W ostatnich dniach Włochy pochłania nie tylko walka z koronawirusem, ale też z Claudio Lotito i Aurelio de Laurentiisem. Właściciele Lazio oraz Napoli twardo obstają za tym, żeby ich drużyny wróciły do treningów. Nie przeszkadza im w tym nawet dekret premiera Giuseppe Conte, który zamknął na trzy spusty wszystko, co się da. Pracować mają tylko ci, którzy naprawdę muszą – fabryki produkujące sprzęt medyczny czy sklepy. Reszta? Ma bezwzględnie pozostać w domach.
Nic dziwnego, że w takiej sytuacji Lotito i de Laurentiis znaleźli się pod ostrzałem z dosłownie każdej strony. Biją w nich media, biją w nich też koledzy po fachu z innych klubów, apelując o zdrowy rozsądek. Niedawno pisaliśmy, że powrót do treningów rozważa kilka zespołów Serie A. W ostatnim czasie sytuacja uległa jednak zmianie. Jeszcze przed weekendem szefowie 17 włoskich drużyn dogadali się, że treningi zostaną wznowione 4 kwietnia. Warto dodać, że było to porozumienie wstępne – gdyby sytuacja w kraju wymagała dalszego siedzenia na czterech literach, termin mógłby zostać opóźniony. Skąd wzięła się w ogóle ta data? Z pierwszego dekretu rządu, który wygasa dzień wcześniej.
Ale Lazio i Napoli nie chcą czekać. Obydwa kluby wymyśliły więc, że powrót na boisko odłożą, ale maksymalnie do przyszłego tygodnia. Początkowo Biancocelesti mieli stawić się na zajęciach już w poniedziałek, jednak problemem okazały się siły wyższe. Centrum treningowe Lazio ma pozostać zamknięte do 25 marca, dlatego datę pierwszych zajęć po przerwie przełożono na 26 dzień miesiąca. Pod Wezuwiuszem powrót do zajęć 25 marca ogłoszono już nawet oficjalnie.
– Skąd takie podejście? Pewnie widzą w tym szansę na zbudowanie przewagi przed wznowieniem rozgrywek – twierdzi Urbano Cairo, prezydent Torino. – Już podczas spotkania ligi 10 marca byli tacy, którzy mówili o wznawianiu treningów i kontynuowaniu gry. Te przemowy brzmią dziś jakby wygłaszał je ktoś z innej planety. To głupie, żebym w ogóle kłócił się z takim pomysłem, patrząc na to co się dzieje. Mówienie „w moim regionie nie ma problemu” nie jest wymówką, bo sytuacja zmienia się co chwilę – dodaje szef Granaty.
Jeszcze ostrzej ten pomysł krytykuje szef związku piłkarzy we Włoszech, Damiano Tomassi. – Nie wiem co mają w głowie ludzie, którzy szukają przewagi w tym, że zaczną trenować przed wszystkimi. Trenowanie teraz, przed wznowieniem rozgrywek, nie ma sensu. Poza tym jest to po prostu niebezpiecznie – czytamy na stronie wspomnianego związku. – Ci, którzy myślą teraz o grze i treningach, są jak muzycy na Titanicu, którzy nie przestawali grać nawet wtedy, kiedy statek tonął – dodaje Tomassi już na łamach „Il Messagero”.
Lotito został zmieszany z błotem niemal przez wszystkich. „Tuttosport” zadedykował mu nawet okładkę z krótkim przesłaniem: nie rób sobie jaj. Dzisiejsza „La Gazzetta dello Sport” wyprodukowała natomiast spory tekst o tym, że szefowie Lazio i Napoli są osamotnieni w swoich decyzjach. Już wcześniej podejście Lotito otwarcie krytykował Andrea Agnelli, prezydent konkurującego z Lazio o tytuł Juventusu. W słowach nie przebierał również Massimo Cellino, czyli sternik Brescii. – Jeśli Lotito chce mistrzostwa, dajcie mu je. Jest przekonany, że jego drużyna jest niepokonana, więc niech w to dalej wierzy. Mam futbol gdzieś, jak nigdy wcześniej. Bądźmy realistami, to jest plaga. Nie możemy myśleć o tym, czy wznowimy rozgrywki, ale czy w ogóle przetrwamy. Życie jest najważniejsze. Ludzie, którzy nie rozumieją, że nie możemy wrócić na boisko, są gorsi niż wirus – grzmiał biznesmen w rozmowie z „Corriere dello Sport”.
Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że Claudio Lotito pada ofiarą swojego wizerunku skąpca, który jest częstym powodem do szyderki w Italii. Nie zamierzamy bronić pomysłu o powrocie do treningów, ale ta szalona idea wcale nie jest tak okrutna, kiedy przyjrzymy się jej z bliska. Prezydent Lazio wcale nie ignoruje dziesiątek stron nekrologów w gazetach i nie wysyła swoich piłkarzy na ścięcie. Owszem, powrót do treningów, gdy wokół umierają setki osób, jest wymysłem rodem z kosmosu, jednak Lotito sięgnął po niego dopiero wtedy, kiedy uzyskał zgodę klubowego lekarza. Ten rzecz jasna najpierw upewnił się, że jeśli faktycznie Biancocelesti będą musieli wrócić do ośrodka treningowego, ryzyko zarażenia się zostanie zredukowane do minimum.
Według zamysłu prezydenta klubu, treningi nie byłyby typowymi zajęciami piłkarskimi. Zawodnicy spotykaliby się w grupach, które liczyłyby maksymalnie dwie lub trzy osoby. Ponadto wszystkie grupy trenowałyby o różnych porach dnia i – co najważniejsze – osobno. „La Gazzetta dello Sport” słusznie zauważa, że jest to możliwe. W Formello, czyli centrum treningowym Lazio, jest sześć boisk. Każda grupa mogłaby też liczyć na oddzielną szatnię. Jak czytamy w „LGdS”, w obliczu zawieszenia treningów zespołów młodzieżowych, także ten pomysł jest możliwy do zrealizowania bez większych problemów.
Podobnie miałyby wyglądać treningi ekipy Gennaro Gattuso. Na południu kraju sytuacja jest najlepsza – o ile w ogóle można się w ten sposób wyrazić. Problem leży jednak w tym, że wspomniany we wstępie dekret premiera Conte, praktycznie wyklucza jakąkolwiek aktywność fizyczną. O konkretach pisał na Twitterze dziennikarz Tomasz Łysiak:
- Wstrzymanie produkcji i fabryk nie będących niezbędnymi dla dalszego funkcjonowania
- Utrzymanie produkcji, transportu i dostaw leków
- Otwarte jedynie banki, urzędy pocztowe, sklepy, markety i apteki
Oraz, to co nas interesuje najbardziej:
- Zakaz uprawiania sportów i aktywności ruchowej poza bliską okolicą własnego domu
W obliczu tych przepisów, „Gazzetta” mówi wprost – pomysły Lotito oraz de Laurentiisa nie będą mogły wejść w życie. Kluby piłkarskie nie będą bowiem zwolnione z przestrzegania dekretu. Zresztą szef Lazio rzekomo wycofał się już ze swoich planów. W social mediach krąży wypowiedź cytowanego wcześniej Cairo, który miał wczoraj wieczorem zdradzić, że jedyną osobą, która chce wyłamać się ze wspólnego terminu powrotu do zajęć, pozostaje prezydent Napoli. Lotito – po przemyśleniu sprawy – miał dołączyć do opcji zdroworozsądkowej.
Wydaje się więc, że „poddanie się” Neapolu to tylko kwestia czasu. Zwłaszcza że perspektywy dla włoskiego futbolu są naprawdę nieciekawe. Według lekarza Fabiano di Marco, do rozwoju pandemii w Lombardii znacznie przyczynił się mecz Atalanty z Valencią w Lidze Mistrzów, który obejrzało z trybun ponad 44000 widzów. Opinia eksperta wydaje się trafna, bo sprawą tego, że wspomniany mecz odbył się przy otwartym trybunach, zajęła się już prokuratura.
Pozytywnych wieści nie dostarcza również „La Repubblica”. Epidemiolog Pierluigi Lopalco wyznał na jej łamach, że kibice na włoskie stadiony wejdą dopiero… jesienią. – Muszę być uczciwy, choć nie chcę nikogo straszyć. Prawdopodobnie wpuszczanie tłumów na mecze nie będzie możliwe przed październikiem. Według moich przewidywań, restrykcje dotyczące imprez masowych zostają przedłużone przynajmniej na okres letni. Powrót do normalności będzie powolny i stopniowy – tłumaczył włoskiej gazecie wspomniany ekspert.
Co oznacz to dla klubów? Dalsze pogrążanie się w kryzysie. W obliczu tak dużych strat, rząd prawdopodobnie zdecyduje się pomóc biznesowi, który dotychczas generował olbrzymie zyski. O tym, jakie pieniądze mogą stracić kluby, pisaliśmy TUTAJ.
SZYMON JANCZYK
Fot.Newspix
Inne teksty autora
10 rzeczy, których będziemy żałować, jeśli sezon Serie A skończy się teraz
Gol bez buta i złodzieje z Juve – historia mistrzostwa Hellasu