Reklama

Dlaczego trzeba było zawiesić rozgrywki: przykład Sampdorii

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

14 marca 2020, 21:57 • 4 min czytania 6 komentarzy

Piszemy to z ciężkim sercem, bo futbol to nasza ogromna pasja, ale dziś już jak na dłoni widać, dlaczego zawieszenie rozgrywek i wszelkich aktywności w klubach było ruchem absolutnie koniecznym. Dziś Bartosz Bereszyński poinformował na swoim Instagramie, że jest zarażony koronawirusem. We włoskim futbolu to już plaga i właściwie kwestią czasu pozostają informacje o kolejnych zarażonych.

Dlaczego trzeba było zawiesić rozgrywki: przykład Sampdorii

Jak przebiegało to pod względem czasowym?

Pierwszy wykryty i ogłoszony do wiadomości publicznej przypadek koronawirusa we włoskiej piłce to Daniele Rugani z Juventusu, który pozytywny wynik testu otrzymał we środę. Momentalnie pod kwarantanną znalazła się cała drużyna Starej Damy, ale naturalnie niepokój odczuwali też choćby piłkarze Interu Mediolan – kilkadziesiąt godzin wcześniej obie drużyny mierzyły się w „meczu o mistrzostwo”, niedzielnym hicie na stadionie Juventusu. Co prawda Rugani siedział na ławce, ale wszyscy we Włoszech, zwłaszcza na północy, byli już świadomi tego, jak łatwo przenosi się wirus.

To był zresztą bardzo dziwny dzień. Miał być zapełniony futbolem od południa do nocy – bo start meczu Parmy ze SPAL zaplanowano na 12.30. Zawodnicy już się rozgrzewali, ba, właściwie stali w tunelu, ale równolegle trwała narada z udziałem wszystkich świętych włoskiego sportu.

 Była to naprawdę dziwna sytuacja, pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Staliśmy już w tunelu, sędziowie sprawdzali nam obuwie. Mieliśmy wychodzić na boisko i nagle jakiś człowiek – nawet nie wiem, kim on był – zawołał sędziów i powiedział, że musimy chwilę poczekać. Po chwili sędzia przyszedł i zakomunikował o wstrzymaniu meczu, że trzeba odczekać pół godziny i że to decyzje ludzi, którzy są nad nimi. Nie wnikałem, o kogo chodziło. Czekaliśmy 30 minut i dowiedzieliśmy się, że mecz może zostać odwołany, ale jeszcze chwilę trzeba poczekać. Nastawialiśmy się już, że nic z tego, w końcu jednak sędzia przekazał informację, że gramy. Ponownie wyszliśmy się rozgrzewać i zagraliśmy – wspominał w rozmowie z nami Arkadiusz Reca, piłkarz SPAL.

Reklama

Mecz rozpoczął się z godzinnym opóźnieniem, oczywiście bez udziału publiczności. Jak wspomina Reca – już wtedy obowiązywały szczególne środki bezpieczeństwa jak na przykład… brak podawania sobie rąk przed meczem. – Ale to bez sensu, i tak przecież potem dochodzi do kontaktu na boisku – podkreślali piłkarze z Serie A. No i niestety, szybko potwierdziło się, że mieli rację.

Juventus na razie jeszcze ma tylko jeden pozytywny przypadek, ale Sampdorii dotknęła plaga.

Pierwszy pozytywny test to Manolo Gabbiadini, w niedzielę godzina grania w meczu Sampdorii z Veroną. Wszedł za niego Linetty. Od razu było jasne: do testowania musi iść cała drużyna, zwłaszcza, że ledwie chwilę wcześniej właśnie Bartosz Bereszyński podkreślał, jak dziwna zrobiła się sytuacja we Włoszech. Na antenie Eleven mówił: zamieszanie trwa od 3 tygodni. 

Na razie dostosowujemy się do tego, co decydują ludzie odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo. Pojawiają się głosy, że nie powinniśmy wychodzić na boisko, bo to jest ryzykowne. To kuriozalne, że nie możemy podać sobie ręki przed meczem, gdy potem mamy kontakt w polu karnym. To się wyklucza. Nasz trener stara się nam wybijać z głowy takie myśli – mówił „Bereś” w programie Eleven Gol Live, cytowany następnie przez sport.pl.

W całym programie zresztą zdradzał, że drużyna po prostu robi swoje, bo przecież żaden z piłkarzy nie jest na tyle wykwalifikowany, by oceniać zagrożenie epidemiczne. Wspólny hotel, posiłki, odprawy. Trudno oczekiwać, by w szatni każdy siedział półtora metra od siebie. Mycie rąk – oczywiście, ale przecież wystarczy radość po bramce. Wślizg na treningu. Przepychanka w polu karnym. Włoskie kluby żyły jednak własnym rytmem tak długo, jak tylko się dało, właściwie niemalże do wykrycia koronawirusa u Ruganiego.

Potem ruszyło więc lawinowo.

Reklama

Wczoraj dowiedzieliśmy się, że w Genui zakażeni są również Albin Ekdal, Morten Thorsby, Omar Colley i Antonino La Gumina, a także klubowy lekarz, Amedeo Baldari. Teraz dochodzą Fabio Depaolo oraz Bartosz Bereszyński. Co istotne – dowiedzieliśmy się również, za sprawą Wirtualnej Polski, że we Włoszech liczba testów jest na tyle skromna, że nawet w „zakażonych” szatniach, testowani są piłkarze wykazujący objawy. Dlatego trudno w tej chwili wyrokować, ilu piłkarzy Sampdorii może już teraz być nosicielami wirusa.

Drugą zainfekowaną szatnią jest ta we Florencji. Fiorentina na razie potwierdziła pozytywne wyniki testów Patricka Cutrone oraz Germana Pezzelli, wcześniej chorobę wykryto u Dusana Vlahovicia.

Mówimy tutaj o piłkarzach. Zdrowe, silne organizmy, wyspane, zadbane, wspomagane profesjonalną supelementacją, z wysoką odpornością. A jednak, nawet tutaj ta zaraza rozprzestrzenia się w szalonym tempie. Każdy z zainfekowanych piłkarzy podkreśla: stosujcie się do zaleceń. Nie wychodźcie z domu, myjcie ręce, ograniczcie do minimum możliwość przenoszenia się wirusa. Pozostaje nam się pod tym podpisać. Podobnie jak pod decyzjami większości europejskich lig o tym, by środowisko piłkarskie, spędzające pół tygodnia na walizkach, najbliższe tygodnie spędziło na kanapach we własnych salonach.

Fot. FotoPyK

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
6
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Weszło

Komentarze

6 komentarzy

Loading...