Reklama

Z którejkolwiek strony spojrzeć, Piast nie będzie teraz poszkodowany

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

20 kwietnia 2020, 19:34 • 9 min czytania 1 komentarz

Martin Konczkowski wiosną ubiegłego roku osiągnął życiową formę i walnie przyczynił się do sensacyjnego mistrzostwa Polski dla Piasta Gliwice. Ten sezon to jednak dla niego pasmo rozczarowań: słabe wejście w rozgrywki, potem przedłużające się problemy zdrowotne i ławka po powrocie. Wiosnę też zainaugurował na rezerwie, a gdy wreszcie wskoczył do składu i Piast zaczął wygrywać, to liga została wstrzymana przez koronawirusa. Z piłkarzem gliwiczan rozmawiamy o jego punkcie widzenia w kwestii powrotu na boiska, ojcostwie, oszczędzaniu, kontuzji, słabszej formie, braku transferu latem i… uprzywilejowanej pozycji Piasta przy rozważaniu różnych wariantów dotyczących obecnej sytuacji. 

Z którejkolwiek strony spojrzeć, Piast nie będzie teraz poszkodowany

Udaje ci się unikać dni świstaka?

Wiadomo, że możliwości są ograniczone, coraz bardziej brakuje piłki, ale przynajmniej mam okazję nadrobić zaległości rodzinne. W styczniu urodził mi się syn, a kilka dni później wyjeżdżaliśmy już na pierwszy obóz. Potem powrót na kilka dni, drugi obóz i zaczęliśmy ligę. Nie było kiedy nacieszyć się ojcostwem, trochę momentów z pierwszej fazy życia syna mnie ominęło, dlatego teraz nasycam się tym uczuciem. Z tego względu na nudę nie narzekam, ale tęsknota za piłką daje o sobie znać. To już ponad miesiąc bez grania i normalnych treningów. Dłuższa przerwa niż urlop.

Jak się odnajdujesz w roli ojca?

To bardziej bardziej pytanie do żony, ale myślę, że jest dobrze. Żona jest zadowolona, syn chyba też. Daję radę.

Reklama

Pojawiają się niedobory snu?

No właśnie syn jest w tym względzie bardzo łaskawy. W ostatnich 2-3 tygodniach śpi wręcz rewelacyjnie. Co prawda potrafi wstać już przed 7:00, ale praktycznie przesypia całe noce. Zazwyczaj nawet nie budzi się na jedzenie. Jestem pozytywnie zaskoczony.

Wielu ludzi ma teraz więcej czasu, dokonują pewnych rozważań i refleksji. U ciebie też tak jest?

W pewnym stopniu tak. Przekonuję się, jak tak naprawdę wygląda życie bez piłki, bo nie tylko nie gramy, ale też normalnie nie trenujemy i nie widzimy się w szatni. Nawet w telewizji nie ma niczego związanego z piłką, nie licząc jakichś archiwalnych materiałów. Dziwne uczucie. Człowiek widzi również, jak świat reaguje na pandemię. Niektórzy ludzie zaczynają mieć problemy finansowe, stają się bardziej nerwowi. To ważne momenty odnośnie dalszego życia, kierunku, w jakim się pójdzie, gdy wszystko wróci wreszcie do normy. Przekonujemy się, że różne rzeczy mogą się dziać i warto być na takie ewentualności zabezpieczonym.

Ty jesteś?

Jeżeli chodzi o pieniądze, jestem w stu procentach. Należę do osób oszczędnych, podchodzących z chłodną głową do tematów finansowych. Jasne, nie wiedziałem, że będzie pandemia, ale miałem świadomość, że mogą przyjść różne kryzysy, a sport bywa bardzo nieprzewidywalny. Jedna czy druga poważna kontuzja i wszytko może się zmienić. Myślałem przyszłościowo, od kilku lat odkładałem, dlatego dziś śpię spokojnie.

Reklama

Skoro weszliśmy na temat pieniędzy. W Piaście nadal cisza odnośnie ewentualnych obniżek pensji?

W zeszłym tygodniu odbyliśmy rozmowy z zarządem klubu. Na dniach powinno ukazać się oficjalne oświadczenie. Nic więcej nie mogę powiedzieć, proszono nas, żebyśmy tego indywidualnie nie komentowali.

Dostajecie z klubu jakieś sygnały odnośnie powrotu do treningów i grania?

Konkretów nadal brakuje. Znamy ogólny zarys tego projektu, który ostatnio przedstawiano w mediach, czyli rozpoczęcie sezonu pod koniec maja, a dwa tygodnie wcześniej przejście z treningów w małych grupach do pełnego składu. Na razie pozostajemy odizolowani i trenujemy tylko w domu. [Wieczorem Piast oficjalnie poinformował o rozpoczęciu dwutygodniowego procesu izolacji, po którym piłkarze przejdą testy na obecność koronawirusa, PM]. 

Byłbyś gotowy na dłuższe odosobnienie z resztą zespołu, żeby dograć ligę w zamknięciu? 

Trzeba być przygotowanym na każdy wariant. Może się okazać, że innego wyjścia nie będzie, a już tyle siedzimy w czterech ścianach, że warto zrobić wszystko, żeby pomóc w powrocie do meczów.

Projekt sprzed paru dni zakładał, żeby już dziś nastąpił “dzień zero” i rozpoczęła się dwutygodniowa izolacja piłkarzy przed powrotem do zajęć w klubach. 

No właśnie w niedzielę dostaliśmy wytyczne od naszego doktora, żeby teraz każdy z nas odizolował się tak mocno, jak to tylko możliwe. Wiadomo, że i tak wszyscy siedzimy w domach, ale jeśli się da, mamy jeszcze bardziej ograniczyć jakiekolwiek wyjścia, nawet do sklepu. Nikt nikogo za rękę prowadzić nie będzie, zakładam jednak, że każdy był i jest na tyle świadomy, żeby trzymać się zaleceń. Poza wyjściami na zakupy nie powinniśmy mieć styczności z osobami z zewnątrz.

Masz się jeszcze w czym ograniczyć?

Ewentualnie mogę robić jeszcze większe zakupy, żeby wystarczały na cały tydzień. Do tej pory chodziłem do sklepu raz na 4-5 dni. Nie zawsze wszystko da się kupić za jednym zamachem czy oszacować dokładnie, ile danego produktu potrzebujemy. Ale to już naprawdę szczegóły, generalnie nie ma już z czego ciąć. Mimo że całą rodzinę mamy tu na Śląsku, w ogóle się z nią nie widzimy. Teraz wszystkie moje wyjścia to sklep spożywczy góra dwa razy tygodniu i wyprowadzanie psa.

Coraz więcej mówi się odpowiednim przygotowaniu piłkarzy przed graniem co trzy dni, gdy już liga wróci. Ile czasu potrzebowałbyś, żeby być gotowym przynajmniej w przyzwoitym stopniu?

Dwa tygodnie normalnych treningów to absolutne minimum, poniżej tego nie możemy zejść. Kondycja cały czas jest. Tyle lat człowiek gra i trenuje, że ona zostaje, zwłaszcza że urlopy zawsze spędzałem aktywnie. Nawet teraz poza rozpiską dodatkowo trenuję na rowerze stacjonarnym. Mecz ligowy to jednak inny rodzaj wysiłku, nie można tego porównywać. Jesteśmy w stanie szybko nadrobić zaległości, ale trochę czasu musimy dostać, nikt z marszu nie zacznie grać.

Uważasz, że dogranie sezonu jest realne czy to bardziej myślenie życzeniowe?

Uważam, że jest realne. Planuje się powrót pod koniec maja, to jeszcze ponad miesiąc. Musimy się nastawić, że koronawirus prędko nie zniknie. Na dłuższą metę trudno będzie się nim nie zakazić, skoro wiele osób ma go bezobjawowo i nawet nie wie, że jest nosicielem. Nie można wszystkiego zamrozić na długie miesiące, bo gospodarka strasznie na tym ucierpi. Prędzej czy później trzeba wrócić przynajmniej do względnej normalności, choć pewnie środki bezpieczeństwa typu maseczki i rękawiczki zostaną z nami na dłużej. Krótko mówiąc, dokończenie rozgrywek to dla mnie realny wariant, mimo że jeszcze niczego nie możemy być pewni.

Cokolwiek by się działo, wydaje się, że Piast stratny nie będzie. 

Niedawno nawet czytałem artykuł w tym tonie, że Piast znajduje się w naprawdę uprzywilejowanej sytuacji. Jeżeli uznajemy aktualną tabelę, jesteśmy wicemistrzem, znów gramy w pucharach. Jeżeli anulujemy sezon, jako ubiegłoroczny mistrz wystartowalibyśmy w eliminacjach Ligi Mistrzów, czyli nie moglibyśmy narzekać. A jeśli uda się wznowić sezon, każdy będzie się cieszył. Faktycznie, z którejkolwiek strony spojrzeć, Piast nie będzie mocniej poszkodowany.

Z twojej perspektywy liga została przerwana w bardzo niefortunnym momencie.

Zdecydowanie. Wreszcie wróciłem do grania od początku, ze mną w składzie wygraliśmy z Arką i Legią. Czułem, że forma w końcu zwyżkuje. Niestety potem zaczęła się pandemia i wszyscy startujemy z czystą kartą. Każdy wróci nieco inaczej przygotowany, każdemu będzie brakowało ogrania i to, co miało miejsce parę tygodni temu przestanie mieć znaczenie.

Wróciłeś do składu bardziej dlatego, że zaimponowałeś formą Waldemarowi Fornalikowi czy może po prostu pasowałeś do nowych założeń taktycznych?

Trudno powiedzieć. Z Arką zmieniliśmy ustawienie, zagraliśmy na trzech stoperów i na pewno miało znaczenie to, że pasowałem do roli prawego wahadłowego. Z drugiej strony, gdybym nie był już w dobrej dyspozycji czy źle trenował, nie dostałbym tej szansy. Z Legią z kolei zagrałem już jako obrońca.

W ostatnich miesiącach przekonałeś się, jak brutalna potrafi być piłka.

Doświadczyłem jej przewrotności, tego, że nic nie jest stałe. Rewelacyjna wiosna zakończona mistrzostwem, piękne chwile. Początek jesieni mniej udany i drużynowo, i indywidualnie. Później kontuzja w czasie, gdy czułem, że forma powoli wzrasta do optymalnego poziomu. Zostałem mocno wybity z rytmu, wracałem z przebojami, a jak już się udało, nie prezentowałem się na miarę własnych oczekiwań. Chwilami głowa za bardzo i za szybko chciała. Nakładałem na siebie zbyt dużą presję, żeby grać już tak samo jak wiosną. Tak się nie działo, brakowało pewności, więc zaczęła się pojawiać frustracja. Na szczęście ciągle robiłem swoje i czekałem na lepsze dni.

Na czym polegały trudności z wyleczeniem kontuzji?

W sierpniowym meczu z ŁKS-em poważnie uszkodziłem kostkę. Najpierw rokowania były dobre, ale skończyło się na dwóch miesiącach leczenia. Wróciłem na ławkę na jeden mecz, ale podczas treningu pojawiły się komplikacje i straciłem kolejne dwa tygodnie. Łącznie pauzowałem dwa i pół miesiąca, dopiero w listopadzie byłem gotowy do gry.

To twoje najpoważniejsze przejścia zdrowotne?

Jedne z dwóch najpoważniejszych. Trochę ich miałem też przed poprzednim sezonem, ale wtedy jednak pauzowałem nie więcej niż miesiąc. Do tej kontuzji porównać mogę tylko naderwanie łydki z początków gry w Ruchu Chorzów. Leczenie trwało przez około trzy miesiące, z czego połowę stanowiła przerwa między sezonami.

Miałeś poczucie, że życiowa forma z rundy wiosennej nie została do końca skonsumowana? Nie było transferu, nie dostałeś powołania – w pewnej chwili o tym przebąkiwano – a drużyna zawiodła w europejskich pucharach.

Nie patrzyłem w tych kategoriach. Zdobyliśmy przecież mistrzostwo, co było dla mnie wielkim osiągnięciem, zwłaszcza że byłem podstawowym zawodnikiem i konkretną cegiełkę do sukcesu dołożyłem. Utrzymywałem wysoką formę, pomogłem drużynie, miałem satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Co do transferu czy powołania – nie miałem parcia, nie myślałem o tym.

Latem prawie każdy podstawowy piłkarz Piasta miał jakieś oferty. Ty nie?

Pojawiły się zapytania z kilku klubów – głównie zagranicznych, ale też z jednego polskiego. Nie wiem jednak, do jakiego etapu to zainteresowanie doszło. Mój agent prowadził te rozmowy. Miał mnie poinformować, gdyby oferta była już skonkretyzowana. W innym wypadku nie chciałbym sobie zaprzątać głowy spekulacjami. Od zapytania do konkretów często daleka droga. Wyszło na to, że niczego na stole nie miałem.

Czyli nie miałeś poczucia, że to twoje pięć minut i trzeba je wykorzystać?

Nie. Nie wywierałem presji na agencie, że chcę odejść i ma mi coś znaleźć. Bardzo dobrze się w Piaście czuję, jestem nadal na Śląsku, blisko rodziny. Ktoś powie, że rozegrałem rundę życia, ale liczę, że jeszcze trochę mnie ich czeka, że będę w stanie na dłużej utrzymać poziom z tamtych miesięcy. Gdyby pojawił się klub, który byłby naprawdę zdeterminowany i konkretny, pewnie podjąłbym wyzwanie, ale najwidoczniej aż tak łakomym kąskiem na rynku nie byłem.

Na początku tamtego roku mówiłeś nam, że to już ostatni dzwonek, żeby wyjść z ligowej szarości. Ten dzwonek nadal dzwoni?

Dałem dobry sygnał, że coś w tym względzie zaczyna się dziać. Jesień była do zapomnienia, ale wierzę, że nie powiedziałem ostatniego słowa. Jeśli znów zacznę grać na poziomie sprzed roku, będę mógł powiedzieć, że wyszedłem ze skorupy przeciętnego ligowca.

Mimo to wydaje się, że twój ogólny status jest lepszy niż na początku mistrzowskiej rundy. Ludzie jeszcze mają ją w pamięci.

To na pewno, zwłaszcza że jesienią grałem dużo mniej i było mało nowych punktów odniesienia. Ale to nie będzie działało zbyt długo.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK/400mm.pl

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...