Jeśli myśleliście, że wojenki o kasę w Ekstraklasie czy spadki i awanse w trzeciej lidze to gruba sprawa, musimy was rozczarować. W Szkocji afera dotycząca zakończenia rozgrywek jest o wiele większa. Rangers FC, drugi największy klub w kraju, poszedł na wojnę z zarządzającymi tamtejszym futbolem. The Gers, oraz skupiona wokół nich opozycja, sugerują korupcję i zastraszanie klubów podczas głosowania nad dalszym losem obecnego sezonu. Obydwie strony przerzucają się dowodami, a wkrótce Szkocję może pochłonąć potężne śledztwo, które ma ujawnić oszustwa SPFL. O co w tej wojence chodzi? Śpieszymy z wyjaśnieniem.
Kiedy miesiąc temu opisywaliśmy sytuację w Szkocji i coś nam podpowiadało, że jeszcze do tego tematu wrócimy. Szerszy opis zostawiamy wam do wglądu TUTAJ, ale w skrócie przypomnimy, o co chodzi w całej tej awanturze. Otóż SPFL (tamtejszy odpowiednik naszej Ekstraklasy SA – przyp.) wpadła na pomysł, żeby zakończyć niższe ligi i przygotować się na taki sam scenariusz w Premiership. Żeby podjąć taką decyzję, trzeba było przeprowadzić głosowanie i zdobyć większościowe poparcie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zarząd ligi wysyłając pytania do klubów, dołączył podpunkt mówiący o tym, że jeśli jej projekt przejdzie, rozda nagrody finansowe za zakończenie ligi. Dla klubów była to kusząca propozycja, bo nikt nie krył, że w związku z kryzysem liczy każdego centa.
Rangers oraz Heart oburzyli się taką zachętą i nazwali to “kupczeniem głosami”. Zaproponowali, żeby SPFL udzieliła klubom pożyczki w kwocie odpowiadającej sumie, którą dana drużyna otrzymałaby na koniec sezonu. Punkt można byłoby wtedy wykreślić, a zespoły nie kierowałyby się portfelem podczas głosowania. Federacja protesty olała, jednak nie był to jej jedyny problem. Okazało się, że termin końcowy zbierania odpowiedzi z klubów nie jest wiążący, więc część drużyn działa pod presją czasu, a inne spokojnie czekały na rozwój sytuacji. Jako jedno z ostatnich zagłosowało Dundee FC, które od początku było w opozycji. Dundee wysłało głos na “nie”, jednak w międzyczasie federacja ogłosiła, że czeka już tylko na nich i to od ich głosu zależy końcowa decyzja. Dundee więc… szybko głos wycofało i stwierdziło, że chce się jeszcze namyślić.
Oczywiście nie trzeba tłumaczyć, że kiedy wszyscy dookoła wiedzieli, kto dysponuje asem w rękawie, brakowało już tylko Krzysztofa Ibisza, który zapowiedziałby, że bierze po 200 zł z konta każdej z drużyn i słucha państwa. Efekt był spodziewany – po kilku dniach Dundee zmieniło zdanie. Sezon ma się zakończyć po myśli federacji i m.in. Celtiku, który zostanie mistrzem kraju. Za to Rangersi odgrażają się: zgłosimy to do prokuratury.
Mniejszość się buntuje
I faktycznie, zgłoszą, choć nie jest to takie proste. Rangersi twierdzą, że podczas konsultacji prawnych usłyszeli, że śmiało mogą kierować sprawę do sądu. Chcą jednak rozwiązać spór inaczej. The Gers zwołali na wtorek, 12 maja, zebranie wszystkich członków SPFL. 42 kluby znów mają zagłosować, lecz tym razem nie w kwestii zakończenia sezonu, a przeprowadzenia niezależnego śledztwa, które wyjaśni sprawę. Niezależnego, bo zarząd szkockiej ligi zlecił już swoje dochodzenie, które przeprowadził znany nam z raportów dotyczących Ekstraklasy Deloitte. Śledztwo nie wykazało żadnych nieprawidłowości, jeśli chodzi o cofnięty i ponownie oddany głos przez Dundee. SPFL twierdzi, że przeanalizowano wszelkie możliwe drogi komunikacji między poszczególnymi osobami. Raport wykazał, że nikt nie próbował wpłynąć na zmianę decyzji przez pierwszoligowy klub.
Ale klub z Glasgow nie daje wiary i chce zlecić to zadanie niezależnemu podmiotowi. SPFL to się nie uśmiecha – zarząd ligi apeluje do klubów, żeby nikt nie przejmował się bujdami Rangersów. Na zasadzie “po co o tym mówić, to niedobra jest”, tłumaczą, że wizerunek i PR ligi mocno na tym cierpi. Ośmiu z dziewięciu członków rady SPFL apelowało zresztą do drugiego najbardziej utytułowanego szkockiego klubu, żeby zakończyć tę szopkę. Jedynym, kto nie podpisał się pod tym apelem, był rzecz jasna przedstawiciel The Gers, Stewart Robertson.
Czy Gretna spłaciła swoje długi?
Robertson namawiał do pójścia pod prąd. Rzucał mocne hasła, mówiąc, że SPFL to dyktatura, a on nie ma już zaufania do tej organizacji. Jednocześnie wytaczał kolejne działa, które punktowały działanie władz szkockiej ligi. Pierwszym z nich był fakt, że bez chwili zastanowienia odrzucono ich projekt dotyczący pożyczek dla klubów. Władze SPFL odpowiadały: nie mogliśmy tego zrobić. W sezonie 2007/2008 pożyczyliśmy pieniądze Gretnie, żeby dokończyła rozgrywki. Potem Gretna upadła, pieniędzy nie odzyskaliśmy i wszyscy na tym stracili, bo musieliśmy to sobie odbić ze wspólnej działki.
Wszystko by się udało, gdyby nie wścibscy dziennikarze. “Guardian” przeanalizował sytuację i faktycznie – w sezonie 2007/2008 znaleziono wzmianki o pożyczkach. Problem w tym, że jednocześnie odkryto dokument potwierdzający, że wszystkie zobowiązania wobec ligi zostały spłacone. Nie było też tak, że rok później każdy stracił na niewypłacalności Gretny. Dziennikarze nie dotarli do żadnego zapisu, który sugerowałby, że kluby zarobiły mniej, bo SPFL odebrała część zysków na poczet wspomnianej pożyczki.
SPFL zastraszało kluby?
Rangersi atakowali dalej. Klubom przedstawiono list z 4 kwietnia, w którym SPFL oraz SFA (szkocka federacja) proszą UEFĘ o możliwość zakończenia sezonu wcześniej, zgodnie z wolą większości klubów. Problem w tym, że głosowanie rozpoczęło się 8 kwietnia. Skąd więc Szkoci znali jego rezultat? – Odbyliśmy wcześniej konsultacje z klubami, które pozwoliły nam wysnuć takie wnioski – odpowiadała SPFL.
Tu do gry wchodzi Inverness, które w wyniku głosowania straciło możliwość awansu do Premiership. Władze tego klubu twierdzą, że głosujący byli zastraszani i mają na to dowody. – Nie będziemy wchodzić w szczegóły, ale jesteśmy w stanie poświadczyć o groźbach, które otrzymywaliśmy w piątek 10 kwietnia od członka zarządu SPFL oraz o zastraszaniu innych przez tę samą osobę. Zgłosiliśmy je tego samego dnia dyrektorowi generalnemu SPFL, załączając dowody.
Neil Doncaster, który miał wspomniane dowody otrzymać, odpowiada. – To oczywiste, że dyskutowano na ten temat. Byliśmy świadomi, że toczą się rozmowy, ale nikt nie zgłaszał zastraszania. Owszem, wyrażano obawy, ale odnośnie używanego w konsultacjach języka. Tak się jednak dzieje, kiedy spotykają się twardzi ludzie biznesu.
Kto stoi za wyciekiem danych?
Ekipa z Glasgow, do spółki z innymi poszkodowanymi, miała jednak jeszcze więcej argumentów. Ile? Całe dossier, które rozesłano po wszystkich klubach. Według tego dokumentu niezależne śledztwo powinno się skupić na kilku istotnych sprawach, m. in.:
- Dlaczego wyniki głosowania ujawniono przed jego zakończeniem?
- Skąd decyzja o oddaleniu głosu Dundee FC i wydaniu zgody na ponowne głosowanie?
- Jak wyglądała interakcja SPFL z klubami i dlaczego ujawniono im, jak głosowały inne zespoły?
Ligowcy dowiedzieli się też, że SPFL zataiła przed nimi wizję straty 10 milionów funtów z tytułu praw telewizyjnych. Rangers uważają, że bez poinformowania klubów o tak poważnych konsekwencjach odwołania ligi, nie można było spodziewać się sprawiedliwego głosowania. The Gers odpierają też zarzuty SPFL, która uważa, że w obecnym czasie długie i kosztowne śledztwo, które chcą przeprowadzić Rangersi, sprawi więcej problemów niż pożytku. Jeden z dwóch szkockich hegemonów stwierdził, że jest gotów pokryć koszty tego przedsięwzięcia w całości. – Nie chodzi też o naszą rywalizację z Celtikiem. Chcę to podkreślić, bo chodzi nam tylko i wyłącznie o rozsądne zarządzanie – mówi Robertson.
Teoretycznie można mu wierzyć. Rangers mają 13 punktów straty do Celtiku. Nawet biorąc pod uwagę zaległe spotkanie i dwa pojedynki derbowe, które czekałyby ich po wznowieniu ligi, ciężko wierzyć w nagły comeback ekipy Stevena Gerrada do walki o tytuł.
Nie nam oceniać, kto w tym sporze ma rację, ale patrząc na przebieg dotychczasowej bitwy na argumenty, ciężko nie odnieść wrażenia, że SPFL ma coś za uszami. Zarząd ligi apeluje, żeby odrzucić propozycję Rangersów. – Głosowaliśmy demokratycznie i uszanujmy ten wynik. Mam nadzieję, że każdy to zrobi. Najbliższy czas można spędzić lepiej, np. planując możliwie szybki powrót do gry – twierdzi Doncaster.
Klub z Glasgow zapowiada, że dysponuje dowodami na nieprawidłowości w przebiegu głosowania. Odbija też piłeczkę w słownej przepychance. – Nadal nie jest za późno, żeby wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Jeśli SPFL przyzna się do błędu teraz i zacznie go naprawiać, wspólnie będziemy pracować na lepszą przyszłość szkockiego futbolu – uważa Douglas Park, reprezentujący The Gers.
Jak skończy się ta wojna? Podejrzewamy, że skoro SPFL miała większość już przedtem, tak teraz nic się nie zmieni. Zresztą, Rangersi pewnie też zdają sobie sprawę, że niewiele wskórają. Ich robota jest już jednak wykonana – wywołano wątpliwość co do uczciwości władz szkockiej piłki. Niezależnie od wyniku głosowania, niebieska strona Glasgow zapowiada, że na tym się nie skończy. – To nie będzie koniec. Nie zawahamy się, żeby dalej rzucać światło na chaos korporacyjny w naszym futbolu – mówi Park.
A to jasny sygnał dla SPFL i SFA, że zamiast dążyć do konfrontacji, powinni usiąść z Rangersami do stołu. Krzycząca i konkretna opozycja nie jest przecież nikomu potrzebna.
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix