Pamiętacie jeszcze Sandro Rosella? Tak, tak, to ten gość, który sprowadził do Barcelony Ronaldinho i Neymara. To też ten gość, który trafił za kratki i musiał zmierzyć się z zarzutami dotyczącymi przestępstw gospodarczych. Rosell odbębnił dwa lata w areszcie, a teraz zaczyna ofensywę medialną. Były prezydent Blaugrany zdążył już udzielić kilku wywiadów, w których doszukiwał się przyczyn tego, co go spotkało. Najnowsza teoria? Za kratki mógł go wsadzić… Florentino Perez.
Jak w ogóle doszło do tego, że były szef Barcelony wpadł w tak poważne kłopoty? Zaczęło się od afery, która towarzyszyła transferowi Neymara. Wszyscy zastanawiali się wtedy, ile tak naprawdę Duma Katalonii wydała na Brazylijczyka, a wokół sprawy rozdmuchano sporą aferę. W jej efekcie Sandro Rosell ustąpił ze stanowiska, jednak najgorsze miało dopiero nadejść. W 2017 roku Rosell został bowiem zatrzymany i usłyszał zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, która ukrywała ponad 20 milionów euro łapówek. Były szef Barcy, który świetnie orientował się w brazylijskim rynku, miał czerpać korzyści z meczów towarzyskich kadry Canarinhos oraz jej umowy sponsorskiej z Nike.
Działacz przesiedział blisko dwa lata w areszcie, czekając na sprawę, a rok temu został… uniewinniony. Teraz natomiast rozpoczyna nowe życie. Choć takie nowe to ono do końca nie jest, bo w Hiszpanii spekuluje się, że Sandro będzie chciał wrócić do gabinetów Barcelony. Nic więc dziwnego, że były prezydent rozpoczął w kwietniu medialną ofensywę. – Gdybym nie był szefem tego klubu, nie trafiłbym do więzienia. Przed objęciem stanowiska nie cieszyłem się zainteresowaniem prokuratury. Potem sprawdzano mnie ponad 70 razy – mówił w „Mundo Deportivo”.
To był jednak dopiero początek. Przed długim weekendem hiszpańskie media obiegły kolejne cytaty. Rosell twierdził tym razem, że nie ma wątpliwości, iż jego zatrzymanie było zaplanowaną akcją. Teraz były prezydent Barcelony, pociągnięty za język przez Jordiego Evole, zaczął wskazywać palcem winnych całego zamieszania. Zdaniem Sandro koło uszu chciał mu narobić… Florentino Perez. – Nie spodobało mu się to, że Neymar trafił do nas, a nie do Realu – uważa były szef Barcelony.
No, nie ma co – solidna poszlaka. Watson byłby dumny.
Lista ludzi, którym podpadł Rosell i którzy chcieli, żeby skończył on w więzieniu jest jednak dłuższa. Znalazł się na niej również Jaume Roures, dyrektor grupy Mediapro. Czym Roures wzbudził podejrzenia Sandro? Za jego rządów klub zrezygnował z usług Mediapro i sprzedał prawa telewizyjne Movistarowi. To wpłynęło na stosunki między obydwoma panami i według Rosella wystarczyło, żeby podejrzewać Rouresa o próbę wpakowania go za kratki.
Winę za ponad dwa lata Sandro w areszcie ponosi też… stempel w jego dowodzie osobistym. – Wygląda to tak, że skoro jesteś Katalończykiem, jesteś też kryminalistą – kontynuował swój wywód Rosell. Na koniec dodał jeszcze, że na wolność mógł wyjść wcześniej, ale nie chciał się z nikim układać.
Nie będziemy wnikać w życiorys Rosella. Nie wydaje nam się jednak, żeby prokuratura zatrzymywała ludzi bez zupełnie żadnych przesłanek. A już na pewno nie wtedy, kiedy zadzwoni do niej prezes konkurencyjnego klubu. Aha, warto dodać, że były prezydent Barcelony faktycznie gra niewiniątko. Kiedy w jednym z wywiadów spytano go, po co mu konta bankowe w rajach podatkowych, szybciutko uciął temat, mówiąc, że nie powinno wzbudzać żadnych podejrzeń.
Cóż, jeśli ta wzmożona aktywność faktycznie ma związek z chęcią powrotu do klubu, to Rosell obrał dobrą taktykę. Pro-katalońskie wzmianki? Są. Uderzenie w prezesa największego rywala? Jest. Co jeszcze przyniosą najbliższe tygodnie? Czekamy na kolejne teorie wybielające. Jak widać Sandro nauczył się w areszcie jednego – zawsze powtarzaj, że siedzisz za niewinność.
Fot. Newspix