Reklama

Zabawa na Białorusi trwa. Bywa miło i zaskakująco, ale jaki będzie rachunek?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

14 kwietnia 2020, 19:33 • 8 min czytania 11 komentarzy

Wielu rozpoczęcie sezonu na Białorusi traktowało jako chwilową popisówkę. Jedna, dwie kolejki i tam też wszystko zawieszą – również my nastawialiśmy się na taki scenariusz. Na razie jednak nasi wschodni sąsiedzi twardo obstają przy swoim. Rozegrano już cztery kolejki oraz pierwsze mecze półfinałowe w pucharze i na ten moment nie zanosi się, żeby białoruskie granie w piłkę się zakończyło. A że w Europie nie ma dziś alternatywy dla tej ligi, zainteresowanie nią diametralnie wzrosło, choć niekoniecznie dotyczy to miejscowych kibiców.

Zabawa na Białorusi trwa. Bywa miło i zaskakująco, ale jaki będzie rachunek?

Koronawirus na Białorusi nie jest już tylko wytworem wyobraźni zachodnich imperialistów, stał się faktem. W tym momencie (stan na 14 kwietnia) według oficjalnych danych doszło do 3281 zakażeń (2444 osoby były hospitalizowane) i 33 zgonów. 57 pacjentów jest podłączonych do respiratora. Przyrost zakażeń to już kilkaset przypadków dziennie – dzień wcześniej było ich 2919. Mimo to prezydent Aleksandr Łukaszenka ciągle zdaje się traktować temat z przymrużeniem oka. Były już wypowiedzi o piciu spirytusu i jeżdżeniu traktorem oraz żarty z niedostrzegania wirusa w powietrzu. Teraz Łukaszenka zaczął walczyć z wyrzucaniem pieniędzy przez obywateli na importowane artykuły żywnościowe. – Obserwuję nową psychozę czosnkowo-imbirową. Uspokójcie się, na Boga. Wystarczy czosnku i cebuli każdej rodzinie. A imbir i cytryna to nie nasze jedzenie. Jeżeli wcześniej nie nabyliście odporności i dziś nie znaleźliście imbiru, to nie martwcie się i nie traćcie pieniędzy – apelował (cytat z belsat.eu), ponieważ ceny imbiru wzrosły z ośmiu do nawet pięćdziesięciu rubli. Zaapelował też do ludzi, żeby wstrzymali się z wykupywaniem z aptek leków na zapas.

Białoruś, podobnie jak Szwecja, na razie wciąż nie wprowadza większych obostrzeń do gospodarki. Na szerszą skalę dodatkowe środki ostrożności wprowadzono tylko w Mińsku, Brześciu i Grodnie. Skoro tak, podobnie jest białoruskim w futbolu, który na tle pozostałych sportów został “wyróżniony”. Ekstraklasowi piłkarze grają zgodnie z planem, 17 kwietnia ma wystartować drugi szczebel, ale ligi w innych dyscyplinach odpoczywają (poza hokejową), podobnie jak piłkarze młodzieżowi. Na początku zeszłego tygodnia pojawiały się przecieki, że po trzeciej kolejce wreszcie również Wyszejszaja Liha zostanie wstrzymana. Ostatecznie postanowiono grać dalej, mimo że WHO coraz głośniej zaleca rządowi Łukaszenki odwołanie wszystkich imprez masowych. – Codziennie jesteśmy na łączach z ministerstwem sportu i ministerstwem zdrowia, szybko wymieniamy informacje. Kontrolujemy sytuację. Jeśli będą istniały wystarczające powody i ryzyko zacznie wzrastać, możemy przerwać ligę w każdej chwili – cytuje portal Football.by sekretarza generalnego białoruskiej federacji Siergieja Żardetskiego.

Na razie więc zmiany w swoim życiu w związku z pandemią dostrzegają głównie dzieci i młodzież, którym ostatnio przedłużono ferie zimowe o kolejny tydzień. Na stadionach białoruskiej ekstraklasy jedyne ograniczenia dotyczą osób z gorączką. Wchodzącym kibicom mierzy się temperaturę. Ci z podwyższoną są zawracani do domu, ale jak przyznaje Żardetski, nie prowadzi się statystyk, do ilu takich przypadków doszło. Inna sprawa, że ludzie z termometrami mają coraz mniej roboty, bo kibice widząc, że władze ligi nie zamierzają jej przerywać, sami wzięli sprawy w swoje ręce i w większości przestali narażać zdrowie. Przed trzecią kolejką rozpoczął się bojkot meczów, rozpoczęty przez fanów Niemana Grodno. Przyłączały się kolejne ekipy, ostatecznie protest poparły grupy kibicowskie aż dziewięciu klubów (z szesnastu). Statystyki frekwencyjne nie pozostawiają wątpliwości, że był on skuteczny. Średnia liczba widzów w pierwszej kolejce wynosiła 1309 osób. W drugiej 1120. W trzeciej już zaledwie 327 – niemal czterokrotny spadek w ciągu jednego tygodnia. W miniony weekend liczby trochę się poprawiły – 459, co daje wzrost o 40 procent. Sumując wszystkie cztery kolejki wychodzi jednak średnia 804 osób na mecz, czyli aż o 72 procent mniej niż w analogicznym momencie ubiegłego sezonu.

Bojkot w pełni rozumieją niektórzy piłkarze. Na przykład bramkarz FK Witebsk, Dmitrij Guszczenko powiedział, że kategorycznie sprzeciwia się obecności swoich bliskich na meczach. Kluby między wierszami identyfikują się z tą postawą i zaczęły w oficjalnych materiałach dawać do zrozumienia, że to indywidualny wybór, czy pójść na stadion, zaś drużynę można wspierać na wiele innych sposobów, co zawodnicy też doceniają. Dinamo Brześć sprzedaje wirtualne bilety. Kupujący, również z zagranicy, w zamian może umieścić na krzesełku własne zdjęcie.

Reklama

Piłkarze nadal dość rzadko jednoznacznie krytycznie podchodzą do pomysłu kontynuowania ligi – większość mówi coś w stylu “jesteśmy trochę zaniepokojeni, ale musimy grać” – lecz pojedyncze głosy co jakiś czas się przebijają. – Liga białoruska zaczęła przykuwać większą uwagę. Wiele krajów nabyło prawa do transmitowania jej meczów. W Rosji Match TV puszcza wszystkie spotkania. To pozytyw całego zamieszania, bo to zawsze fajne, gdy rozgrywki, w których uczestniczysz są szeroko komentowane. Niemniej uważam, że zdrowie ludzi jest ważniejsze. Liga powinna zostać zawieszona do czasu poprawy sytuacji. Gramy dla kibiców, a ostatnio prawie ich nie ma. Na naszym niedawnym meczu z Witebskiem było około stu osób – mówił dla Football.by rosyjski bramkarz FK Smolewicze, Aleksandr Filtsow.

Chyba najgłośniej w całej lidze o konieczności przerwy w grze mówi Artem Milewskij z Dinama Brześć. Były reprezentant Ukrainy jest wręcz zdegustowany faktem, że on i koledzy wciąż muszą wybiegać na boisko. – Gramy teraz w Witebsku, a tam sytuacja z koronawirusem jest trudna. Wydawało się, że nam ten mecz przeniosą, ale tego nie zrobili. To przerażające – powiedział 35-letni napastnik podczas transmisji live na Instagramie. W Witebsku szaleje zapalenie płuc, dlatego miejscowy FK ostatnie trzy kolejki rozegrał na wyjazdach, mimo że pierwotnie z FK Smolewicze miał być gospodarzem. Oficjalnie najgorsze już tam minęło, następuje gwałtowny spadek zachorowań, ale nie wszystkich te doniesienia uspokajają.

Zwolennicy zawieszenia rozgrywek przypominają, że liga białoruska ze względu na system wiosna-jesień i odwołane Euro 2020 miałaby dużo czasu, żeby nadrobić zaległości. Według pierwotnych ustaleń Wyszejszaja Liha powinna się zakończyć w połowie listopada, natomiast bez większych problemów można byłoby ją wydłużyć do końca roku.

Skoro jednak granie trwa w najlepsze, zerknijmy, co dzieje się na samych boiskach. Po czterech kolejkach tabela jest wywrócona do góry nogami jeśli chodzi o hierarchię. U nas taki obrazek to normalka, na Białorusi nowość.

Reklama

Dinamo Brześć, które po trzynastu latach zdetronizowało BATE Borysów, zajmuje miejsce tuż za podium. BATE zaczęło od dwóch porażek i dopiero potem się podniosło, a Szachtior Soligorsk – trzecia drużyna sezonu 2019 i zdobywca krajowego pucharu – dołuje jeszcze bardziej. Stawce sensacyjnie przewodzą Torpedo Żodzino i Energetik-BGU Mińsk, który dopiero co drżał o utrzymanie, kończąc rywalizację z czteropunktową przewagą nad strefą spadkową. Zamykający podium FK Słuck również walczył o ligowy byt.

No właśnie, FK Słuck. Jak pisaliśmy, siłą rzeczy zainteresowanie białoruską ekstraklasą teraz wzrosło. Niejeden wyposzczony kibic z braku laku zerknie na tamtejsze murawy. Prawa transmisyjne aktualnie posiadają stacje z dwunastu krajów. Poza Rosją to m.in. Ukraina i Izrael, a od niedawna każdy chętny może też oglądać te mecze na kanale białoruskiej federacji na YouTube. Ze wszystkich klubów to właśnie FK Słuck najbardziej zyskał na popularności, choć w zupełnie przypadkowy, niezamierzony sposób. Mówiąc wprost: anglojęzyczni obserwatorzy robią sobie sympatyczne jaja. Dlaczego? Już się pewnie domyślacie. Międzynarodowa nazwa FK Slutsk od razu kojarzy się ze “slut”, czyli kobietą bardzo lekkich obyczajów. Kontekst ironiczny, ale sam klub może na tym zyskać. W Australii powstał facebookowy profil FK Slutsk Worldwide, który cieszy się sporą popularnością. Tymczasem jeden z amerykańskich fanów nagrywa piosenki o klubie i zbiera dla niego pieniądze. Każde wsparcie się przyda, bo w Słucku są problemy z płynnością finansową.

Kuriozalnych obrazków i scen z białoruskiej piłki mieliśmy więcej. Przykłady? Mecz Energetik-BGU – FK Mińsk został przerwany w pierwszej połowie, gdyż bramkarz gospodarzy miał strój w nieodpowiednim kolorze, na co sędzia zwrócił uwagę już w trakcie gry. W spotkaniu Isłacza Mińsk ze Słuckiem przeznaczony do zmiany zawodnik gości Marat Burajew tak wolno schodził z boiska, że sędzia pokazał mu drugą żółtą kartkę i jego zespół nieoczekiwanie przez ostatnie minuty musiał radzić sobie w dziesiątkę.

Piłkarze Sławiji Mozyr wyjazdowe zwycięstwo nad Dinamem Brześć świętowali ze swoim jedynym kibicem, który pofatygował się na ten mecz.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Tribuna.com Беларусь (@tribunaby)

Można było też obejrzeć takie urocze pudło.

Albo gola bezpośrednio z rzutu rożnego.

Był też polski akcent.

Zawodnicy mogą się pokazać szerszej publiczności i niektórzy pewnie na tym zyskają. Bardzo dobrze w sezon wszedł Jachur Jachszibojew. Reprezentant Uzbekistanu został wypożyczony do Energetika-BGU przez Paxtakor Taszkent i według Krystiana Juźwiaka z TVP Sport już interesuje się nim Raków Częstochowa.

I wszystko fajnie, atmosfera robi się sympatyczna, tylko gdzieś z tyłu głowy ciągle tkwi przeświadczenie, że rachunek dla białoruskiego społeczeństwa za tę zabawę może być bardzo słony. I wtedy nawet pół litra spirytusu na łeb doprawionego czosnkiem z cebulą nie pomoże.

PM

Fot. 400mm.pl

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
5
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

11 komentarzy

Loading...