Jak wygląda jego dzień w nowych warunkach? Dlaczego jest w Polsce? Jak w Leicester przeciwdziałano możliwości zarażenia się koronawirusem i z czego musieli zrezygnować piłkarze? W jaki sposób zawodnicy klubu Premier League reagowali na doniesienia o sytuacji w Polsce? Czy to jego ostatni sezon w Anglii? Czy istnieje możliwość powrotu do Polski? Na te i na inne pytania w rozmowie z Samuelem Szczygielskim i Marcinem Łopacińskim na antenie WeszłoFM odpowiedział skrzydłowy Leicester, Bartosz Kapustka.
Jest tak wcześnie, że zastanawia nas: czemu nie śpisz?!
Właśnie skończyłem śniadanie. Muszę przyznać, że gdyby nie wasz telefon, to bardzo możliwe, że jeszcze bym sobie spał. Lubię spać, kiedy tylko mogę, wykorzystuję czas na regenerację w maksymalnym stopniu.
Jak masz plany na dzisiejszy dzień?
Każdy dzień wygląda podobnie. Nie mam zbyt dużego pola manewru. Tym bardziej, że jestem w Polsce i przechodzę okres kwarantanny. Jestem zmuszony do tego, żeby cały dzień zostawać w domu, choć przyznam szczerze, że gdybym nawet miał jakieś inne opcje wyboru, to funkcjonowałbym pewnie tak samo. Robię dwa treningi dziennie – rano i wieczorem. Poza tym rozmawiam z kolegami, gram na Playstation, czasami obejrzę jakiś serial. Tak naprawdę moje życie teraz nie różni się niczym od życia zwykłych ludzi, którzy nie mają nic wspólnego ze sportem, może oprócz tych dwóch jednostek treningowych. Ale tak kombinuję, żeby zabijać nudę, poczytać książkę, zająć się czymś dodatkowym.
Jesteś w Polsce, co oznacza, że zostaliście puszczeni z klubów, tak?
Dokładnie. Puścili nas z klubu już pod koniec tamtego tygodnia, kiedy dotarła informacja o rozpowszechnianiu się wirusa i wielu chłopaków powyjeżdżało do swoich krajów. W Leicester uznano, że jeśli ktoś na co dzień mieszka poza swoim państwem, to skoro czeka nas dłuższa przerwa, to możemy wrócić do swoich rodzin. To miłe. Wielu chłopaków, w tym ja, z tego skorzystało.
Wiemy od Filipa Jagiełły, że we Włoszech na coś takiego nie pozwalają. Inna sprawa, że tam sytuacja w kraju też jest inna. Ciebie nie dziwiło to, że mnóstwo ludzi przychodziło na trybuny ligowych i międzynarodowych meczów w Anglii, a to wszystko zostało przerwane dopiero w momencie, kiedy Mikel Arteta zaraził się koronawirusem? Łukasz Fabiański nawet ostro powiedział w Lidze+Extra, że piłkarze traktowani byli jak zwierzęta w cyrku.
Zgadza się, w Anglii luźno podchodzono do tego tematu w każdej dziedzinie życia. W klubie też spływały do nas informacje, miałem najnowsze doniesienia od kolegów z Włoch czy z Polski, wiedziałem, jak szybko to się wszystko rozpowszechnia i jak szybko ludzie próbują reagować. Powiem szczerze, że w Anglii rzeczywiście, nawet do momentu mojego wyjazdu do Polski, a mieszkam blisko centrum Leicester, widziałem mnóstwo ludzi przechadzających się po barach, restauracjach, ulicach. Widok nieadekwatny do sytuacji. Stan rzeczy zmienił się dopiero na początku tego tygodnia.
Jeśli chodzi o piłkę też byłem zdziwiony, że tak długo odwlekano decyzję o przełożeniu ligi. Z lig stricte europejskich, tych najlepszych, najpóźniej obok Bundesligi zareagowano.
Dla ciebie – pod kątem czysto sportowym – ta przymusowa przerwa to paradoksalnie dobra informacja. Ominie cię sezon, w którym leczyłeś kontuzję, nie dostałeś szans, nie łapałeś się często nawet do osiemnastki meczowej. W przyszłości będziesz mógł wrócić z czystą kartą.
Trudno powiedzieć. Nie oceniam tego w kategoriach pozytywów. Po długiej przerwie z piłką to jest kolejna przerwa, która na pewno nie wpłynie na mnie pozytywnie. Szczególnie po takiej długiej kontuzji czułem się jak dzieciaczek, który wychodzi na podwórkowe boisko, cieszy się każdym kontaktem z piłką, i w tych momentach, kiedy nie grałem tego mi brakowało – tej czystej radości z futbolu. Wiemy, jaka jest sytuacja teraz, ale nie wiemy, ile to może potrwać. Myślę, że na pewno czeka nas nowe rozdanie po powrocie do normalności. Wielu chłopaków też czeka teraz rozbrat z piłką. Sam jestem ciekawy, kiedy ruszy nowy sezon, kiedy dowiemy się, jak to wszystko będzie wyglądać. Czynników jest wiele, ale świat piłkarza jest taki, że trzeba sobie uświadomić, że kariera nie trwa wiecznie. To wszystko płynnie za szybko, żeby czekać. Chciałbym wrócić na boisko.
Odwołali wam mecze, to oczywiste, a jak było z codziennością? Dostawaliście jakieś paczki żelów antybakteryjnych, cokolwiek takiego?
Dało się odczuć, że coś się zmienia. Na wejściu do klubu stały żele antybakteryjne – każdy musiał z nich skorzystać. W szatni nie witaliśmy się tak, jak zwykle, zachowywaliśmy większy dystans, większą rezerwę. Tym bardziej, że angielscy piłkarze mają swoje zwyczajowe przywitania związane z przybijaniem piątek, a tutaj musieliśmy z tego wszystkiego zrezygnować na rzecz bezpieczeństwa. Grany był łokieć, a czasami nawet nie poprzestawaliśmy na słownym przywitaniu na dystans.
Jak patrzyłeś na postanowienie Premier League, żeby nie podawać sobie rąk przed mecze, to co myślałeś?
Kompletna głupota. Nie chcę głosić daleko idących opinii, ale to było bardzo dziwne. Tak samo trenowaliśmy na treningach, tak samo graliśmy w meczach, nie ma co udawać, że piłkarze często plują, szarpią się, dotykają w ferworze walki i jest to dużo większe zagrożenie zarażenia w ten sposób niż przez podawanie sobie rąk. To nawet nie był półśrodek. Nie znam się na tym tak dobrze, żeby wygłaszać jakieś wielkie krytyki, może skoro specjaliści uznali, że warto wprowadzać takie ograniczenia, to miało to sens. Może, ale w sumie nie wiem…
Kiedy patrzyłeś na sytuację w Anglii, to myślałeś sobie o tym, że chciałbyś już wrócić do Polski?
W szatni rozmawialiśmy, a wielu jest zawodników z różnych stron świata, o tym jak w poszczególnych krajach rozwiązuje się problem z koronawirusem. Ludzie na świecie różnie reagowali i też moi koledzy z szatni, kiedy mówiłem im, jak w Polsce załatwia się temat, podchodzili do tego z dużym szacunkiem. U nas była cała akcja zachęcająca do tego, żeby zostać w domu, ograniczać aktywności. Nie chcę powiedzieć, że nas podziwiali, ale nie da się ukryć, że doceniali polskie zapobiegawcze zachowania. W Anglii było w ogóle inne podejście. Oni chcieli walczyć z nim trochę inaczej niż inne kraje w Europie, ale teraz powoli odchodzą od tej koncepcji na rzecz bardziej klasycznych rozwiązań.
W Anglii ludzie podeszli do tematu nieco lekkomyślnie. Gadałem też o tym z Kamilem Grabarą i doszedł do tego samego wniosku, że może faktycznie bezpieczniej byłoby wrócić do Polski.
Wydaje ci się, że angielska piłka jest dla ciebie?
Myślę, że Premier League wcale nie musi zakończyć się już na tym etapie. Nie przekreślałbym możliwości rozegrania całego sezonu. Naprawdę. Zresztą tak samo w innych krajach, bo piłka to biznes, jest w niej mnóstwo pieniędzy i myślę, że wielu środowiskom będzie zależeć na tym, żeby ten sezon jednak dokończyć. Nie ukrywam, że po tym sezonie w lecie muszę odejść z Leicester, muszę odejść z Anglii i jestem do tego przekonany. Bardzo chciałbym coś zmienić, zacząć nową przygodę i myślę, że jestem przygotowany na taki krok. Trzeba wrócić na dobre tory.
Może Ekstraklasa?
Sam nie wiem. Nawet jeślibym wiedział, to nie powiedziałbym tego, bo sytuacja na świecie jest tak dynamiczna, że nie zmienia się nawet z miesiąca na miesiąc, co bardziej z tygodnia na tydzień. Kto tydzień temu przewidziałby, że wszystkie europejskie ligi zawieszą rozgrywki i nie wiadomo, czy w ogóle dokończą sezon? Mało kto, naprawdę, a taką mamy rzeczywistość. Sam jestem ciekaw, jak cała sprawa odbije się na klubach.
Uważasz, że w sytuacji, kiedy kluby stracą część finansowania, istnieje duże prawdopodobieństwo, że odbije się to też na pensjach piłkarzy. Boisz się tego?
Nie chciałbym, żeby tak się stało, ale trzeba brać pod uwagę to, że tak się może stać. Nie jestem wystarczająco dobrze poinformowany, żeby pełnić tu rolę eksperta, ale mam świadomość, że istnieje taka możliwość. Od tego też mamy agentów i menedżerów, żeby reprezentowali nasze interesy, dbali o nasze kontrakty i umowy. Zostawiam to im.
Fot. FotoPyK
***
Wersja audio rozmowy z Bartoszem Kapustką do przesłuchania tutaj: