
weszlo.com / Weszło

Opublikowane 29.04.2020 08:52 przez
Jakub Białek
– To przecież jakiś absurd, że przy tych kwotach, jakimi się obraca w tej branży, kluby stoją na skraju przepaści tylko dlatego, że nie można rozegrać dziewięciu meczów. Mecze bez widzów demaskują futbol w obecnym kształcie. Piłka jest chora. Doszło do sytuacji, w której piłka musi wyrwać swoje serce, żeby przetrwać. – mówi Markus Sotirianos, kibic SV Darmstadt 98, kierownik organizacji kibicowskiej tego klubu, członek zarządu „Unsere Kurve”, organizacji zrzeszającej kibiców, która opowiada się za tradycją i przywróceniem piłce romantycznych wartości.
W Niemczech nie wszyscy kibice skaczą pod sufit na wieść o wznowieniu Bundesligi. W kraju, który notuje najwyższe frekwencje na świecie, w którym mecz to całodniowe święto, w którym kultura kibicowska wygląda jak nigdzie indziej na świecie, mecze przy zamkniętych trybunach będą ciosem dla wielu fanatyków. Czy zbojkotują ligę? Dlaczego piłka jest chora? Zapraszamy.
Od ilu lat chodzi pan na Darmstadt?
Od 1987 roku. Zaczęło się klasycznie – na mecz zabrał mnie tata, miałem wtedy siedem lat. I tak już poszło – zajawka na Lilie jak dotąd mi nie przeszła, była taka sama i w czwartej lidze, i w Bundeslidze. Dziś jestem kierownikiem organizacji kibicowskiej.
Będzie pan oglądał mecze po wznowieniu ligi?
Jeszcze nie wiem. Nasi wolontariusze prowadzą kibicowskie radio, relacjonują każdy mecz. Może tam posłucham…
Wielu kibiców w Niemczech nie popiera rozgrywania „meczów duchów”.
Nie da się sobie wyobrazić piłki bez kibiców. Jej społeczny fenomen polega na tym, że kibice mogą być na stadionie i dzielić swoją pasję z innymi. Stadion to nie tylko miejsce rozgrywania meczu, to w zasadzie przestrzeń społeczna. Fakt, że w czasie pandemii musimy rozmawiać o konieczności rozgrywania meczów bez udziału trybun pokazuje, jak silne jest stadium choroby, która zaatakowała dzisiejszą piłkę. To przecież jakiś absurd, że przy tych kwotach, jakimi się obraca w tej branży, kluby stoją na skraju przepaści tylko dlatego, że nie można rozegrać dziewięciu meczów.
Za chwilę o tej chorobie porozmawiamy szerzej, ale gdyby to zależało tylko od pana – wznawiałby pan Bundesligę?
Bez szacowania ewentualnych konsekwencji? Mówię teraz z perspektywy kibica – moje miejsce jest na stadionie, ale obecnie nikt nie wie, kiedy będziemy mogli wrócić na trybuny. Dlatego uważam, że stawianie tak sprawy jest powierzchowne. Chciałbym wejść w tę dyskusję głębiej. Chodzi nam głównie o to, by piłka była zdrowa. A nie jest zdrowa i to niezależnie od pandemii.
Z punktu widzenia klubów to zrozumiałe, że chcą zachować obecny model biznesowy. Czy będzie im to dane zależy tylko – jak w wielu innych sektorach gospodarki – od władz i polityków. Życzylibyśmy sobie, by politycy – nie tylko w przypadku piłki nożnej, ale ogólnie – działali odpowiedzialnie i nie poddawali się żadnemu lobby. By decydowali zgodnie z tym, co jest społecznie uzasadnione. Jeśli wznowienie ligi bez udziału kibiców jest przedstawione jako wybawienie ekonomiczne, naturalne wydaje się pytanie – jak do tego doszło? Jak to możliwe?
Jak do tego doszło? Jak to możliwe?
Na poziomie międzynarodowym piłka stała się przedmiotem spekulacji miliarderów, kluby nie należą już do ich właściwych członków (kibiców, w Niemczech funkcjonuje zasada 50+1 – red.). Nadrzędną wartością staje się dążenie do wyniku sportowego, który jest możliwy tylko wtedy, gdy użyje się ogromnych nakładów pieniężnych. Uzasadnia się je tym, że konkurencja naciska – także ta w kraju, ale też ta w innych ligach. Dodajmy do tego fakt, że środki z telewizji są rozdzielane bardzo nierównomiernie – czy to wewnątrz ligi czy pomiędzy poszczególnymi rozgrywkami. Spadek oznacza, że dalsza egzystencja klubu jest zagrożona. Klub zostaje bez środków, które pozyskiwał od telewizji, sponsorów czy z biletów, nie potrafi ochronić się przed wysokimi pensjami zawodników czy menedżerów. Niektóre kluby już zaplanowały wydanie przyszłych wpływów z telewizji – w momencie odcięcia tego znajdą się blisko bankructwa. Istnieją sposoby, by temu przeciwdziałać – poprzez konkretne ustawy, przepisy licencyjne czy prawdziwe finansowe fair play. Chcemy poprosić kluby o to, by wyciągnęły wnioski i uodporniły się na podobne kryzysy w przyszłości.
Z drugiej strony z perspektywy kibica lepiej oglądać mecze w telewizji niż w ogóle.
Nikt nie będzie się cieszył meczem bez widzów, bez dopingu. Przed zamknięciem ligi było kilka takich spotkań. Borussia Mönchengladbach – FC Köln, jedne z najgorętszych derbów w Niemczech, wyglądały jak taniec śmierci. Każdy kibic będzie musiał sam zdecydować, czy chce w tym uczestniczyć, czy nie. Kibice, którzy są na stadionie co tydzień, będą czuli pustkę, jestem pewien także, że telewizyjny widz będzie tęsknił za atmosferą. To także dzięki niej ten „produkt” był atrakcyjny dla telewizji.
Wydaje się, że Niemcy mają tak duże możliwości testowe, że pytanie „czy to w ogóle moralne, by tak dużą pulę przeznaczać na piłkarzy?” raczej nie pada.
Ta dyskusja jest bardzo emocjonalna, ale życzyłbym sobie w niej więcej uczciwości. Z wielu źródeł płynie przekaz, że w Niemczech istnieją bardzo duże możliwości testowe. Ale faktem też jest, że za każdy test trzeba zapłacić. Jeśli lekarze czy pielęgniarki nie są odpowiednio badani, może to wynikać z faktu, że niektóre organy nie chcą albo nie mogą ponosić takich kosztów. I to już budzi wątpliwości moralne – czy dany obszar gospodarczy może kupić dużą liczbę testów, a inny, znacznie ważniejszy, ma być zaniedbywany? To jednak temat na szerszą dyskusję – jak wygląda niemiecki system opieki zdrowotnej, jak społeczeństwo gospodarki rynkowej może okazać solidarność.
Wokół Bundesligi pracuje ogromna liczba osób, wiele z nich może zachować miejsce pracy.
Wielu kibiców patrzy sceptycznie na tego typu argumenty, bo gdy spojrzymy szerzej, rodzi się wiele pytań. Największy wydatek klubów to wysokie wynagrodzenia. Gdyby zostały one zawieszone, wiele mniej obciążających miejsc pracy zostałoby uratowanych. Jak mecze bez kibiców mogą uratować stadionowy catering? Jak uratują przewoźników, którzy zabierali kibiców na wyjazdy? Gdyby takie działalności były chronione przez kluby, raczej nie przysporzyłoby to społecznych protestów. Ale kluby wydają się tak mocno walczyć o przetrwanie, że nie ma miejsca na tego typu solidarność.
Czyli ratowanie miejsc pracy to mit.
Wewnątrz klubów z pewnością zostaną uratowane z prostego powodu – zostaną uratowane same kluby. Ale wiele firm będących przy piłce ucierpi niezależnie od tego, czy Bundesliga wróci, czy nie. No bo jak wznowienie ligi uchroni bar, który znajdywał się przy stadionie?
Nijak.
Właśnie.
Opowiedzmy o tej chorobie, o której wspomnieliśmy.
Piłka nożna w obecnym kształcie jest chora. Od lat organizacje kibicowskie wskazują liczne objawy tej choroby – dziewięciocyfrowe sumy transferowe, pensje zawodników stokrotnie wyższe niż ludzi pracujących w zawodach, które w sytuacji kryzysowej okazują się bezcenne dla całego systemu. Kluby bez jakiejkolwiek tradycji mogą – wspierane przez inwestorów – „kupić” sobie miejsce w Bundeslidze. Nierówne warunki sprawiają, że na klubach wzrasta presja konkurencji i są w stanie podejmować wysokie ryzyko gospodarcze dla wyniku sportowego, który jest bardzo niepewny. Od lat widać silną tendencję dostosowywania całej piłki nożnej pod konsumenta telewizyjnego, a nie pod kibica, który przychodzi na stadion. Co więcej, część z tych kibiców uważa się za problem i traktuje się ich jak kryminalistów. Represje i kontrole stają cię coraz mocniejsze, nie szuka się dialogu, wzmocnienia pozytywnej prewencji.
Obserwuję w Niemczech tendencję odchodzenia od zawodowej piłki na rzecz tej amatorskiej z niższych lig, zakładane są kluby prowadzone przez pasjonatów. Wydaje się, że amatorska piłka przetrwa kryzys o wiele lepiej, bo jej model nie opiera się o przychody z telewizji. W diagnozie tej choroby musi wziąć udział każdy z nas, nie da się w kilku punktach przeanalizować wypaczeń w dzisiejszej piłce. Jest ich bardzo dużo.
Jakie idee chcecie promować jako organizacja „Unsere Kurve”?
Jako ogólnokrajowy związek kibiców i fanclubów mamy duży wgląd w to, co dzieje się w niemieckiej piłce od Bundesligi do czwartej ligi. Nawet jeśli dzielą nas barwy, łączy nas pasja do piłki. Futbol to dla nas dobro kulturowe i przestrzeń społeczna – to one sprawiły, że piłka tak mocno się ukorzeniła. Biznes to dziś z pewnością także część futbolu, ale relacja biznesu do piłki musi mieć inne proporcje. Mecze bez widzów demaskują futbol w obecnym kształcie. Doszło do sytuacji, w której piłka musi wyrwać swoje serce, żeby przetrwać.
Piłka musi zrewidować obecny model ekonomiczny i uodpornić się na kryzysy w przyszłości. Pandemia pokazywała, jakie trudności powoduje uzależnienie się od jednego źródła dochodu. Uważamy, że wzmocnienie struktur klubowych byłoby bardziej długofalowe niż otwieranie się na inwestorów. Inwestorzy dają niezależność, ale też interesują ich zyski. Obecna sytuacja pokazuje, że „prawdziwych” klubów, które nie przekształciły się jeszcze w korporacje, są mocno oparte na regule 50+1, kryzys tak mocno nie dotyka – mówię chociażby o Freiburgu czy Mainz. Generalnie, kibice w wielu krajach zazdroszczą nam tej zasady, bo w innych krajach nie mają oni zbyt wiele do powiedzenia w swoich klubach.
Niemieccy dziennikarze zastanawiają się, czy kibice będą wzburzeni meczami bez nich do tego stopnia, że zablokują spotkania. To możliwe?
Kibice byli jedną z pierwszych grup, która zareagowała na kryzys z wyczuciem i wrażliwością. Pomagają szpitalom, organizują pomoc w robieniu zakupów. Biorą odpowiedzialność za swoje miasta i swoje lokalne społeczności. O tym śpiewamy na stadionach i to robimy w codziennym życiu. Ale i tutaj widać objawy choroby – gdyby wszystkie kluby prowadziły prawdziwy dialog z kibicami, mogłyby znacznie lepiej reagować na nastroje, które panują wśród poszczególnych grup kibicowskich. Dlatego opowiadamy się za tym, by wzmocnione zostały projekty kibicowskie, ich organizacje, ich inicjatywy. To o wiele lepsza droga niż wrzucanie wszystkich do worka kryminalistów, tworzenie frontu i podbudzanie społecznego strachu.
A więc protesty będą?
Nie jestem w stanie stwierdzić, co siedzi w głowach poszczególnych ludzi. Ale wiem, że kibice są bardzo świadomi obecnej sytuacji i zachowują się odpowiedzialnie względem swoich społeczności. Trochę mnie uderza to, że media w swojej dyskusji grzeją temat „czy kibice zakłócą Bundesligę”. Oczywiście, kibice będą szukali kreatywnych dróg na wyrażenie swoich protestów, ale zaszkodzenie własnemu klubowi byłoby naprawdę ostateczną ostatecznością.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Fot. Nicole Ferdinand

Opublikowane 29.04.2020 08:52 przez
Należy systemowo obniżyć pensje piłkarzom, trenerom, a przede wszystkim menadżerom. Niestety pewne regulacje które mogłaby do tego prowadzić azeby były skuteczne musza być wdrożone globalnie, a wiec może je podjąć tylko FIFA i UEFA które rzecz jasna tego nie zrobią, a będą działać wprost przeciwnie bo jest to w ich pazernym interesie. System obecnie opiera się na naczelnej zasadzie chciwości co jest tym bardziej smutne ze dotyka w tak oczywisty już sposób dawniej szlachetnego sportu gdzie Dawid niejednokrotnie wygrywał z Goliatem (co teraz na gruncir klubowym na dłuższa metę jest niemożliwe bo proporcje są całkowicie zaburzone a przepaść coraz wieksza).
Najlepsze co można by zrobić dla dobra piłki to solidarnie olać przez duże kluby taką organizację jak UEFA. Większego szkodnika dla tej dyscypliny nie ma i samo funkcjonowanie tego tworu to jakieś kuriozum.
Piłka nie jest chora, co najwyżej niezbyt zdrowi są tacy ludzie jak ten gość. Plecie jakieś kocopoły o tradycji, prawdziwych klubach, w ogóle nie rozumiejąc na czym polega cały ten biznes i dlaczego mniejsi tracą mniej niż więksi. To jego gadanie to nic innego jak demagogia i z tymi swoimi wzniosłymi hasełkami nadawałby się idealnie żeby iść w pochodzie pierwszomajowym ze sztandarem na przodzie. Na dodatek facet tak naprawdę nie ma żadnych konkretnych rozwiązań, tylko pierdoli coś o dialogu z kibicami. Skręca coś w środku jak się czyta takie rozmowy.
Nie zgodzę się z Tobą. Właśnie im więcej tego „biznesu” w piłce, to traci ona swój urok jako sport. Staje się nudna i przewidywalna. Igrzyska przewidywalnych i walka o „ochłapy” z pańskiego stołu dla klubów z aspiracjami, ale nie mających za sobą: Chińczyków, multimiliarderów z różnych stron świata czy innych królów nafty. W piłce krążą o wiele za duże pieniądze, które już dawno ją zepsuły.
A obecny chwilowy zastój w interesie w wielu przypadkach pokazuje, że jest to tylko „waluta spekulacyjna”, dowolna cyferka nie poparta konkretną wartością. Do takich chorych sum doszliśmy w piłce na najwyższym poziomie. Więc potem nie dziwmy się że mamy wysyp takich grajków jak Neymar, Pogba czy O.Dembele, którzy np. takiemu Zidane’owi z 2001r. (gdy przechodził do Realu) to by mogli buty czyścić co najwyżej.
Dlatego mam nadzieję że przez ten wirus to się trochę wyrówna bo doszliśmy już do ściany. W przeciwnym razie takie historie jak w ostatnich latach Leicester, Monaco we Francji (2017), Ajax 2019 czy Atalanta to zobaczymy jak świnia niebo.
To na czym polega problem we współczesnej piłce widać dobrze jeśli porówna się Premier League z innymi ligami. W Anglii kluby są w miarę równomiernie wynagradzane, dzięki czemu nawet wiecznie walczący o środek tabeli Everton może wykupić poważnych zawodników za grube miliony. W innych ligach tak nie ma, bo i podział finansów jest inny. Oczywiście, jak teraz doskonale widać, i w PL nie jest idealnie, bo kluby wydawały kasę ponad stan, ale to już jest kwestia do uregulowania. Sam kierunek jest natomiast dobry, a więc wyrównana rywalizacja. O ile normalnie socjalizmem w gospodarce się brzydzę, tak w piłce jednak jest on potrzebny, wolny rynek akurat tutaj prowadzi do zbyt dużych rozbieżności, co szkodzi rozgrywkom. Nie tylko zresztą w piłce, ale i w innych sportach. NBA czy NHL opierają się właśnie na tym, że nie ma dysproporcji między klubami. Tylko tak można zbudować dobrze prosperujące ligi. Problemem nie są same pieniądze, bo bez nich nie ma rozwoju. To wszystko kwestia ich podziału.
Anglicy mają przede wszystkim masę kasy z samych praw tv. Więc praktycznie niezależnie od ich dystrybucji między kluby to taki średniak czy słabeusz z Anglii zawsze będzie mógł sobie pozwolić na więcej niż ich odpowiedniki w innych czołowych ligach. Efektem tego jest potem to, że właściwie mocno anonimowi zawodnicy są warci np 50 mln funtów – bo mniej więcej tyle za niego ostatnio dał jakiś dowolny klub X z Anglii. To psuje rynek i powoduje obracanie chorymi sumami w piłce. I nawet nie my, Europejczycy nakręcamy ten popyt, a Ci u których zachodnie kluby organizują przedsezonowe tournee, albo rozgrywają tam krajowe superpuchary.
No ale ta wielka kasa z praw tv nie wzięła się z kosmosu. Ona rosła, bo liga stawała się coraz bardziej atrakcyjna, a stawała się atrakcyjna przez jej wyrównanie. Wielkie sumy wydawane na transfery w Anglii to też nic dziwnego. Tam wszyscy mają kasę, więc normalne, że za grosze nikogo się nie kupi. Chcesz od nas zawodnika to płać grubo albo szukaj gdzie indziej, my sobie poradzimy. Nie psułoby to rynku, gdyby w innych ligach sytuacja była podobna i gdyby kluby jednak pilnowały swoich budżetów. Ale że tak nie jest no to systemowe ograniczenia są niezbędne. Obawiam się jednak, że nawet jeśli się pojawią to znowu w postaci jakiegoś śmiesznego Financial Fair Play, a nie czegoś naprawdę skutecznego.
Fuck the system.
PiSlamizacja życia i koronawirusterror w każdym elemencie życia ludzkiego-śmieszne ?
Głupie społeczeństwo łykneło każdy zakaz bez podnoszenia buntu .Piłka nożna tym bardziej się podporządkowała temu szwindlowi.
„Morawiecki w szczerej rozmowie z Bońkiem „ustalili gramy …!
Ludzie w domach jak szczury w norach a oni grają im nie grozi koronawirus wszystkim innym tak…kolejny przekręt biznesowy!!Ludzie zaczynają zdychać z głodu a oni swoje kapsy napychają..
wypierdalaj z tym politobełkotem na onecik
święta prawda, mecz bez publiczności nie mają sensu. O ile może trzeba dograć ten sezon kosztem meczów duchów, na dłuższą metę takie zastosowanie nie może mieć miejsca