Wojciech Stawowy po pięciu latach wraca na ławkę trenerską. Czy się cieszymy? Oczywiście, że tak. Nie wiemy, czy w ŁKS-ie będzie lepiej, ale wiemy na pewno, że będzie ciekawiej. Stawowy to chodzący oryginał, człowiek żyjący według swoich zasad, marzyciel, być może powinniśmy użyć też słowa „wizjoner”.
Jakie zadania stoją przed nim w ŁKS-ie?
1. Przestać kreślić wielkie wizje.
Tak było, gdy pracował w Cracovii: – Wiem, że będą tacy, którzy się będą z tego śmiać: powiedziałem kiedyś chłopakom w szatni, że czuję, że pierwszą polską drużyna, która po przerwie zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów, będzie Cracovia. Gdzie będzie zatem Cracovia za trzy lata? Być może w Lidze Mistrzów.
Tak było, gdy obejmował Widzew będący na ostatnim miejscu w pierwszej lidze (!): – Jeśli utrzymamy Widzew w I lidze, to celem w następnym sezonie będzie bezwzględna walka o awans do ekstraklasy. A jak do niej wrócimy i dane mi będzie dalej w Łodzi pracować, to ja w Widzewie postawię taki cel! Trzy lata daję na to, by zagrać o eliminacje Ligi Mistrzów.
Jeżeli w Widzewie chciał grać o eliminacje Champions League po trzech latach, to co powinien zapowiedzieć na starcie w ŁKS-ie? Lajtowe utrzymanie i mistrzostwo już w następnym sezonie? Liga Mistrzów już w sezonie 21/22? A za trzy lata gra w pucharach na wiosnę?
Stawowy wielokrotnie powinien gryźć się w język, ale mówił szczerze, tak jak naprawdę myśli, a to oznacza, że w jego głowie kłębiły się niezbyt realistyczne plany. Bujał w obłokach. Tym samym narażał się na śmieszność i ogólną szyderę (zasłużoną). Kręcili z niego beczkę także piłkarze – bo co może sobie pomyśleć zawodnik widząc, że Widzew leci na łeb, na szyję, piłkarze uciekają, organizacja pada, a jego trener opowiada o Lidze Mistrzów? Pewnie są tacy, którym podobne deklaracje dodają otuchy, mobilizują, ale jednak większość z nich chce zapytać „gościu, z choinki się urwałeś?”.
Dlatego jednym z zadań Stawowego jest trzymanie języka za zębami. Gra w hiszpańską piłkę – owszem, ale gra z hiszpańskimi drużynami w Lidze Mistrzów może się nie udać.
2. Znormalnieć.
Wizje o meczach z Bayernami i Interami to tylko część odklejenia od rzeczywistości Stawowego. On tak po prostu… trochę żyje w swoim świecie. Bezbłędną anegdotę o Stawowym opowiedział ostatnio na Twitterze Piotr Wołosik.
W Miedzi Legnica wyrzucił do rezerw Andrzeja Bledzewskiego i Daniela Tanżynę za to, że… nie pożegnali się z nim po treningu. Wtedy o 23 do zawodników dzwonił asystent Stawowego, Krzysztof Przytuła:
KP: – Daniel, wszystko ok?
DT: – Tak, trenerze, kolację kończę.
KP: – Nie zapomniałeś o czymś dzisiaj?
DT: – Yyy… nie wiem, a coś się stało?
KP: – Obraziłeś się na trenera, czy co? Nie pożegnałeś się.
DT: Kurde, trenerze, przepraszam, spieszyłem się. Wybiegłem z klubu, a drzwi do gabinetu trenera były zamknięte.
KP: – Ok, przemyślisz to sobie w drugiej drużynie.
Cały Stawowy. Wiele mówiącą historię opisaliśmy też w naszym rankingu najbarwniejszych postaci XXI wieku.
Przed wywiadem z Wojciechem Stawowym zadzwoniliśmy do kilku jego byłych piłkarzy. Jeden z nich, nazwijmy go Iksiński, jechał z nim jak z furą gnoju, nie pozostawiał suchej nitki. Podczas wywiadu zagajamy, że nie wszyscy piłkarze mają o nim dobrą opinię.
– To są mity, co pan wygaduje! Ze złymi piłkarzami pan rozmawiał. Niech pan zadzwoni do Iksińskiego! Do dzisiaj jest zachwycony! – pieklił się po wywiadzie Stawowy, a nasz dziennikarz przygryzał wargi, by się nie popłakać ze śmiechu.
Stawowy wprowadza do swojej pracy wiele praktyk, które w warunkach Barcelony może i mają rację bytu, ale do polskich realiów kompletnie nie pasują. Każda szatnia widząc Stawowego zastanawia się – dziwak czy wizjoner? I w wielu drużynach ta proporcja zbliża się niebezpiecznie blisko pierwszej opcji. Oby – dla Stawowego – miało to miejsce po kilku latach pracy, a nie w pierwszym tygodniu.
3. Wrócić do stylu ŁKS-u.
Zatrudnienie Stawowego to nie jest rzucony w Polskę sygnał „ratujemy ligę”. To raczej komunikat w stylu „odeszliśmy od naszego stylu, chcemy go przywrócić i pielęgnować”. Stawowy został zatrudniony po to, by ŁKS grał ładnie, wymieniał wiele podań, budował ataki pozycyjne i wprowadzał do swojej gry te wszystkie szmery-bajery, których w polskiej lidze nie mamy z reguły możliwości oglądać.
I tak jak ŁKS jesienią całkiem nieźle się oglądało, tak im bliżej wiosny, tym bardziej ta drużyna ekstraklasowiała. Kwintesencją był ostatnio rozegrany mecz przed pandemią – na to coś z Koroną, roboczo nazywane meczem, nie dało się patrzeć.
Z pragmatycznego punktu widzenia taka gra w Ekstraklasie – lidze działającej według zasady siła razy łokieć – ma pewnie niewiele sensu. Tym większy respekt dla ŁKS-u, że próbuje grać swoje, ma pewną wizję i nie zamierza z niej zbaczać nawet w momencie, gdy widmo spadku zagląda w oczy. Nie bez powodu mówi się, że Moskala bardziej niż wyniki pogrążał w klubowych gabinetach fakt, że drużyna odeszła od swojego stylu.
4. Ogarnąć Sobocińskiego.
Problem Sobocińskiego leży pewnie w głowie i pompowanie go słowami „za trzy lata zagrasz w Lidze Mistrzów” może nie wystarczyć. Czy Sobociński ma talent? Niewątpliwie, w końcu już w pierwszej lidze budził zainteresowanie klubów ze znacznie lepszych lig. Czy w Ekstraklasie sobie radzi? No… jest jednym z najgorszych stoperów w lidze.
A to zapomni się przy kryciu, a to da się okiwać, a to piłka trafi go akurat w rękę – zazwyczaj w kluczowych sytuacjach, po których ŁKS traci bramki.
Moskal nie dał rady podnieść swojego stopera i odstawił go na ławkę rezerwowych, ściągając do klubu Gracię i Dąbrowskiego. Decyzja oczywiście się broniła, ale fakt jest faktem – potencjał obrońcy z rocznika 1999 po prostu trzeba uwolnić. Nawet i z ławki Sobociński potrafił zawalić mecz – jak choćby z Legią, gdy po jego błędzie podyktowano rzut karny. Sytuacja wydaje się bardzo trudna, ale jeszcze nie jest beznadziejna.
5. Wykreować napastnika.
Wróbel zagrał jeden mecz dobry, w reszcie był fatalny. To i tak lepiej niż Corral, który w każdym ze spotkań był fatalny. Zimowe wzmocnienia ŁKS-u nie zbawiły linii ataku, to mało powiedziane.
A przecież już wcześniej działo się w niej nie najlepiej. Łukasz Sekulski i Rafał Kujawa to duet ligowych przeciętniaków (ten pierwszy bywa solidny), żaden z nich prochu na ligowych boiskach nie wymyślił. Zresztą, wymowne – Rafał Kujawa dostał zimą wybór „odejdziesz albo zostaniesz w rezerwach”, no i wolał zostać w rezerwach.
Czy z Corrala da się cokolwiek ulepić?
Czy Wróbel to materiał na ekstraklasowego napastnika?
Czy z Sekulskiego jeszcze coś będzie?
Na te pytania w trybie pilnym będzie musiał odpowiedzieć Stawowy.
6. Utrzymać ligę?
No… jest to zadanie niezwykle trudne i jak zresztą wspomnieliśmy w trzecim punkcie – raczej nie po to Stawowy przyszedł do ŁKS-u. Gdyby władze łódzkiego klubu chciały rozpaczliwie ratować ligę, zatrudniłyby jakiegoś strażaka w stylu Leszka Ojrzyńskiego.
Zresztą, bądźmy realistami – Stawowy prawdopodobnie wpisze sobie spadek w CV, ale wymaganie od niego utrzymania byłoby absurdem. To nie on układał tę drużynę, to nie on sprawił, że wylądowała na ostatnim miejscu w lidze, wreszcie – nie jego wina, że ŁKS awansował do elity nieco na wyrost, będąc na to niekoniecznie przygotowanym. Szanse na utrzymanie oczywiście są, ale uznajmy, że byłaby to wielka wartość dodana do jego pracy, a nie jeden z obowiązków „to do list”.
Fot. FotoPyK