– Staramy się do każdego przypadku podchodzić indywidualnie. Rodzice, którzy sami znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej, oczywiście nie opłacają składek, ale nikt przecież nie będzie ich odłączał od grup facebookowych, gdzie zamieszczamy nasze treningi czy prowadzimy zajęcia online – twierdzą zgodnie właściwie wszyscy rozmówcy ze „szkółek piłkarskich”, które w praktyce wielokrotnie są przetarciem przed akademiami profesjonalnych klubów. Jak radzą sobie z kryzysem? Podpytaliśmy u osób, które tego typu biznesy prowadzą.
W Polsce futbol skończył się w piątek, 13 marca 2020 roku, gdy Górnik Zabrze zdecydował, że nie pojedzie na zaplanowany na godzinę 18.00 mecz z ŁKS-em w Łodzi. To była końcówka tygodnia, podczas którego gasły światła na kolejnych obiektach – razem z odwołaniem zajęć szkolnych przestały funkcjonować właściwie wszystkie placówki organizujące życie pozaszkolne. Grupy tańca, kółka szachowe oraz wszystkie kluby piłkarskie – od tych największych z akademii zrzeszonych w grupie Big Six, aż po najmniejsze drużynki uformowane przez jednego trenera i kilkunastu dzieciaków – zostały z dnia na dzień zamknięte.
Początkowo daty były dość krótkie – zalecenia z pierwszej połowy marca obejmowały dwutygodniową przerwę, która miała się skończyć 25 marca. Dziś jednak jest już jasne – w kwietniu żadne zajęcia na boisku treningowym już raczej się nie odbędą, a istnieją obawy, że i w maju będzie z normalnymi zajęciami pewien problem.
Futbol z grubsza można podzielić na trzy segmenty. Pierwszy to ten w pełni profesjonalny poziom, gdzie znajduje się m.in. Ekstraklasa i połowa I ligi, być może też parę największych akademii w Polsce. Tam najwięcej zależy od sponsorów oraz praw telewizyjnych, dnia meczowego czy zaangażowania kibiców. Tam też toczy się bezustanna batalia o to, by w miarę suchą stopą przejść przez kryzys i wrócić do grania w wyjątkowym reżimie sanitarnym, z testowaniem piłkarzy i trenerów, po przeprowadzeniu szeregu inwestycji dostosowujących kluby do nowej rzeczywistości. Drugi segment to szeroko rozumiany futbol pół-profesjonalny. Znajdziemy tutaj setki drużyn, które już płacą zawodnikom, zdarza im się prowadzić profesjonalne szkółki piłkarskie, ale jeszcze nie ma gigantycznych pieniędzy, czy to z praw telewizyjnych, czy z zaangażowania sponsorów. Nadal jednak sporo środków można uzyskać czy to od lokalnych samorządów, czy drobniejszych mecenasów sportu.
Największy problem ma bez wątpienia trzeci segment – w ogromnej mierze hobbystyczny, oparty na składkach rodziców albo samych zawodników. O ile A-klasy czy B-klasy jakoś przetrwają – po prostu przez jakiś czas grupa dorosłych ludzi utraci swoje hobby – o tyle inaczej wygląda sytuacja ze szkółkami piłkarskimi.
Wysyp nowych tego typu inicjatyw to kwestia ostatnich paru lat i zapewne sukcesu Akademii Piotra Reissa, która stała się bardzo istotnym graczem na mapie wielkopolskiego futbolu. Dziś do prowadzenia tego typu szkółki wystarczy tak naprawdę odrobina inwencji, jeden trener oraz parunastu rodziców, którzy chcą oddać swoje pociechy pod skrzydła fachowca. Śledzimy z uwagą te inicjatywy, bo poziom WF-u w przedszkolach czy nawet pierwszych klasach szkół podstawowych od dawna jest dość dyskusyjny. Wszystkie projekty wycelowane właśnie w tych najmłodszych stanowią więc naturalną drogę kompensowania tego, co kiedyś dawała szkoła i SKS-y.
Jak sytuacja szkółek piłkarskich wygląda dziś? Cóż, wystarczy przejrzeć konta facebookowe. „Zamknięte do końca marca, zamknięte do końca kwietnia, zapraszamy na nasz trening online”.
– Od początku kwarantanny prowadzimy zajęcia, przygotowujemy wyzwania do wykonania, ale też po prostu łączymy się ze sobą i trenujemy online. Stworzyliśmy system kontaktu z rodzicami i dziećmi na Facebooku, staramy się cały czas utrzymywać wszystkich w ruchu, tak by w miarę możliwości tych utraconych jednostek było jak najmniej – tłumaczy Marcin Mięciel, który wraz z Maciejem Bykowskim odpowiada za szkółkę STF Champion. – Próbujemy nie tylko prowadzić zajęcia ruchowe, ale też przekazać jak najwięcej wiedzy, czy to taktycznej, u tych starszych zawodników, czy dotyczącej zdrowia, w młodszych rocznikach – podkreśla Mięciel.
– Trenerzy dostali od nas wolną rękę, jeśli chodzi o przeprowadzanie zajęć online. Regularnie rozsyłamy zadania do wykonania, nasi podopieczni odsyłają swoje filmy, na których ćwiczą, fajnie ten kontakt wygląda – mówi nam Marcin Adamski, współzałożyciel Akademii Piłkarskiej Baltica, były zawodnik Zagłębia Lubin, Rapidu Wiedeń czy ŁKS-u Łódź. – Na pewno teraz jest też czas, by podgonić prace administracyjne, tutaj zawsze jest dużo do zrobienia. Ale wiadomo, trening online nie zastąpi normalnego treningu, zwłaszcza u tych dzieci, które są zmuszone trenować w mieszkaniach, bo nie mają do dyspozycji żadnego miejsca do normalnej gry.
Gol Academy to szkółka założona przez Pawła Golańskiego, Przemysława Kaźmierczaka i Krzysztofa Nykla. Najpierw swój zestaw ćwiczeń zaproponował pierwszy z nich, następnie przeprowadził trening na Facebooku, który obejrzało kilka tysięcy widzów, zapewne nie tylko ze szkółki. Dziś podobne zajęcia ma poprowadzić Kaźmierczak. W identyczny sposób radzą sobie właściwie wszyscy, którzy potrafią w ten sposób przyciągnąć dzieciaki przed monitory.
Zresztą, ważna jest tu też kwestia płatności, nie ma co się oszukiwać. Wiele szkółek postawiło sprawę jasno: comiesięczna opłata to składka członkowska, niezależna od treningów, a więc w obecnej sytuacji wypadałoby nadal ją uiszczać. A skoro pobieramy pieniądze, staramy się też dostarczyć produkt – w tym wypadku treningi i treści.
– Ale do każdego wypadku podchodzimy bardzo indywidualnie. Napisaliśmy rodzicom, że po pierwsze – jeśli nie są teraz w stanie tego dźwignąć, to nic się nie stanie. Do tego chcemy, by te treningi, które przepadają, zostały odpracowane w późniejszych miesiącach, gdy już wrócimy do prowadzenia normalnych zajęć – tłumaczy Mięciel. Wtóruje mu Adamski. – Rodzice mają wybór. Kto może i chce – opłaca składkę członkowską. Ale wiemy też, że niektórzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej, na pewno nikogo nie skreślimy.
Najmniejsze szkółki apelowały, by uiścić chociaż opłatę za marzec, by opłacić trenerów za ich pracę w pierwszej połowie tego miesiąca. W kwietniu wiele inicjatyw po prostu przestało działać – póki co na miesiąc, ale z perspektywami na powrót dopiero wówczas, gdy minie już nie tylko pandemia, ale i kryzys, który uderzy rodziców po kieszeniach już w najbliższych tygodniach.
– My bazowaliśmy nie tylko na składkach rodziców, ale też na dotacjach z miasta oraz sponsorach. Nigdy nie brakowało u nas pasjonatów, którzy chcieli wspomóc szkolenie młodzieży. Niestety, przez pandemię ucierpiało wiele branż, u nas w Świnoujściu mocno odczuła obecną sytuację branża hotelarska, ogółem cała turystyka. Liczymy się z tym, nie ma możliwości z tym walczyć – przyznaje Adamski, który prowadzi swoją szkółkę właśnie w rodzinnym Świnoujściu. Sytuacja jest do zniesienia, jeśli chodzi jedynie o zawieszenie kosztów przy wypłatach, bo wielu trenerów i tak w szkółkach dorabia po godzinach. Gorzej, gdy dochodzą koszty stałe.
– Jesteśmy w o tyle ciężkiej sytuacji, że mamy własne grunty. Akademie na orlikach często nie mają stałych kosztów, wychodzą ze szkoły, trener jedynie dorabia, więc właściwie mogą do zera ograniczyć wydatki. My mamy swoją działkę, boisko naturalne, mieliśmy balon, z którego zdjęciem też mieliśmy trochę problemów – to wszystko generuje koszty, których nie możemy ściąć – mówi w rozmowie z nami Mięciel. – Na szczęście bardzo dużo rodziców chce nam pomóc. Rodzice doceniają, że jesteśmy akademią, która cały czas inwestuje w dalszy rozwój, w boiska, w kształcenie trenerów, więc zależy im, by to wszystko przetrwało. Staramy się więc opłacać wszystko na bieżąco, żeby nie wrócić do piłki z długami – zdradza były piłkarz Legii Warszawa.
– Mamy już opracowany plan treningowy, gdy tylko będzie można wejść na boiska, nie czekamy na otwarcie orlików, ale na możliwość spotkań w cztery czy pięć osób. Jesteśmy na to dobrze przygotowani, trawa od marca czeka – puentuje Marcin Mięciel. – Pozostaje nam czekać. Być może pozytywem będzie to, że dzieci spragnione piłki, frekwencje będą stuprocentowe – dodaje Adamski.
I tego pozostaje wszystkim życzyć: by jak najszybciej wrócić na trawę – teraz już doceniając, jak wielka to przyjemność i przywilej.
Fot.FotoPyK