciał, aby Real Madryt był wielki, jak w latach 50. i 60. poprzedniego stulecia. „Marca” napisała o nim, że odmienił „Królewskich”, a klub był dla niego… północą i południem.
Wybitnego działacza straciło też Olympique Marsylia. Mababa „Pape” Diouf miał senegalskie korzenie, choć urodził się w Czadzie. We Francji natomiast pracował najpierw jako dziennikarz, a następnie został bardzo operatywnym menedżerem. Wśród jego klientów znajdowali się m.in. Marcel Desailly, William Gallas, Samir Nasri czy Didier Drogba.
Londyn bez futbolu? Burmistrz angielskiej stolicy nie widzi szans, by w najbliższym czasie w jego mieście rozgrywać mecze.
Przeciwny organizowaniu spotkań w Londynie jest burmistrz miasta, Sadiq Khan, który uważa, że jest na to jeszcze zbyt wcześnie. – Zmagamy się z ogromnym kryzysem spowodowanym pandemią koronawirusa. Codziennie umierają setki ludzi. Dlatego to nie czas, aby w naszym mieście mogły odbywać się spotkania piłkarskie – po- wiedział. Warto przypomnieć, że wstępny plan gry na neutralnych stadionach zakłada, że kluby Premier League nie będą korzystać z obiektów, z których korzystają drużyny występujące na niższych poziomach rozgrywkowych, do czwartego włącznie. Na zapleczu gra obecnie pięć zespołów: Brentford, Fulham, Queens Park Rangers, Millwall i Charlton. Idąc niżej, czyli do League One, z obszaru Greater London jest zespół Wimbledonu, a wśród czwartoligowców, czyli w League Two, występuje drużyna Leyton Orient.
Nie wszyscy III-ligowcy garną się do gry, mimo nowych wytycznych rządu. Dziś zarząd Śląskiego ZPN ma ogłosić zakończenie sezonu, choć są tacy, którzy wciąż apelują, by grać.
– Dyskusję o dokończeniu rozgrywek w obliczu tego, jak trudną mamy sytuację na Śląsku, uważam za bezzasadną – twierdzi krótko Dariusz Czernik, prezes Górnika Zabrze, który w III lidze ma rezerwy. Tomasz Stefankiewicz, dyrektor sportowy Polonii Bytom, przyznaje, że gdyby zapytać zawodników, każdy na możliwość gry odpowiedziałby twierdząco. – Ale musimy patrzeć na to przez pryzmat nie swój, a całej III ligi. Dlatego szansy powrotu nie widzę – zaznacza Stefankiewicz. Restartu rozgrywek nie chcą przedstawiciele Opolszczyzny, a chętni z województwa śląskiego są w mniejszości. Jednoznacznie opowiadają się za tym tylko Rekord Bielsko-Biała i Ruch Chorzów. Przyznał to zresztą wczoraj na naszych łamach prezes Śląskiego ZPN, Henryk Kula.
– Dla mnie to jest dramat, że kluby nie chcą grać – mówi wprost Dariusz Mrózek, trener Rekordu, któremu nie grozi ani awans, ani spadek. – Prosiłbym prezesa Kulę, by nie podejmował zbyt pochopnie tej decyzji; by jeszcze ewentualnie zarząd związku się z nią wstrzymał. Trzecia liga jest m.in. po to, by promować młodych zawodników. Skoro zatem nie gramy przez pół roku, a w zasadzie – to więcej, bo nie możemy też organizować sparingów, to strata dla młodzieży jest nie do odrobienia. Starszy zawodnik dojdzie do siebie szybko, bo już się nie rozwija, a co najwyżej doskonali. Dla młodego, który właśnie teraz jest w okresie, kiedy przyswaja najwięcej, taki rozbrat z ligą ma nieodwracalne konsekwencje. W grupie IV większość zespołów chce grać, dlatego bardzo mocno się dziwię, że u nas jest inaczej. Może wynika to z tego, że tamtejsza grupa jest bardziej profesjonalna, z większą liczbą zawodników na kontraktach, traktujących piłkę jako jedyną profesję. Przypuszczam, że w naszej grupie wielu zawodników dodatkowo pracuje i w tym tkwi problem – dodaje szkoleniowiec drużyny z Cygańskiego Lasu.
fot. 400mm.pl