28 kwietnia 2018 roku. Inter Mediolan podejmuje przed własną publicznością Juventus w ramach 35. kolejki Serie A. „Stara Dama” przystępuje do tego spotkania jako lider, ale z zaledwie jednym punktem przewagi nad Napoli. Każde potknięcie może oznaczać dla turyńczyków porażkę w wyścigu po scudetto. Tymczasem Inter zajmuje piątą lokatę w tabeli i wciąż ma duże szanse, by wskoczyć wyżej, na jedno z miejsc gwarantujących udział w Champions League.
Derby d’Italia zawsze gwarantują emocje. Jednak tym razem było ich jeszcze więcej niż zwykle. Nie tylko z uwagi na postawę zawodników, ale i decyzje arbitra, pana Daniele Orsato. Na jego postawę nowe światło postanowił rzucić Giuseppe Pecoraro, były prokurator FIGC (Federazione Italiana Giuoco Calcio; włoskiej federacji piłkarskiej). A może naświetlił po prostu swoje braki w kompetencjach? Na razie trudno powiedzieć. Jedno jest pewne – Włosi już zdążyli się o to pokłócić i podzielić na dwa zwalczające się obozy.
Wróćmy jednak najpierw do kwestii piłkarskich.
Faworytem rzeczonego spotkania był rzecz jasna Juventus, nawet biorąc pod uwagę fakt, że mecz rozegrano w Mediolanie. Goście wyszli zresztą na prowadzenie już po trzynastu minutach gry, niejako potwierdzając swoją klasę, no i dowieźli jednobramkową zaliczkę do przerwy. Zadanie mieli w dość znacznym stopniu ułatwione – już dwie minuty po trafieniu Douglasa Costy na 1:0 sędzia Orsato wyrzucił z boiska Matiasa Vecino za wejście nakładką w nogę Mario Mandżukicia. Tutaj nie było wielkich kontrowersji – czerwony kartonik pokazany na zaskakująco wczesnym etapie meczu, fakt, ale zasłużony. Vecino po prostu przesadził. Na powtórkach, na które sędzia główny rzucił zresztą okiem, wyraźnie widać, iż urugwajski pomocnik stawia stempel na nodze Mandżukicia.
O dziwo, po przerwie grający w dziesiątkę Inter się przebudził. Najpierw Mauro Icardi wyrównał stan meczu, a potem samobójcze trafienie Andrei Barzaglego pozwoliło Nerazzurrim wyjść na prowadzenie. Sensacja – bo tak należałoby określić triumf osłabionego Interu – wisiała w powietrzu. Rezultat 2:1 utrzymywał się na Stadio Giuseppe Meazza aż do 87. minuty. Wówczas sprawy nabrały jednak tempa.
Wyrównał Juan Cuadrado, po dość dziwacznym strzale z bardzo ostrego kąta. Piłka odbiła się jeszcze od nóg Milana Skriniara i to właśnie stoperowi Interu oficjalnie przypisano trafienie samobójcze. Ale turyńczykom remis nie wystarczył. W ostatniej minucie podstawowego czasu gry ukąsił Gonzalo Higuain, który wcześniej raził nieskutecznością. Argentyński super-snajper wykorzystał fenomenalne dośrodkowanie Paulo Dybali z rzutu wolnego i z najbliższej odległości skierował futbolówkę do siatki strzałem głową, poza zasięgiem bezradnego bramkarza. Równolegle Napoli, które w poprzedniej kolejce pokonało Juve w bezpośrednim starciu, przerżnęło 0:3 z Fiorentiną. Gol Higuaina w praktyce zapewnił Juventusowi kolejne scudetto.
Cztery punkty przewagi, trzy mecze do końca. „Stara Dama” nie mogła tego wypuścić i rzecz jasna nie wypuściła.
Następnego dnia wokół konfrontacji Interu z Juventusem wybuchł w Italii gigantyczny skandal.
Zapytacie pewnie: o co właściwie chodzi? Czerwona kartka dla Vecino słuszna, żadnej kontrowersji wokół bramek dla Bianconerich. Mało tego, Orsato anulował turyńczykom jednego gola po ewidentnym spalonym Blaise’a Matuidiego. Gdzie tu pole do wszczynania karczemnej awantury, oskarżania arbitrów o przekręcenie meczu? Skąd teksty o „powracających demonach afery calciopoli”?
Zostańmy na razie przy kwestiach boiskowych. Kibice i ludzie związani z Interem mieli po meczu pretensje do arbitra, że ten z wyjątkową surowością traktował przewinienia piłkarzy mediolańskiej drużyny, natomiast z niezrozumiałym uporem ignorował ostre wejścia w wykonaniu zawodników Juventusu. Przede wszystkim uwagę obserwatorów spotkania zwrócił fakt, że Orsato nie wyrzucił z boiska Miralema Pjanicia, który bardzo brutalnie poturbował Rafinhę i nie obejrzał za to drugiej żółtej kartki.
Chodzi o tę sytuację:
Wydaje się, że w tym przypadku pretensje do sędziego są uzasadnione. Trzeba było sięgnąć po drugą żółtą kartkę. A może nawet wyciągnąć bezpośredni czerwony kartonik, tak jak w przypadku Vecino? Jak się wkrótce okaże – to dość istotna kwestia.
Tak czy owak, ta kontrowersja tylko roznieciła ogień.
Benzyny dolał do niego Paolo Tagliavento, sędzia techniczny tego spotkania. Kamery nagrały go, jak – rzekomo – po wyrównującym trafieniu dla Juventusu mówi do przypiętego mikrofonu: „Zwyciężymy w doliczonym czasie”. Takie słowa wyczytali z ruchu jego warg kibice i dziennikarze niezbyt przychylni Juventusowi. Poświęcono tej kwestii cały segment programu programu „Tiki taka”, jednego z najpopularniejszych telewizyjnych widowisk poświęconych futbolowi. Cała otoczka wokół spotkania – derby Włoch, mecz decydujący o losach mistrzostwa, heroiczna postawa osłabionego Interu i tak dalej – nieprawdopodobnie podsyciła i tak gorącą atmosferę.
Ale to jeszcze nie wszystko. Po końcowym gwizdu szkoleniowiec Juventusu, Massimiliano Allegri, wdał się w krótką, trwającą ledwie kilka sekund pogawędkę ze wspomnianym Tagliavento. Pochwalił arbitrów za sposób poprowadzenia zawodów. W normalnych okolicznościach nikt by na taką kurtuazyjną gadkę nie zwrócił rzecz jasna uwagi, to sytuacja jakich tysiące, lecz okoliczności starcia Inter – Juventus trudno uznać za normalne.
– Trochę mnie wkurzył sposób, w jaki potraktowano tę rozmowę – żalił się kilka dni później Allegri. – We Włoszech czasami używa się pewnych obrazów, żeby potwierdziły coś, co nie istnieje. Lubimy robić z futbolu komedię. Za nami tydzień komedii.
Alessandro Antonello, dyrektor zarządzający Interu, z pełną premedytacją podsycał awanturę: – Allegri i Tagliavento? Każdy mógł na własne oczy zobaczyć, co tam się stało. Widziało to 80 tysięcy ludzi na stadionie i miliony na całym świecie. To nie jest dobra reklama włoskiej piłki. Obejrzeliśmy wszystkie sporne decyzje sędziowskie i nie możemy pojąć, dlaczego w dwóch identycznych sytuacjach sędzia podejmuje kompletnie różne decyzje – powiedział Antonello, by na koniec wbić szpilkę w Juventus, który został zdegradowany za swój udział w Calciopoli: – Wiele rzeczy w piłce się zmienia, ale część pozostaje taka sama. Jako Inter możemy być dumni ze swojej historii.
Tutaj na scenę wkracza prokurator Giuseppe Pecoraro, którego zaanonsowaliśmy na wstępie.
Pecoraro postanowił wnikliwie przyjrzeć się całej sytuacji. Nie dlatego, że miał zastrzeżenia co do pracy Orsato albo wątpliwości co do tego, czy Tagliavento jest uczciwym człowiekiem. Po prostu dotarło do niego tak wiele skarg, że chciał dla świętego spokoju przesłuchać nagranie z meczu, by móc oznajmić wszystkim marudom, że żadnego skandalu nie było.
– Spłynęły do mnie skargi ze wszystkich stron. Od różnych stowarzyszeń, od grup kibicowskich – opowiadał Pecoraro w wywiadzie dla neapolitańskiego „Il Mattino”. – Postanowiłem, że trzeba się temu przyjrzeć. Nie sądziłem, bym miał doszukać się jakichś nieprawidłowości w pracy arbitrów. Otworzyłem jednak otwarte dochodzenie w tej sprawie, żeby nie było żadnych niedomówień. Poprosiłem AIA [Italian Referees’ Association; włoskie kolegium sędziów] oraz działaczy ligowych o przygotowanie nagrania dźwiękowego z tego meczu. Chodziło mi o rozmowy między sędziami oraz VAR-em.
Okazało się jednak, że to nie takie proste, jak prokurator sobie wyobrażał. – Musiałem długo nalegać. Ale jaki byłby ze mnie prokurator, gdybym odpuścił? Ostatecznie nagranie dotarło, gdy rozpoczynał się już kolejny sezon. A w nim – niespodzianka. Okazało się, że nie nagrał się jeden fragment z całego spotkania. Akurat ten, gdy Orsato dyskutował z VAR-em na temat drugiej żółtej kartki dla Pjanicia. Powód? Usłyszałem: „Takiego fragmentu nie ma”. Potrzebujemy więcej transparentności.
Skandal? I tak, i nie.
Luca Marelli, inny włoski sędzia, przypomniał natychmiast: – Nie ma w protokole VAR-u możliwości, by interweniować w przypadku żółtej kartki, nawet jeśli jest to drugie napomnienie dla zawodnika. Gdyby Orsato poprosił o pomoc w podjęciu takiej decyzji, byłby to kolosalny błąd, jeżeli chodzi o stosowanie się do oficjalnego protokołu.
Czyżby zatem Pecoraro, który kilka miesięcy temu ustąpił ze stanowiska, nie znał przepisów, których poprawne stosowanie starał się kontrolować? Właśnie tak to zinterpretował włoski pisarz i publicysta sportowy, Fabrizio Biasin. – Abstrahując od wielu błędów, jakie Daniele Orsato popełnił w meczu Inter – Juve, Pecoraro swoim ostatnim wywiadem doskonale udowodnił, dlaczego nigdy nie nadawał się do pełnionej wcześniej funkcji. Nie dlatego, że często działał bardziej jak kibic niż prokurator. We Włoszech wszyscy są kibicami, nawet jeżeli się nie przyznają. On po prostu nie znał i najwyraźniej nadal nie zna przepisów.
Innego zdania jest natomiast Maurizio Pistocchi, kolejny dziennikarz-showman z Italii.
– Zbrodnia doskonała. Orsato ostatnio został przedstawicielem włoskich sędziów – zagrzmiał na swoim Twitterze. Gdy przedstawiono mu argumentację broniącą decyzji Orsato, kompletnie stracił nad sobą panowanie: – Błagam cię, nie rozmnażaj się, w tym kraju i tak mamy zbyt wielu ignorantów – wypalił bezczelne do jednego z internautów. – VAR powinien interweniować, ponieważ Pjanić zasłużył na bezpośrednią czerwoną kartkę. W tym samym meczu VAR zainterweniował, by zmienić Vecino kartkę z żółtej na czerwoną. Czy ktoś może mi logicznie wytłumaczyć, jak to jest możliwe?
Cóż – sytuacja, jak to zwykle bywa w kwestiach sędziowskich, wieloznaczna i skomplikowana. Jedno natomiast w całej tej debacie widać jak na dłoni: podział włoskiej opinii publicznej na Juventus i anty-Juventus wciąż jest jak najbardziej żywy.
fot. NewsPix.pl