Reklama

Mamy dopiętych 70% transferów na nowy sezon. Bohar ma zielone światło, by latem odejść

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

13 maja 2020, 15:20 • 19 min czytania 12 komentarzy

Gdy Artur Jankowski został mianowany prezesem Zagłębia Lubin, nie miał pojęcia, że pisze się na zarządzanie klubem w warunkach pandemii. I bez tego na Dolnym Śląsku od początku miał masę pracy i sporo spraw do uporządkowania – wygasające umowy kluczowych zawodników, zmiany w sztabie, zimowe okienko transferowe.

Mamy dopiętych 70% transferów na nowy sezon. Bohar ma zielone światło, by latem odejść

Kolejne miesiące jego pracy lecą, a bieżących tematów nie ubywa. O tym też rozmawiamy z Jankowskim. Co z Bartoszem Kopaczem i Alanem Czerwińskim po 30 czerwca, gdy prawdopodobnie na finiszu rozgrywek wygasną ich umowy i zaczną obowiązywać te w – odpowiednio – Lechii Gdańsk i Lechu Poznań? Czy po tym terminie w Lubinie pozostanie wypożyczony Dejan Dražić, który pokazał się już z naprawdę dobrej strony? Czy należy się spodziewać odejścia latem najlepszego strzelca Miedziowych Damjana Bohara? Jaka przyszłość maluje się przed trenerem Martinem Sevelą? Co sprawiło, że po zaledwie trzech rozegranych meczach nową umowę otrzymał Ewgeni Baszkirow? Dlaczego Genoa nie płaci i kiedy można się spodziewać, że zapłaci za Filipa Jagiełłę? Jaki jest stan przygotowań do pierwszego ligowego wyjazdu po wznowieniu rozgrywek – do Szczecina na mecz z Pogonią?

Zapraszamy po odpowiedzi.

Chińska klątwa głosi: „obyś żył w ciekawych czasach”. A czy jej piłkarska odpowiedniczka powinna brzmieć: „obyś prezesował w ciekawych czasach”?

– Każda prezesura w klubie piłkarskim jest jazdą bez trzymanki. Obojętnie, czy jest koronawirus, czy go nie ma, jest tak samo.

Już pierwszego dnia po powrocie rozgrywek czeka was trudne logistycznie wyzwanie – wyjazd na Pogoń. Jak wygląda stan przygotowań operacji: Szczecin?

– Zespół przygotowuje się zgodnie z wytycznymi. My z kolei już analizujemy temat wyjazdu. Dzisiaj właśnie mieliśmy spotkanie (rozmawiamy we wtorek – przyp. red.) pod tym kątem, rozmawialiśmy w gronie zespołu. Mamy już swój hotel zabukowany od poprzedniego terminu, zapłaciliśmy za niego wcześniej i dogadaliśmy się tak, że jeśli ruszy liga, to się tam pojawimy. Padł pomysł, żeby dla bezpieczeństwa przed pierwszym meczem wziąć dla zespołu pokoje jednoosobowe i zobaczyć, co będzie dalej. Czekamy jeszcze na wytyczne z Ekstraklasy, które mają się pojawić.

Reklama
Będziecie jechać na ten mecz jednym autokarem, dwoma?

– Patrząc na trzeźwo: chłopcy i tak ostatecznie będą w szatni razem, obok siebie. Nie będą wybiegać na mecz z autobusu. Czyli i tak będą blisko siebie. Bardziej zastanawiamy się nad kwestią pokoi hotelowych, ponieważ zasada jest następująca: jeżeli zawodnik nagle zostanie przebadany i wyjdzie wynik pozytywny, to automatycznie jego kolega z pokoju jest też wyautowany z gry. Pójdziemy więc raczej w kierunku pokoi jednoosobowych, żeby – odpukać – nie stracić w jakichś niesprzyjających okolicznościach 1/3 zespołu.

Hotel lub jakiś jego fragment, piętro, ma być do waszej wyłącznej dyspozycji?

– Nie spodziewam się, żeby ten hotel przeżywał jakieś oblężenie. Nie jest to jakieś uzdrowisko nad morzem, nie leży na terenie turystycznym. Na pewno będziemy się chcieli oddzielić od reszty, musimy jeszcze przemyśleć kwestię wyżywienia. Na razie się tym nie kłopoczemy, zostały prawie trzy tygodnie. Dostajemy sporo wskazówek z ekstraklasy, one przychodzą do nas na bieżąco. Od razu konsultujemy je w gronie prezesów. Na pewno wymyślimy coś, aby to wszystko było jak najbezpieczniejsze. By zawodnicy mentalnie czuli się dobrze. Część podchodzi do tego spokojnie, ale część jest sytuacją z koronawirusem zestresowana i nie ma się im co dziwić. Zrobimy wszystko, żeby było okej.

Wykonywaliście poza testami oficjalnymi jakieś swoje testy, jak choćby Raków, który wykonał testy przesiewowe na własną rękę?

– Mamy u siebie jednego z lepszych specjalistów, który jest konsultantem Ekstraklasy, doktora Jacka Worobca. Składamy w jego ręce nasze bezpieczeństwo. Robiliśmy testy zgodnie z Ekstraklasą. Teraz doszlusowało do pierwszego zespołu kilka osób, będą one włączone w grupę, zrobimy dla nich dodatkowe testy. Ale nie próbowaliśmy tego robić wcześniej, szliśmy zgodnie z ustaleniami. Trochę dziwię się, że ktoś robił wcześniej. Bo po co, skoro zawodnicy mieli siedzieć w domach i nie trenować w grupie? Nie chcę niczego domniemywać, ale można sobie dopowiedzieć, dlaczego były one wykonywane. Ale zostawmy to. My się dostosowaliśmy do tego, jaka była procedura. Będą jeszcze te lepsze testy z wymazu przed samą ligą. I tyle na ten temat. Nie kombinujemy nic w prawo, w lewo.

Mówił pan w wywiadzie ze stycznia, że Zagłębie zaczyna rok z pewnym dołkiem finansowym do zasypania. Jak bolesnym ciosem w tej kwestii jest uderzenie koronawirusa?

– Idziemy z bardzo dużym rygorem budżetowym. Jako jedna ze spółek KGHM-u, jesteśmy bardzo dokładnie monitorowani pod tym względem. I bardzo dobrze, ponieważ przez cały czas wiemy, jakie są prognozy. Możemy reagować, by zrealizować budżet. W celach od samego początku mamy jeden wychodzący transfer zagraniczny. Na dziś nikt nie wie, czy w czasach pandemii nam to wyjdzie, czy cena będzie satysfakcjonująca. Na szczęście mieliśmy też dodatkowe ciekawe zastrzyki finansowe – Slisz trafił do Legii, dostaliśmy pierwszą ratę za Piątka w Hercie w ramach płatności solidarnościowej, kilka innych rzeczy nam pospływało. Dzięki nim możemy się czuć nieco spokojniejsi. Nie wiemy jednak, co się wydarzy, dlatego też trzymamy reżim budżetowy bardzo mocno. Nie inwestujemy pieniędzy, których nie mamy. Nie wydajemy ponad stan. Tylko to, co jest zapisane w budżecie. I dlatego mamy tak dobrą płynność finansową. Żeby była jasność, też mocno oberwaliśmy przez te miesiące bez gry. Straciliśmy wpływy od sponsorów, z dnia meczowego, z paru innych źródeł. Ale mamy nadzieję, że do końca roku uda nam się to nadrobić.

W kwestii strat z dnia meczowego na pewno nie jesteście w takiej sytuacji jak Lech Poznań czy Legia Warszawa, które zarabiają krocie z dnia meczowego. Raczej bliżej wam chyba do modelu, w którym koszty organizacji dnia meczowego są równe lub nawet większe od przychodów z takiego dnia meczowego?

– My do dnia meczowego na pewno nie dokładamy. Ale też nie zarabiamy jakichś kokosów, jak Lech, Legia, Wisła. Nam można nadać status neutralny. Pandemia nie spowodowała tego, że odnieśliśmy ogromne straty w tej materii, one są poniesione na innych pozycjach, które są możliwe do zniwelowania przed końcem roku. Budżetowe być albo nie być nie zależy u nas od dnia meczowego. Moim zdaniem jeśli polski klub buduje finanse na dniach meczowych, to postępuje trochę niebezpiecznie. Wyskoczy kilka meczów i co? Nie mam płynności? Bankrutuję?

Reklama
W głośnym materiale „Przeglądu Sportowego”, w którym jeden z prezesów anonimowo rzucał oskarżenia odnośnie do klubów, które nie chcą kończyć sezonu, byliście wymienieni jako jeden z nich. Cytuję: „Dlaczego więc koledzy z Zagłębia Lubin, Piasta Gliwice, Wisły Kraków, Arki Gdynia, Korony Kielce czy ŁKS nie zgłoszą swoich wątpliwości do nas, tylko wychodzą z tym do dziennikarzy? Nie wiem, czy w ten sposób chcą zaistnieć w mediach, czy ugrać coś dla swojego klubu. Może część zespołów po prostu nie chce wracać na boiska, bo albo ma już utrzymanie, albo pewne finansowanie na kolejne lata”.

– Pierwsze słyszę. Proszę zapytać tego prezesa, który „anonimowo” podał taką informację. Jak do mnie zadzwoni, to mu chętnie odpowiem.

Jaki jest pana stosunek do ustalonego podziału pieniędzy z kontraktu telewizyjnego? Według wyliczeń „PS” Zagłębie szacunkowo ma dostać około 2 milionów złotych za dokończenie sezonu, podczas gdy Legia – 19 milionów, Piast – 13 milionów, Cracovia – 10 milionów.

– To pan nam trochę dodał tej kasy.

O ile to będzie mniej niż rzeczone 2 miliony?

– Bliżej półtora miliona. Z jednej strony wiemy, że ci, którzy wygrywają powinni zarabiać więcej niż ci, którzy są z tyłu. Jasne. Zwycięstwa powinny być dobrze opłacane. Nie mam problemu, jeśli chodzi o podział środków, ale o sposób podjęcia decyzji. Poprzednie spotkanie wyglądało tak, że wszystkie kluby się spotkały, ustalały, a ostatecznie zadecydowało sześć z nich. Uważam, że to nie fair. Każdy jest akcjonariuszem ligowej spółki, ma w niej ten sam procent udziałów, za wyjątkiem PZPN-u, który ma trochę więcej. Podział powinien więc wynikać z ustaleń wszystkich akcjonariuszy. Nie chcę komentować, czy 20 milionów dla pierwszego zespołu to dużo, mało. Zostało tak ustalone, tego się trzymamy. Zostaje tylko kwestia tego, jak to zostało ustalone. Rozmawiamy między prezesami, w najbliższym czasie, przy nowych prawach spokojnie usiądziemy i sobie tę kwestię przedyskutujemy.

Kiedyś strategiczne decyzje w Ekstraklasie podejmowano przy udziale wszystkich klubów, kwestia praw telewizyjnych została rozwiązana z pozycji siły przez Radę Nadzorczą.

– To są kwestie proceduralne. Myślę, że one są do rozwiązania przez akcjonariuszy i na pewno jak skończy się ten szalony sezon, to wszyscy usiądą i będą myśleć, co w przyszłości z tym zrobić.

Zagłębie było klubem ekstraklasy, który z zawieszeniem treningów czekał najdłużej. Dlaczego? Decyzję skrytykował nawet na Twitterze wasz były piłkarz, Filip Jagiełło, dwoma emotikonami z kciukami w dół.

– To totalne nieporozumienie. Filip wyskoczył trochę jak Filip z konopii, nie znał sytuacji. Od razu daliśmy informację, że zawieszamy treningi w tym samym dniu. Kolejnego dnia było jeszcze tylko spotkanie z zawodnikami w klubie, podczas którego rozmawialiśmy na temat zawieszenia. Informacja, która poszła w obieg była niesprawdzona, a my oberwaliśmy rykoszetem za coś, czego nie było. Nie chcieliśmy już komentować reakcji Filipa, była ona bez sensu.

Byliście klubem, który mimo kryzysu zapłacił piłkarzom całe pensje za marzec, od kwietnia informowano jednak nawet o 50-procentowych obniżkach. Takie też ostatecznie zostały przyjęte?

– W marcu, kiedy jeszcze normalnie graliśmy i trenowaliśmy, nie było też żadnej decyzji o zawieszeniu rozgrywek, spotkaliśmy się z zespołem. Przekazaliśmy im, że za marzec zapłacimy im sto procent. Wywiązaliśmy się z tego, piłkarze otrzymali swoje pieniądze. Z radą drużyny ustaliliśmy, że obniżka będzie na poziomie takim, jaki ustaliła Ekstraklasa. Dogadaliśmy się z zawodnikami, ze sztabem. Potraktowaliśmy to jako normalną rzecz, rozmawialiśmy bardzo rzeczowo. Pokazaliśmy sytuację finansową, co nam grozi, gdzie były spadki jeśli chodzi o przychody sponsorskie, jakie jest prawdopodobieństwo spadku wpływów z Canal Plus. Zawodnicy, ich agenci podeszli do tego spokojnie, poszło to wszystko bardzo szybko.Nie lataliśmy z tym do prasy, żeby pokazywać: dogadaliśmy się, jest wszystko super. Nie chcieliśmy się z nikim prześcigać, kto pierwszy podpisze porozumienia. Ci, którzy podobno podpisali jako pierwsi, okazywało się później, że nie podpisali. Trudno było do końca wierzyć w ten przekaz.

Poinformowaliście, że nowy kontrakt z klubem podpisał Ewgeni Baszkirow, mimo że zagrał zaledwie trzy mecze.

– Z „Baszką” to było tak, że już kiedy do nas przychodził, byliśmy po analizach i dogłębnym skautingu przekonani, że trafia do nas dobry grajek. Gość, który ma za sobą dużo spotkań w dobrej lidze, przeszłość reprezentacyjną, grę w mocnym klubie. Wiedzieliśmy, że Rubin miał w zimowym okienku trzy obozy przedsezonowe, „Baszka” przyszedł więc do nas w bardzo dobrej formie. Od pierwszego dnia pokazywał wielką jakość. Pokazał już w meczach, że jest jednym z najlepszych zawodników na swojej pozycji w lidze. Obserwowaliśmy go też bardzo mocno w codziennej pracy jako człowieka, jako piłkarza. Dla nas to jest top. Stanowi przykład dla wielu innych zawodników. Bardzo dużo pracuje dodatkowo, mocno się udziela, uczy się języka. Identyfikuje się z klubem i nie jest graczem roszczeniowym. Ma swój cel, wie, co ma zrobić. Tak naprawdę rozmowy o przedłużeniu kontraktu podjęliśmy z nim dzień po podpisaniu pierwszej umowy. Poinformowaliśmy o podpisie teraz, ale mogę zdradzić, że dogadani byliśmy dużo, dużo wcześniej. Ale chcieliśmy, by kwestie pandemii się uspokoiły żeby pokazać, że cieszymy się, że „Baszka” zostanie na kolejne dwa lata z nami.

Wybuch pandemii pomógł wam w negocjacjach? Baszkirow od razu pokazał się z dobrej strony, pewnie byłoby ryzyko, że po dobrej rundzie, odzyskaniu rytmu meczowego, będzie chciał odejść do lepszego klubu, do mocniejszej ligi.

– Zgodzę się w stu procentach. Już kiedy przychodził do Polski miał kilka propozycji stąd, z paru klubów zachodnich. Udało nam się przekonać go do Zagłębia, spodobała mu się infrastruktura, nie bez znaczenia była też wiedza, że płacimy na czas. Ewgeni dobrze się tu zaaklimatyzował, ale nie będę ukrywać, że pandemia koronawirusa była ważnym elementem całej układanki. „Baszka” spokojnie znalazłby zatrudnienie za dużo większe pieniądze w ligach europejskich z wyższej półki niż nasza. Decyzja była jednak taka, że skoro jest mu w Lubinie dobrze, i może się czuć bezpiecznie przez następny okres – który w piłkarskiej Europie jest dużą niewiadomą – to chce pokazać się z jeszcze lepszej strony i może za dwa lata podpisać jeszcze lepszą umowę.

Co z Bartoszem Kopaczem? W pewnym momencie pojawiła się informacja, że Lechia poinformowała zawodnika, jego menedżerów, że może mieć problem z wywiązaniem się z obowiązującej od 1 lipca umowy.

– Jeszcze negocjując z Bartkiem kontrakt przed podpisaniem kontraktu z Lechią, wszystkie działania były fair, transparentne. Nie ukrywamy, że nadal walczymy o to, by Bartek do nas wrócił. Oczywiście to nie są już w tym momencie nasze decyzje. Karty trzyma Lechia i czy zgodzi się na rozwiązanie kontraktu – tego nie wiemy. Chcielibyśmy, by tak się stało, ale szanujemy Lechię i wiemy, że może być z tym trudno. Walczymy, ale musimy patrzyć w przyszłość i szukać już zastępstwa na tę pozycję.

Czyli nie jest to w stu procentach pewne, że Lechię na Kopacza stać?

– Prawnie jest kontrakt. Jeśli Bartek rozwiąże ten kontrakt, to witamy go z powrotem. A jeśli się nie uda – szanujemy to. Dogra u nas sezon do końca i sobie podziękujemy.

Wiadomo, że z Zagłębia wraz z końcem czerwca miał oprócz Kopacza odejść też Alan Czerwiński. Sezonu przed 30 czerwca nie uda się skończyć, na lipiec są zaplanowane cztery ostatnie kolejki. Co wtedy?

– Dostaliśmy informacje – jak zwykle nie gotowe materiały, a tylko wskazówki z FIFA i UEFA – pod hasłem: będzie to wyglądało tak i tak, radźcie sobie sami.

Czyli jak będzie wyglądało?

– Musimy się zwrócić do zawodników z oficjalną prośbą o to, by dograli sezon. Jeśli się zgodzą, kończą ligę na warunkach kontraktowych, jakie mają u nas. Jeżeli się nie zgadzają, wtedy mają wakacje. Nie mogą już nigdzie zagrać. Ani w klubie, który ich pozyskał, ani u nas.

Nowy klub, jak rozumiem, nie ma tutaj nic do powiedzenia?

– Tak, decyzja zawodnika jest wiążąca. Oczywiście nowy klub może podpowiedzieć odmowę i osłabić rywali, ale mam nadzieję, że nie idziemy w tym kierunku. Rozmawialiśmy już i z Bartkiem, i z agencją Alana. Z tych informacji, jakie mamy, wszyscy chcą grać fair. Nikt nie będzie robić głupot i według pierwszych deklaracji, jakie dostaliśmy, chłopaki dograją u nas sezon do końca.

Podobni będzie z Dejanem Dražiciem? Tutaj sytuacja jest o tyle różna, że on nie zmienia klubu, tylko wraca do Slovana Bratysława z wypożyczenia do Zagłębia.

– Tutaj działa podobny schemat. Zwróciliśmy się już do Slovana w tej sprawie, by Dejan dograł z nami ekstraklasę do końca.

W styczniu Piotr Koźmiński z Super Expressu pisał o atrakcyjnej ofercie za Damjana Bohara z Arabii Saudyjskiej, mówiło się też o zainteresowaniu z Turcji. Coś było na rzeczy?

– Były oferowane za Damjana pieniądze, ale tylko z jednego kierunku. Mieliśmy spotkanie z agencją Bohara. Oni chcieli, by piłkarz odszedł jeszcze zimą, na co nie zgodziliśmy się, bo mieliśmy swoje cele na wiosnę. Ustaliliśmy, że zgodzimy się na to latem, jeśli ktoś zaproponuje kwotę, jaka będzie nas satysfakcjonowała. Ona nie jest szczególnie wygórowana, więc liczymy, że coś takiego się pojawi i wtedy damy zielone światło. Ale oczywiście jeżeli będzie to naprawdę śmieszna cena, jaką ktoś będzie chciał zapłacić i zostawić nas na lodzie, to my się na to nie zgadzamy i jak to było w kilku przypadkach, zawodnik zagra w Zagłębiu do końca kontraktu.

Trener Sevela ostatnio w „Przeglądzie Sportowym” mówił, że nie widzi przyszłości w klubie dla Matyasa Tajtiego i Roka Sirka. Ich koszty sprowadzenia i utrzymania są bardzo wysokie, mają kontrakty ważne jeszcze przez dwa lata. Co dalej z tą dwójką?

– Rozmawiamy z ich agentami na spokojnie, mamy swój plan. Bliżej jest rozwiązanie kwestii Tajtiego, na Sirka też jest jakaś opcja. Będziemy chcieli doprowadzić do zamknięcia kwestii tej dwójki po zakończeniu rozgrywek.

Jak rozumiem, w grę wchodzi rozwiązanie umowy z jakimś odszkodowaniem?

– To jest kwestia tego, jak pójdą negocjacje. Jak ktoś pracuje w tym biznesie, to wie, że to nie jest tak różowo, że zawodnik odejdzie bez złotówki odprawy do innego klubu. Wiemy też doskonale, że kupca na nich możemy sobie szukać, ale to daremny trud.

To prawda, że pierwszym letnim wzmocnieniem Zagłębia ma być Jakub Wójcicki?

– Nie chcemy komentować plotek.

Co dalej z trenerem Sevelą? Jego kontrakt wygasa wraz z końcem czerwca.

– Pracuje nam się bardzo dobrze, trener ma świetne relacje z drużyną, autorytet, znakomity warsztat. Ale cele są celami. Jak dojdzie do ósemki, jego umowa będzie przedłużona z automatu. Jeśli się do niej nie dostanie, jego zadaniem jest utrzymanie w ekstraklasie. Gdy to się uda, usiądziemy na spokojnie i porozmawiamy. Na tę chwilę nie ma żadnych rozmów kontraktowych z trenerem. Ma się on skoncentrować na wspomnianych celach.

Jak obecnie wygląda sprawa ściągania należności od Genoi za Filipa Jagiełłę?

– Ta sprawa porusza się do przodu bardzo powoli, kawałek po kawałku. Po pierwsze – wyrok był zasądzony 24 stycznia bieżącego roku, dostaliśmy go 24 lutego i od tego czasu liczonych było 45 dni na zapłatę. Ale stało się coś bardzo dziwnego. FIFA wysyłając wyrok jakimś cudem nie wysłała go do klubu włoskiego, tylko do Turcji. Nie mam pojęcia, jak to się stało. Włosi powołują się więc na to, że nie otrzymali wyroku i nie mogli się do niego odnieść. Odwołali się do CAS-u. Trwają teraz przepychanki CAS-FIFA, złożyliśmy swoje interpretacje, czekamy na ostateczne odwołanie. Genoi nie grożą puchary, także nie stresuje się tym, że dostanie zakaz pucharowy. Jeśli chodzi o licencje krajowe, okienko we Włoszech zostało przesunięte do 22 czerwca. Z tej strony też Genoi nic nie grozi. Daliśmy do Włoch dużo materiałów prasowych, udzieliliśmy kilku wywiadów, jak żenująca jest to sytuacja dla Serie A, dla klubu. Ale on działa tak od wielu lat. Nie płaci. Stawiamy, że dopiero w granicach października-listopada, po tych wszystkich odwołaniach, Genoa nie będzie miała wyjścia i będzie zmuszona, by zapłacić. No ale niestety, dwie kolejne raty za chwilę wejdą, jeśli chodzi o wymagalność, więc już myślimy o tym, by dać sprawę do FIFA, bo znów trzeba będzie czekać rok na wyrok w tej sprawie. Transfer jest, zawodnik gra w Genoi, oni się z tego śmieją a my kilka lat będziemy czekać na pieniądze.

Czyli 22 czerwca – termin złożenia papierów licencyjnych we Włoszech – kiedy Genoa nie może nie mieć nieuregulowanych spraw finansowych, to nie jest dzień z którym wiążecie największe nadzieje? Tylko ten październik-listopad?

– Pytanie, jak rozpatrzy to CAS. Jeśli się okaże, że wyrok zostanie podtrzymany, to Włosi do 22 czerwca będą musieli zadziałać. Choć z drugiej strony nie wiemy też, jak federacja włoska będzie do sprawy podchodzić ze względu na koronawirusa. Genoa odwoływała się w pismach właśnie do ciężkiej sytuacji w związku z pandemią, prosili nas o rozłożenie płatności na raty. Nie daliśmy się zwieść, bo każda dodatkowa umowa z nimi skutkuje unieważnieniem tamtego wyroku FIFA i koniecznością założenia nowych spraw. I to tak może trwać latami. Tacy głupi nie jesteśmy. Krok po kroczku przypieramy ich coraz bardziej do muru. No ale co z tego, jak za chwilę wchodzą dwie następne raty i rozkręci się ta sama zabawa. Wiem zresztą, że nie tylko my mamy problemy, Bordeaux także czeka na pieniądze, agenci Piątka cały czas nie dostali swojego wynagrodzenia. Obracają pieniędzmi, sprzedają piłkarzy, a nie płacą. To nauczka dla całej naszej ligi, żeby ten klub wpisać na czarną listę i że podpisany transfer nie oznacza, że zarobiło się pieniądze.

Gdyby dziś wpłynęła rekordowa oferta od Genoi za któregoś z waszych piłkarzy, od razu wylądowałaby w koszu?

– Nie. Zaakceptowalibyśmy ją pod warunkiem, że byłaby to przedpłata. Kasa na stół tak jak w przypadku odstępnego. Wpłacasz, pieniądze są na naszym koncie, okej – zawodnik jest wolny. Nie żadne raty i robienie siebie w balona, bo tak to niestety wyszło. Tracimy czas i pieniądze na prawników, żeby prosić się o własne pieniądze.

Chciałem jeszcze wrócić do naszej rozmowy z początku roku. Powiedział pan wtedy, że nie wyobraża pan sobie struktury klubu bez dyrektora sportowego. Wciąż jednak takiego w Zagłębiu formalnie nie ma. Można się spodziewać, że obowiązki przynależne temu stanowisku obejmie nowy szef skautów Jakub Chodorowski?

– Najważniejszym zadaniem dla Kuby jest rozbudowa i zwiększanie potencjału dotyczącego skautingu Akademii Piłkarskiej i pierwszego zespołu. Wydzieliliśmy skauting z akademii, który podlega pionowi sportowemu w klubie. On będzie odpowiadał za to jako całość plus za skautów regionalnych, których rekrutację prowadzimy od jakiegoś czasu. Oczywiście Kuba będzie też wsparciem merytorycznym pod kątem analizy tematów transferowych, jakie chcemy przeprowadzić. Choć mogę powiedzieć, że mamy już prawie 70% tematów na nowy sezon niemal podopinanych.

Jeśli chodzi o pozycję dyrektora sportowego, to cały czas szukamy, rozmawiamy, ale nic na siłę. To, że chcemy kogoś mieć nie oznacza, że weźmiemy osobę z łapanki. Chcemy mieć przekonanie, że to będzie właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Mówi pan, że 70% tematów jest podopinanych. To transfery zagraniczne, czy mówimy tutaj też o piłkarzach z polskiego rynku?

– Rozglądamy się intensywnie i na polskim, i na zagranicznym rynku. Mocno wykorzystaliśmy okres przerwy w kierunku rozmów, analiz, dużo tematów zamknęliśmy w kwestii kontraktów dla chłopaków z akademii. Od stycznia pracujemy nad letnim okienkiem, część rzeczy mamy podopinanych. Brakuje nam kilku pozycji, gdzie są znaki zapytania. Chcemy jeszcze wyczekać, może pojawią się ciekawe oferty związane z pandemią. Mamy wizję drużyny, pomysł na nią, idziemy w tym kierunku.

Czyli dwóch zawodników na pozycję, doświadczony i młody?

– Dokładnie tak. Doświadczony gracz, do rywalizacji z nim chłopak z akademii i kto wygra to starcie, ten gra. Młodzi na pewno też dużo się nauczą od starszych. Jak ktoś grał w piłkę, to wie, że ekstraklasowy zespół nie może być oparty tylko na młodzieży, na wychowankach, bo to nie wyjdzie. Zamysł jest taki, by sięgać po tych doświadczonych, którzy dadzą jakość i będą mentorami. Nie chcemy sprowadzać 18-, 19-latków pod pierwszy zespół, bo mamy tych chłopaków w akademii. Chyba, że pojawi się okazja do wyjęcia jakiegoś wielkiego talentu, a my będziemy mieli gotówkę, by to zrobić. Ale priorytetem są nasi chłopcy. Mamy kilkudziesięciu reprezentantów Polski w różnych kategoriach.

Zagłębie tego lata stać na transfery gotówkowe, czy trzeba się spodziewać raczej podpisywania umów z graczami, którym wygasają kontrakty?

– Gdybyśmy chcieli inwestować pieniądze w transfer, to w młodszych piłkarzy z potencjałem odsprzedażowym. Ale pod kątem doświadczonych graczy pod pierwszy zespół, na ich transfery nie chcemy wydawać pieniędzy. Będziemy się grubo zastanawiać zanim wydamy na nich choćby jedno euro. Wolimy inwestować w akademię, dlatego idziemy w kierunku wolnych transferów. Okres pandemii sprawił, że na rynku może się pokazać bardzo dużo okazji. Na pewno nie będziemy wyciągać graczy z kilkuletnimi kontraktami w klubach. Budżet nie jest z gumy, mamy swoje obostrzenia i na pewno nie dostaniemy zgody właściciela, by płacić dodatkowo za kontrakty, które mogą się okazać problemem. Jeśli taki gracz nie wypali, to obciążenie finansowe, które wlecze się w księgach, bywa duże.

Jako że nie było dyrektora sportowego –  technicznie nadal nie ma – kogo powinniśmy z letnich ruchów na rynku w największej mierze rozliczać? Pana? Martina Sevelę? Jakuba Chodorowskiego?

– Pracujemy nad tym w kilka osób w klubie, do tego mamy kilku wysokiej klasy konsultantów zewnętrznych, którzy również analizują, podpowiadają. Dopiero po takiej analizie decydujemy się na ruch transferowy. Na tę chwilę ja jestem odpowiedzialny za transfery w okienku letnim. Kuba ma swoje zadania, na pewno pomoże w jednym, dwóch, może trzech transferach, ale większość tego, co przeprowadzimy, to jest moja odpowiedzialność.

Kim są ci konsultanci zewnętrzni?

– To już jest nasza słodka tajemnica, z kim konsultujemy transfery, kto nam podpowiada. Mogę uspokoić, że nie są to agenci. Mamy osoby, które pracują w branży, zdolne podpowiedzieć dzięki doświadczeniu, wiedzy i kontaktom, czy dany ruch ma sens, czy nie ma sensu.

Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA

fot. Zagłębie Lubin/NewsPix.pl/FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
1
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Komentarze

12 komentarzy

Loading...