Reklama

Cele Jagi na najbliższy czas? Obciąć pensje i odzyskać tożsamość…

redakcja

Autor:redakcja

30 marca 2020, 19:21 • 8 min czytania 0 komentarzy

– W tej szatni jest za dużo obcokrajowców – powiedział w rozmowie z nami Ivan Runje. Ireneusz Mamrot w długim wywiadzie punktował rzeczy, które w Białymstoku wymagają poprawy. Obecnie trwa medialna przepychanka w kwestii obcinki płac – i co gorsza, nie chodzi wcale o wysokość obniżek, ale o styl, w jakim zostały zaproponowane. Wizerunek sympatycznej Jagiellonii, gdzie beztrosko przygrywa Zenek, a Duch Puszczy na trybunach umila odbiór widowiska piłkarskiego, zaczyna się chwiać.

Cele Jagi na najbliższy czas? Obciąć pensje i odzyskać tożsamość…

Zacznijmy może od nietypowego komplementu. Jagiellonia Białystok przez lata dorobiła się czegoś, co w polskich klubach wcale nie jest oczywiste – tożsamości. Sumiennie wypracowała a następnie ugruntowała pozycję firmy regularnie kupującej tanio i sprzedającej drogo, ale też całkiem przyjemnego miejsca pracy. Po pierwsze: stabilne krzesełko pod trenerem – Ireneusz Mamrot był dopiero piątym szkoleniowcem pracującym w Jadze od 2008 roku, wcześniej to stanowisko dwukrotnie obejmował Michał Probierz, pracowali tu również Piotr Stokowiec, Tomasz Hajto i Czesław Michniewicz. Po drugi: regularne wpuszczanie na scenę młodych zawodników – od Bartłomieja Drągowskiego przez Karola Świderskiego aż po Patryka Klimalę. No i wreszcie być może kluczowy czynnik: szatnia była pełna ludzi, którzy są tu na dłużej niż tylko jedna runda.

Ten balans jest naprawdę trudno odnaleźć. Z jednej strony zasady świata futbolu są nieubłagane – musisz sprzedawać, jeśli chcesz przeżyć. Młodzi zawodnicy muszą wędrować wyżej i wyżej, by cały czas się rozwijać. Zagraniczni przyjeżdżają i traktują klub jako trampolinę do lepszego świata. Nie da się z tym walczyć, nie tylko w Jadze, ale też w Lechu, Viktorii Pilzno, Ajaksie Amsterdam czy AS Monaco. Tak został umeblowany światowy futbol, tak już pewnie pozostanie, nawet po przepędzeniu tego gównianego wirusa.

Gdy zaakceptujemy już ten niewygodny fakt, że transferów nie da się uniknąć, a co więcej – poprawnie wykonane wymiany zawodników to główny składnik długofalowego sukcesu, możemy przejść do bardziej szczegółowego omówienia. Po pierwsze: trzeba wiedzieć, kiedy kupić. Tutaj Jaga przez lata funkcjonowała bez zarzutu, zgarniając do siebie zawodników albo na początku swojej drogi do wielkich sukcesów, albo wyróżniających się w ligach słabszych od naszej. Braliśmy pod lupę te wzmocnienia CHOĆBY TUTAJ. To jest właściwie armia udanych transferów: od Grosickiego, przez Sandomierskiego, Pazdana, Quintanę, Gajosa, Góralskiego, Cernycha czy Świderskiego, aż po tych sprzedanych w ostatnich kilkunastu miesiącach Klimalę, Frankowskiego i Novikovasa.

Jagiellonia wiedziała kogo kupować, wiedziała gdzie kupować. Ale – co być może ważniejsze – Jaga wiedziała kiedy sprzedawać.

Reklama

Najpopularniejszy błąd, nie tylko polskich klubów? Zbyt wczesna wyprzedaż klejnotów rodowych. Niestety, doświadczamy tego na całym świecie – piłkarz kopie prosto piłkę trzy razy i już go nie ma w klubie, który wprowadził go na tę wielką scenę. Od razu do głowy przychodzi Krystian Bielik, który nie zdołał dać trofeów ani Lechowi Poznań, ani Legii Warszawa, od razu wywędrował do lepszego świata. Ale takich piłkarzy jest przecież o wiele więcej, by wspomnieć choćby o Piaście Gliwice, który jeszcze nie odłożył kieliszków po mistrzowskim szampanie, a już jego zawodnicy uciekali na wszystkie strony świata.

Jaga tymczasem wiedziała kiedy powiedzieć: nie, jeszcze nie teraz. Nie chodzi nawet wyłącznie o nabieranie wartości, dzięki czemu Karola Świderskiego udało się sprzedać za kwotę 2 milionów euro, a Klimalę za jej dwukrotność. Chodzi o to, za co chwaliliśmy Jagę na początku. O tożsamość.

Rafał Grzyb zagrał ponad 200 meczów, obecnie jest w sztabie, to inny przypadek. Ale już Frankowski? Świderski? Kupisz? Romańczuk, który grał tu tak długo, że aż został Polakiem? To są wszystko goście zbliżający się, albo przekraczający setkę występów, co zwłaszcza w przypadku dość młodych zawodników szykowanych do rekordowych transferów nie jest standardem. Efekt był taki, że szatnia Jagi się zmieniała ewolucyjnie, ale nie rewolucyjnie.

Świat galopował, mecze mijały, a pewne elementy były stałe jak błękitna polówka Quebonafide. Spoglądamy na te ostatnie 5 sezonów. Marek Wasiluk, nie tylko solidny obrońca, ale też dobry duch każdej szatni, w której przebywał. W Jadze długie 4 lata. Bartłomiej Drągowski i Jacek Góralski, mimo wielu ofert obaj zagrali dwa pełne sezony. Cernych dwa i pół sezonu, Przemysław Frankowski i Karol Świderski – obaj praktycznie pełne pięć sezonów. Nawet Novikovasa udało się utrzymać przez 2,5 roku, a przecież tę wymieniankę można ciągnąć długo.

Jaga była zapracowana w każdym okienku, ale trzon składu nie ulegał zmianie, podobnie jak stosunek młodych talentów do starych wyjadaczy, stosunek polskich piłkarzy do obcokrajowców ze wszystkich stron świata. Nie może dziwić, że w obecnej sytuacji jako pierwsi o zmianach mówią ci, którzy te dobre czasy doskonale pamiętają.

Reklama

Bardzo brakuje nam charakteru. Jest wielu nowych piłkarzy i moim zdaniem jest za dużo obcokrajowców. Za dużo narodowości. Jesteśmy razem, ale na boisku nie wyglądamy jak jeden zespół. Na papierze jest 11 piłkarzy, ale gdy gramy razem, to wygląda bardzo źle – to Ivan Runje na Weszło, gość który pierwszy mecz w Jagiellonii rozegrał z Góralskim, Grzybem i Frankowskim na boisku. On pamięta doskonale jak zmieniały się proporcje, musi też pamiętać doskonale, jak zmieniał się klimat. Wtóruje mu zresztą drugi ze stranierich, którzy z czasem wrośli na dobre w białostocki krajobraz, czyli Taras Romańczuk. – Jeżeli popatrzeć na ten zespół, do którego przychodził trener Mamrot i ten zespół, z którego odchodził, to z tamtej ekipy zostali tylko Runje, Guilherme, Pospisil i ja. Duża rotacja. Przez dwa lata zostało zaledwie czterech zawodników, którzy byli tu od początku. Można nas zmieścić na palcach jednej ręki. To bardzo mało.

Romańczuk wskazywał na to w styczniowym wywiadzie, na długo przed tym, gdy Jaga stała się zespołem typowanym do walki w dolnej ósemce. Już wtedy sygnały były bardzo, bardzo wyraźne – pewne procesy przyspieszyły zbyt mocno, pewne zmiany wykonano zbyt szybko. W tej samej rozmowie pomiędzy zgrupowaniami, Taras wskazywał: gdy przychodziłem do Jagi, proporcja obcokrajowców do Polaków była odwrotna niż teraz.

Ireneusz Mamrot w ROZLICZENIOWYM WYWIADZIE też wskazywał, że to jest problem.

Wiem, gdzie zostały popełnione błędy w Jagiellonii w tej rundzie, ale największe były popełnione w selekcji zawodników latem. Za mało Polaków, za dużo obcokrajowców. Jeszcze jeśli z jednej nacji jest za dużo graczy… Nie mówię tego złośliwie, ale na pewno nie pomaga, by ta drużyna miała swojego wspólnego ducha, swój szkielet, wspólny głos. Nawet jak masz dobrych zawodników, a tego brakuje, to widać.

Każdy polski zawodnik marzył o Ekstraklasie. Żaden obcokrajowiec nigdy o niej nie marzył. To wychodzi w krytycznych, stykowych momentach.

Czym jest mistrzostwo Polski dla Polaka, czym dla obcokrajowca? To później wiele determinuje. Obcokrajowiec, oczywiście, też się będzie cieszył, ale dla Polaka to często spełnienie marzenia. Dla obcokrajowca celem głównym w lidze jest wypromowanie się do lepszej albo zarobienie pieniędzy. Polak też chce zarabiać, też chce bardzo wygrać, ale chyba rozumiemy o co chodzi.

I tu dochodzimy do dzisiejszej sytuacji. Na kryzys sportowy Jagiellonii, na wymianę trenera, która w Białymstoku jest dość wyjątkowym momentem, nakłada się obecny kryzys i cięcia finansowe. Jesteśmy w stanie sobie wyobrazić reakcję na te zdarzenia piłkarzy Jagiellonii Drągowskiego, Góralskiego czy Grzyba. Ale jesteśmy w stanie zrozumieć również obecne wątpliwości Camary, Prikryla czy Puljicia, bo przecież żaden z nich nie przyjechał do Białegostoku po to, by podziwiać widoki, walczyć o Ligę Mistrzów czy obcować z żubrami. Oni przyjechali tu grać w piłkę i zarabiać pieniądze, a akurat tak się złożyło, że piłka się skończyła.

Dzisiaj w “Prześwietleniu” Łukasza Olkowicza w Przeglądzie Sportowym Taras Romańczuk podtrzymał to, o czym mówi się od paru dni. W Jagiellonii piłkarze nie są źli jedynie o propozycję obniżki zarobków, ale też sposób, w jaki ją zakomunikowano. Nikt nie rozmawiał z radą drużyny, nie było mowy o spotkaniach z poszczególnymi zawodnikami – zamiast tego odgórne zarządzenie i przekazanie decyzji kapitanowi do dalszego rozkolportowania wśród zespołu. Mamy jednak świadomość, że chodzi też zwyczajnie o wzajemne zaufanie. Romańczuk między słowami sugeruje, że chciałby poznać straty klubu, a wtedy na pewno rozmowa wyglądałaby inaczej. Sugestia jest aż nazbyt jasna – dopiero co klub zarobił potężne pieniądze na Klimali, a już musi ucinać pensje?

W tym sporze wolimy nie stawać po żadnej ze stron, bo rozumiemy i władze Jagiellonii, i zawodników z Białegostoku. Jednak obecna wymiana ciosów w mediach to nie jest odosobniony spór, ale kolejny z długiej listy problemów w tym klubie. Ktoś powie: pewnie łatwiej byłoby rozmawiać z Polakami, którzy doskonale wiedzą, co się dzieje na ulicach w naszym państwie. Pewnie łatwiej byłoby rozmawiać z ludźmi, którzy są w klubie od lat, są zżyci z Jagiellonią i samym miastem. To zresztą przebija się z wypowiedzi Romańczuka. Ale jest i druga strona medalu. Czy nie łatwiej byłoby piłkarzom, gdyby ich słaba gra nie doprowadziła do zwolnienia Ireneusza Mamrota? Gdyby pozycja w tabeli była odrobinę lepsza, gdyby ich gra porwała ludzi na tyle, by stadion odwiedzało więcej niż 7 tysięcy osób (6800 na meczu z Lechem!)?

Tak jak w życiu – bogatemu i byk się ocieli, biednemu zawsze wiatr w oczy. Gdy Jaga była na fali, wszystko się udawało – transfery do klubu z miejsca stawały się wzmocnieniami, transfery z klubu biły rekordy cenowe, frekwencja była zadowalająca, atmosfera kozacka, trenerzy mieli pełne zaufanie i komfort pracy, obcokrajowcy zżywali się z Białymstokiem na tyle, że debiutowali nawet w reprezentacji Polski, a krajowi piłkarze kupowali płyty wyłącznie Zenona Martyniuka. Gdy jednak zaczęło się sypać, to po całości – od wyników sportowych, przez wtopy na rynku transferowym, zwolnienie trenera, aż po obecną awanturę o kasę.

Cel Jagiellonii na najbliższe kryzysowe tygodnie? Na pewno ścięcie pensji, to czeka każdy klub w Polsce, nie ma co się oszukiwać. Ale i odbudowanie tego wzajemnego zaufania drużyny i władz klubu, odbudowa relacji prezesa z zespołem, nawet drużyny z kibicami.

Odbudowa białostockiej tożsamości. Z nią będzie o wiele łatwiej przejść przez pandemię.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...