Reklama

“Mówię żonie: Marysia, masz tu balkon, świeci słońce. To jest teraz nasze życie…”

Samuel Szczygielski

Autor:Samuel Szczygielski

11 kwietnia 2020, 19:00 • 11 min czytania 19 komentarzy

Urodził się w pierwszym roku II Wojny Światowej. Jako 5-letnie dziecko nie rozpoznał własnej mamy po jej powrocie do domu z obozu koncentracyjnego. Palił nałogowo papierosy, również na ławce trenerskiej w trakcie meczów. Dostał pseudonim „narkoman”. Przeżył dużo – w piłce i w życiu. Absolutny fenomen sympatii całego środowiska piłkarskiego w Polsce do Andrzeja Strejlaua to coś, co zauważamy za każdym razem, gdy podczas komentowania spotkania krzyknie „ooo znakomite!” albo „zagraj diagonalnie”. Stał się legendą. My z tą legendą porozmawialiśmy o tym, jak 80-latek patrzy na pandemię koronawirusa i jak żyje, kiedy my od dłuższego czasu nie widzimy go w telewizji.

Panie Andrzeju, ma pan trochę czasu?

Mam, możemy pogadać. Wszystko możemy! Co masz do mnie kochany, powiedz?

Jak zdrowie? Pytam też o to psychiczne.

Wszyscy jesteśmy w takim dziwnym okresie… Bądź co bądź, obserwujemy informacje i słusznie jesteśmy zobligowani do unikania kontaktów, żeby nie być bezpośrednim zagrożeniem ani żebyśmy sami nie znaleźli się w zagrożeniu.

Reklama

Wychodzi pan z domu?

W tej chwili praktycznie nie. Znaczy, tylko wtedy jak muszę zrobić zakupy. Czyli wychodzę po jedzenie albo Przegląd Sportowy. Staram się być obywatelem zdyscyplinowanym. Idę tylko do najbliższych sklepów, tak 50-60 metrów od domu. Przestrzegam tego w naprawdę żelazny sposób. Niech wszyscy inni ludzie też to zrozumieją! Jest trudno, bo od kilku tygodni z żoną nie widzimy się z dziećmi, z wnuczętami, zgodnie z tym co zostało nam w sumie bardzo słusznie narzucone. Nie chcemy być zarażeni sami i my nie możemy być potencjalną jednostką, która zaraża innych. To jest koncepcja słuszna.

Jak już pan musi wyjść, to zakłada pan maseczkę?

Kochany, a myślisz, że ona – moja żona – by mnie z domu inaczej wypuściła? (śmiech) Ja mam zawsze szalik zakrywający buzię, nos, oczy i wychodzę w rękawiczkach, zgodnie z tym co powinienem robić. Bo jednak dotknę w sklepie jakiegoś produktu, który może być zawirusowany i kto wie, czy czasem mnie właśnie ta rękawiczka nie uchroni. A może to ja jestem człowiekiem, który mógłby zarażać?

To spytam o panią Marysię w takim razie. Czy pan ją wypuszcza?

Nie. Nie wychodzi. Tylko ja w tej chwili. Żona ewentualnie to może sobie wyjść – i to w takich godzinach zaordynowanych dla osób starszych, czyli między 10:00 a 12:00 – ale jedynie na spacer. Tutaj na osiedlu mamy teren placu zabaw, ale oczywiście to tylko na spacer dookoła niego i z powrotem. Ale mówię jej w domu: Marysia, masz tu balkon, dość przestronny, w określonych godzinach tu pięknie świeci słońce. To jest teraz nasze życie. Na to nie ma rady…

Reklama

Nieraz jak rozmawialiśmy, wspominaliśmy żart, anegdotkę krążącą o panu. Wsiada pan do taksówki, kierowca pyta „dokąd jedziemy”, na co Andrzej Strejlau odpowiada: „obojętnie, w każdej telewizji mnie potrzebują”. A ostatnio tego nie ma.

Hahaha! No tak… chcą czasem posłuchać, co starszy pan ma do powiedzenia w telewizji.

Właśnie, dużo telewizji pan teraz ogląda? Czyta statystyki zakażeń, zgonów?

Na tyle, ile dostarcza mi telewizja. Myślę, że nie wszystkie wiadomości są wiarygodne, to jest rzecz normalna. Nadinterpretacja ludzi przedstawiających informacje może być bardzo różna. Z ich głowy wychodzi to do mas. Na różnych kanałach ta sama informacja, jeśli nie chodzi o ścisłe liczby, może być rozmaicie różnie podana. Ale tak, śledzę, wiem, co się dzieje i jak to się może dalej potoczyć.

Przejmuje się pan?

Ja podchodzę spokojnie. Kochany, przy tym doświadczeniu, które posiadam spokojne reagowanie na to, co nas otacza jest najwłaściwsze. Ale żona tutaj wszystkiego pilnuje i muszę się podporządkować. Człowiek zawsze jest pod coś podporządkowany. A wręcz pod kogoś!

Panie Andrzeju, pan chyba od lat nie był z żoną tyle czasu w czterech ścianach.

Oj… nie pamiętam, kiedy ostatnio. No nie pamiętam. Może jak byliśmy zagranicą, ale to 30-35 lat temu… Nie ma kiedy siedzieć w domu z Marysią. Jak życie toczyło się normalnie – tu komentuję mecz, tu mamy spotkanie klubu seniorów na Bielanach, tu zaproszą mnie na wywiad. I to wszystko jest zajmujące. Dawno nie byliśmy tak długo razem z żoną. No… teraz może być w małżeństwach i bardzo dobrze, i odwrotnie. Trzeba uważać, do ilu rozwodów dojdzie po awanturach podczas kwarantanny.

U państwa, rozumiem, dobrze?

Pewnie, na razie wszystko w porządku (śmiech). Marysia wszystko mi przekazuje, co z rodziną, dziećmi. Bo wiadomo, mamy kontakt, ale matka to zawsze pierwsza do dzieci, rodzi małe i tak ta więź zostaje. Niestety, święta spędzimy osobno. Moje synowe, moi synowie, wnuczęta… No, nie zobaczymy się przy jednym stole. Taka jest potrzeba czasów. 

Tęskni pan?

Jasne, kochany, ale to trzeba podejść do tego w jeden sposób: nie ma innej możliwości. Oczywiście, można wsiąść w samochód i się z nimi zobaczyć. Ale zza szyby samochodu lub zza płotu. Nie możemy się przytulić, podchodzić do siebie, trzeba zachować odległość. Poza tym spokojnie, minął miesiąc, na razie nie widzę takiej potrzeby. Co innego jak ktoś musi zawieźć bliskiej osobie jedzenie czy leki jak ktoś zachorował. Wtedy położy się je komuś pod furtką, zawiadomi się i odjeżdża.

Minister Szumowski powiedział ostatnio – „my jednak nadal chorujemy na inne schorzenia. COVID nie wyleczył ludzi z innych chorób”.

Przy całym szacunku do pana ministra, to nie jest to odkrywcze. Koncentrujemy się na pandemii koronawirusa, ale temu towarzyszą wszystkie inne choroby. I w zasadzie to rzecz normalna i ludzka. Chorujemy na różne rzeczy. Ale tempo pogłębiania się problemu koronawirusa jest duże, a on tym bardziej może być śmiertelny w połączeniu właśnie z tymi innymi chorobami jakie człowiek w sobie nosi. Niektóre choroby są domeną, jeśli chodzi o pewne zaawansowanie wiekowe. To natura. Świat walczy. Ludzie nauki walczą. Każdy chciałby żyć jak najdłużej. Ostatnio zmarła nasza koleżanka z Eurosportu Ada Chojniarz. Życie jest tak ostre i brutalne… 

Doskonale zna pan mentalność Chińczyków. Oni wychodzą z pandemii, radzą sobie, chociaż to trwało.

69 dni – jeśli media są rzetelne – i w Wuhan życie zaczyna funkcjonować normalnie. Co wcale nie oznacza, że gdzieś nie zapali się nowe ognisko. Stany Zjednoczone zaatakowały Chińczyków, że wiedzieli o tym wcześniej, dlaczego nie zareagowali i tak dalej, a oni odpowiedzieli – skądinąd nie wiem, czy nie słusznie – że jesienią w Chinach były mistrzostwa świata w koszykówkę i nie wiedzą, czy Amerykanie im tego nie przywieźli. Oczywiście to tylko jako obrona, bo do dziś nikt nie wie, kiedy, jak i skąd wziął się koronawirus. 

Ale szukając pozytywów – wydaje się, że Chiny się z tym uporają.

To wynika z ich mentalności. Tam coś jest powiedziane i trzeba wykonać. Nie dyskutuje się. Mam sentyment do nich, po dziesięciu latach mnie zaprosili, co było komplementem dla pracy trenerskiej, którą tam wykonałem. Chcieli mi pokazać, jak zmienił się u nich futbol. Tamci ludzie mają dyscyplinę, nie ma przeciwstawiania się, wątpliwości, czy obostrzenia mają sens.

W Polsce wygląda to różnie.

Wszystko zależy od tego, jaka to skala ludzi, jaki wiek. Młodzież ma to do siebie – myśli, że będzie wiecznie żyła, zawsze będzie silna, młoda, piękna, powabna i że do niej należy świat. Jeśli wychodzą się spotykać, to są to działania nieodpowiedzialne. Nawet jak Polska przejdzie to spokojnie, to widzę co się dzieje w innych krajach. I my się z tego możemy nie wybronić na stałe, bo to zaraz znowu może do nas przyjść od innych. Całe szczęście, że granice są zamknięte.

Myśli pan, że po kwarantannie będzie wśród nas mniej… serdeczności? Nie będziemy czule się witać, nie będziemy podawać sobie dłoni?

Pierwszy okres na pewno będzie taki, że jednak zauważalna będzie psychoza. Ale w miarę upływu czasu… O właśnie, skądś mamy to powiedzenie, że najlepszym lekarzem jest czas. Żeby się tylko lekarze nie obrazili, bo okazujemy im wdzięczność. Naukowcy, lekarze, ratownicy, pielęgniarki – to są ludzie, bez których trudno teraz sobie wyobrazić rzeczywistość. Natomiast z pewnością z biegiem czasu będziemy przechodzili do normalnego postępowania, ale to pana pytanie… no, jest zasadne. Jakieś obiekcje mogą być i po każdym będziemy widzieć to bardziej lub mniej. Mamy inną psychikę, każdy inaczej to odczuwa, będą działały odruchy bezwarunkowe.

Niestety, na razie siedzimy w domu. Co pan w nim robi?

Jest troszeczkę pracy w domu. Żona przygotowuje wszystko w kuchni na święta, wiadomo, że kobiety ciągnie do tych tradycyjnych potraw. A ja pomagam w innych sprawach. Posprzątam, odkurzę, wszystko pod kierownictwem żony, bo to Marysia rządzi w domu. Robię wszystko w salonie, muszę mieć przestrzeń, żeby mając podzielność uwagi zajmować się czymś, co muszę, a jednocześnie kątem oka patrzeć, co się dzieje w telewizji, czyli na świecie. No i dużo czytam ostatnio. Działam w gminie Bielany, jestem takim rzecznikiem koła seniorów i dostałem piękną książkę Andrzeja Seweryna „Ja prowadzę”. Znakomicie napisana. Proszę zamawiać, doskonała rzecz. Można poznać drogi tego artysty, zawodowe, ale też historię oporu, on działał konspiracyjnie. Oglądam jeszcze programy popularno-naukowe, Planete+, różne inne jeżeli chodzi o świat nauki, przeglądam własne notatki sprzed lat. Mam dużo czasu, taką mam potrzebę, a ja już ogłosiłem, że na Twitterze nie będę godzinami siedział. Raz – nie mam ochoty, dwa – nie widzę takiej potrzeby. Dzielę się swoimi wyobrażeniami, już ponad trzy lata. Ale ja tam nie odpisuję, nie atakuję ludzi, nie dyskutuję. Z tobą też bym tam nie dyskutował, bo ja nawet nie wiem, że ktoś coś do mnie pisze. Ja dopiero włączając komputer i pisząc nowego tweeta dowiaduję się, jak został odebrany ten poprzedni. Czy miał 125 czy tysiąc tych serduszek…

Poza tym nie ma o czym pisać. Sport dziś nie istnieje.

A na dziś ta przerwa powinna być o te kilka dni dłuższa. Dlatego zawiodłem się… UEFA nie popisała się dopuszczeniem do meczów Ligi Mistrzem 10 i 11 marca.

Decyzja dosyć absurdalna…

… No nie, kochany! To jest i absurd i dramat! Za to się powinno być naprawdę odsuniętym od tego typu działań. Tak jak i Parlament Europejski powołał bądź co bądź Fundusz Solidarności, tak UEFA stara się teraz pomagać, bo wreszcie tam zrozumieli, że tylko zarabiać to nie mogą. Doprowadzenie do meczu Liverpoolu z Atletico czy Valencii z Atalantą Bergamo, to była rzecz skandaliczna. Stąd bardzo im będą wdzięczni ludzie w Anglii, Hiszpanii i we Włoszech. Po trzech dniach zaczęli zawieszać wszelkie rozgrywki. Za późno zrozumieli, że źle robią. W UEFA przyjmują taką narrację, że tylko oni, tylko ci ludzie mają rację, co umówmy się – prawdą nie jest. To był 10-11 marca, czyli teraz mamy równe 30 dni od tej pory. Na meczach dziesiątki tysięcy ludzi mogły się zarażać i pewnie się zarażały za jednym zamachem. A teraz wszyscy walczymy w sporcie o co? O to, żeby odzyskać pieniądze, żeby można było normalnie zacząć funkcjonować.

Uważam, że u nas rząd dobrze działa, aczkolwiek mi brakuje w pewnym momencie spójności. Sport to też zawód. Zawodnik czy zawodniczka przygotowująca się do Igrzysk Olimpijskich ma odroczoną pracę o 12 miesięcy. Natomiast skoro powstała Tarcza, jak pomóc przedsiębiorstwom małym i dużym, to klub sportowy także jest przedsiębiorstwem. Jeżeli pomagamy – i słusznie – żeby ludzie nie tracili pracy, to zawodnik jest również pracownikiem. A jednocześnie się przygotowuje. I tu w ogóle brak mi działań w tym kierunku, które byłyby zasadne. Przecież sportowiec powinien być traktowany jak każdy pracownik w każdej firmie, którą państwo chce słusznie wspomóc na miarę swoich możliwości i swojego kapitału.

Jest to ciekawe, kochany, bo są centralne ośrodki sportu. Takie, które można stworzyć w hotelach, w rozłące z rodziną, można wykorzystać zawsze. Jest Zakopane, Spała, mamy chyba takich przystosowanych miejsc osiem. Uważam, że to spore niedopatrzenie i trudno się z tym niektórym ludziom sportu godzić, aczkolwiek sport nie jest tak ważny jak gospodarka i zdrowie ludzi – bo to są  rzeczy, które się wzajemnie od siebie uzależniają. Dobra gospodarka, jej wysoki poziom – zarabiają polskie firmy, zarabia państwo – w takiej sytuacji jest wysoka szansa, że środki będą wpływały również na podtrzymywanie zdrowia obywateli. 

Podoba mi się decyzja, że prezesi związków i zarządy pozostaną na następny rok. To bardzo mądre, nie zostaną zaburzone w tej sytuacji struktury, zwłaszcza w sportach olimpijskich. Jest czas na kontynuowanie planu wdrażanego przez ostatnie lata. Zbyszek Boniek z zarządem PZPN zdecydowali się na trafną, bardzo szybką pomoc finansową, a wcale to nie znaczy, że następnych rozgrywek nie zacznie nie 18 czy 16, a 10 drużyn, bo tylko tyle da radę finansowo się utrzymać. Reszta może nie wytrzymać kryzysu.

Finanse klubów i obcinanie pensji piłkarzom to ostatnio główny temat.

Nie wolno nikomu wchodzić w kontrakt. FIFA i UEFA to udowadniają. Jaka jest umowa między X a Y, to jest tylko i wyłącznie sprawa X i Y, no przepraszam! Na jakiej podstawie ktokolwiek ośmiela się powiedzieć, że zabierze mi 50%? Bo tak mu się wydaje? A jakie ma ku temu uprawnienia? Papier to święto, po to się te kontrakty podpisuje. Podaliśmy sobie rękę i koniec. Nie wolno. Dlatego UEFA powiedziała – dogadujcie się sami. Można wydłużyć kontrakty na lipiec. Ale według „Przeglądu Sportowego” 138 zawodników w Ekstraklasie ma umowy do lata. I to będzie ich dobra wola, czy zostaną miesiąc czy dwa dłużej. Oczywiście oni też nie zagrają w nowym klubie, dopóki się to wszystko nie wyrówna i sezon się nie zakończy. Trzeba z nimi rozmawiać, ale nie można stawiać ludzi przed faktem dokonanym. „Bo ja jestem prezesem”… to tak nie funkcjonuje.

UEFA umywa ręce od sprawy.

Ale to jest znowu logiczne, kochany, popatrz co się dzieje na zachodzie. Inaczej wygląda umowa Leo Messiego, a inaczej zawodnika szeregowego. No nie wolno pewnych rzeczy robić. Widzi pan co się dzieje na przykład w Liverpoolu. Ludzie wstawili się za tym, żeby 200 pracowników nie zostało zwolnionych, a nadal w klubie egzystowało. To do tego potrzeba presji kibiców? Inteligencja jest nabyta lub wrodzona. Głowa jest naprawdę nie od noszenia kapelusza, tylko od myślenia.

Panie Andrzeju…

A jeszcze, czekaj! Kochany, polecę ci doskonałą rzecz. Książka „Niechciani generałowie”. Autor – Szymon Nowak. O Maczku, Borze-Komorowskim i innych. Postacie, które odegrały ważną rolę podczas II wojny światowej, choć już sam tytuł wskazuje, jak zostali potraktowani. Mogą być kłopoty z dostaniem, ale to w razie czego wszystko da się znaleźć w internecie. 

Zamówię, dziękuję ślicznie. Zdrówka i spokoju! 

Ja też życzę… wszystkim chorym powrotu do zdrowia, a zdrowym, żeby ich nikt nie mógł zarazić koronawirusem. Wszystkiego dobrego, cześć.

rozmawiał Samuel Szczygielski

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

19 komentarzy

Loading...