Futbol na Białorusi dość długo żył swoim życiem, mimo że koronawirus tego kraju nie ominął. Prezydent Aleksandr Łukaszenka nie zamierza stosować żadnych większych obostrzeń w codziennym funkcjonowaniu i piłka nie stanowi tu wyjątku. Przez kilka tygodni rozgrywki toczyły się bez zakłóceń, przynajmniej w kwestii samego terminarza, bo kibice po dwóch kolejkach ekstraklasy w większości przestali przychodzić na stadiony. Dobra passa jednak zdaje się kończyć. COVID-19 zaczyna mieszać szybki w futbolu naszych wschodnich sąsiadów.
Wiele wskazuje na to, że mamy pierwszy nagłośniony przypadek zakażenia w Wyszejszaja Liha. Jak donoszą białoruskie media, jeden z zawodników FK Mińsk ma objawy koronawirusa. W efekcie przebadano całą drużynę, jej treningi zostały zawieszone, a dziś krajowy związek poinformował o przełożeniu najbliższego meczu ligowego FK, które w ramach dziewiątej kolejki miało zagrać u siebie z Niemanem Grodno. – Stan piłkarza jest w normie, ale ma symptomy, dlatego wykonano test. Czekamy na wyniki – cytuje portal pressball.by kierownika klubu.
Koronawirusa podejrzewa się także u zawodników rywalizującego szczebel niżej Arsenału Dzierżyńsk. W miniony weekend zespół ten nie zagrał z Homlem, a zespół udał się na badania. Potwierdzono już także przełożenie spotkania z Lokomotiwem Gomel, które zaplanowane było na sobotę.
Wędrujemy na trzeci poziom rozgrywkowy. Ta już 2 maja koronawirus mocno namieszał. Połowa zawodników z pierwszej drużyny FK Iwacewicze odmówiła wyjazdu na mecz z FK Baranowicze z obawy przed zakażeniem. Trener bramkarzy gospodarzy Illa Palcau oficjalnie zachorował na obustronne zapalenie płuc, ale prowadzący Iwacewicze Zmicier Abakumau mówił portalowi tribuna.com, że może chodzić o COVID-19. Goście w ostatniej chwili chcieli doprowadzić do przełożenia zawodów, ale zgody nie wyrażono. Ewentualny bunt oznaczałby wysokie kary dla klubu. Tak czy siak większość podstawowych piłkarzy odmówiło przyjazdu. W efekcie FK Iwacewicze zagrało w niezwykle okrojonym składzie, z jednym rezerwowym na ławce. Nic dziwnego, że przegrało aż 1:9. W ostatniej kolejce dostało dla odmiany 1:5 i po czterech meczach pozostaje bez punktów.
Tajemnicą poliszynela jest to, że piłkarze zakażali się już wcześniej. Gdy pod koniec kwietnia po raz ostatni sprawdzaliśmy, co słychać na Białorusi, pisaliśmy o przypadku pomocnika FK Witebsk, Aleksandra Ksenofontowa, który od dłuższego czasu przechodził izolację. Jego trener mówił wtedy tak: – Zachorował półtora miesiąca temu. Teraz można powiedzieć, że jest poddany kwarantannie. Żyje, jest zdrowy, ale woleliśmy uważać. Skarżył się na ból gardła i choć nie miał gorączki ani kaszlu, izolowaliśmy go od reszty zespołu. Inne taki przypadki nie miały u nas miejsca. Czekamy, aż wszystko będzie dobrze i chłopak całkowicie wyzdrowieje. Czy przyszedł testy na koronawirusa? Nie, ale poszedł do szpitala i zrobiono mu niezbędne badania. Był leczony w Mińsku w miejscu zamieszkania. Półtora miesiąca temu nie wykonywano testów. Teraz próbowaliśmy, ale bez uzasadnionego powodu ich nie przeprowadzają, najwyraźniej liczba jest mocno ograniczona. Aleksandr niedługo wznowi treningi indywidualne, a po trzech tygodniach powinien już normalnie pracować.
Dodajmy, że Ksenofontow w dwóch ostatnich meczach Witebska (3 i 10 maja) siedział już na ławce rezerwowych.
Teraz natomiast chorwackie media cytują swojego rodaka Tina Vukmanicia, który jest zawodnikiem Szachciora Soligorsk. – Nikt nie sprawdzał mnie i moich kolegów z drużyny. Przychodzimy, gramy i wracamy do domu. Jak zwykle. Niektórzy w zespole mieli wcześniej gorączkę, ale nikt ich nie leczył. Lekarze mówili, że to zwykły wirus. Dla reszty świata może to brzmieć nietypowo, ale tu koronawirusa uważa się za grypę. Szczerze mówiąc, chwilami sam tak myślę – stwierdził.
Przypomina się relacja Romelu Lukaku, który podejrzewał, że on i większość kolegów z Interu przeszli już zakażenie na początku stycznia. Prawie każdy z nich miał kaszel i gorączkę, lecz wtedy nie przeprowadzano jeszcze żadnych testów. Można zakładać, że na Białorusi podobnych historii będzie coraz więcej.
28 kwietnia liczba zakażonych w tym kraju wynosiła 12 208 osób i była już nieznacznie wyższa niż w Polsce, za to odnotowano tylko 79 zgonów. Według najnowszych danych (11 maja) potwierdzono prawie 24 tys. przypadki zachorowań. Od 6 maja dobowy przyrost przekracza liczbę 900, a liczba ofiar wzrosła do 135. Białoruskie służby medyczne przeprowadziły już 274 tys. testów.
Mimo to życie toczy się normalnie. Gospodarka nie jest zamrożona, obywateli nie obowiązuje izolacja, nie wprowadzono nawet zakazu zgromadzeń. W ostatnią sobotę w Mińsku planowo odbyła się defilada z okazji 75. rocznicy zakończenia II Wojny Światowej.
Fot. Newspix