Reklama

Probierz pisze książkę, Pich o odmowie cięcia wypłaty, Płatka chcą inne kluby

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

30 kwietnia 2020, 08:52 • 15 min czytania 6 komentarzy

Michał Probierz odnosi się na łamach „Rzeczpospolitej” do sytuacji z odebraniem opaski kapitańskiej Januszowi Golowi. Robert Pich w „Przeglądzie Sportowym” uzasadnia, dlaczego nie zgodził się na proponowaną obniżkę płac. Zbigniew Boniek w „GW” odnosi się do słów szefa medycznego FIFA, który stwierdził, że nie ma warunków do powrotu piłki przed 1 września. „PS” donosi, że Artura Płatka wodzą na pokuszenie dwa ekstraklasowe kluby. W „Sporcie” przeczytamy, co z piłkarzami, którym wygasną kontrakty przed finiszem rozgrywek.

Probierz pisze książkę, Pich o odmowie cięcia wypłaty, Płatka chcą inne kluby

RZECZPOSPOLITA

Michał Probierz mówi w rozmowie z „RP” o tym, dlaczego Janusz Gol nie jest już kapitanem drużyny. I zapowiada napisanie książki.

— Każdy zgodził się na czasową obniżkę wynagrodzenia kontraktowego o połowę. Wszyscy członkowie sztabu trenerskiego i każdy piłkarz. Z wyjątkiem Janusza Gola.

Kapitana drużyny.
— No właśnie. To jest tym bardziej niezrozumiałe, że to on, jako kapitan, powinien zrozumieć sytuację i dawać przykład. Jego postawa świadczy o braku szacunku dla kolegów z drużyny, których dotychczas reprezentował, i pracowników klubu, którzy również stracili pieniądze. W związku z brakiem wyczucia sytuacji i elementarnym brakiem odpowiedzialności za drużynę postanowiliśmy odwołać Janusza Gola z funkcji kapitana.

Reklama

Czy przymusowy pobyt w domu ma jakieś dobre strony?
— Proszę o to spytać mojego dwuletniego syna. Henio jest zachwycony, że ma tatę w domu. A ja wykorzystuję czas nie tylko, jak zwykle, na czytanie książek, ale też na pisanie swojej książki.

O czym?
— O piłce, ale to nie będzie książka biograficzna. Nic więcej na razie nie mogę powiedzieć.

GAZETA WYBORCZA

Belgia, Holandia, Argentyna i Francja odwołały rozgrywki ligowe, inni chcą grać dalej. Podejście do piłki w czasach koronawirusa dzieli Europę.

Bundesliga była najbliższa wznowienia, planowany termin to już 9 maja. Kluby trenują od początku kwietnia, choć według sanitarnych obostrzeń. I gdy wydawało się, że wszystko idzie świetnie, kanclerz Angela Merkel za radą swojego wirusologa Christiana Drostena ostrzegła władze Bawarii i Nadrenii, by były bardziej ostrożne wobec realnej groźby nasilenia pandemii. Nakazała przestudiowanie ze znacznie większą uwagą zaleceń i warunków, pod którymi gracze Bundesligi mieli wrócić do rywalizacji. Rzecz jasna, przy zamkniętych trybunach.

Reklama

Włoski minister sportu ostudził zapał klubów Serie A. – Liczymy na to, że wznowienie treningów będzie możliwe 18 maja. Co nie znaczy, że kluby powrócą do rozgrywek. Zobaczymy, jak wirus będzie się rozwijał do połowy czerwca, i wtedy podejmiemy decyzję – powiedział Vincenzo Spadafora.

Zbigniew Boniek dla „GW” komentuje słowa szefa medycznego FIFA, który stwierdził, że w Europie nie ma warunków, by grać przed 1 września.

Szef medyczny FIFA Michel D’Hooghe powiedział, że jego zdaniem

w Europie nie ma warunków do wznowienia rozgrywek ligowych przed 1 września. I pochwalił rząd francuski za odwołanie sezonu Ligue 1. Tymczasem premier Mateusz Morawiecki sprzyja pomysłowi, by nasza piłkarska ekstraklasa wróciła 29 maja.
— Czy pan Michel D’Hooghe jest może epidemiologiem? Nie jest. Ja bym go prosił o jedno: niech mi doktor wytłumaczy, dlaczego w czerwcu grać nie można, a we wrześniu już będzie można. Skąd on wie dzisiaj, że koronawirus odpuści jesienią? Doktor D’Hooghe mówi jedno, a FIFA co innego. FIFA zaleca, by kończyć rozgrywki tam, gdzie jest to możliwe. Ale nawet niektórzy ludzie w FIFA miewają absurdalne pomysły, jak choćby zwiększenie liczby zmian w meczu do pięciu. Wymieniać pół drużyny? Po co?

SUPER EXPRESS

Flavio Paixao nie boi się zakażenia COVID-19. Jego problemem ostatnio była zaś… skręcona kostka.

Nie boisz się zakażenia, złapania wirusa przez ten powrót i siłą rzeczy – kontakty z innymi?
– Nie boję się. Jestem osobą pozytywną, rozsadza mnie energia. Wychodzę z założenia, że jak myślisz negatywnie, jak się tego wirusa będziesz bał na każdym kroku, to w końcu możesz go złapać. Ja nie mówię, żeby się nie przejmować. Mówię, żeby zachowywać środki ostrożności, ale żeby ten wirus mentalnie nas nie zniewolił…

Niedługo zaczną się treningi w klubach, ale Interia. pl poinformowała, że odniosłeś kontuzję…
– Biegałem po parku i skręciłem kostkę. Ale to nic poważnego, niedługo zacznę rehabilitację, a czasu do pierwszego meczu jest mnóstwo. Nie powinienem mieć problemów, żeby zdążyć.

PRZEGLĄD SPORTOWY

O powrocie do rozgrywek Bundesligi w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” mówi Edward Kowalczuk, trener przygotowania fizycznego w Hannover 96. Odnosi się między innymi do kontrowersyjnego pomysłu, by grać w maskach.

Czy w czasach koronawirusa można w Niemczech funkcjonować w miarę normalnie?
— Ja czuję się dobrze, jestem możliwie aktywny. W Polsce ograniczenia są większe niż u nas, cały czas możemy jeździć rowerem, biegać, wyjścia z domu nie są zakazane. W centrum Hanoweru mamy piękne jezioro, dookoła którego jest sześciokilometrowa trasa. Każdego dnia widać setki osób, które z niej korzystają, ja również.

Biega pan w maseczce?
— Na szczęście nie ma takiego obowiązku, więc biegam bez maseczki. Próbowałem ją zakładać, ale bardzo mi przeszkadzała. Hamuje oddech, to uciążliwe.

Taką opinię powtarza niemal każdy. Tym dziwniejszy jest jeden z pomysłów, by piłkarze w Bundeslidze rozgrywali mecze w maseczkach.
— To dziwny pomysł. Nie wyobrażam sobie tego. To absurd. Kiedy podczas meczu toczy się walka o zwycięstwo, punkty, to maseczka po prostu przeszkadza. Ta propozycja nie powinna się pojawić. Ostatnio w niemieckich mediach ukazało się zdjęcie Dennisa Aogo, piłkarza, który do stycznia był w naszym klubie. Testował granie w maseczce: uderzał piłkę głową, wykonywał dryblingi, strzelał na bramkę. Ocenił to bardzo krytycznie. Stwierdził, że to duże utrudnienie, wręcz nieporozumienie. Nie wierzę zatem, by ten pomysł przeszedł. W projekcie uwzględniono po prostu wszystkie możliwe rozwiązania, ale na pewno niektóre z nich nie zostaną wprowadzone.

Grzegorz Rudynek rozmawia z Vladimirem Smicerem, któremu pandemia zabrała możliwość uczestnictwa w mistrzowskiej fecie Liverpoolu.

W zdrowych czasach pewnie szykowałby się pan do wylotu do Anglii?
— Dostałem zaproszenie od klubu, z bliska miałem oglądać świętowanie zdobycia mistrzostwa Anglii. Wszystko było już zaplanowane. 11 maja, po ostatnim domowym meczu Liverpoolu, miał się odbyć przejazd przez miasto piłkarzy i sztabu szkoleniowego otwartym autokarem, do tego przewidziano różne imprezy towarzyszące. Nie tylko to zostało odwołane. Pod koniec marca na Anfield powinien być rozegrany mecz drużyn składających się z byłych zawodników Liverpoolu i Barcelony. Sprzedano 50 tysięcy biletów, a potem wydarzenie odwołano. To samo stało się z pokazowymi spotkaniami w Chinach i Stanach Zjednoczonych. We wszystkich tych wydarzeniach miałem wziąć udział.

Dalej mamy reportaż o najlepszej polskiej piłkarce, Ewie Pajor.

– Ewa ma wszystko, by być najlepsza. Kiedy myślę o golach, które dla nas strzeliła, szczególnie pamiętam mecz z Bayerem Leverkusen z 2018 roku, w którym po- pisała się kapitalną przewrotką – mówi nam Stephan Lerch, aktualny trener piłkarek VfL.

– Jest najszybszą piłkarką, jaką kiedykolwiek widziałam. Myślę, że najlepszy mecz rozegrała we wrześniu 2018 roku, kiedy Wolfsburg rozbił 6:0 Bayern Monachium. Zdobyła trzy bramki i grała tak, że koleżanka z zespołu Sara Björk Gunnarsdottir, dała jej przydomek „Ewa Power” – dodaje Jasmina Schweimer, niemiecka dziennikarka, od kilku lat pisząca o zawodniczkach z Wolfsburga.

Nina Patalon, pierwsza w Polsce trenerka z licencją UEFA Pro, jest dziś Koordynatorem Szkolenia Piłki Nożnej Kobiet w PZPN. Gdy 12-letnia Ewa, pełna obaw, przeniosła się do Konina, by grać w miejscowym Medyku, to właśnie ona prowadziła zespół rocznika 1996. – Pamiętam jedną akcję z meczu kadry województwa, który przegraliśmy 3:4. Ewa wznowiła grę z piątki. Kopnęła piłkę najdalej, jak potrafiła i pobiegła do przodu. Ktoś futbolówkę przyjął, ale nie opanował. Nagle piłka znalazła się pod nogami Ewy w środku boiska. Minęła chwila i ona wychodziła już sam na sam z bramkarką. Nie przypominam sobie, czy zdobyła bramkę, ale tamta akcja wyglądała komicznie. Nawet nie wpadłabym na pomysł, że ktoś może tak ją rozegrać. Ale to cała Ewa, która za wszelką cenę chciała wygrać. Miała wtedy 13 lat – opowiada Patalon.

Jak piłkarze wypełniają sobie czas podczas izolacji? O tym pisze Mateusz Janiak.

Sebastian Rudol: – Jestem osobą, która nie lubi siedzieć bezczynnie, a obecna sytuacja większość z nas do tego zmusiła. W normalnych okolicznościach zaczynam dzień wcześnie, mam dużo rytuałów, np. staranne parzenie kawy. Z tym że w trakcie izolacji zacząłem szukać nowych, bo po prostu jest więcej czasu. Wędzenie ryb czy pieczenie chleba to właśnie kolejne takie rytuały, które wymagają skupienia i pomagają mi znaleźć balans w życiu codziennym.

Lubię jeść zdrowo, a że pochodzę znad morza – z Sianowa do Bałtyku jest 15 kilometrów – dostęp do świeżych ryb nie stanowił kłopotu. Choćby w moim mieście jest hodowla pstrągów. Tata zbudował wędzarnię i przekazał mi podstawową wiedzę, teraz dzięki dziadkowi Roksany poprawiłem swój warsztat.

Artur Płatek łakomym kąskiem. Dyrektor sportowy Górnika, który odpowiada między innymi za transfery Gwilii, Sekulicia, Prochazki czy Jirki budzi duże zainteresowanie innych klubów ekstraklasy.

Artur Płatek związany jest z zabrzańskim klubem od grudnia 2018 roku, przy Roosevelta odpowiada za transfery. Jego umowa wygasa w czerwcu i – jak sam przyznaje – ma inne oferty.

– Nie podjąłem jeszcze decyzji i do zakończenia rozgrywek na pewno nie podejmę, Górnik to dla mnie priorytet, a dzisiaj najważniejszy jest ponowny dobry start drużyny w lidze. Związałem się z zabrzańskim klubem, kiedy był w bardzo trudnej sytuacji, bo chciałem pomóc. Można śmiało mnie ocenić, co zrobiłem dobrego, co złego. Nie obawiam się takiej oceny, bo wystarczy policzyć, za ile klub pozyskiwał piłkarzy, a za ile sprzedawał. Wykonaliśmy w Górniku też kawał pracy w drugim zespole i najstarszej grupie juniorskiej. Jej efekty będą widoczne w przyszłości, za roku, półtora czy dwa lata. Mamy zdolnych chłopaków i mam nadzieję, że będą pukać do pierwszej drużyny – zaznacza.

Jak Wiśle udało się uszczelnić defensywę? Łukasz Olkowicz rozmawia z Buchalikiem, Klemenzem, Sadlokiem i Janickim.

Ciekawi mnie, jak wy z najgorszej obrony w lidze, bo taka była przed przyjściem trenera Artura Skowronka, w nowym roku staliście się najlepszą. Co na to wpłynęło?
KLEMENZ: Zastanawiałem się, co powiedzieć, odkąd zadzwoniłeś z propozycją tej rozmowy. I wyszło mi, że pomysły trenerów Stolarczyka i Skowronka są podobne.

To dlaczego teraz tracicie mniej goli?
KLEMENZ: Decydują detale. Każdy z nas jest lepiej przygotowany fizycznie, ma bardziej szczegółowo nakreślone zadania w obronie, szybko reaguje na to, co dzieje się w meczu i pomagamy sobie ustawieniem.
SADLOK: Wydaje mi się, że trener Skowronek postawił na większy porządek, nie tylko w defensywie, ale w ogóle na boisku.
RAFAŁ JANICKI: W odniesieniu do całego zespołu.
KLEMENZ: Niewiele jest elementów, których nie było u trenera Stolarczyka, a są u trenera Skowronka. Wszystko jest podobne, choć zimą mocniej staraliśmy się to utrwalać. Były nagrania wideo, jak bronimy, stałe fragmenty gry. Jesienią to one stanowiły naszą największą zmorę. Remisowaliśmy, przeciwnik miał rzut rożny lub rzut wolny, a w naszych głowach pojawiały się obawy, że zaraz stracimy bramkę. To była na- sza pięta achillesowa.
SADLOK: Teraz już jesteśmy szczelni. Wcześniej graliśmy na hurra – stracimy pięć goli, ale strzelimy sześć.

Robert Pich mówi, dlaczego nie zgodził się na cięcie płac w Śląsku.

— Klub przedstawił mi jedno rozwiązanie: obniżenie kontraktu o 50 procent. Chciałem rozmawiać o jakichś opcjach i poszukać kompromisu. Usłyszałem, że nie ma innej możliwości, niż ta, którą mi zaproponowano – mówi pomocnik Śląska Robert Pich.

Słowak należy do piłkarzy o najdłuższym stażu w drużynie. Jednocześnie znalazł się w gronie tych zawodników, którzy nie przyjęli propozycji dotyczącej obcięcia kontraktu. Podobna, bardzo trudna sytuacja, jest z Michałem Chrapkiem, Filipem Markoviciem, Mateuszem Radeckim i Filipem Raičeviciem. Umowy wszystkich wymienionych zawodników niedługo wygasają.

– Pytałem w klubie, co to oznacza, bo przecież liga ma grać jeszcze w lipcu. W Śląsku sami podkreślają, że to jest trudne pytanie i nikt nie wie, co z takimi piłkarzami. Przecież nie ja jeden mam kontrakt do 30 czerwca. To byłoby najgorsze rozwiązanie, że w lipcu byłyby na przykład cztery mecze, a ja bym w nich już nie uczestniczył. Chciałbym dograć ze Śląskiem przynajmniej sezon do końca. Nie mam zamiaru walczyć z klubem. Za dużo czasu tutaj spędziłem. Oczekuję kompromisu, ale on nie polega na tym, że uwzględniana jest racja tylko jednej ze stron – dodaje Pich.

SPORT

Wielka niewiadoma – co z piłkarzami, których kontrakty wygasają w czerwcu? W całej lidze jest ich grubo ponad stu, w samej Koronie Kielce – dwudziestu.

– Sytuacja, w której piłkarzowi narzuca się, że ma grać dłużej niż jest to zapisane w kontrakcie, jest dużym problemem. Powiedziałbym, że aktualnie najtrudniejszym od strony prawnej, z jakim świat piłki musi się zmierzyć – mówił nam niedawno prawnik Bartłomiej Laburda. Specjalista prawa sportowego, radca prawny Górnika Zabrze tłumaczy: – W Wielkiej Brytanii na przykład, zgodnie z przepisami prawa tam obowiązującego, brak jest możliwości, żeby pracownikowi nakazać pracować po zakończeniu okresu obowiązywania umowy, więc nie okres transferowy, lecz ta kwestia jest najbardziej kontrowersyjna i paląca.

Sprawę komentuje też na kolejnej stronie profesor Uniwersytetu Opolskiego, dr hab. Rafał Adamus.

Rekomendacje FIFA nie zakładają żadnego automatyzmu prawnego dla ich działania. Nie można jednak wykluczyć argumentacji, że skoro istotą umowy jest jej obowiązywanie „do końca sezonu”, a sezon z obiektywnych przyczyn uległ przedłużeniu, to podpisanie ewentualnego aneksu ma wymiar czysto techniczny. Umowa – mocą swej istoty i celu – trwa dalej do końca sezonu. Niemniej najlepiej byłoby aby umowy cywilnoprawne (bo takie dominują w polskiej piłce) pomiędzy zawodnikami a klubami zostały w odpowiedni sposób aneksowane. Niekiedy obie strony mogą na zasadzie konsensusu podjąć inną decyzję co do losów kontraktu niż ta, która wynika z treści rekomendacji FIFA. Jest przy tym jedna bardzo istotna kwestia: przedłużenie kontraktu do 20 lipca, w sytuacji gdy zawodnik ma możliwość pełnego wykonywania umowy, wiąże się z prawem do nieobniżonego wynagrodzenia. Niemniej i w tym przypadku strony mogą zgodnie umówić się inaczej. Problem pojawia się oczywiście wtedy, kiedy jedna strona chce przedłużenia kontraktu do 20 lipca, a druga strona chce, aby umowa wygasła w pierwotnie ustalonym terminie 30 czerwca. Z kolei decyzja o podpisaniu aneksu wynika z autonomii woli. Nie można nikogo do tego przymusić.

Wisła, Górnik czy Legia sporo stracą na dniu meczowym. Ale na przykład Piast Gliwice – niekoniecznie.

W obecnym sezonie frekwencja oscylowała wokół 4500 widzów. Najwięcej kibiców przyszło na mecz z Legią (prawie 7000). Można przypuszczać, że liczba widzów by poszybowała, bo forma Piasta wiosną rosła, drużyna wskoczyła na 2. miejsce w tabeli i czekały ją atrakcyjne mecze m.in. z Cracovią, Wisłą Kraków i Górnikiem. W dodatku w fazie finałowej Piast grałby z samą czołówką. To już jednak tylko przypuszczenia, bo jeśli sezon zostanie dokończony, to przy pustych trybunach. Dla Piasta będzie to strata, bo u siebie drużyna gra wyśmienicie, ale chyba nie aż tak duża, jak dla kilku innych klubów. Prawda bowiem jest taka, że frekwencja przekraczająca 4500-5000 widzów oznaczała dla gliwiczan początek zarabiania na organizacji spotkania. Poniżej, w najlepszym wypadku pokrycie kosztów i wyjście na tzw. zero. Finansowo mogło być znacznie gorzej, a czy brak dopingu odbije się na postawie drużyny? O tym dopiero będziemy mogli się przekonać, choć w przeszłości, gdy „młyn” bojkotował domowe mecze, gliwiczanie i tak radzili w nich sobie bardzo dobrze…

Dariusz Dudek jest zaskoczony odsunięciem od prowadzenia Zagłębia Sosnowiec.

Klub poinformował, że pańskie odejście było związane z dużymi rozbieżnościami finansowymi. Jak faktycznie było?
— Nie chcę komentować decyzji zarządu, ale muszę się odnieść do klubowego oświadczenia. Napisano w nim m.in., że „rozbieżności finansowe pomiędzy stronami były tak duże, by nie podejmować negocjacji. Jednocześnie zarząd wraz z pionem sportowym uznał, że wyjątkowe okoliczności spowodowane pandemią zostaną wykorzystane na pracę z nowym szkoleniowcem, dlatego z dniem 28.04.2020 trener Dariusz Dudek został odsunięty od pracy z pierwszym zespołem”. Co do kwestii finansowych, to prezes Jaroszewski poprosił o wstępną kwotę do negocjacji, którą wysłałem drogą mailową. Jednak żadna rozmowa co do finansów się nie odbyła, a biorąc pod uwagę wcześniejsze nasze umowy, nigdy nie mieliśmy z prezesem problemów z porozumieniami finansowymi. Rozumiejąc obecną sytuację myślę, że mogliśmy się spokojnie porozumieć, gdyż obaj jesteśmy osobami skłonnymi do kompromisów.

Nie wszyscy w Premier League chcą wznawiać rozgrywki. Kilka klubów stanęło okoniem.

Tego, kto miałby postawić weto dla kontynuacji rozgrywek, nie podano. Niemniej krążą spekulacje, że w gronie tym znajdują się kluby, których sytuacja w tabeli jest… nijaka; nie są zaangażowane ani w walkę o europejskie puchary, ani w batalię o utrzymanie. W tym gronie znajdują się m.in. Burnley, Everton, Newcastle czy Crystal Palace. Dwóm ostatnim zakończenie rywalizacji byłoby nawet na rękę. W Newcastle wszyscy są zajęci zmianą właścicielską. Klub z St James’ Park przejmuje właśnie saudyjski miliarder, Mohammed bin Salman, który na nowych zawodników zamierza wydać setki milionów funtów. Wczoraj stacja Sky Sports poinformowała, że bardzo bliski objęcia posady trenera w tym klubie jest Mauricio Pochettino. Jeżeli chodzi o Crystal Palace, to klub ten ma innego rodzaju ból głowy. Przypomnijmy, że szkoleniowiec „Orłów” Roy Hodgson liczy sobie 73 lata, a osoby powyżej 70. roku życia są w Wielkiej Brytanii poddane ścisłej izolacji. Dlatego też doświadczony menedżer nie mógłby pracować z zespołem na treningach, a także być przy nim podczas meczów.

Co z trzecioligowcami? Mogą od poniedziałku wznowić treningi, ale czy mają po co, skoro nie wiedzą, czy będą mogli w tym sezonie grać o punkty?

Trzecioligowcy mogli liczyć, że testy sfinansuje PZPN (koszty niebagatelne, skoro poziom ten składa się z 72 klubów rozrzuconych po czterech 18-zespołowych grupach), zwłaszcza jeśli to on od przyszłego sezonu będzie zarządzał rozgrywkami, odbierając je wojewódzkim ZPN-om. To jednak nadzieja ewentualnie na kolejny sezon, bo już raczej nie ten.

– Byłem przekonany, że III liga podłączona zostanie pod harmonogram drugiej, że o tym zadecyduje PZPN, ale niestety tak się nie stało – mówi Jan Furlepa, szkoleniowiec MKS-u Kluczbork, który otwarcie przyznaje, że nie wie, czy jego drużyna w poniedziałek wznowi zajęcia. – Pytań jest wiele i niestety nie ma na nie konkretnej odpowiedzi. Brak jest po prostu szczegółowych zaleceń z piłkarskich związków, tak jak to jest w przypadku szczebla centralnego, który rozgrywki ma wznowić z końcem maja. Niestety, III liga zostawiona została trochę samopas. Ktoś musi wziąć przecież na siebie odpowiedzialność za nasze i piłkarzy zdrowie. Śląski ZPN, który prowadzi nasze rozgrywki, też czeka na decyzje i to jest akurat jego oficjalne stanowisko. Jeśli okaże się, że to już koniec sezonu, to po co w takim razie wznawiać treningi? Będziemy narażać się, kombinować, a w efekcie nie będziemy już tej wiosny grać. To chyba nie ma większego sensu – twierdzi trener MKS-u.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

6 komentarzy

Loading...