Reklama

Niewdzięczni pikarze Jagi nie chcą iść na ugodę? Nie do końca…

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

28 marca 2020, 17:21 • 4 min czytania 20 komentarzy

Wczorajsza uchwała Rady Nadzorczej Ekstraklasy umożliwiająca ścięcie zarobków piłkarzy została przyjęta z dość powszechnym zrozumieniem. I słusznie, bo – choć wciąż nie wiemy, czy to realna furtka prawna, czy tylko pomocna „rekomendacja góry” – może uratować ona któryś z nie najlepiej zarządzanych klubów.

Niewdzięczni pikarze Jagi nie chcą iść na ugodę? Nie do końca…

W idealnym świecie widzimy to tak: dzięki tej uchwale kluby MOGĄ, ale nie MUSZĄ obniżać kontrakty zawodników. Jeśli jakiegoś klubu nie pogrąża brak zysków z dnia meczowego, sponsorzy się nie wycofali, generalnie budżet znacząco nie ucierpi, a z czasem wpłynie jeszcze choćby zapomoga od PZPN-u – z jakiego powodu piłkarze mieliby zarabiać mniej? Zwłaszcza, że są na miejscu, trenują, wykonują analizy, są w stanie ciągłej gotowości.

To oczywiste, że zawodnicy powinni godzić się na obniżki w sytuacji, gdy kondycja klubów może wydatnie ucierpieć lub w gorszym wypadku – kluby mogą stanąć na skraju przepaści. Nie twierdzimy, że taka sytuacja jest w Jagiellonii, której piłkarze w pierwszym momencie nie zgodzili się na obniżkę pensji. Oczywiście nie zostało to dobrze przyjęte, wylało się na nich sporo internetowej krytyki. 

W pierwszej chwili sami zareagowaliśmy podobnie, zdążyliśmy nawet zauważyć, że “Jaga” sama ukręciła na siebie ten bat, zatracając się w ściąganiu obcokrajowców. Uważamy jednak, że trzeba na sprawę spojrzeć nieco szerzej.

Opowiedzmy może, jak było. Jeszcze zanim przeczytaliśmy oficjalny komunikat Ekstraklasy, piłkarze Jagiellonii otrzymali informację od Agnieszki Syczewskiej o tym, że ich kontrakty ścinane są o połowę (pamiętając o kwocie minimalnej na poziomie 10 tysięcy), a na podpisanie z góry narzuconych ugód można stawić się w poniedziałek. Rządzący klubem wyraźnie zaznaczyli zawodnikom, że ci, którzy nie zgodzą się na narzuconą obniżkę… nie dostaną absolutnie nic, bo nie będzie im z czego zapłacić. Łaskawie dodano za to, że zawsze można ubiegać się o rozwiązanie kontraktu – w myśl nowych zapisów z pakietu pomocowego PZPN-u w terminie czterech miesięcy od pierwszej zaległości, a nie dwóch.

Reklama

I to sytuacja, w której piłkarzom dziwimy się znacznie mniej. Pójdźmy dalej – to sytuacja, w której piłkarzy wręcz rozumiemy. Nie zostali potraktowani jako partnerzy do rozmów, nikt z nimi nie usiadł, nie przedstawił sytuacji. Odgórny komunikat – albo pensja o połowę mniejsza, albo nic. Podpisuj. W poniedziałek. 

Naszym zdaniem schemat postępowania powinien wyglądać następująco:

a) klub robi wstępne wyliczenia, ile będzie kosztowała “przygoda” z wirusem,

b) klub gra z piłkarzami w otwarte karty, pokazując w jaki sposób ucierpi budżet, 

c) piłkarze – mając pełny ogląd sytuacji – siadają z władzami do rozmów o rozsądnej i satysfakcjonującej obie strony ugodzie. Maksymalnie pięćdziesięcioprocentowej. 

Gracze Jagiellonii doskonale zdają sobie sprawę choćby z faktu, że chwilę temu został sprzedany za grube pieniądze Patryk Klimala, czego nikt w Białymstoku nie mógł wcześniej zakładać. Wystrzelił z formą dopiero jesienią, jego sprzedaż można traktować w kategorii niespodziewanego zastrzyku gotówki. Co więcej, Jagiellonia nie należy do klubów, które przepłacają piłkarzy – w raporcie Deloitte za 2018 czytamy, że pensje zawodników pochłaniają tylko 58% całego budżetu. Wiadomo, czas płynie, obecnie cyferki wyglądają nieco inaczej, ale to jasny sygnał – jeszcze chwilę temu tylko trzy kluby przeznaczały na pensje zawodników mniej (procentowo). Oznacza to, że największy problem z kontraktami mają inni, niekoniecznie Jagiellonia.

Reklama

Chcemy, by uchwała Rady Nadzorczej Ekstraklasy (do której należy także Cezary Kulesza) była ratunkiem dla klubów zagrożonych sporymi tarapatami. Nie chcemy jednak, by każdy klub – nawet ten niezagrożony – wykorzystywał sytuację i ścinał pensje Bogu ducha winnych piłkarzy, skoro ma otworzoną taką furtkę. Chodzi o uczciwość i obustronne zaufanie. Piłkarze Jagiellonii mają co do tych dwóch wartości pewne wątpliwości (zwłaszcza, że wiedzą, że nie wszyscy zawodnicy byli traktowani w przeszłości w uczciwy sposób), dlatego zaprotestowali, gdy władze chciały narzucić im z góry maksymalny wymiar „kary”. Czy słusznie? Nie wiadomo. Rozmowy trwają i obie strony wciąż mogą spotkać się gdzieś w połowie drogi. 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...