Reklama

PZPN. Ministerstwo. Kibice. Mieszanka wybuchowa z… dobrem!

redakcja

Autor:redakcja

16 kwietnia 2020, 14:12 • 9 min czytania 4 komentarze

Samorządy. Ministerstwo. PZPN. Kibice. Wydawałoby się, że z takiej mieszanki nie może wyniknąć nic z dobrego, raczej wiele kłótni, pretensje i nieporozumienia. Bo jedni mają swoje interesy, drudzy swoje poglądy i przekonania, więc to tak jakby pogodzić – w rysunkowym ujęciu – kota z psem. A tu proszę: guzik, nic z tych rzeczy. Te wszystkie elementy mogą ze sobą współgrać, czego dowodem jest organizacja „Kibice Razem”.

PZPN. Ministerstwo. Kibice. Mieszanka wybuchowa z… dobrem!

„Kibice razem”, więc wydawało się, że swoją rolę odgrywają tutaj tylko fani, ale właśnie nie. Ministerstwo Sportu i Turystyki w 2020 roku przekazuje na funkcjonowanie ponad milion złotych, bo jest to od kilku lat program ministerialny. PZPN nadzoruje akcję, zapraszając do swoich struktur koordynatorów. A kibice są na pierwszej linii frontu. Działają.

Przykłady tylko z ostatnich, tak trudnych tygodni.

Szpital Miejski w Tychach otrzymał od kibiców GKS-u kombinezony, maseczki, rękawice, a także materiały spożywcze.

Reklama

Lech Poznań we współpracy ze Stowarzyszeniem Kibiców Kolejorz wyprodukował maseczki ochronne, które przecież prawie wszyscy będziemy w kolejnych tygodniach musieli nosić. Cały dochód ze sprzedaży pójdzie na wielkopolskie szpitale.

Torfiorze, czyli kibice GKS-u Bełchatów przekazali środki ochronne i dezynfekujące szpitalowi w Bełchatowie.

I tak dalej, i tak dalej. Przykłady można mnożyć, a rolą „Kibiców Razem” jest nadanie tym akcjom pewnych ram, zwiększeniu efektywności działań. W ramach programu powstały lokalne ośrodki, gdzie kibice mogą się spotkać, poznać, zorganizować. A potem pomóc.

– Proszę zwrócić uwagę na to, kto się tu spotyka – mówi Jakub Nowakowski, kibic Śląska, dziś ogólnopolski koordynator akcji w PZPNie. – Stowarzyszenia kibiców, samorządy, Ministerstwo Sportu i Polski Związek Piłki Nożnej. Co najmniej kilka relacji jest takich, na które jeszcze jakiś czas temu spojrzelibyśmy z pewnym niepokojem. Jak z kibicami może współpracować samorząd i ministerstwo? Na początku to mógł się wydawać pomysł karkołomny. Ale jak pokazało 10 lat działalności, wszyscy są cali i zdrowi, nikt nie wycofał się z projektu, który od 2016 roku jest programem ministerialnym.

I dalej: – Przede wszystkim musimy wymienić nazwisko doktora Dariusza Łapińskiego, bo to on jest ojcem całej idei. Darek zaszczepił ją trochę kalkulując projekt niemiecki. Z tym że tam praca jest bardziej socjalizacyjna – dbają o osoby wykluczone i starają się poprzez sport angażować ludzi do zejścia na właściwą drogę. A tutaj w Polsce my dajemy kibicom narzędzia i oni wiedzą, co z nimi zrobić. To znaczy: wykorzystać je bardzo dobrze. Kibice to niesamowita grupa ludzi, która kocha swój klub i ma potrzebę pracować na jego rzecz oraz regionu i miasta. Albo kraju, jak pokazuje przykład pandemii. Kibice bardzo efektywnie angażują się w walkę z pandemią, organizując zbiórki materiałów medycznych i żywności dla szpitali.

Uczucie do klubu, a co za tym idzie – do społeczności lokalnej, to chyba klucz tego przedsięwzięcia. Jeśli nie byłoby miłości do barw, pewnie nie byłoby też wolontariatu na rzecz środowiska, albo działoby się to w mniejszym zakresie. Zresztą sam Nowakowski jest przykładam, że wszystko zaczyna się właśnie od trybun.

Reklama

– W stu procentach jestem wrocławianinem. Moi rodzice to rodowici wrocławianinie. Dziadkowie – wiadomo, z innych względów już nie. To moje miasto, które kocham. Innego wyboru niż Śląsk nie było, bo kiedy byłem dzieckiem, a wówczas rodzi się to zainteresowanie piłką, to istniał głównie on. Była też Ślęza, ale daleko w przestrzeni Wrocławia, trudna do znalezienia. Mieszkańcy wiedzieli, że ona istnieje, ale to tyle. Był też Polar, ale to klub zakładowy, inna historia. Musiał być Śląsk. Paliłem się do grania, ale rodzice postanowili inaczej. Zostało mi kibicowanie z trybun, choć też były kłopoty, bo moje początki to lata dziewięćdziesiąte. Rodzice mieli konkretny obraz tego, co się dzieje na stadionach. 1993 rok i Chorzów, czy mecz Śląska z Arką na Grabiszyńskiej. To była zawsze walka, żeby pójść na mecz. Sztuka wojny. Krok do przodu, krok do tyłu, dwa kroki do przodu i tym sposobem każdy wie, że Śląsk ma u mnie honorowe miejsce – mówi Nowakowski.

Nowakowski z prawej

A gdy już się „umocował” na krzesełku, perspektywa życia klubem przez 90 minut przestała mu wystarczać.

Jak wspomina: – Czułem potrzebę zrobienia czegoś więcej. Zacząłem się angażować w wolontariat. Tak dotarłem do wolontariatu organizowanego przez UEFA na potrzeby Euro i do wolontariatu związanego z miastem. Działając w ten sposób natknąłem się na Dariusza Łapińskiego, ponieważ ośrodek „Kibice Razem – Śląsk Wrocław” jest przy ulicy Szewskiej, a też tam znajdowała się ambasada kibiców. To było miejsce zorganizowane na potrzeby Euro 2012, w którym kibice mieli znajdować potrzebne dla siebie informacje lub mogłaby zostać im udzielona pomoc.

Turniej mistrzostw Europy jest zresztą w tej historii kluczowy, bo to on dał początek całej akcji.

– Projekt udało się zaszczepić wśród władzy i samorządów głównie dzięki temu, że mieliśmy Euro. Gdańsk i Wrocław miały u siebie mecze, więc to tam „Kibice Razem” postawiło pierwsze kroki. Była potrzeba współpracy z fanami i Darek Łapiński przyszedł z gotowym projektem, twierdząc, że możemy to robić w ten sposób. Że to zadziała. I faktycznie zadziałało, a chwilę po Gdańsku i Wrocławiu dołączyły też Gdynia oraz Warszawa – wspomina Nowakowski.

– W to działanie włączył się też Śląsk?

– Właściwie nie było potrzeby, żeby klub brał w tym udział. Później już tak, ale to nie była oczywista współpraca. Są tam do tej pory ludzie, którym bardzo dziękuję, że weszli z nami w kontakt i nie bali się, że gryziemy, tylko widzieli, że chcemy coś zrobić. My się paliliśmy do pracy. Ale początkowo albo nie było zaufania, albo zapotrzebowania na naszą pracę. To się rodziło, od razu nie było fajnie. Teraz to jednak zupełnie coś innego.

Euro się jednak w końcu skończyło, więc pytanie, czy istniało zagrożenie, że i projekt „Kibice Razem” mógł też dobiec przedwczesnego finiszu? Nowakowski kontynuuje:

– Spółka PL2012 nie została rozwiązana, ale zmienił się jej główny zakres działań, bo została operatorem Stadionu Narodowego. I w ramach statutu takiej spółki trudno było umocować współpracę z kibicami. Ryzyko więc istniało, ale szczęśliwie jesienią 2012 roku wyboru na prezesa PZPN wygrał Zbigniew Boniek, a za tym poszła reorganizacja departamentów w związku. I doktor Dariusz Łapiński przeszedł ze spółki PL2012 do PZPN-u. Zaczął pracę, ale miał już dobrą bazę, wypracowaną przez dwa lata. Jeśli chodzi o mnie, to zwolniło się miejsce. Darek Łapiński zadzwonił do mnie, ale dzwonił też do innych osób. Została przeprowadzona rekrutacja i tym sposobem znalazłem się w PZPN-ie. Moje obowiązki się radykalnie zmieniły. Tak jak działałem lokalnie, tak teraz działam krajowo. Sam projekt „Kibice Razem” to jest 36 koordynatorów w 18 ośrodkach, w każdym zakątku Polski, ja staram się nadzorować tę pracę. To są pieniądze publiczne, więc musimy być jawni i transparentni. Pieniądze nie są przepalane, tylko idą na konkretne akcje. Oprócz tego musimy się spotykać i organizujemy spotkania robocze, na których szkolimy koordynatorów, a też sami się podciągamy. Organizujemy też turniej kibiców, każdy ośrodek wystawia swoją drużynę – uprzedzę od razu, że to jest to turniej dla dziesięciolatków. Chcieliśmy dać im trochę radochy, więc poszliśmy tą drogą. Ośrodki często współpracują na przykład z domami dziecka, jest to czasem jedyna szansa dla nich na wakacje, więc organizujemy taki króciutki obóz. Mamy fajną bazę we Wawrzkowiźnie pod Bełchatowem. Jest jeden dzień ogólnych zabaw, następnego dnia mini turniej z pucharami i nagrodami. Ten turniej pokazuje bezbłędnie, że przy jednym stole mogą usiąść kibice wszystkich klubów.

A jakie akcje jeszcze z Wrocławia Nowakowski wspomina najcieplej?

– Mieliśmy szereg różnych akcji. Mniejszych lub większych. Między innymi było to „Nakręć się na Śląsk”, czyli zbiórka nakrętek. Potrzebowaliśmy ludzi, którzy będą zbierać nakrętki pod stadionem, czy w siedzibie na Szewskiej. Potem te nakrętki sprzedawaliśmy na rzecz hospicjum we Wrocławiu. To tylko jeden z przykładów. Drugi – konferencja „Modern football a świat kibiców”. W tym roku będzie już dziewiąta edycja, to z roku na rok nabiera rozmachu. Zapraszaliśmy coraz większą liczbę gości, mogliśmy sobie też pozwolić na zagraniczne zaproszenia, prelegenci wygłaszali swoje referaty na temat tego, jak zmienia się świat piłki w efekcie globalizacji piłki. Tutaj też byli potrzebni wolontariusze, bo to naprawdę jest spore przedsięwzięcie, a dwóch koordynatorów z ośrodka to jest zdecydowanie za mało – tłumaczy Nowakowski.

Lech Poznań. Górnik Zabrze. Korona Kielce. Pogoń Szczecin. Arka Gdynia. Ruch Chorzów. Sandecja. I inni, razem 18 ośrodków, w których kibice zbierają się, by pomagać. Pytanie, czy ta pomoc może poniekąd istnieć w ramach rywalizacji, tak jak rywalizują zespoły na boisku i trybunach?

Nowakowski: – Tego się nie mówi głośno, ale to jest wyczuwalne. Każdy chce być lepszy od swojego rywala. Wiadomo, że jak coś zrobi Śląsk, to Lech chce to zrobić lepiej. Albo odwrotnie. To samo na Pomorzu. To faktycznie tak działa. Ale to jest normalne i to jest zdrowa rywalizacja, którą trzeba pielęgnować, bo dlaczego nie, mówimy o dobrej drodze. A istnieje przecież też współpraca. W momencie koronawirusa mamy konferencje, na których raportujemy, co jest w danym mieście, a czego potrzeba w innym. Dochodzi do takich wymian między miastami, że jeśli ktoś nie ma o tym świadomości, to byłby zaskoczony. Płyny dezynfekujące czy inne rzeczy potrafią podróżować z północy na południe i odwrotnie. Dla mnie to jest budujące, bo działamy na jednej linii frontu, mając wspólnego wroga. Potrafimy się zjednoczyć w tej walce.

Wyszliśmy od tego, że na jednej linii frontu współpracują – wydawałoby się – takie skrajności, że ta współpraca mogłaby być niemożliwa. Już widać, że to nieprawda, bo „Kibice Razem” to strzał w środek tarczy. Natomiast postawmy sprawie uczciwie: wiadomo, że kibice też mają swoje interesy i potrzeby, na przykład chcieliby widzieć race na stadionach, bez ciągłych próśb spikera o ich zgaszenie, bez kar. Czy ten program w dłuższej perspektywie może pokazać władzy, że z kibicami da się rozmawiać?

– Program jest prowadzony przez ministerstwo sportu, a race to MSWiA. Zastanawiam się, jak dobrze odpowiedzieć na to pytanie. Ten program pokazuje, że współpraca jest możliwa. Czy kwestia rac jest do rozwiązania, czy pirotechnika może być legalna, to jest kwestia innej drogi. Nie wiem, czy program „Kibice Razem” mógłby być dobrą ścieżką do lobbowania za pirotechniką na stadionach. Natomiast myślę, że program pokazuje, iż współpraca jest możliwa. Od pewnego czasu widzę, że w mediach kibice to już nie tylko ustawki, nielegalne odpalanie pirotechniki, ale też takie akcje jak przy walce z koronawirusem.

– A co jeszcze chciałbyś poprawić w akcji „Kibice Razem”?

– Nie ma rzeczy idealnych i zawsze można pójść krok dalej, zrobić jedną akcję więcej, inną bardziej dopieścić. W tej chwili pracujemy z Darkiem we dwóch i pracy jest ogrom. Program Kibice Razem to nie są nasze jedyne obowiązki i niektóre rzeczy staramy się automatyzować. Ale przez to mamy świadomość, że w niektórych momentach program traci, bo jakby była jedna osoba więcej, to udałoby się więcej zrobić. Zawsze możemy też lepiej promować ten program na zewnątrz przez stronę internetową, która mogłaby być lepiej moderowana. Ale dajemy z siebie wszystko i efekt jest taki, na jaki pozwalają nam nasze zasoby.

Ah, po co ta skromność: efekt jest kozacki. Trzymamy kciuki za dalszy rozwój. Pomagać swojej drużynie przez doping, potem pomagać potrzebującym też z barwami na wierzchu… Świetna perspektywa dla coraz większej liczby fanów.

TEKST: PAWEŁ PACZUL

VIDEO: ADAM ZOSZAK

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...