– Koronawirus rozłożył na łopatki cały sport i gospodarkę. Wiele radomskich firm musi zwalniać swoich pracowników, aby się utrzymać na rynku – mówi Robert Wicik, prezes Broni Radom, na łamach portalu „Echo Dnia”. Skąd ta ponura refleksja ze strony prezesa trzecioligowego klubu? Ano stąd, że w tej chwili Broń formalnie nie ma w swojej kadrze ani jednego piłkarza. Jak już wspominaliśmy przy okazji kilku innych artykułów, władze miasta wstrzymały stypendia sportowe dla wszystkich klubów piłkarskich. Ale to nie wszystkie ciosy, jakie spadły na działaczy broni.
Prezydent Radomia już jakiś czas temu zapowiedział zakręcenie kurka z miejskiej kasy dla klubów sportowych. Najbardziej spektakularnie ucierpiał na tym rzecz jasna pierwszoligowy Radomiak, którego przyszłość stoi obecnie pod olbrzymim znakiem zapytania. – Myślę, że w obliczu ogromnych potrzeb służby zdrowia, jest to zrozumiała decyzja. Przez lata, tak jak tylko mogliśmy wspieraliśmy radomskie drużyny – mówił prezydent miasta, Radosław Witkowski w oficjalnym komunikacie na temat cięć w stypendiach. I trudno w ogóle z tymi słowami w jakikolwiek sposób polemizować. Samorządowcy w całej Polsce, nie tylko w Radomiu, mają obecnie dziewięćdziesiąt dziewięć problemów, ale dotowanie klubów nie jest jednym z nich.
Tym bardziej, że Radom na sport przeznaczał całkiem sporą część budżetu.
Przypomnijmy nasz tekst sprzed miesiąca: „Radom co miesiąc przeznacza ponad 600 tysięcy złotych na stypendia dla klubów. Rozstrzał jest spory – od drugiej ligi piłki ręcznej przez tenisa stołowego, aż po koszykówkę czy siatkówkę. Najwięcej z tego tytułu inkasuje Radomiak, dla którego przed rokiem zmieniono system stypendialny. Miało to pomóc drużynie w grze na zapleczu Ekstraklasy. Radomski klub od tego czasu otrzymuje 220 tysięcy złotych miesięcznie do podziału na 20 osób. Ta kwota pokrywa 80% wynagrodzeń piłkarzy”.
Stypendia sportowe za 2020 rok. Źródło: radom.pl
Sprawa ze stypendiami jest podwójnie złożona, ponieważ tego rodzaju dotacje obowiązują w Radomiu przez dziesięć miesięcy w roku, z wyłączeniem okresu wakacyjnego. Wobec obcięcia stypendiów za maj i czerwiec, w praktyce kluby stoją w obliczu czterech miesięcy z rzędu bez samorządowego wsparcia. – Myślę, że kluby racjonalnie porozumieją się z zawodnikami, którzy zrozumieją, że rezygnacja z części wypłat w momencie, gdy liga została skrócona, jest najlepsze dla wszystkich. Jeśli kluby wpadną kłopoty, ci zawodnicy będą mieli trudniej na rynku pracy. Nie wyobrażam sobie, że kluby, które tracą finansowanie od samorządów – nie tylko w Radomiu, bo nie jesteśmy jedyni – od sponsorów, wpływy z biletów, wypłacą pełne kontrakty. Wtedy zostaną z długami w przyszłym sezonie – mówił na łamach Weszło dyrektor kancelarii prezydenta Radomia, Mateusz Tyczyński.
Jak to wyszło z dogadywaniem się z piłkarzami – wiemy na przykładzie Radomiaka.
Osobny przypadek stanowi jednak Broń Radom. Piłkarze tego trzecioligowego klubu związani byli deklaracjami gry amatora, które można w każdej chwili rozwiązać. I właśnie na taki krok zdecydowali się działacze Broni, rozwiązując umowy z zawodnikami oraz sztabem szkoleniowym. Nie tylko dlatego, że klub został odcięty od samorządowej kroplówki. Ze względu na zawieszenie rozgrywek ligowych wsparcie zatrzymał również jeden z kluczowych partnerów klubu, Fabryka Broni „Łucznik”. Nie wspominając już o pomniejszych sponsorach, którzy wykruszyli się jeden po drugim, gdy w oczy zajrzało im widmo ekonomicznego kryzysu.
– Koronawirus i całe zagrożenie z jakim się spotkaliśmy, rozłożył na łopatki cały sport – pisze w oficjalnym oświadczeniu prezes Robert Wicik. – Trudna sytuacja z jakąś przyszło nam się zmierzyć, zaskoczyła nas wszystkich. W ciągu krótkiego okresu, zaledwie kilkunastu dni, straciliśmy praktycznie wszystkie źródła finansowania. Władze miasta walcząc ze skutkami koronawirusa, wstrzymały stypendia sportowe. Fabryka Broni, a także kilku małych sponsorów zawiesiły pomoc dla naszego klubu. To jest jak najbardziej zrozumiałe, bo kiedy gramy, to reprezentujemy naszych partnerów. W momencie, gdy nie ma rozgrywek, to trudno pukać do firm i wołać pieniądze. Mam własną firmę, również członkowie zarządu prowadzą swoje działalności i wszyscy widzimy co dzieje się w gospodarce. Ludzie mają mnóstwo problemów, walczą o miejsca pracy. Rozwiązanie umów z piłkarzami było prawnie konsultowane. Wiedziała o tym też Rada Drużyny. To są bardzo trudne decyzje. Jednak jesteśmy świadomi, że jeśli ich nie podejmiemy, to jesień zaczniemy z balastem kilkudziesięciu tysięcy złotych zadłużenia.
Decyzja działaczy Broni opiera się oczywiście o podstawowe założenie, że sezon w niższych ligach nie zostanie dokończony. Obecnie „Broniarze” zajmują miejsce w środku tabeli trzeciej ligi.
Tabela za sezon 2019/20. Źródło: 90minut.pl
– Co będzie, jeśli zagramy po 30 maja? – zastanawia się prezes Broni. – Wówczas będę rozmawiał zarówno z miastem, jak i naszymi partnerami, aby pomogli nam dokończyć rozgrywki. Mówiąc krótko: „Jeśli nie gramy, to kasy nie mamy”. Liczę na wyrozumiałość samych zawodników, sztabu szkoleniowego i również kibiców. Wierzę, że możliwie szybko w takim samym składzie spotkamy się, aby mówić o nowym sezonie. Musimy razem dla dobra klubu to przetrwać!
Sytuacja jest o tyle niewdzięczna, że piłkarze Broni byli jednymi z tych, którzy bardzo szybko i z własnej woli zaproponowali cięcia w swoich zarobkach. Większość zawodników klubu traktuje futbol jako dodatek do normalnej, codziennej pracy, ale – jak czytamy w oficjalnym oświadczeniu – nie brakuje też takich, którzy stracą ważne źródło utrzymania. – To nie była łatwa decyzja, bo wiemy ile dobrego dla klubu zrobili nasi piłkarze. Dla niektórych stypendium z klubu, było właściwie jedynym wynagrodzeniem. Z drugiej strony, w momencie, kiedy swoją pomoc wstrzymują sponsorzy, zarząd klubu musi zrobić wszystko, aby nie zadłużyć klubu, aby do nowego sezonu zgłosić możliwie jak najmocniejszy zespół. Wiemy, że lada dzień podobne kroki podejmie wiele innych klubów na różnych szczeblach, bo w sporcie, który zamarł zaczyna brakować pieniędzy. Jest niemal pewne, że rozgrywki nie zostaną dokończone. Ktoś zapyta, a co się wydarzy, jeśli rozgrywki zostaną wznowione? Wówczas zarząd spotka się po 15 maja z piłkarzami i podpisze nowe umowy do końca rozgrywek.
Jak zawodnicy zareagują na to, że mimo wszystko zostali przez klub pożegnani?
Nieoficjalnie mówi się, że znaczna część z nich przyjęła decyzję prezesa ze zrozumieniem i jest gotowa powrócić do Broni, gdy sytuacja się unormuje. Ale bramkarz Jakub Kosiorek, który wypowiedział się na łamach „Echa Dnia”, nie krył zdumienia. – Dochodziły mnie informacje ze klub chce podjąć taką decyzję, lecz oficjalnie jeszcze nie dostałem żadnego pisma, więc jestem zdziwiony komunikatem.
Wygląda na to, że radomski futbol będzie potrzebował sporo czasu, by podnieść się po koronawirusowych kryzysie. Ale nie chce nam się wierzyć, by w innych miastach tego rodzaju sytuacji udało się uniknąć. Pewnie od podobnych newsów wkrótce zaroi się w całej Polsce.