Reklama

W walce z koronawirusem musimy grać do jednej bramki

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

14 marca 2020, 14:11 • 7 min czytania 10 komentarzy

Jak wyglądają badania na obecność koronawirusa w organizmie? Czy badania kosztują? W jaki sposób trafił na badania i jaki był ich wynik? Jak wyglądała jego podróż po Włoszech, co zaobserwował i przed czym przestrzega? Jak wygląda sytuacja w klubach Sebastiana Walukiewicz i Patryka Dziczka? Co ze zgrupowaniem reprezentacji Polski U-21? Jakie wartości powinniśmy wyznawać w walce z wirusem i co różni Polaków od Włochów? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada trener reprezentacji Polski U-21, Czesław Michniewicz, który w poprzednim tygodniu wrócił z Półwyspu Apenińskiego i wczoraj zgłosił się na badania w szpitalu w Gdyni. Zapraszamy.

W walce z koronawirusem musimy grać do jednej bramki
***

Panie trenerze, wszystko dobrze?

Wszystko dobrze.

Opowiadajmy.

Reklama

Na blisko dwa tygodnie pojechałem do Włoch – od 22 lutego do 3 marca. Byłem w Neapolu, w Salerno u Dziczka, we Frosinone na jego meczu, w Cagliari u Walukiewicza, skąd wydostałem się i pojechałem na derby do Krakowa. Następnie wróciłem do Gdańska, posiedziałem cały tydzień w domu, starając się nie wychodzić na zewnątrz, ale miałem lekki kaszel i po tygodniu zadzwoniłem do inspektora sanepidu, którego numer telefonu znalazłem w Internecie. Gdzieś  tam się wyświetlał, zresztą będąc zagranicą też dostawałem SMS-y, że gdyby coś się działo, to dostałem wskazówki i z tego skorzystałem.

Dostałem skierowanie na badania w Gdyni. Przeprowadzili badania. Wynik negatywny. Lekarz zalecił jeszcze, żebym nie wychodził z domu, bo trwa trudny czas i lepiej dmuchać na zimne. Miałem jednak taką sytuację, że kończył mi się jeden lek i potrzebowałem uzupełnić ten brak, więc zadzwoniłem do przychodni, poddałem swoje dane, dostałem SMS-a z numerem, który miałem podać w aptece, tak zrobiłem, wykupiłem  i siedzę w domu.

Takie badania coś kosztują?

Nic nie kosztują. Normalne badania. Zdaję sobie sprawę z tego, że pojawia się taki element psychozy, że każdy, kto bierze jakieś leki, kaszle, ma podejrzenie przeziębienia automatycznie chciałby iść się przebadać, ale trzeba spełniać jakieś określone warunki, żeby się na to klasyfikować. Nieprzypadkowo najpierw odbywa się rozmowa z inspektorem sanepidu. Ja przykładowo opowiedziałem pani z sanepidu swoją historię, to że właśnie wróciłem z Włoch, gdzie byłem dwa tygodnie, że intensywnie w czasie tej podróży jeździłem, przemieszczałem się, byłem tu, byłem tu, mam kaszel, chciałbym mieć pewność, bo zaraz może zacząć się zgrupowanie i nieodpowiedzialnie byłoby narażać innych. Pani poleciła mi, gdzie mam się udać, lekarz bardzo fajnie, rzeczowo wszystko przeprowadzał, wyjaśniał, co i jak, dlaczego, po co, w jakim wymiarze czasowym. Czułem, że jestem w trudnej sytuacji, ale lekarze zapewnili mi komfort psychiczny.

Reklama

Najgorsze było czekania na wynik. Nie wolno opuszczać szpitala. Trzeba czekać, bo gdyby okazało się, że ktoś jest badany i wychodzi mu wynik pozytywny, to od razu zostaje na oddziale, żeby nikogo nie zarazić. Poczekałem i jeszcze zdążyłem na mecz Ligi Mistrzów.

Same badania nie trwają długo?

Nie, one nie trwają długo, to jest właściwie badanie ogólne stanu zdrowia, czyli ciśnienie, tętno, osłuchanie, EKG i tym podobne podstawowe rzeczy, a dopiero potem odbywają się bardziej specjalistyczne badania – pobierają człowiekowi specjalnymi pałeczkami wymaz z nosa, lekarz mówił, że to jest akurat na grypę, potem pobiera się wymaz z gardła, a następnie pobierają krew z tętnicy i z palca. U nas, w Gdyni, nie mamy akurat aparatury do badania próbek koronawirusa, więc wykwalifikowany kurier przewozi je z Gdyni do Gdańska, co trochę wydłuża cały proces, bo taki przejazd trwa godzinkę.

Same badanie, bo rozmawiałem z naszym lekarze, który pracuje w Szczecinie i jest blisko tego wszystko, w laboratoryjnych warunkach trwa około czterech godzin, więc dopiero po takim czasie wiadomo, czy jesteś zarażony koronawirusem. To nie jest więc tak, że wkładasz papierek i wychodzi ci wynik. Być może takie mniej dokładne badania są, ale w szpitalach odbywa się to na zasadzie laboratorium, z dużą dokładnością, ze stuprocentową pewnością.

I teraz rozumiem uczestnictwo w akcji promującej spędzanie czasu w domu.

Oczywiście, mam świadomość, jakie to ważne, bo byłem we Włoszech i widziałem na własne oczy, jak to tam przebiegało. Byłem tam dwa tygodnie i na własne oczy obserwowałem, jak Włosi to wszystko lekceważyli. Tam na południu nie działo się nic, nie było żadnych przypadków. Byłem poniżej Neapolu, potem we Frosinone blisko Rzymu, i oni wszyscy myśleli, że to do nich nie dotrze, że tylko północ będzie miała problemy, który z czasem przejdą. Stało się inaczej, więc trzeba uświadomić sobie, że to jest paskudztwo, z którym trzeba sobie poradzić. Jeśli ktoś mówi, żeby nie wychodzić z domów, nie tworzyć skupisk, dbać o higienę, myć ręce, to tak trzeba robić. To są wszystko detale, które decydują o tym, czy sobie z tym poradzimy, czy dojdziemy do tego, co jest we Włoszech, gdzie kompletnie sobie z tym wszystkim nie poradzono.

Obserwując nasze działania, ludzi, władze, odnoszę wrażanie, że nam się uda. Jesteśmy takim narodem, który w trudnych chwilach potrafi się zjednoczyć i słuchać. Mam nadzieję, że tak będzie dalej, że będzie, jak najmniej przypadków ludzi, którzy zlekceważą przykazy, gdzieś tam pójdą i w głupi sposób się zarażą. Na pewno będą ofiary, bo ten wirus atakuje wszystkich, również starszych o gorszej odporności, a w takich sytuacjach atak wirusa pustoszy organizm i dochodzi do tragedii.

Jak polscy piłkarze we Włoszech reagują na ten wirusowy kryzys?

Pozostaję w ciągłym kontakcie z Patrykiem i Sebastianem. Patryk, w Salerno, już od tygodnia nie trenuje, spotykają się tylko rano, w określonych godzinach, żeby nie mieć kontaktu ze sobą, na badania. Mówił, że klub trzyma rękę na pulsie, jeśli sytuacja się unormuje, to być może odbędą się jakieś treningi, pierwsze podejścia miały być dzisiaj, w sobotę, ale w tej sprawie więcej będę wiedział dopiero wieczorem. Mnie to interesuje, wiadomo, bo Patryk jest powołany na zgrupowanie reprezentacji U-21, we wtorek okaże się, czy gramy, ale pewnie nie, bo jeśli wszystkie rozgrywki narodowe i międzynarodowe są odwoływane, to z reprezentacyjnymi najpewniej będzie tak samo. Byłby z tym problem, bo Patryk ma zakaz opuszczania miasta, nie może wyjeżdżać z Salerno, może się poruszać tylko w obrębie struktury rejonu, są specjalne patrole, które kontrolują, żeby ludzie, którzy opuszczają Salerno mieli specjalną przepustkę. Są zamknięci w tym mieście.

U Walukiewicza jest podobna sytuacja. Też nie trenowali. Też zostali w domach. Obaj wcześniej chodzili na siłownię, teraz już nie mogą chodzić, pozostały więc tylko domowe ćwiczenia, także jest dużo obostrzeń, ale dotarło do Włochów, że to nie skończy się na okolicach Mediolanu i Bergamo. I że trzeba działać.

Jak wygląda sytuacja ze zgrupowaniem? 

Nie ma jeszcze oficjalnych komunikatów. Decyzja zapadnie we wtorek, to będzie decyzja UEFA, ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy grali, kiedy nie gra ani Liga Mistrzów, ani Liga Europy, ani ligi krajowe. My też nie zagramy i dobrze. Kluby wysłały maile do PZPN-u, które dotarły też do mnie, że mają duży problem, bo raz, że jest zakaz opuszczania miast jak w Cagliari czy Salerno, a dwa, że obawiają się, że jeśli zawodnicy zostaliby puszczeni na zgrupowania, to nie mogliby potem z powrotem wrócić do Włoch, bo Włosi też zamykają granicę i takie informacje dostaliśmy już od nich na początku tygodnia.

Wiedzieliśmy, że będzie problem, a nie wyobrażam sobie, że Klimala, Grabara, Walukiewicz, czy Bułka, zagraniczni zawodnicy, nie przyjadą na zgrupowanie.

To co działo się pod stadionem podczas meczu PSG wyszło poza granice odpowiedzialności. Layvin Kurzawa zbiegł do kibiców i wpadł w ich uściski. 

Albo zachowanie tego koszykarza…

Rudy’ego Goberta z Utah Jazz.

Tak, pajacował na konferencji, a zaraz okazało się, że sam jest chory. Każdy musi uważać, być przygotowanym, że może być zarażony wirusem. To jest świństwo, które do każdego może się przykleić i nie można myśleć, że ktoś to będzie miał, a ty nie.

Nawet, jeśli piłkarze mogą mieć takie podejście, że skoro są zdrowi fizycznie, to nie mają się czego bać. 

W większości przypadków tak jest, ale to nie jest reguła, a zresztą to nie jest tak, że jeśli ty będziesz miał koronawirusa, nic ci specjalnego się nie dzieje, to wszystko jest w porządku, bo przecież nie jesteś sam – w twoim otoczeniu są rodzice, babcia, dziadek, spotkasz się z nimi, to możesz ich zarazić. Czy nawet starszego sąsiada, kogokolwiek, każdy musi dbać o siebie, a przy tym o innych. To jest wspólna akcja. To nie jest mecz indywidualny. To jest mecz całej drużyny – jako państwa z pominięciem wszystkich barw politycznych, bo wiadomo, że polityka, jak to polityka, zawsze próbuje wejść w każdy rejon życia. Nie ma na to miejsca, trzeba być solidarnym, grać w jednej drużynie i do jednej bramki. Tylko wtedy można wygrać taki mecz. Pojedynczo nic się nie zdziała.

ROZMAWIAŁ: JAN MAZUREK

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
1
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

10 komentarzy

Loading...