Chiny, pierwsze państwo dotknięte pandemią, wracają do normalności. Wirusem zarażane są już tylko pojedyncze przypadki. Liga wciąż nie gra, mówi się o tym, że wystartuje w końcówce czerwca.
Dlaczego rozgrywki wciąż są zawieszone, skoro sytuacja w kraju jest już dobra?
Czy kryzys dotknie chińskie kluby, które oparte są na portfelach światowych gigantów?
Jak wyglądała rzeczywistość chińskich klubów w czasie pandemii, gdy te wylądowały na uchodźstwie?
Dlaczego brak wielkich transferów do Super League nie ma żadnego związku z koronawirusem?
Jak przez wirusa piłkarz stracił równowartość rocznego kontraktu zawodnika polskiej ligi? Dlaczego Wuhan Zall mogło czuć się jak drużyna wyklęta? Jak wyglądała chińska panika, jak środki ostrożności? Co z zawodnikami, którzy nie zdążyli wrócić do Chin przed ponownym zamknięciem granic? Co z Oscarem i Hulkiem, którzy wlecieli do Chin jedenaście minut przed kolejnym krajowym lockdownem?
Wszystko, co działo się w ostatnich miesiącach w chińskiej piłce, zawarliśmy w reportażu. Zapraszamy.
***
Liczba zgonów w Wuhan: 3869.
Liczba zgonów w całych Chinach: 4632.
Dobowa liczba zarażonych z 22 kwietnia: 30.
*
Luty. Mieszkańcy Wuhan zauważają, że z jednego z otwartych okien wystaje firanka. Trzepocze na wietrze każdego dnia. Ktoś robi filmik i wrzuca do sieci. Firanka rozprzestrzenia się w mediach społecznościowych – nomen omen – wirusowo.
Internauci rozpoczynają śledztwo – kim jest właściciel? Czy przebywa na kwarantannie? Czy nie zaleje mu mieszkania? Żyje?
Żyje.
Odbywał kwarantannę na przedmieściach Wuhan u rodziców. O tym, że zapomniał zamknąć okna, dowiedział się z internetu. Dopiero 13 kwietnia mógł wrócić do mieszkania, by zamknąć okno. Po dwóch miesiącach.
Symboliczna chwila.
*
Mieszkanka Wuhan siłą wyciągnięta ze swojego domu. Przewieziona prawdopodobnie do miejsca odosobnienia. Panika narasta.
太悲惨了,根本没有作为人的尊严!消灭共产党是我一生的努力方向和信仰! pic.twitter.com/l9uX5eSHHn
— 出埃及 (@chuaijiji) February 9, 2020
*
Spawanie drzwi wejściowych do bloków, by osoby zarażone nie przedostawały się na zewnątrz. Panika w Wuhan w szczytowym stadium.
WATCH: Chinese authorities are now WELDING DOORS SHUT to whole apartment buildings, as well as residents inside – to impose #Coronavirus quarantine. #Wuhan pic.twitter.com/feclKG90pC
— AS-Source News (@ASBreakingNews) February 8, 2020
*
“Xiao Ranran wraz z rodzicami uzyskała pozytywny wynik testu na koronawirusa. Kiedy sąsiedzi dowiedzieli się o trzech przypadkach na osiedlu, Xiao otrzymała obraźliwe wiadomości pełne przekleństw i gróźb. „Udostępnili nasze dane osobowe w internecie i monitorowali nasze mieszkanie”, mówi Xiao. „Bez znaczenia jak próbowałabym to wyjaśniać, wciąż by nas wyklinali”.
Fragment artykułu Sixth Tone o syndromie stresu pourazowego związanego z koronawirusem.
*
Po opanowaniu pierwszej fali pandemii i otwarciu miast, w Chinach znów dochodzi do kolejnych zarażeń. Głównie za sprawą obcokrajowców, którzy wracają do Chin i przywożą wirusa ze sobą, daleko im do chińskiej dyscypliny.
Właściciele mieszkań wyrzucają czarnoskóre osoby, hotele nie chcą ich przyjmować. Ci zostają na ulicy.
Aby zakwaterować się w hotelu w Pekinie, niezależnie od koloru skóry, trzeba pokazać negatywny test na wirusa.
McDonald’s nie wpuszcza do siebie osób o czarnym kolorze skóry.
Again, for those who still doubt that Black people and particularly #AfricansinChina are being targeted we feel it is our duty to share this. A sign at a @McDonalds restaurant seems to make this perfectly clear pic.twitter.com/FaveKrdQHi
— Black Livity China (@BlackLivityCN) April 11, 2020
***
Zupa z nietoperza czy łuska łuskowca – w zależności od hipotezy, jaką przyjmiemy – okazała się rarytasem wartym miliardy dolarów, rarytasem, który wywołał niestrawność u gospodarki niemal każdego państwa na świecie. Najdroższy posiłek w dziejach zjedzono z pewnością w Wuhan.
Chiny od kilku tygodni powoli budzą się do życia.
Choć szkoły nadal są zamknięte, to otworzono już granice Wuhan. Nie ma nakazu noszenia masek na otwartych przestrzeniach. Restauracje funkcjonują normalnie. Wcześniejsze restrykcje w Wuhan znacznie przebijały te polskie – nikt nie mógł wyściubić nosa z domu pod żadnym pretekstem, jedzenie do mieszkań dostarczał chiński rząd, zamknięto absolutnie wszystko. W innych miastach wprowadzono system przepustek – wyjście na zewnątrz tylko do sklepu, raz na dwa-trzy dni, za oficjalnie ostemplowaną zgodą.
W Chinach już teraz upadło 460 tysięcy firm, ile kolejnych jest na skraju – zliczyć się nie da. Po raz pierwszy od lat siedemdziesiątych nie odnotowano kwartalnego wzrostu PKB. Ostatni tak duży spadek miał miejsce w 1967 roku. Szacuje się, że gospodarka Chin, druga największa na świecie, skurczyła się w pierwszym kwartale o 6,8 procenta. Straty w Chinach spowodują straty na całym świecie – powiązania są niezwykle silne.
Obligacje, które Chiny wyprodukowały celem walki z kryzysem – 150 miliardów dolarów.
Pomoc rządu dla małych i średnich banków – około 140 miliardów dolarów.
Środki na dodatkowe kredyty – 232 miliardów dolarów.
Eksperci i tak oceniają, że pakiety stymulacyjne są – jak na ogrom chińskiej gospodarki – bardzo umiarkowane. W styczniu i lutym produkcja przemysłowa spadła o 13,5 procent. Sprzedaż detaliczna o 20,5 procenta. Inwestycje w dobra trwałe – o 24,5 procenta. Stopa bezrobocia wyniosła 6,2 procent.
Rekordowe 6,2 procent, dodajmy. Pracę z powodu wirusa straciło już pięć milionów osób.
Mimo to wiele sektorów zaczyna powoli wracać do normy. Nie zalicza się do nich chińska Super League. Kiedy wróci? Nikt nie wie. Podczas gdy u nas wszystko odbywa się transparentnie, władze polskiej piłki są dostępne dla dziennikarzy i kibiców, w Chinach oficjalnych komunikatów w sprawie wznowienia rozgrywek w zasadzie nie ma.
*
Luty. Podczas gdy polskie władze namawiają do środków ostrożności w postaci np. płacenia kartą w sklepach, chiński rząd nakazuje bankom działającym na zainfekowanych terenach wypranie gotówki.
Dosłowne wypranie.
Najpierw banknoty są dezynfekowane ultrafioletem i wysokimi temperaturami, później trafiają na dwutygodniową „kwarantannę”, po której wracają do obiegu. Banknoty obarczone największym prawdopodobieństwem „zarażenia” mają zostać spalone. Dziennik „Global Times” szacuje, że Chiny mogły zniszczyć banknoty o wartości 600 milionów dolarów. Na rynek miała trafić równowartość tej sumy świeżo wydrukowanych banknotów.
*
25 stycznia 2020 – rozpoczęcie budowy tymczasowego szpitala zakaźnego w Wuhan.
2 lutego – koniec budowy.
Tysiąc dodatkowych miejsc dla zarażonych pacjentów powstało z tydzień. Rozwiązanie skopiowano z Pekinu, gdzie w 2003 roku podobny, tymczasowy szpital wybudowano podczas epidemii SARS.
***
PIŁKA NOŻNA, ETAP I – ROZPASANIE
Prezydent Xi Jinping nakreślił niezwykle ambitny plan – organizacja mundialu w 2030 roku, zwycięstwo w mistrzostwach świata najpóźniej w 2050 roku. Magazyn „Foreign Policy” nazywa chińskiego władcę „najpotężniejszym trenerem piłkarskim na świecie”.
Lawina ruszyła. W 2015 roku puszczono w świat plan, który zakładał budowę 20 000 centrów treningowych, 60 000 boisk, wyszkolenie 6000 trenerów. Piłka nożna stała się obowiązkowym przedmiotem szkolnym, napisano specjalną serię podręczników, z których uczniowie mają czerpać wiedzę o futbolu. Akademia Guangzhou Evergrande wygląda jak Hogwart. Plan zakładał, że w 2020 roku piłkę trenować będzie 50 milionów Chińczyków. Ogromne chińskie giganty – przy wsparciu rządu – pompują w piłkę niewiarygodne pieniądze. Ściągają do siebie najlepszych piłkarzy świata, którzy – w teorii – mają nauczyć Chińczyków piłki, pokazać wzorce.
Takim sposobem Chiny kupują sobie za 60 milionów euro Oscara. Bo mogą.
Takim sposobem Chiny robią z Carlosa Teveza najlepiej opłacanego piłkarza na świecie oferując mu 34,5 miliona funtów za sezon. Bo mogą.
Takim sposobem Chiny ściągają Hulka (55,80 mln euro), Alexa Teixeirę (50 mln euro), Paulinho (42 mln euro), Jacksona Martineza (42 mln euro), Ramiresa (28 mln euro), Axela Witsela (20 mln euro) czy Marka Hamsika (20 mln euro), każdemu z nich proponując bajońską pensję. Bo mogą.
Mogą prawie wszystko.
W kilkanaście miesięcy ściąganie emerytów czy piłkarzy szóstego sortu jak Mateusz Zachara czy Miroslav Radović zamieniło się w rzucanie rękawicy największym klubom na świecie, lajtowe wyciąganie ich gwiazd i to w sile wieku. Ofertę dostaje nawet Cristiano Ronaldo, któremu jeden z klubów chce zapłacić 100 milionów euro za sezon, a jego klubowi oferuje 300 baniek w europejskiej walucie. Nawet, jeśli idea była z góry skazane na niepowodzenie – nikt nigdy nie proponował nikomu w piłce takich pieniędzy, kupiona została uwaga całego świata, do którego wysłano przekaz – za chwilę możecie przestać z nami konkurować. Będziemy płacić więcej i więcej. Stać nas.
Piłka ma być kolejnym elementem, który buduje narodową dumę Chińczyków, ale także kolejnym sektorem, w którym Chiny zaznaczyłyby swoją moc.
Bo to trochę siara – skupiać 1/5 populacji całej planety, a przegrywać z Tajlandią, męczyć się z Syrią? Tyle wydawać na piłkę, a nie mieć żadnego topowego piłkarza?
Gdy władca kraju o takiej potędze, kraju socjalistycznego, a więc mającego ogrom narzędzi sprawczych, jest wielkim fanem futbolu, cały plan wydaje się tylko kwestią odpowiedniego poukładania klocków, na których środków nie zabraknie.
*
– Chiny są zagrożeniem dla każdego klubu na świecie.
Antonio Conte.
*
– W chińskiej Super League sektor prywatny i publiczny stają się sobie coraz bliżsi. Około połowa klubów jest wspierana przez grupy nieruchomości. Inwestując w piłkę nożną, przedsiębiorcy chcą zapewnić sobie kontakty z polityką, których wcześniej nie mieli. Może przyniesie im to lukratywne kontrakty i pozwolenia na budowę. Piłka nożna jest postrzegana jako nowy ważny obszar biznesowy.
Tariq Panja, ekspert ds. relacji polityki i sportu dla „New York Times”.
*
15. Guangzhou Evergrande
74. Shanghai SIPG
93. Bejing Sinobo Guoan
100 najstabilniejszych klubów świata, raport Soccerex.
*
9,80 milionów euro – kwota, za jaką Lu Zhang, chiński bramkarz, przechodzi w 2016 roku do Tianjin Tianhai. To pokłosie wprowadzenia przepisu o obowiązkowym bramkarzu chińskiego pochodzenia.
Transfermarkt wycenia go wtedy na 250 tysięcy euro.
*
– Byłem tam przez 7 miesięcy. Czułem się jak na wakacjach, więc słusznie mnie krytykowano. Nie grałem na odpowiednim poziomie. Na boisku często zadawałem sobie pytanie: „co ja tutaj robię?”.
Carlos Tevez, kasując w Szanghaju równowartość ponad trzech milionów złotych tygodniowo.
***
PIŁKA NOŻNA, ETAP II – OTRZEŹWIENIE
Chińczycy szybko przejrzeli na oczy. Jako swój problem uznali to, że… mają za dużo pieniędzy.
Wymowne.
A żeby zachować większą precyzję – jako największy błąd zdiagnozowano fakt, że – no popatrzcie – wydawanie gigantycznych milionów na gwiazdy prowadzi donikąd. Ani nie są oni godnymi ambasadorami piłki, ani nie wprowadzają jej na światowy poziom. Gwiazdy miały być narzędziem propagandowym, tymczasem efekt był zupełnie odwrotny – generowały złość kibiców, frustrowały ich, niespecjalnie obnosiły się chęcią zdobywania trofeów w Chinach.
Efeky przyszły szybko. Władze wprowadzają więc szereg regulacji. Zaczyna się od stuprocentowego podatku na każdy transfer większy niż 45 milionów jenów (niespełna 6 milionów euro). Jeszcze przed wprowadzeniem obostrzenia, Tianjin Quanjian prowadzi rozmowy z Diego Costą. Mówi się o kwocie odstępnego w wysokości 80 milionów euro. Po wdrożeniu regulacji wzrasta ona do 160 milionów euro (pieniądze z podatku federacja przeznacza na szkolenie), a jeszcze do tego horrendalna pensja, prowizje, kwota za podpis…
Zwolnienie z podatku może odbyć się tylko wtedy, gdy dany klub w skali całego roku wykaże zysk, ale to w chińskich realiach utopia – liga jest przepłacona, każdy do interesu dokłada, straty (czy też ładniej nazywając – inwestycje) są wpisane w filozofię ligi. Czasem zdarzy się taki deal kontraktowy jaki podpisało Guangzhou Evergrande (19 milionów za sponsoring, kwota na poziomie niektórych klubów Premier League), lecz generalnie piłka wydaje się być studnią bez dna. Z drugiej strony to oczywiste – jeśli chińskie kluby przepłacały wcześniej, dlaczego nie miałyby pomnożyć tego jeszcze razy dwa?
Władze poszły więc krok dalej. Od obecnego jeszcze nierozpoczętego sezonu wprowadzono salary cap. Wszystkie nowe kontrakty mogą wynosić maksymalnie 3,3 miliona dolarów rocznie, czyli prawie tyle, ile sam Carlos Tevez kasował w miesiąc. To kwota satysfakcjonująca dla solidnych wyrobników z europejskich lig, ale dla Hulka? Dla Paulinho? Dla Oscara? Nie żartujmy. Wielokrotność tej kwoty zarobią na europejskich boiskach.
Co więcej – powstaje kolejna regulacja, każdy klub może wedle niej wydać na pensje zawodników maksymalnie 60% swojego budżetu.
Obecne przepisy oznaczają, że chińska piłka w kształcie, w jakim dała się poznać w ostatnich latach, przestaje istnieć. Kto zdążył przedłużyć umowy z Hulkami i Teixeirami przed wejściem w życie regulacji, ten zachowa gwiazdy jeszcze na parę sezonów. Reszta nie ma najmniejszych szans, by konkurować z Premier League o piłkarzy z nazwiskami. Ich napływ został w zasadzie zablokowany.
Jeśli coś się z tego urodzi, to tylko zdrowsza liga, której gwiazdami będą piłkarze o statusie Adriana Mierzejewskiego, a nie gwiazdy wyciągane z potentatów, skuszone niewyobrażalnymi pieniędzmi. Innymi słowy – jeśli w kreatywny sposób nie ominiesz tych zapisów, żadnego gwiazdora z Europy nie kupisz. A oczywistą sprawą jest, że wszelkie podejrzenia przekrętów nie zakończą się w sądzie w Lozannie, chińska federacja ma wystarczające narzędzia, by bezlitośnie karać lawirantów.
***
PIŁKA NOŻNA, ETAP III – WYBUCH PANDEMII I UCIECZKA
Pierwsze przypadki koronawirusa odnotowuje się w grudniu. 23 stycznia miasta Wuhan i Huanggang zostają poddane kwarantannie. Pandemia rozprzestrzenia się na inne części kraju. Cały świat patrzy na Chiny.
Lawina rusza. Halowe mistrzostwa świata zaplanowane na marzec w chińskim Nanjing? Przesunięte o rok. Puchar Świata w narciarstwie alpejskim w Yanging? Odwołany. Kwietniowy wyścig Formuły 1 w Szanghaju przypadający na kwiecień? Jeszcze wtedy – pod znakiem zapytania. Chińscy tenisiści nie mogą wziąć udziału w Pucharze Davisa, lekkoatleci muszą zrezygnować z mistrzostw świata w Melbourne. Mecze Azjatyckiej Ligi Mistrzów zawieszone. Mecze reprezentacji Chin w eliminacjach do mistrzostw świata z Malediwami i Guamem mają zostać rozegrane w Tajlandii, w konsekwencji – także zostają odwołane.
Felix Bastians, niemiecki piłkarz grający w Chinach, relacjonuje w rozmowie z „Bildem” na początku marca: – Ulice są całkowicie puste. Wszystko jest zamknięte. Takie sceny znamy tylko z filmów katastroficznych.
Wystarczyło kilkanaście dni, by do poznania ich nie był potrzebny nam Netflix.
Bastians – jak wielu obcokrajowców – ucieka przed pandemią do ojczyzny. Opowiada, że podczas 25-godzinnej drogi powrotnej zużywa cały żel antybakteryjny. Z jego słów bije panika. Niepewność. Poczucie, że w Chinach dzieje się coś złego, lecz Europy to nie dotyczy. Przed wirusem chronią się też kluby, które zaplanowały zagraniczne obozy przygotowawcze, a że w innych krajach wirusa nie ma – nierzadko przyspieszają wylot i uciekają do bezpiecznych miejsc.
Uciekają – to dobre słowo. Chińskie kluby przypominają momentami tabuny uchodźców, które szukają możliwości, by wydostać się z kraju. Połączenia lotnicze zawieszane są z dnia na dzień. Niektóre kraje przestają wpuszczać obywateli Chin. Jeśli masz w paszporcie ślady po prowincji Hubei – masz spory kłopot z wydostaniem się. Problemy pojawiają się też już na samych obozach – nie każdy chce grać sparingi z zespołami z Chin, nie każdy chce przyjąć ich do hotelu. Gdzieniegdzie panuje ostracyzm.
*
Stay strong China – czytamy w lutym na koszulkach PSG. Ładny gest klubu.
W międzyczasie w Paryżu trwa bal na Titanicu.
Liczba zarażonych we Francji dwukrotnie przebiła chińską.
*
W Turcji spotykam się z Pawłem Żurakowskim z agencji „The Royal Sports Management” organizującej obozy piłkarskie dla klubów z całego świata. Ma gorący okres, codziennie wisi na telefonie. Jeszcze tego samego dnia udaje się do Abu Zabi, gdzie od sześciu tygodni przebywają chińskie zespoły. – Miały przyjechać na tydzień-dwa – puszcza oko. – Są już sześć tygodni i dalej jest wielka niewiadoma.
Opowiada dalej: – Dwa-trzy chińskie zespoły w ogóle nie dały rady dotrzeć do Emiratów. Za późno dostaliśmy informację, że linie lotnicze już tam nie latają. Robiliśmy dla jednego z zespołów obóz w Japonii, ale okazało się, że pięciu zawodników ma paszporty wydane w Wuhan i jest taka procedura, że żadna osoba, która była w ostatnich dwóch tygodniach w Wuhan bądź ma dokumenty wydane w tym miejscu, nie może zostać wpuszczona na pokład. Finalnie zespół trafił na dwa tygodnie do Tajlandii, dopiero stamtąd przyleci do Emiratów. Sytuacja zmienia się w zasadzie z dnia na dzień. Zespół przylatuje, po trzech godzinach okazuje się, że jednak nie, na drugi dzień znów przylatuje. Każdy zdaje sobie sprawę, że to sytuacja losowa i musimy być na to jak najlepiej przygotowani i elastyczni.
*
Suano Wu, chiński pracownik agencji „The Royal Sports Managment”: – To może być najdłuższy okres przygotowawczy w historii chińskiej piłki. Ale z drugiej strony to świetna okazja dla trenerów, którzy mogą wkomponować piłkarzy do zespołu, przekazać swoją filozofię, nauczyć taktyki. Chińskie kluby zwykle udają się w kilku kierunkach – Tajlandia, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Hiszpania, Japonia, Korea. Zależy od budżetu. Największą zaletą Emiratów jest fakt, że obywatel Chin może otrzymać bezproblemowo wizę na 30 dni. Wjazd do innych krajów jest trudniejszy. Gdy wybuchła pandemia, kluby chciały wyjechać zagranicę. Decyzje podejmowano bardzo szybko, na dobrą sprawę nikt nie wiedział, ile potrwa taki obóz, a w Hiszpanii czy Korei trzeba ubiegać się o wizę, co trochę trwa, a czasu nie było. Wiadomo – jakość zakwaterowania czy warunki do treningu są tu światowej klasy, więc jeśli klub miał określony budżet, decyzja była prosta.
– Tak samo jak piłkarze czy trenerzy, byłeś w bezpiecznych warunkach na obozie, a w Chinach została rodzina.
– Zanim wyjechałem z Chin, rząd już reagował, wprowadzał zabezpieczenia mające na celu zahamowanie pandemii. Ludzie siedzieli w domach przez cały czas. Codziennie byłem w kontakcie z rodziną, by upewnić się, że wszystko jest z nią w porządku. Kiedy jesteś profesjonalistą, musisz skupić się jednak na swojej pracy. W 2003 roku mieliśmy epidemię SARS, więc nasz kraj ma doświadczenie w radzeniu sobie z pandemią. Zdaję sobie sprawę, że niektóre środki ostrożności mogą wyglądać nietypowo, ale jako naród mamy świadomość, że to konieczne. Po czasie okazało się, że wszelkie restrykcje były właściwe. Większość branż krok po kroku wraca właśnie na właściwe tory, rząd wykonał dobrą robotę.
*
Na obozach kluby są w kropce. Niby trenować można, ale nikt nie wie, kiedy ruszy liga. Jak dobrać mikrocykl, jakie zastosować obciążenia? Robić wakacje czy trenować po trzy razy dziennie? Puścić zagraniczne gwiazdy do domów czy kazać im trenować razem ze wszystkimi? Jak wytrzymać w sytuacji, gdy nie wiesz, kiedy wrócisz do kraju, w którym umierają ludzie, w którym została twoja rodzina? Do kraju, który jest napiętnowany na świecie?
Drużyna Wuhan Zall, która ulokowała się w hiszpańskiej Marbelli, mogła czuć się wręcz jak drużyna wyklęta. Na lotnisku – co w sumie oczywiste – przywitała ich delegacja specjalistów, mających zweryfikować, czy przywozi ona do Hiszpanii kogoś zarażonego. A potem…
a) dzień przed przyjazdem hotel anulował pobyt,
b) ośrodek treningowy odmówił przyjęcia wskazując jako powód protest jednej z rosyjskich drużyn trenującej na tych samych boiskach,
c) sparingpartnerzy stwierdzili, że na boisko nie wyjdą (FK Krasnodar i Europa FC),
d) po wycieczce piłkarzy na El Clasico zastanawiano się, kto wpuścił ich na stadion.
Yu Lei, pracownik Wuhan Zall w jednym z wywiadów: – To tak jakbyśmy powiedzieli, że przyjeżdżamy z miasta, które nazywa się „ebola”.
Jak na ironię, wystarczyło kilkadziesiąt dni, by sytuacja zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni – drużyna Wuhan Zall uciekła z pogrążonej pandemią Hiszpanii do Chin, gdzie było znacznie bezpieczniej.
Pewien ponury chichot losu pokazuje też sprawa Daniela Carrico, który w szczytowym momencie pandemii zamienił Sevillę na Wuhan Zall. To jasne, że w tej sytuacji nie brakowało komentarzy – pijany czy niespełna rozumu? Samobójca? Człowiek, który dla pieniędzy wszedłby nawet w paszczę lwa?
Dziś w samej Andaluzji zarażonych jest ponad 11 tysięcy osób, liczba zgonów przekroczyła tysiąc, w Wuhan jest znacznie bezpieczniej niż w Sewilli. Posądzany o rozstanie się z rozumiem Carrico ledwie po kilkunastu dniach mógł stwierdzić w wywiadzie: – Dziś Chiny są bezpieczniejsze niż Europa.
Zawodnicy Wuhan Zall po powrocie musieli przejść jeszcze kwarantannę i zgrupowanie w Shenzen. 18 kwietna po 104 dniach zobaczyli swoje rodziny. Na lotnisku kibice powitali ich kwiatami.
After 104 days, Wuhan Zall returned to their home. The CSL outfit left Wuhan for pre-season training in early January, 20 days before the city lockdown. During the Covid-19 outbreak, they were stuck in Spain. They arrived at Shenzhen on Mar 16 and waited for city reopening. pic.twitter.com/EIJpNaNLJZ
— Titan Sports Plus (@titan_plus) April 18, 2020
Odwoływanie meczów towarzyskich dotyczyło większości chińskich klubów. Żurakowski opowiadał w lutym: – Mieliśmy podogrywane sporo sparingów, ale teraz te zespoły zaczynają się wycofywać. Mieliśmy mieć jutro mecz z jednym z zespołów z ekstraklasy Emiratów, dzisiaj dostaliśmy informację, że zawodnicy odmówili.
Kluby w obliczu niewiadomej decydowały się na kreatywne rozwiązania: – Jeden klub poprosił nas o to, by pierwsze dziesięć dni zorganizować w formie wakacji dla zawodników – słyszymy.
Każdy radził sobie, jak mógł. Reprezentacja kobiet, która utknęła na dwa tygodnie w Brisbane, nie mogąc wydostać się z hotelu, trenowała na korytarzach.
*
Wywiad z Danielem Carrico z pierwszej połowy marca („Tuttomercatoweb”):
– Nie boisz się transferu do miejsca epicentrum koronawirusa?
– Ale czego mam się bać? Trenuję z drużyną w Marabelli na andaluzyjskim wybrzeżu Costa del Sol, zostaniemy tu do końca marca. Czekamy na sygnał, gdy pandemia wygaśnie, zanim będziemy mogli wrócić w spokoju do Wuhan i normalnie tam żyć. Sytuacja w Chinach jest dziś mniej niepokojąca niż w pozostałych częściach świata. (…) Nawet przez jeden dzień nie żałowałem tego wyboru.
*
Japonia, początkowe stadium pandemii. Kibice są jeszcze wpuszczani na wydarzenia sportowe, władze dokonują jednak obostrzeń – wprowadzają zakaz dopingu i wspólnego śpiewania. Dyskutuje się o tym, czy nie powinno zabronić się jeszcze oklaskiwania sportowców. Bicie braw pozostaje jednak dozwolone.
Niedługo po wprowadzeniu restrykcji odwołano wydarzenia sportowe.
*
Różne są sposoby na przetrwanie kwarantanny – najbardziej niecodzienny ma Heung-min Son, który przerwę w rozgrywkach wykorzystuje na odbycie obowiązkowej służby wojskowej.
Przepisy w Korei Południowej są bezlitosne – każdy mężczyzna musi do 28 roku życia pójść w kamasze. Piłkarz Tottenhamu i tak wyratował się od najczarniejszego scenariusza, sportowcy z osiągnięciami dla reprezentacji narodowej mogą liczyć na łagodniejszą służbę. Dzięki zwycięstwu Korei Południowej w Igrzyskach Azjatyckich Son spędzi w wojsku trzy tygodnie, a nie – jak zakłada pełna wersja – 21 miesięcy.
*
Fabio Cannavaro dla „La Gazetta dello Sport” (tłumaczenie: 2AngryMen).
– Jak tylko opuszczałem ośrodek, napotykałem pierwszą kontrolę temperatury. Następnie jechałem obwodnicą i znowu mierzono mi temperaturę w samochodzie. Na autostradzie nie było opłat za przejazd, aby uniknąć kontaktu z osobami, które pobierają pieniądze od kierowców. Tuż przed moim osiedlem służby w kombinezonach mierzyły moją temperaturę. To samo, kiedy wracałem do ośrodka treningowego. Identyczna liczba kontroli. Pamiętajcie, mówię o Kantonie, mającym dwieście milionów mieszkańców, położonym tysiąc kilometrów od miejsca, gdzie wybuchła epidemia.
(…)
– Istnieje specjalna infolinia, gdzie możesz zadzwonić, a służby dostarczą ci jedzenie do domu i podstawowe środki. Ta usługa ma regulamin, nie dochodzi do kontaktu między tobą a dostawcą. Wszystko zgodnie z zaleceniami ministra zdrowia. Dla jasności: to nie jest przywilej dla VIP-ów. Tak dzieje się z każdym, kto dziś przybywa do Chin.
***
PIŁKA NOŻNA, ETAP IV – NOWA RZECZYWISTOŚĆ
Mniej więcej w marcu wszystkie kluby – widząc sytuację na świecie – rozpoczęły powroty do kraju. Opóźniał się tylko przyjazd obcokrajowców, których wstrzymywano w domach. W międzyczasie obserwowano ponowny wzrost zachorowań wywołany głównie przez zarażonych wjeżdżających do Chin po otwarciu granic. Po raz kolejny zablokowano więc wjazd do kraju. Adrian Mierzejewski dla przykładu przebywa w Polsce, gdzie trenuje indywidualnie i wyczekuje na ponowną możliwość przyjazdu.
W dramatycznych wręcz okolicznościach udało się zdążyć Hulkowi i Oscarowi, którzy wybrali się do Szanghaju prywatnym samolotem z Sao Paulo i wlecieli… jedenaście minut przed zamknięciem granic.
Każdy piłkarz wracający do kraju musiał przeżyć przez dwa tygodnie w odosobnieniu. Zawodników zamykano w specjalnie przygotowanych do tego hotelach, gdzie mieli zakaz opuszczania swoich pokoi. Jeden z piłkarzy wymknął się ze swojego pokoju, by pogadać z kolegą obok, co zarejestrował hotelowy monitoring.
Efekt? 500 000 juanów kary, czyli prawie 300 tysięcy złotych.
Są osoby, które przejdą dwie kwarantanny, jak na przykład Uli Stielike, Niemiec, trener Tianjin Teda. U jednego z członków jego rodziny wykryto wirusa, więc przebywał na dwutygodniowej kwarantannie w Niemczech. Kiedy już wróci do Chin, będzie musiał przejść drugą.
Wrócić do Chin nie zdążyło około 30 obcokrajowców, z Paulinho i Marko Arnautoviciem na czele. To jeden z powodów, który wstrzymuje wznowienie ligi.
*
Jak pandemia wpłynie na chińską piłkę nożną?
W Polsce trwa dyskusja o obniżaniu kontraktów, prawach telewizyjnych, możliwie szybkim powrocie do grania, kilku klubom zagląda w oczy widmo bankructwa.
A w Chinach? Czy ekonomiczne skutki kryzysu będą odczuwalne dla klubów? Jaki wpływ miała pandemia na okno transferowe? Czy dyskutuje się o obniżkach kontraktów? Spytaliśmy od środka.
Qing Chang, dyrektor generalny Shijiazhuang Ever Bright, klubu z najwyższego poziomu w Chinach:
– Jakie straty spowodowała pandemia w pańskim klubie?
– To oczywiste, że kryzys wiąże się z wieloma nieprzewidzianymi wydatkami. Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy – zimowy obóz. Planowaliśmy spędzić dwa tygodnie w Emiratach, wyszło tak, że zostaliśmy dwa miesiące. Wydatki na okres przygotowawczy zostały znacznie zwiększone. Już po powrocie, chcieliśmy zapewnić bezpieczeństwo naszym zawodnikom i pracownikom, więc zakupiliśmy trochę sprzętu medycznego – maseczki, środki do dezynfekcji, kombinezony. Budujemy budżet w sposób długofalowy, więc bez większych problemów jesteśmy w stanie sprostać temu wyzwaniu.
– Skoro rozchodzi się głównie o obóz i środki medyczne, wydaje się, że klub znacząco nie ucierpi.
– Inni potrzebują więcej uwagi niż kluby piłkarskie. Wiadomo, przemysł piłkarski jest powiązany z innymi branżami i kryzys z pewnością spowodował ogromne straty w perspektywie całego kraju. Gospodarka i społeczeństwo stoją pod dużą presją. My jako profesjonalny klub możemy robić to, co społecznie odpowiedzialne – słuchać rządu i minimalizować ryzyko dalszego rozprzestrzeniania się wirusa.
– Jak wyglądało okno transferowe? Pandemia miała wpływ na to, ilu zawodników pozyskaliście?
– Nie, nasza strategia na okno transferowe w zasadzie się nie zmieniła. Zrobiliśmy wszystkie ruchy, które planowaliśmy jeszcze przed kryzysem. Wiedząc już o skutkach pandemii wciąż trzymamy się planu – wierzymy, że rząd poprowadzi nas przez ten trudny czas. Na początku lutego podpisaliśmy kontrakt ze Stoppilą Sunzu, Zambijczykiem grającym w FC Metz. Zachował się w tej całej sytuacji wzorowo. Nie miał żadnych obaw przed podpisaniem kontraktu, rozmawialiśmy z nim długofalowo, przedstawiliśmy szerszy plan na niego i rozwój klubu. Zresztą Sunzu grał wcześniej w Super League, lubi tę kulturę i chińskich kibiców, więc było mu łatwiej podjąć decyzję.
– Co się czuje, gdy wszystko już wraca do normy?
– Ulgę. Po tak długim czasie spędzonym w innym kraju wszyscy mogą czuć tylko ulgę. Nie jest łatwo zmotywować zawodników, trenerów czy innych pracowników w takich warunkach. Ale nasi zawodnicy doskonale rozumieli sytuację i wiedzieli, że klub dużo płaci za utrzymanie ich na dwumiesięcznym obozie w Emiratach, gdzie raz – mogli trenować, dwa – byli bezpieczni. Muszę też podziękować rodzinom piłkarzy za wyrozumiałość. Pozostały w domach w kwarantannie, dbały o siebie, by zawodnicy mogli trenować nie martwiąc się o to, co dzieje się w Chinach. Wykonaliśmy dużą pracę, by piłkarze byli gotowi do treningów nie tylko fizycznie, ale – zwłaszcza – mentalnie. Podczas obozu na szczęście cały czas byliśmy pod prądem. To prawdopodobnie był najdłuższy zimowy obóz wszech czasów (śmiech). Teraz jesteśmy na kwarantannie (rozmawiamy na początku kwietnia – red.), za niedługo piłkarze będą mogli wreszcie odpocząć, naładować akumulatory. W końcu wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Cieszymy się, że wszyscy możemy bezpiecznie wracać.
*
Afshin Ghotbi, trener Shijiazhuang Ever Bright, klubu z najwyższego poziomu w Chinach:
– Po pierwsze, najgłębsze kondolencje dla wszystkich rodzin, które zostały bezpośrednio dotknięte wirusem. Świat musi zjednoczyć się bardziej niż kiedykolwiek. Piłka jest zawieszona, co sprawia, że trudno jest opracować plan treningowy, żeby doprowadzić piłkarzy do dobrej dyspozycji. W przygotowaniach do sezonu ważne jest, by trafić z formą w dobry moment. Wciąż nie wiemy, kiedy wrócimy, więc to rodzi pewne wyzwania.
– Jak udaje się utrzymać motywację piłkarzy, którzy pracują, ale nie wiedzą, kiedy ruszy liga?
– Mamy w zespole świetną atmosferę. Ciągle stymulujemy piłkarzy, by ci wchodzili na jeszcze większe obroty. Treningi są dynamiczne, adaptujemy dużo elementów meczowych, opartych na rywalizacji. W każdym ćwiczeniu staramy się budzić u piłkarza rywalizację. A to sprawia, że duch sportu jest w nich cały czas.
– Przedłużający się okres przygotowawczy może być paradoksalnie zbawieniem dla trenera – zwykle nie ma czasu na wprowadzenie pewnych elementów, jest duże pole do popisu, można spokojnie układać klocki po swojemu.
– W swojej pracy mam jedną zasadę – wykorzystaj jak najlepiej każdą sytuację, w której się znajdujesz. Dlatego zawsze skupiałem się tylko na tym, na co mam wpływ. Na opóźnienie startu ligi nie mam żadnego. Dlatego wraz ze sztabem staramy się wyciągać pozytywy – rzeczywiście, jest dużo czasu, by rozwinąć naszych zawodników.
– Jakie problemy napotykał pana klub podczas okna transferowego? Kluby działy ostrożnie? Piłkarze z Europy obawiali się podpisywać umów?
– Niczego takiego nie wyczułem. Chińska Super League to bardzo atrakcyjne rozgrywki dla piłkarzy z zagranicy. W listopadzie stworzyliśmy strategię naszego rozwoju i ulepszyliśmy zespół dokładnie tak, jak zakładaliśmy.
– Co się czuje, gdy wraca się do Chin po tak długim czasie?
– Szczęście. Choć jeszcze nie spotkaliśmy naszych rodzin, cały czas jesteśmy jeszcze w kwarantannie (rozmawiamy na początku kwietnia – red.).
*
Paweł Żurakowski z agencji „The Royal Sports Managment”:
– Zgodzisz się z tezą, że ze względu na strukturę finansowania chińskich klubów, ta liga może w porównaniu do innych ucierpieć stosunkowo najmniej?
– Wydaje mi się, że to bardzo ciężkie do porównania. Struktury budżetowania tych klubów są kompletnie inne. Trudno jednoznacznie określić, bo przez wirusa po raz pierwszy od lat siedemdziesiątych nie rozwija się chińskie PKB. Może kluby bezpośrednio tracą stosunkowo mniej niż w Europie, ale ich właściciele tracą miliardy. Pośrednio przełożenie na chiński futbol też będą ogromne, zwłaszcza, że kluby nie są rentowne.
– Docierają już głosy, że jakiś chiński gigant ogranicza finansowanie klubu?
– Nawet przed pandemią w ekstraklasie chińskiej dwa zespoły walczyły o to, żeby w ogóle dostać licencję na przyszły sezon, miały bardzo duże zaległości. Były przetasowania, zmiany właścicielskie. Problemy finansowe są i wynikają z tego, że wpływy z telewizji czy od sponsorów są stosunkowo niewielkie przy wydawanych pieniądzach na pensje. Natomiast nie mam też wiedzy, by przez pandemię jakikolwiek klub miał ogłosić bankructwo.
– W Chinach rozmawia się w ogóle o redukcji zarobków piłkarzy?
– Pytałem o to ostatnio jednego z dyrektorów sportowych. Mówił, że na chwilę obecną takich rozmów nie ma. Jestem też w kontakcie z zawodnikami trzech-czterech zespołów, dostają pieniądze na bieżąco w całości. Natomiast trzeba wziąć poprawkę na jedno – gdy w marcu kończyły się obozy w Emiratach, wszyscy liczyli na to, że pod koniec kwietnia liga ruszy. Teraz wiadomo, że tak szybko się to nie stanie. Jeśli nie uda się dograć sezonu, będzie to ogromnym obciążeniem finansowym. Płacić ogromne pensje zawodnikom przez cały sezon, gdy wpływów nie ma wcale? Nawet przy wsparciu rządu chińskiego, sporo właścicieli może tego nie udźwignąć.
*
Maciej Łoś prowadzący fanpage Chinese Super League Poland:
– Jak pandemia wpłynie na finanse w chińskiej piłce?
– Chińskie kluby generalnie zaczynają wydawać dużo mniej. Już przed sezonem wprowadzono reformę płac. Do tej pory kluby miały nieograniczone możliwości, teraz będą mogły przeznaczyć na wynagrodzenia tylko 60% budżetów. Guangzhou Evergrande zwolniło dużą część Chińczyków, którzy przez kilka ostatnich lat stanowili trzon drużyny. Dużych transferów nie było – i przez reformę, i przez wirusa. Okienko trwało do końca lutego, ale nikt znaczący nie przyszedł.
– Jeśli pojawiają się problemy, to przeważnie nie przez wirusa. Właściciela Tianjin Tianhai, gdzie grali wcześniej Alexandre Pato i Axel Witsel, zatrzymano w związku z wielką aferą. Klub nagle został bez finansowania. Jakimś cudem przetrwali rok, ale mieli bardzo duże długi, około 200 milionów euro. Dużo mówiło się o tym, że nie dostaną licencji na ten sezon, ale w ostatniej chwili pojawił się nowy właściciel, który otrzymał klub za darmo, ale musi spłacić zobowiązania. Nie kupili żadnego zawodnika, mają kadrę złożoną z 18 piłkarzy. Nieciekawa sytuacja.
– Problemy ma także Dalian Professional, gdzie grają Marek Hamsik i Salomon Rondon, a trenerem jest Rafa Benitez. Firma Wanda, która ma też udziały w Atletico, nie dogaduje się w lokalnym związkiem piłkarskim, który za bardzo ingeruje w sprawy klubu. Zapowiedzieli, że nie będą już finansować go w ten sam sposób. Ale mimo to gwiazdy zostały, oprócz Carrasco, który już od roku chciał odejść. Klub zmienił nazwę, Wanda chce się odciąć, ale będzie finansować dalej, dopóki nie założy nowego klubu i nie zacznie od trzeciej ligi, bo takie są plany. Poza takimi wyjątkowymi przypadkami, w CSL wciąż są pieniądze. Ogromne firmy nadal będą finansować kluby. Choć wiadomo – prawa telewizyjne, dochody z biletów, przez najbliższe miesiące może być ciężko. Ale wszystko zależy i tak od sponsorów w klubach. Jeśli będą bankructwa, to myślę, że raczej niespodziewane albo przez afery, raczej z innych powodów niż koronawirus.
– Nie dyskutuje się o tym, że piłka ucierpi przez wirusa?
– Przez samego wirusa nie. Inna historia to kluby z niższych lig, gdzie nie ma takich pieniędzy. Praktycznie co roku 2-3 kluby są likwidowane przez zaległości finansowe. W tej chwili w drugiej lidze cztery kluby nie dostały licencji, dwa z nich zostały zlikwidowane, zalegają z wypłatami. Nie ma pewności, kto zagra w drugiej lidze. Sytuacja się powtarza praktycznie co roku. Jest nawet jeden zawodnik, Zhao Yibo, który grał w pięciu klubach w Chinach i każdy z nich zbankrutował.
– Fatum jak Adam Mójta.
– No dokładnie.
– Jakieś transfery przez wirusa się nie dopięły? Piłkarze bali się podpisywać umowy w Chinach?
– Niewiele plotek było już przed wybuchem pandemii, bo reforma zapowiadana była już od dawna. Mówiło się o Fabregasie, Benitez podobno zabiegał o Callejona i wiadomo, Bale – ale to historia jeszcze z połowy poprzedniego sezonu. Jeśli nie było transferów, to raczej w związku z reformą, a nie koronawirusem. Trzy miliony euro za grę w Chinach… Niby dużo, ale w Europie ci zawodnicy mogą dostać znacznie więcej, nawet po kilkanaście milionów. Chiny już nie są tak konkurencyjne.
– W Chinach mówi się o obniżce zarobków piłkarzy?
– Kluby spotkały się w tej kwestii z CFA, żeby omówić ewentualne cięcia pensji. Na razie oficjalnie nie zdecydował się na to żaden klub, ale paru zawodników zrobiło to dobrowolnie. Mimo wszystko raczej wielkich cięć nie będzie, bo kluby są finansowane przez duże koncerny, które pieniądze mają. Oczywiście wszystko zależy od tego, w jakiej kondycji finansowej te firmy wyjdą z kryzysu. Konsorcjum Evergrande chociażby teraz zaczyna budowę największego stadionu w Azji dla Guangzhou Evergrande (oprócz tego w Korei Północnej) i ma w planach budowanie kolejnych po 80 tysięcy widzów dla innych klubów. Dlatego wśród najmocniejszych ekip raczej nie ma co oczekiwać dużych cięć w budżetach.
*
Dziś rozpoczęła się budowa nowego stadionu Guangzhou Evergrande. Wspaniała arena będzie mogła pomieścić 100 tysięcy kibiców i ma być gotowa już w 2022 roku. Już nie mogę się doczekać końcowego efektu 😯 pic.twitter.com/d6s2HntYOb
— Maciej Łoś🇨🇳🇵🇱⚽️ (@MLos1996) April 16, 2020
*
A więc nie słyszy się o klubach, które mogą paść przez wirusa.
Nie słyszy się o obniżkach pensji, a jeśli już, mowa o pojedynczych przypadkach.
Nie słyszy się o kryzysie w piłce.
Chińskie kluby – te same, które przez lata przepłacały piłkarzy, a z bilansu zysków i strat uczyniły mało istotną ciekawostkę – mają zupełnie inny model finansowania niż europejskie, które generują ogromne zyski z praw telewizyjnych, które z własnych trybun uczyniły wręcz atrakcję turystyczną, których marketing profituje na kibicach nie tylko lokalnych, ale i tych z całego świata.
Wymowne jest zdanie, które usłyszeliśmy – żaden chiński klub nie jest rentowny. Do klubów w zasadzie tylko się dokłada. To zabawki niezwykle bogatych ludzi, dzięki którym często otwierają sobie furtki do jeszcze większych pieniędzy na bazie budowania relacji, większego prestiżu, najważniejsze – przychylności przywódcy, który zakochał się w piłce.
Nawet, gdy z ich kont uciekają miliony, wciąż pozostają na nich miliardy.
Nie ma bardziej wymownej reakcji niż ta, na jaką zdobyło się konsorcjum Evergrande. Gdy cały świat liczy skutki kryzysu, oni rozpoczęli właśnie budowę pięknego stadionu za 1,7 miliardów funtów.
Kryzys? Jaki kryzys.
Oczywiście, Guangzhou Evergrande to zdecydowanie najbogatszy klub Super League, jego dobra kondycja nie musi oznaczać, że inni nie wpadli w tarapaty. Jednocześnie nie bez znaczenia mogą być przepisy, które wprowadzono przed sezonem. Dzięki nim chińskie kluby po raz pierwszy od kilku lat nie przeprowadziły zimą żadnego naprawdę głośnego transferu. Pieniądze, które na bank przepaliliby kolejnymi Arnautoviciami czy Rondonami, zostały w klubowych kasach.
Być może federacja sama – nie mogąc przecież zakładać wybuchu pandemii – podsunęła klubom idealną poduszkę pod miękkie lądowanie.
***
PIŁKA NOŻNA, ETAP V – POWRÓT DO GRANIA
Kiedy Chiny wrócą do grania? Nie wiadomo. Nikomu specjalnie nie pali się do powrotu, skoro czynnik ekonomiczny nie ma aż tak wielkiego znaczenia jak na przykład w Polsce.
Początkowo mówiło się końcówce lutego, potem o kwietniu, o maju, teraz mówi się o czerwcu. Oficjalnych informacji brak.
Paweł Żurakowski: – Ze względów geopolitycznych sezon musi się skończyć w grudniu. Są rejony Chin, w których temperatura w grudniu dochodzi do minus dwudziestu, więc nie ma fizycznej możliwości, żeby grać ligę, przedłużyć sezon do marca czy kwietnia. Jeśli nie uda się dograć wszystkich kolejek, to sezon po prostu nie będzie dokończony. Sytuacja zaczyna być nieciekawa. Rozmawiałem w zeszłym tygodniu z działaczami jednego z klubów. Twierdzili, że jeśli liga rozpoczęłaby się w maju, są w stanie fizycznie grać co trzy dni i skończyć rozgrywki, ale jeżeli rozpocznie się w lipcu czy sierpniu – to niemożliwe, by w cztery miesiące zagrać cały sezon.
– Teraz mówi się o powrocie w połowie czerwca.
– To się cały czas zmienia. Na początku były informacje o kwietniu, później o maju. Był moment, gdy sytuacja w Chinach wydawała się unormowana, ale niestety ludzie z zewnątrz, którzy przylecieli do Chin, znowu rozprzestrzenili chorobę. Z jednej strony życie w Szanghaju wraca do normy, są od dłuższego czasu otwarte restauracje czy lokale usługowe. Z drugiej strony niektóre kluby nie mają możliwości sprowadzenia gwiazd. Alex Teixeira i Paulinho są dalej w Brazylii, Adrian Mierzejewski jest w Polsce. Hulk z Oscarem zdążyli wlecieć do Chin jedenaście minut przed zamknięciem granic. Z tego, co wiem, od dwóch tygodni większość zespołów trenuje już w pełnym składzie. Treningi odbywają się normalnie, nie ma żadnych ograniczeń jak w Europie, choć sparingów jeszcze nie grają. Natomiast nie ma żadnych oficjalnych informacji, są tylko plotki, a one cały czas się zmieniają.
– Co stoi na przeszkodzie, skoro piłkarze już trenują w pełnych grupach?
– Dobre pytanie. Myślę, że są dwa czynniki. Pierwszy – zaufanie społeczne. Jeżeli dalej w pewnych miejscach zakazuje się ludziom wykonywania pewnych rzeczy, a piłkarze normalnie grają, odzew mógłby być nie do końca pozytywny. Z drugiej – brak zawodników. Liga bazuje na zagranicznych gwiazdach, a połowa z nich aktualnie nie przebywa w Chinach, a to też zawodnicy z klubów mocno powiązanych z federacją, co ma znaczenie. Nie są w stanie w tym momencie grać, nie do końca byłoby to na rękę niektórym zespołom. Ale to gdybanie. Nikt tak naprawdę nie wie, kiedy liga wróci i co konkretnie blokuje jej powrót w największym stopniu.
Maciej Łoś: – Chiny obawiają się drugiej fali wirusa. Co prawda jest już niezwykle mały odsetek przypadków lokalnych, najwięcej jest przywożonych przez Chińczyków wracających zza granicy, ale nikt nie da gwarancji, że gdzieś to się nie wymknie. Po drugie, poza Chinami pozostało wielu zagranicznych zawodników, którzy obecnie nie mogą wrócić, ponieważ Chiny zamknęły wszystkie możliwości powrotu dla obcokrajowców. Wjechać teraz mogą tylko dyplomaci i naukowcy. Reszta musi zdobyć specjalne pozwolenie. Nie wróciło trzech trenerów, Bruno Genesio z Beijing Guo’an, Uli Stielke z Tiajnjin TEDA i Cosmin Olaroiu, szkoleniowiec Jiangsu Suning, a także wielu piłkarzy, między innymi. Paulinho, Talisca, Mierzejewski.
– Jeśli wrócą, będą musieli odbyć 14-dniową kwarantannę, dopiero wtedy będą mogli wrócić do treningów. Dlatego to też opóźnia sporo start. Tak naprawdę teraz w Chinach jest bardzo duża nagonka na obcokrajowców, nie są wpuszczani do restauracji, galerii handlowych, siłowni. Wszystko dlatego, że obcokrajowcy się nie stosowali do zasad bezpieczeństwa, nie nosili maseczek. Było wiele przypadków nagannego zachowania podczas kwarantanny. Federacja chce wystartować rozgrywki od razu z kibicami, nie chce meczów bez kibiców. A na ten moment jest to niemożliwe. Ten scenariusz późno czerwcowy i tak zakłada, że uda się rozegrać wszystkie 30 kolejek
*
O ile zatem ekonomiczne skutki kryzysu mogą nie okazać się bardzo dotkliwe, o tyle te sportowe już tak. Liga nie ruszy, dopóki wszyscy piłkarze i trenerzy nie wrócą do Chin. Granice są zamknięte, choć mówi się, że kluby lobbują, by reprezentanci CSL dostali w ramach wyjątku pozwolenie wjazdu.
Jeśli liga zostanie wznowiona pod koniec czerwca, będzie to oznaczać, że piłkarze CSL wrócą po siedmiu miesiącach bez oficjalnego meczu.
Aktualnie w Chinach zarażonych jest 1005 osób. Od tygodnia dobowa liczba zakażonych nie przekroczyła 30 przypadków.
Czy Chiny wygrają na swojej ostrożności? A może po prostu oni – w przeciwieństwie do Europy – mają ten komfort, by sobie na nią pozwolić?
JAKUB BIAŁEK
Fot. newspix.pl
Dziękuję Pawłowi Żurakowskiemu z agencji „The Royal Sports Management” za pomoc w dotarciu do rozmówców. Polecam także fanpage CSL Polska prowadzony przez Macieja Łosia.