Reklama

„Kłopoty klubów z zachowaniem płynności budżetowej są więcej niż pewne”

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

14 marca 2020, 21:29 • 8 min czytania 16 komentarzy

– Nie wiem, czy wizja bankructwa części polskich klubów nie jest posunięta zbyt daleko, ale powszechne problemy finansowe czy też kłopoty z zachowaniem płynności budżetowej są więcej niż pewne. Ligi mają kontrakty telewizyjne, których w obecnych warunkach po prostu nie da się wypełnić – mówi Marcin Matuszewski, piłkarski pośrednik transakcyjny z I-N-I Music & Sport Agency, którego na pewno kojarzycie też pod ksywą Duże Pe. Jak z jego perspektywy wygląda kwestia zawieszenia rozgrywek na najbliższe tygodnie, a może nawet miesiące?

***

Mamy w lidze paru obcokrajowców, których tu ściągnąłeś. Dostajesz od nich jakieś nerwowe sygnały, czy sytuacja jest raczej pod kontrolą?

Rozmawiałem dziś o bieżącej sytuacji z Igorem Angulo, Danim Ramirezem, Israelem Puerto i całą resztą zawodników zagranicznych, których ściągnąłem do Polski. Wszyscy rozumieją, że to „siła wyższa”, nie mają do nikogo pretensji, nie panikują, nie burzą się na klubowe zalecenia dotyczące bezpieczeństwa, ani nie chcą zaraz uciekać do swojej ojczyzny. To inteligentni ludzie, którzy rozumieją, że sytuacja jest jaka jest i ani kluby, ani oni, ani ja nie mamy na nią wpływu. Trzeba sobie radzić, poruszać się w dopuszczalnych ramach i zrobić co się da, żeby dotrwać w zdrowiu i w jak najlepszej fizycznej dyspozycji do końca tego zamieszania.

Dobrze się poruszasz na rynku hiszpańskim. Jakie nowiny otrzymujesz z tamtych okolic?

Żaden z moich hiszpańskich wspólników na razie nie dramatyzuje i nie panikuje – natomiast wszyscy są świadomi tego, że dzieje się coś naprawdę poważnego, co odbije się na wszystkich dziedzinach życia i na wszystkich szczeblach futbolowej piramidy. Tak jak ja, na razie nie wiedzą oni ile to wszystko lokalnie potrwa i jaka forma walki zostanie przyjęta – czy dojdzie do zamknięcia krajowej gospodarki, a jeśli tak, to na jak długo? Póki co Hiszpania reaguje na sytuację znacznie łagodniej i bardziej ospale niż Polska – co może odbić się tam solidną czkawką. Czuć w rozmowach nastrój niepewności, który zresztą jest ogólnoświatowy. Gra jeszcze kilka dużych lig, ale one zapewne też za chwilę się zatrzymają. Na czas nieokreślony buty zostaną odwieszone na kołek i tyle – proszę się rozejść, do odwołania…

Jako agent piłkarski – mocno jesteś zaniepokojony sytuacją w świecie futbolu?

Oczywiście. Każdy, kto ma zawodowo cokolwiek wspólnego z piłką nożną, jest w tej chwili zaniepokojony. Wiadomo, że mamy do czynienia z sytuacją wielkiej niepewności – która jest tak wielowymiarowa i wielopoziomowa, że nawet nie wiem z której strony zacząć analizę tego, co może pójść nie tak i jakie mogą być konsekwencje.

Nie wiem, czy wizja bankructwa części polskich klubów nie jest posunięta zbyt daleko, ale powszechne problemy finansowe czy też kłopoty z zachowaniem płynności budżetowej są więcej niż pewne. Ligi mają kontrakty telewizyjne, których w obecnych warunkach po prostu nie da się wypełnić. Nie wiadomo czy i która liga będzie dokończona, a jeśli nie będzie – nie wiadomo jak się zachowają reklamodawcy i jak się zachowają posiadacze praw do transmisji. To wszystko przełoży się na klubowe budżety. Ruszył „od samej góry” wodospad problemów. I nie wiadomo, gdzie się zatrzyma wywołana przez niego fala.

Spodziewasz się drastycznego wypompowania pieniędzy z futbolu? Zmniejszonych kwot transferowych, sum zapisanych w kontraktach?

Jako niedoszły ekonomista obawiam się, że będzie tak jak w przypadku każdego rynku. Kryzys wstrząśnie wszystkimi, ale najmocniej odczują go ci najmniejsi. Podam przykład – parabolę: gigantyczna sieć handlowa oczywiście odczuje wielomilionowe straty, ale przekieruje je na najniższe szczeble swojej hierarchii, zwolni szeregowych pracowników, utnie pensje, podniesie ceny i zaraz stanie na nogi. To samo z wielkimi sieciami gastronomicznymi. Natomiast osiedlowy sklepik, restauracja czy kawiarnia, które robią fajne rzeczy, ale co miesiąc ledwie wiążą koniec z końcem – z dużo większym prawdopodobieństwem mogą zbankrutować, kiedy teraz przez miesiąc czy trzy nie będą mogły zarabiać. W futbolu sytuacja będzie adekwatna.

Mniejsze finansowo ligi i małe kluby najmocniej to wszystko odczują. Paris Saint-Germain nie zapłaci za jakąś gwiazdę dwustu milionów euro, ale pięćdziesiąt – i dla nich nie będzie to druzgocąca różnica. Za to polski ligowiec może zbankrutować, kiedy przykładowo nagle się okaże, że nie otrzyma jednej trzeciej przewidywanych wpływów z telewizji i od sponsorów. Albo kiedy zimą zrobił poważne inwestycje, by odrobić kilka punktów straty do bezpiecznego miejsca w tabeli – a teraz okazuje się, że po dwóch kolejkach „klamka zapadła” i mimo to spada z ligi.

W „Stanie Futbolu” padła luźna teoria, że być może kluby z Serie A czy innych mocnych lig zaczną każde euro oglądać po kilka razy, więc będzie łatwiej zatrzymywać w Polsce najlepszych ligowych zawodników.

Jeden Rabin powie tak, drugi Rabin powie nie. Mam wątpliwości, czy to słuszne podejście. Przed wysnuciem takiego wniosku należałoby zauważyć, że dokładne oglądanie każdej wydawanej złotówki nie przeszkadza polskim klubom w ściąganiu prawie już przysłowiowych „trzydziestoletnich Słowaków”. Odwrotnie, krajowe kluby sięgają po nich często właśnie z pobudek ekonomicznych. Drenując mniejsze ekonomicznie rynki są bowiem w stanie pozyskać jako-taką, ale sprawdzoną jakość. Za mniejsze pieniądze.

Kiedy odniesiemy to do przewidywanej, post-koronawirusowej sytuacji na światowym rynku transferowym, na logikę będzie ona wprost przeciwna to teorii przytoczonej w pytaniu. Moim zdaniem polscy piłkarze będą wówczas cieszyć się większym zainteresowaniem nieco mocniejszych czy nieco bogatszych lig – jako zawodnicy relatywnie tani, a jednak coś potrafiący. Jest to logiczne tym bardziej, że polskim klubom będzie jeszcze trudniej niż teraz zatrzymać ich proponowanymi płacami. Podobnie, polskich klubów pewnie nie będzie wtedy stać na luksus odrzucania ofert w okolicach miliona euro. Jak już wspomniałem – mniejsze ligi, w tym Ekstraklasę, kryzys finansowy wynikający z ewentualnego niedokończenia sezonu dotknie najbardziej.

Upatrujesz w tym jakąś – jakkolwiek cynicznie by to nie zabrzmiało w obecnych okolicznościach – szansę dla siebie? Dotychczas w Ekstraklasie furorę robili zawodnicy z 3. ligi hiszpańskiej, może wkrótce i czwartoligowcy się sprawdzą.

Na początku sprostuję, że moją ambicją i celem nadrzędnym nigdy nie było i nigdy nie będzie ściąganie do Polski zagranicznych zawodników z niższych lig. Fajnie, że czasem takie ruchy też wychodzą – ale jeśli spojrzy się na listę graczy, z którymi pracuję długoterminowo i bezpośrednio, są to przede wszystkim około-dwudziestoletni zawodnicy z Polski. To im w pierwszej kolejności staram się długofalowo zbudować fajną karierę i stworzyć szansę przeskoczenia o kilka ligowych szczebli wyżej. Wracając natomiast do sedna tego pytania – ja mam tak „sformatowany system”, że absolutnie nie potrafię patrzeć na zaistniałą sytuację w kategoriach „szansy na zarobek”, „rynkowej spekulacji” i tak dalej. Byłoby to nieetyczne, niemoralne i zupełnie „nie moje”. Oczywiście, mając z natury analityczne podejście do rzeczywistości, gdy obserwuję co się dzieje, to zastanawiam się również jakie to będzie miało ekonomiczne konsekwencje.

Przede wszystkim – tak po ludzku – trzymam jednak kciuki, żeby świat jak najskuteczniej, jak najszybciej i z jak najmniejszymi konsekwencjami z tego wszystkiego wyszedł.

No to zostańmy przy ekonomii. Futbol przeżywał już swoje kryzysy. Czasem obrywał rykoszetem, gdy zapaść dotykała innych branż. Ale takiej sytuacji, żeby całkiem wstrzymać rozgrywki, od czasów wojennych nie było.

Szukałem w regulaminach krajowych rozgrywek jakichś zapisów, które by wyjaśniały kwestię tego, co zrobić w przypadku, gdy sezon nie zostaje dokończony. Wydaje mi się, że sprawdziłem to dokładnie – i z tego co widziałem, żaden regulamin nie zawiera konkretnych zapisów wskazujących, co w takiej sytuacji należy konkretnie zrobić. To najlepiej pokazuje, z jak nieprzewidywalną i bezprecedensową sytuacją przyszło nam się zmierzyć. Nie ma do niej „podręcznika użytkownika”, trzeba improwizować.

Od 1939 roku nie mieliśmy z czymś takim w Polsce do czynienia. Nie mam zielonego pojęcia jak to się dalej rozwinie. Jeżeli sezon zostanie przedwcześnie zakończony – boję się, że w wielu wypadkach kluby będą czuły się pokrzywdzone, bo na przykład brakowało im do utrzymania punktu czy dwóch. A dla niektórych klubów, które zgodnie z aktualnymi ustaleniami mogą zostać nawet zdegradowane, może to oznaczać koniec gry i konieczność zaczynania od głębokich ligowych nizin. Wielu sponsorów uzależnia swoje wsparcie od tego, na jakim poziomie występuje dany klub, wiele klubów zagrało va banque inwestując dużo we wzmocnienia mające zapewnić utrzymanie…

Twoje przemyślenia odnośnie optymalnego rozwiązania kwestii przedwczesnego finiszu rozgrywek w Ekstraklasie?

No dobrze, pohipotetyzujmy! Mając zupełnie wolną rękę – zastosowałbym lekarską zasadę „po pierwsze nie szkodzić” i zrobiłbym wszystko, by było jak najmniej klubów poszkodowanych ewentualnym przedwczesnym zakończeniem rozgrywek.

W proponowanej obecnie formie „poszkodowanych” w takiej sytuacji będzie kilkadziesiąt klubów – tych, które nadal mają matematyczną szansę na utrzymanie w swoich ligach, a zostaną nagle relegowane wraz z niespodziewanym końcem sezonu. Gdyby zależało to ode mnie – żaden klub nie spadałby w tym sezonie z żadnej polskiej ligi, natomiast awansowałbym wszystkie drużyny z miejsc premiowanych bezpośrednim awansem w każdej z lig – oraz uczestników play-offów o awans z poszczególnych pod-grup 4. ligi i niżej. Aby „pomieścić” wszystkie zespoły, powiększyłbym przedwcześnie Ekstraklasę do 18 zespołów, powiększyłbym 2. ligę na jeden sezon do 20 zespołów, a poszczególne grupy 3. ligi powiększyłbym na jeden sezon do 22 zespołów.

Kalendarz 2020/2021 byłby dość napięty, ale prawie by nie było ofiar przedwczesnego zakończenia obecnego sezonu. Jedyni poważnie poszkodowani w moim scenariuszu to ewentualni zwycięzcy play-offów o awans w 1. lidze i w 2. lidze, które w tych okolicznościach należałoby odwołać – czyli zaledwie dwa zespoły, na dodatek nadal niezdefiniowane, bo nie wiadomo kto by te play-offy wygrał. Ja jestem jednak tylko domorosłym filozofem futbolu – a decyzje podejmują mądrzejsi ode mnie ludzie na odpowiednich stanowiskach. No, ale pohipotetyzować zawsze można (śmiech).

Jak tak rozmawiamy, to nie słyszę w twoim głosie wielkich obaw, najwyżej lekki niepokój.

Przez całe moje życie robiłem równolegle przeróżne rzeczy – zajmując się w tym samym czasie muzyką, piłką, radiowym i pisanym dziennikarstwem oraz kilkudziesięcioma innymi kwestiami. Dzięki temu finansowo zawsze stałem na kilku nogach – więc przykładowo nigdy nie byłem na tyle zdesperowany, żeby w imię zysku za wszelką cenę zdzierać z prowadzonych przez siebie młodych zawodników po sto złotych miesięcznie z tysiączłotowych kontraktów. Nie mam długów do spłacania, nie żyję rozrzutnie, nie brakuje mi do pierwszego – więc podchodzę do obecnej sytuacji na spokojnie. Wcześniej czy później wszystko się „wyprostuje” i świat piłki wróci do relatywnie normalnego rytmu – co najwyżej na nieco niższym finansowym poziomie. Na szczęście koronawirus nie odbiera ludziom miłości do piłki.

rozmawiał Michał Kołkowski

„Kłopoty klubów z zachowaniem płynności budżetowej są więcej niż pewne”

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Komentarze

16 komentarzy

Loading...