– Dość fortunnie się zdarzyło, że te legijne transparenty zastały pana Nitota w Wietnamie, więc miał barierę odległości i czasu. Ale tam było parę innych nieprzyjemnych historii, jak atakowanie jego firmy w internecie. Nie było go jednak na tyle długo, że towarzystwo zainteresowane tym, żeby go przestraszyć, znudziło się tym i zmęczyło. To jest specyfika nie tylko polska, ale generalnie przekroczyliśmy kolejną barierę, choć mieści się to w normie ogólnego schamienia. Tylko nie bardzo wiadomo jak z tym walczyć – mówi Marek Czarnota, przewodniczący Rady Nadzorczej Polonii Warszawa, który miał duży wpływ na dopięcie dealu z Gregoirem Nitotem, nowym właścicielem klubu. Jak do tego doszło? Jaka przyszłość czeka Polonię? Czy powstanie nowy stadion? Zapraszamy.
Spadł panu kamień z serca?
Jeden z dwóch, jeszcze jeden został.
Jaki?
Trzeba wprowadzić nowego właściciela w spółkę i to trochę potrwa. Poza tym same pierwsze pieniądze i sam sygnał, że jest nowy właściciel, jeszcze wiosny nie czynią i trzeba to ogarnąć. Trzeba się przecisnąć w trzeciej lidze, co nie jest proste, bo straciliśmy połowę drużyny i mamy nowy zespół.
Bał się pan, że przez transparenty na Legii i inne „akcje” ten deal może upaść?
Niespecjalnie. Znam pana Nitotasii i wiedziałem, że to go nie ruszy, co się sprawdziło.
On w jakikolwiek sposób reagował?
Oczywiście, że tak, ale tak się dość fortunnie zdarzyło, że te legijne transparenty zastały go w Wietnamie, więc miał barierę odległości i czasu. Ale tam było parę innych nieprzyjemnych historii, jak atakowanie jego firmy w internecie. Nie było go jednak na tyle długo, że towarzystwo zainteresowane tym, żeby go przestraszyć, znudziło się tym i zmęczyło. To jest specyfika nie tylko polska, ale generalnie przekroczyliśmy kolejną barierę, choć mieści się to w normie ogólnego schamienia. Tylko nie bardzo wiadomo jak z tym walczyć. Co można powiedzieć… Kibole, kibice, jakkolwiek to nazwać, klubu, który jest pierwszy w Warszawie, usiłują tępić drugi. Każdy lubi mieć jakieś zajęcie. Tyle że to nie ma nic wspólnego ze sportem czy z jakimkolwiek racjonalnym działaniem.
Jak pan Nitot to komentował?
Odezwał się z Wietnamu tylko jednym tekstem: gra nadal, jest zainteresowany i to go nie powstrzyma.
Ale to nie tylko transparenty i hejt w sieci. Słyszałem o sytuacji, w której ktoś wdarł się do Sii Polska i rozrzucił ulotki. Potwierdzi pan?
Tak.
Co było na tych ulotkach?
Groźby pozbawienia zdrowia, groźby dotyczące dzieci pana Nitota. Dowidziałem się o tym, gdy wszedłem na spotkanie do prawnika pana Nitota. Była policja i spisywała zeznania.
To już nie jest schamienie, tylko przestępstwo.
Naturalnie.
I jednocześnie kuriozum. Warszawa zasługuje na dwa kluby w Ekstraklasie, tymczasem więcej zespołów na szczeblu centralnym ma choćby Częstochowa.
Polonia jest sama sobie winna, bo mówię o poprzednich ekipach i poprzednich właścicielach. Mówiąc krótko, zdarzył się nam niefortunny inwestor, który nagle zrezygnował i tyle. Nie bez udziału i nie bez aktywności samego środowiska Polonii, żebyśmy byli uczciwi do końca.
Na czym polegał błąd środowiska?
Gdy zobaczyło dobrego wujka sponsora Wojciechowskiego, to zaczęło wyciskać tyle, ile się da.
Chodzi o słynnych doradców.
Tak.
Czy Polonia bez Nitota by upadła?
To możliwe, ale nie pewne, dlatego, że trzeba mieć w zanadrzu drugą kartę i ona była. Nie zdradzę jaka, bo być może jeszcze będzie potrzebna. Mogę powiedzieć, że był i jest to duży, poważny inwestor krajowy.
Nie było opcji, by połączyć jedno z drugim?
Nie było takiej potrzeby.
Jak wyszło z Nitotem – on przyszedł do was, czy wy przyszliście do niego?
Sam przyszedł i to dosyć dawno. Myślę, że to jest młodzieńcze marzenie pana Nitota, by być właścicielem klubu piłkarskiego. Półtora roku temu trafił do Polonii, wówczas do jednego z dwóch największych akcjonariuszy, pana Lucjana Siwczyka. Odbyli długą i serdeczną rozmowę. Temat jednak zawisł, rozmył się, pojawił się po raz kolejny w październiku-listopadzie ubiegłego roku. No i w parę miesięcy negocjacje zakończyły się wejściem pana Nitota na spotkania z zarządem i drużyną, kiedy przedstawił się jako nowy właściciel.
Dość długo to trwało.
Bo też i parę rzeczy trzeba było posprzątać. Pan Nitot po zorientowaniu się w sytuacji przedstawił dwa warunki. Pierwszy był taki, że chciał dostać kontrolny pakiet akcji, czyli mieć bezwzględną większość, co było stosunkowo proste. Główny akcjonariusz, pani Krystyna Bnińska-Jędrzejowicz, miała 36% akcji, a pan Lucjan Siwczyk 21%. Drugim warunkiem pana Nitota było to, żeby trzy stowarzyszenia kibiców zrzekły się swoich akcji i uprawnień – a mogły delegować dwóch członków do rady nadzorczej i wspólnie jednego do zarządu. To trwało trochę dłużej, ale kiedy osiągnęliśmy porozumienie, sprzedaliśmy akcje. Choć trzecie stowarzyszenie podjęło decyzję dopiero w miniony wtorek. A potrzebowaliśmy nowego inwestora przed rozpoczęciem pierwszego meczu.
Co skłoniło stowarzyszenia, żeby zrezygnować ze swoich przywilejów? Rozumiem, że trzeba było dać coś w zamian.
Nic nie dostały w zamian. W zamian jest Polonia.
Mam uwierzyć, że stało się to dla idei.
To nie jest problem wiary, tylko faktów. Kibice Polonii są specyficzni, to trochę inny gatunek.
Lepszy?
Nie mówię, że lepszy. Na pewno nie najłatwiejszy.
Nitot wszedł i zasypał pierwszą dziurę należności. Co dalej, audyt?
Tak. Nie wiem, ile potrwa, ale w gruncie rzeczy pan Nitot chce sprawdzić, czy nie mamy jakichś trupów w szafie. Jeżeli nie mamy, to on nie ma wątpliwości, że chce grać dalej. W międzyczasie będzie trzeba podejmować decyzje dotyczące następnych wypłat. Pan Nitot do 30 czerwca obejmie za 2 220 000 złotych jeszcze połowę dostępnych akcji i będzie stroną mocno dominującą. Te pieniądze wystarczą na spłatę wszystkich długów, łącznie tych z miasta.
Wypadną trupy z szafy?
Nic o nich nie wiem. Wiec ich nie ma.
Jest możliwość, że Nitot się jeszcze wycofa?
Jestem prawnikiem i dopóki nie zostaną wypłacone pieniądze, zawsze jest taka możliwość. Może się zdarzyć cokolwiek nieoczekiwanego, niekoniecznie w Polonii. Natomiast nie chcę teoretyzować. Na dzisiaj właściciel osiągnął pierwszy próg i kontroluje spółkę, ale nie przekroczył bariery mentalnej, żeby jutro zainwestować 2 220 000 złotych. Ma na to czas do 30 czerwca. Wówczas spółka ma spłacić ratę układu. I wydaje mi się, że pan Nitot zdecyduje się do końca maja, a wtedy pieniądze wpłyną.
Czyli de facto kibice Legii mają jeszcze czas, by działać.
Po co to robili – by przestraszyć pana Nitot. Teraz jest już pozamiatane. Nie przestraszył się, wszedł do Polonii.
Przeczytają to i zobaczą deadline pieniężny oraz czasowy.
To nie jest tak. Pan Nitot może się cofnąć tylko wtedy, jeśli długi okazałyby się większe niż jego wyobrażenie. Legia i jej kibice nie mają z tym nic wspólnego.
Jakich ludzi będzie wprowadzał Nitot do klubu?
Tego nie wiem. Na razie stara się rozpoznać sytuację i poznawać ludzi, którzy są na miejscu. Mam wrażenie, że będzie się starał z obecnych ludzi wybrać swój własny team. Oczywiście swoich ludzi też wprowadzi. Ale to jeszcze przed nami. Poznał się z zespołem dopiero w piątek.
I z kibicami.
Tak jest, pojechał z nimi na pierwszy mecz z Ursusem. Pan Nitot jest polskojęzyczny, ma polskie dzieci, polską żonę, polskie obywatelstwo i polską firmę. Jest w najlepszym wieku do realizacji marzeń, czterdziestolatkowie powinni to robić. Później już się nie chce.
Jaka będzie pana dalsza rola?
W tej chwili jestem przewodniczącym rady nadzorczej. Muszę przynajmniej dotrwać do czasu przekazania tego całego przedsiębiorstwa panu Nitotowi. To potrwa parę miesięcy.
Będzie chciał pan potem trwać?
Zobaczymy.
Uważa pan, że pana rola była w tym przejęciu duża?
Cóż, wydaje mi się, że mam spory udział w przedostaniu się Polonii do innych czasów. Ale też bym nie przeceniał swoich aktywności.
Gregoire Nitot
Co pan zastał, gdy pojawił się w Polonii?
Długi. Nowy zarząd, kompletnie nieprzygotowany do roli. Brak trenera. W gruncie rzeczy przerażonych i zdemotywowanych piłkarzy zespołu drugoligowego, bo wtedy wypadliśmy z drugiej ligi. No i brak kasy na przyszłość. Wtedy znalazła się grupa czterech-pięciu kibiców-inwestorów, którzy zasypali pierwsze koszty. Nawet nie długi, a koszty. Znalazło się kilkaset tysięcy i klub zaczął grać.
Ale to było działanie doraźne.
Tak naprawdę o tym, że klub będzie dalej istniał, zadecydowała pani Krystyna i pan Lucjan, który się do niej przyłączył. Przez trzy lata wpompowali w to dobrze ponad milion złotych. To nie była suma potrzebna do rozwoju, ale do przetrwania. Od pozostałych akcjonariuszy coś jeszcze ciekło, jeden, drugi, trzeci podpierał ten klub przez półtora roku. Natomiast w ostatnim roku nikt już nie chciał, bo nie wierzył, że coś z tego będzie. Została tylko pani Krystyna. No i ja.
Piłkarze odchodzili, trenerzy również.
Przykro mi, że odeszli, że nie wytrzymali, ale nie mam żadnych pretensji, bo myśmy ostatnie pieniądze wypłacili w końcu października. Wtedy spłaciliśmy długi. Ale od października nikt nie dostawał żadnych pieniędzy. Może dwóch czy trzech piłkarzy w styczniu. Natomiast były długi wobec trenerów, bo spłaciliśmy piłkarzy, ale trenerów nie. Krzysztof Chrobak odszedł, ponieważ doszedł do wniosku, że tak się nie da jechać. Część piłkarzy odeszła, gdyż straciła nadzieję. Ja też bym może stracił, gdy dwa tygodnie przed rundą wiosenną nie było nic widać i słychać, tylko opowieści, że może coś będzie. Oni mają żony, dzieci, niektórzy utrzymują się tylko z klubu, więc poszli, ponieważ musieli. Przyszli inni, ale to wszystko stało się trochę za późno, ponieważ gdybyśmy mieli pana Nitota na pokładzie i moglibyśmy to zakomunikować tydzień – dwa wcześniej, mielibyśmy większy wybór w oknie transferowym. W tej chwili mamy skompletowaną drużynę, ale brakuje nam dublerów na dwóch kluczowych pozycjach. W ataku i na środku obrony. Pozostaje liczyć, że gdzieś z rynku jacyś wolni strzelcy się pojawią. Jak nie, do końca rundy będziemy musieli zagrać takim składem.
Dzisiaj nie ma zaległości wobec piłkarzy?
Spłaciliśmy wszystkie zadłużenie wobec piłkarzy, którzy przetrwali w Polonii. Nie zapłaciłem nic trenerom ani piłkarzom, którzy odeszli. Na to mam czas do końca marca i zrobię te przelewy.
Pieniądze są przygotowane na koncie?
Na koncie ich nie mam. To, co miałem, wydałem w trakcie jednego dnia. Może parę grosików poszło dzisiaj rano. Natomiast są przygotowane na to, by przekroczyć granicę długów licencyjnych, więc pieniądze zostaną wysłane.
Można być optymistą, że ten zespół się utrzyma?
Oczywiście.
Nie będzie to proste.
Tak, z powodu małej liczby punktów. Natomiast trzecia liga ma swoją specyfikę. Można bardzo szybko popłynąć, można bardzo szybko poprawić swoją sytuację. Jestem optymistą. Utrzymamy się w trzeciej lidze. Tym chłopakom strasznie zależy.
Pan Nitot bierze pod uwagę spadek do czwartej ligi?
W rozmowach tak.
Czyli ewentualny spadek go nie wystraszy?
Na pewno nie.
Czy wejście Nitota pozwoli ściągać piłkarzy z nazwiskiem, czy jednak działacie spokojnie, bez szastania pieniędzmi.
Dwa razy tak. Stać nas na to, by ściągać piłkarzy z nazwiskiem bez kontraktu, ale też nie zamierzamy szastać pieniędzmi, bo zespół bardzo młody też stanowi dobrą wizję na przyszłość.
Jakie to nazwiska?
No comments. Jeśli się pojawiają, to jeszcze nie oficjalnie.
Firmować ma to znany szkoleniowiec? Czy obecny cieszy się całkowitym zaufaniem?
Nie mam innego pomysłu na dzień dzisiejszy. Obecny trener jest od dzieciaka w Polonii, przetrwał wszystko, nie dostawał pieniędzy jak wszyscy, został. Nie szukamy alternatywy. Jest okej.
Takie postacie jak Chrobak, Dziewicki, Gołaszewski, Przyrowski, czyli kojarzone z Polonią, będą angażowane w pracę klubu?
Prowadzę rozmowy z jednym z tych panów i zobaczymy.
Jaka będzie rola w Polonii Jerzego Engela?
Jest akcjonariuszem.
Czy będzie miał rzeczywisty wpływ? Kręci się koło klubu i to wiemy. Kacper Malczewski wrócił na ławkę, a to najbardziej oddana osoba Engelowi.
Ciągle walczy się z Engelem albo o Engela, a to wszystko mit. Engel w pewnym momencie po prostu odszedł z klubu, zrezygnował z bycia prezesem. Od tego czasu pojawia się, mamy dosyć sympatyczne relacje, wie, co się dzieje w klubie, ale nie ma na nic wpływu. To są mity i bzdury. I nie ma wpływu, bo ktoś mu zakazuje, tylko z własnego wyboru.
Polonia potrzebowałaby go bardziej zaangażowanego?
Nie, życie idzie do przodu.
To był dobry prezes?
Tak. Aczkolwiek swoich głupstw narobił.
Na przykład?
Znam te grzechy, ponieważ robiłem audyt. Jego głównym błędem było to, że uwierzył we własny projekt i to, że miasto pozwoli mu ten projekt zrealizować.
To chyba dobrze, że teraz Polonia nie będzie musiała ciągnąć pieniędzy od miasta.
Pan żartuje, na razie to miasto ciągnie pieniądze od nas. Miasto po raz pierwszy w roku ubiegłym zdecydowało, że kluby trzecioligowe mogą być zasilane z budżetu miasta. Było na to półtora miliona złotych. 500 tysięcy poszło na Polonię. Nie ukrywam, że bez tych pieniędzy byśmy nie przetrwali. Drugą podporą miała być komunalna spółka, która finansowałaby Polonię, ale to się nie spełniło mimo obietnic. Wejście pana Nitota zmienia rzeczywistość o tyle, że dostajemy bazę budżetową i środki na spłatę długów. Miasto ma w tych długach w tej chwili 1 300 000 złotych. Ten dług bierze się stąd, że płacimy za każdy dzień meczowy. Pomysł, by miasto nam pomagało, działa na zasadzie: damy wam pieniądze, ale płaćcie za stadion.
Pan się z nim nie zgadza?
Miasto ma swój obiekt, musi go utrzymywać i ma jakąś politykę. Ja się tylko dziwię, bo w innych miastach działa to inaczej. Ale może piłka rzeczywiście powinna utrzymywać się sama? Tyle że częścią specyfiki warszawskiej jest to, że spółki lokalne nie chcą wspierać lokalnej piłki nożnej, bo jeśli już są, to wspierają Legię, a Polonii się boją, gdyż kibice Legii to namierzają. Takie są realia. Duże koncerny, które mają tutaj siedziby, nie są zainteresowane trzecioligowym poziomem. Jesteśmy w czarnej finansowej dziurze. Byłoby więc uczciwie, gdyby miasto wspierało Polonię, ale nie wiem, jak to będzie dalej.
Ile macie straty z dnia meczowego?
Około 10 tysięcy muszę dokładać do każdego meczu przy takim zapełnieniu.
Czy Polonia powinna mieć nowy stadion?
Tak. Byłoby dobrze. Powinna mieć nowy stadion. Ale mam skromniejsze marzenie: Polonia mogłaby mieć nowe toalety. Jeśli chodzi o wojnę o stadion, ja mam nieortodoksyjny pogląd – jeśli miałby być to stadion, który wybrano przez miasto w konkursie, to może lepiej poczekać na lepszy projekt. Trzeba coś wybrać. Albo Polonia będzie płaciła 40-60 tysięcy za dzień meczowy, albo będzie miała obiekt, który wyjdzie w dniu meczowym na zero i może coś jeszcze dorzuci do klubu. Obecny projekt jest takim, w którym zawsze będzie trzeba coś dokładać. To trochę bez sensu, tak się nie da działać, szczególnie w mieście, które nie jest skore do finansowania piłki.
Obecny obiekt nie jest brzydki, owszem, jest wiele ładniejszych, ale to nie fanaberia, by budować obiekt dla trzecioligowego klubu?
Powiedzmy sobie uczciwie: my w ciągu trzech lat wypełniliśmy stadion tylko na mecz z Widzewem. Ale to się zmieni. W ciągu kilku lat dotrzemy do Ekstraklasy. Dziesięciu lat nie będzie potrzeba. Od drugiej ligi trzeba mieć ładniejszy i większy obiekt, to zawsze impuls dla kibiców. Natomiast nie trzeba wszystkiego rozwalać w drobny mak, tylko na przykład podnieść trybuny. Ciekawa gra toczy się też o otoczenie. Miasto wyobraża sobie, że stadion będzie czymś osobnym, a otoczenie nadal będzie wykorzystywało miasto. To sprawi prędzej czy później, że Polonia będzie musiała opuścić Konwiktorską. Nikt nie będzie utrzymywał cudzego obiektu w nieskończoność. Problem jest taki, że jeśli miasta nie stać na budowę obiektu, a to ma kosztować 400 milionów, to trzeba zmienić pomysł i zrobić cały teren na jedną transakcję. W partnerstwie publiczno-prywatnym trzeba wypełnić tak teren, żeby spłacić stadion i jeszcze na tym zarabiać.
Czyli na przykład powstaje obok restauracja, z której zyski idą na Polonię.
Przynajmniej częściowo trzeba założyć, że koszt utrzymania stadionu powinien być finansowany z nieruchomości, czyli komercji. Jeżeli stadion będzie wymagał finansowania, Polonia będzie musiała płacić za cztery godziny w dniu meczowym. To wyrzuci nas na peryferia. Na dziś uważam zresztą, że trzeba dać sobie na wstrzymanie, żeby pan Nitot ze wszystkim się zapoznał. Z budżetu miasta się przecież nie wylewa.
Dlaczego Warszawa jest tak głupio zarządzana, jeśli chodzi o sport?
Dlatego, że w tym mieście od co najmniej 10 lat piłka jest traktowana jak prywatna rozrywka i fanaberia. Jak chcą grać, to niech sobie to finansują. Model współpracy dotyczy tylko największych. Gdyby nie TVN, nie byłoby stadionu Legii i ona mogłaby być dziś w sytuacji Polonii, czyli na garnuszku. Liczą się tylko wielcy sponsorzy i wielkie szanse. Na podtrzymywanie przy życiu nikt nie zwraca uwagi. Zniknęło wiele klubów, nie tylko piłkarskich. Może tak musi być? Miasto Warszawa nie chce finansować sportu. Ma prawo.
Ma, ale sport jest dobrem wspólnym.
Miasto finansuje sport dzieci i młodzieży. Nie wiem, czy w sposób racjonalny, bo idą duże pieniądze, nawet jak dany dzieciak nie istnieje.
To nie jest racjonalny sposób.
No nie jest. Nie widziałem poważnego pomysłu. Pozwala się umierać kolejnym klubom i kolejnym obiektom. To się powoli zmienia za prezydenta Trzaskowskiego, może kobiety nie miały do tego serca i głowy, a one rządziły przez osiem lat.
Czego uczy nas przykład Polonii, mówię od upadku do teraz?
Że gra się do końca. Pan Nitot zapytał mnie w pewnym momencie negocjacji: – Wszystko okej? Ja sobie przypomniałem stary dowcip o bacy. Wpadł do studni i wołają za nim: – Wszystko okej, baco? – Okej! Jeszcze lecę.
To jest o Polonii. W życiu zawsze są górki i doły, trzeba wykorzystywać szanse do momentu, aż pojawi się nowa. Tego uczy przykład Polonii.
Derby Warszawy za maksymalnie dziewięć lat?
Tak.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL