Mimo że Chiny jako pierwsze uporały się z pandemią, liga wciąż nie ruszyła i nadal oficjalnie nie wiadomo, kiedy ruszy (możliwe to będzie raczej pod koniec czerwca). Wiemy już jednak, w jakiej formule rozegrana zostanie CSL. A jest ona… dość innowacyjna.
Ale zanim przejdziemy do świata dziwnych drabinek, zawijasów i oczopląsów, szybkie nakreślenie całego tła. Gdyby nie pandemia, Chińczycy graliby w piłkę od marca (system wiosna-jesień). Wiadomo – początkowo to na nich skupione były oczy całego świata. Kluby CSL udały się na emigrację, gdzie w spokoju przygotowywały się do sezonu, który miał ruszyć nie wiadomo kiedy. Ich przerwa od normalnego treningu była de facto dość krótka – gdy kluby znajdowały się na zagranicznych obozach, sytuacja poza Chinami jeszcze nie była zaogniona. Gdy wrócili do krajów, odbyli standardową kwarantannę i mogli już normalnie trenować, bo pandemia wygasała.
TUTAJ OPISYWALIŚMY SZEROKO, JAK PANDEMIA WPŁYNĘŁA NA CHIŃSKI FUTBOL
Mimo to start ligi przeciąga się od dawna i wciąż nie ma oficjalnej daty powrotu. Początkowo mówiło się o kwietniu, potem o maju, teraz o końcówce czerwca. Ciśnienia nie ma – Chińczycy raczej nie biorą pod uwagę czynnika ekonomicznego, to nie tak, że każdy tydzień bez piłki zabija kluby. Są one finansowane przez wielkie koncerny, a prawa telewizyjne czy zyski z dnia meczowego to tylko niewielka część budżetów.
Ligę wstrzymuje także inna kwestia – obcokrajowcy wciąż nie wrócili do Chin. I wrócić nie mogą, bo granice są zamknięte, od kiedy przybysze zza granicy zaczęli ponownie rozprzestrzeniać wirusa. Choć kluby naciskają na władze, by dla piłkarzy zrobić wyjątek, wiele gwiazd ligi – między innymi Paulinho, Alex Teixeira czy Marko Arnautović, ale i Adrian Mierzejewski – wciąż przebywa w swoich krajach i trenuje indywidualnie. Problem dotyczy też niektórych zagranicznych trenerów.
Start ligi odwlekany jest do granic możliwości, ale w międzyczasie zrodziła się inna wątpliwość – jeśli zaczniemy grać w lipcu, a skończymy w grudniu, to… jak w tak krótkim okresie upchać cały sezon? A sytuacja pogodowa wymusza, by liga została zakończona na początku grudnia – w niektórych regionach Chin zimą nie da się grać.
I tu dochodzimy do systemu, jaki wprowadzą Chińczycy. Połączenie rozgrywek ligowych i pucharowych. Odejście od zasady „każdy z każdym”, a podzielenie ligi na dwie równe grupy i stworzenie fazy pucharowej w decydującym momencie ligi. Mniej meczów, a przy tym gwarancja, że podział miejsc odbędzie się względnie sprawiedliwie.
Przejdźmy do uplastyczniania.
1) Założenie jest proste – nie rozgrywamy jednej dużej ligi, a dwie małe. Chińczycy podzielili zespoły do grupy A i grupy B. Aby poziom w obu grupach był wyrównany, podziału dokonano według tabeli z poprzedniego sezonu. Pierwsza ekipa leci do grupy A, druga do B, trzecia do A – i tak dalej.
2) Po rozegraniu meczów każdy z każdym zespoły przystąpią do play offów. Co istotne – będą to play offy wciąż wewnątrz ustalonych grup. Takim sposobem w obu grupach…
Mecz 1 – pierwszy zespół zagra z czwartym.
Mecz 2 – drugi z trzecim.
Mecz 3 – piąty z ósmym.
Mecz 4 – szósty z siódmym.
3) Takim sposobem otrzymujemy drabinkę pucharową i mieszamy ze sobą obie grupy. I…
Zwycięzca meczu 1 z grupy A zmierzy się ze zwycięzcą meczu 2 grupy B.
Przegrany meczu 1 z grupy A zmierzy się z przegranym meczu 2 grupy B.
Zwycięzca meczu 1 z grupy B zmierzy się ze zwycięzcą meczu 2 z grupy A.
Przegrany meczu 1 z grupy B zmierzy się z przegranym meczu 2 z grupy A.
I tak dalej, i tak dalej.
4) Zwycięzcy poszczególnych meczów grają ze sobą według drabinki aż do ustalenia końcowych rozstrzygnięć. Co istotne – nie da się odpaść z tego „pucharu”, każda drużyna rozegra taką samą liczbę meczów. Po prostu te z góry będą biły się o czołowe lokaty, a te z dołu będą rozstrzygać pomiędzy sobą, kto spadnie z ligi. Wszystko odbędzie się w systemie mecz + rewanż. Kluczowe będzie zatem trafienie z formą na końcówkę sezonu, gdzie będzie można było sporo ugrać i sporo stracić.
Zawiłe? I to bardzo. Takim sposobem Chińczycy zamiast 30 kolejek rozegrają 20, a więc bez problemu wyrobią się z ligą przed grudniem. Co ciekawe, w międzyczasie dopiero co upadłość i wycofanie z rozgrywek ogłosił jeden z klubów – Tianjin Tianhai. Sytuacja nie ma jednak nic wspólnego z koronawirusem – właściciela zatrzymano w związku z grubymi machlojkami, klub został nagle bez dopływu gotówki. Zeszły sezon ukończył jeszcze na ostatnim tchnieniu, ale długi doszły do 200 milionów euro, ratunku nie było.
Fot. newspix.pl