Reklama

Jeśli ktoś myśli, że wykorzysta koronawirusa do ugrania czegoś dla siebie, to się myli

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

12 marca 2020, 08:57 • 13 min czytania 0 komentarzy

— Czwartkowe spotkanie zarządu dotyczy wyłącznie jednego punktu: koronawirusa i podjęcia uchwał z tego wynikających. Spekulacje, ile klubów spada, ile awansuje, ile klubów będzie liczyła, nie będą tematem posiedzenia. Jeśli ktoś myśli, że wykorzysta obecną sytuację do własnych interesów i coś ugra na koronawirusie, to się myli — mówi na łamach czwartkowego wydania „Przeglądu Sportowego” prezes PZPN Zbigniew Boniek.

Jeśli ktoś myśli, że wykorzysta koronawirusa do ugrania czegoś dla siebie, to się myli

GAZETA WYBORCZA

Ostatnia kiwka Ronaldinho – Brazylijczyk wylądował w paragwajskim więzieniu za posługiwanie się podrobionym paszportem.

Ronaldinho siedzi, a prokurator prowadzący jego sprawę powiedział, że nie wypuści go zza krat, a nawet nie zgodzi się na areszt domowy, dopóki były piłkarz nie przestanie kręcić – to znaczy dopóki nie wyjaśni wszystkich okoliczności zdarzenia. I faktycznie, we wtorek sąd odrzucił wniosek mecenasa Quieroza o zmianę aresztu śledczego na areszt domowy, choć obrońca proponował nawet 5 mld guarani (800 tys. dol.) kaucji. Sąd uznał, że ryzyko ucieczki gwiazdy jest jednak zbyt duże. W kraju już poleciały głowy ważnych osób odpowiedzialnych w ministerstwie za imigrację, granice i dokumenty.

Również w Brazylii na najwyższych szczeblach wrze.

Reklama

Ronaldinho jest tam wciąż wielki, choć nie tylko ostatnie lata kariery były już dość żałosne. Spędził je jako największa medialna atrakcja ligi brazylijskiej (…). Koniec nastąpił w Fluminense, w jego ukochanym Rio, gdzie imprezowa noc przechodzi płynnie w imprezowy dzień, dzień w noc, i tak w kółko. Z tego powodu też rozwód z Fluminense za porozumieniem stron. Fani gwizdali, gdy się pojawiał, choć przecież był z Rodziny Scolariego, z Pentacampeoes, czyli drużyny, która w 2002 roku pod wodzą Luiza Felipe Scolariego zdobyła dla Brazylii piąty tytuł mistrza świata. Ostatni.

Polska piłka a koronawirus – konsekwencje pandemii dla naszej kopanej.

„Oczywiste jest to, że na sytuacji tracą najwięcej kluby, które mają najlepszych i najwierniejszych kibiców. Bądźmy szczerzy, część klubów nie odczuje tak braku kibiców jak te największe marki” – pisze Jarosław Królewski, wiceprzewodniczący rady nadzorczej Wisły Kraków. Problem Wisły nie polega jednak na tym, że należy do „największych marek”, ale na tym, że jest zadłużona po uszy. Kilkanaście miesięcy temu kłopoty finansowe prawie doprowadziły ją do upadku. Odpowiedzialne były za to poprzednie władze klubu.

Stawanie na nogi trwa do dziś, końca nie widać, a wpływy m.in. ze sprzedaży biletów są wyjątkowo ważną rubryką w tabeli przychodów. Tym bardziej że Wisła musi płacić miastu za wynajęcie stadionu – przed każdym meczem 123 tys. zł brutto. Tymczasem do końca sezonu Wiśle zostało pięć lub sześć meczów u siebie, w tym prestiżowy z Legią Warszawa, który mógłby przyciągnąć ok. 30 tys. osób. Brak pieniędzy z biletów stawia ją w sytuacji ekstremalnie trudnej.

Reklama

Lech wznowił sprzedaż biletów na mecz z Legią. W taki sposób można wesprzeć klub w obliczu strat związanych z grą przy pustych trybunach, choć oczywiście wejściówki nie będą zrealizowane.

„Możesz nadal nas wspierać i pozostawić zakupioną wejściówkę, którą wykorzystasz na najbliższym otwartym spotkaniu Lech – Legia lub wymienisz ją na inne starcie Kolejorza rozegrane przy Bułgarskiej z udziałem publiczności” – zwraca się Kolejorz do swoich kibiców. Mało tego, klub ponownie uruchomił też sprzedaż biletów na mecz z Legią. „Jeśli chcesz wesprzeć klub, możesz zakupić taką wejściówkę. Kartę wstępu będziesz mógł wykorzystać na kolejnym otwartym starciu Kolejorza z legionistami na stadionie przy Bułgarskiej”.

Wiele odpowiedzi fanów w social mediach świadczy o wsparciu w trudnej sytuacji: „W kryzysie trzeba się jednoczyć”, „Jutro kupię bilet!”, „Olać te pieniądze. Jesteśmy z wami! W sobotę tylko zwycięstwo”, „Proszę wykorzystajcie te kasę dobrze!”.

RZECZPOSPOLITA

Zagrożone, z powodu koronawirusa, są mistrzostwa Europy, Igrzyska Olimpijskie. Sportowcy też chorują.

W przeciwieństwie do gospodarzy Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) na razie trzyma się mocno. Jego przewodniczący wciąż zapewnia, że temat zmiany terminu igrzysk nie istnieje, a przygotowania do organizacji idą pełną parą. Żadnego śladu po koronawirusie nie ma na stronie internetowej MKOL-u. Oficjalny serwis tokijskich igrzysk informuje jedynie, że ceremonia zapalenia ognia olimpijskiego odbędzie się w Grecji bez kibiców, ale zgodnie z planem.

– Nie sądzę, aby można było anulować igrzyska. Możliwe jest za to ich odroczenie – przyznaje z kolei w rozmowie z „Wall Street Journal” przedstawiciel organizatorów Haruyuki Takahashi.

Jego zdaniem igrzyska mogłyby się odbyć w 2021 albo 2022 roku. Inną wersję przedstawiła niedawno japońska minister ds. olimpijskich Seiko Hashimoto, według której kontrakt na organizację igrzysk obowiązuje do końca roku, więc można je przesunąć tylko o kilka miesięcy.

SUPER EXPRESS

Jak wielkie będą straty polskiej piłki z powodu koronawirusa? Oblicza Piotr Koźmiński z „Super Expressu”.

PZPN całkowicie popiera decyzję premiera Mateusza Morawieckiego o odwołaniu imprez masowych, niemniej oznacza to straty finansowe dla związku. Ile konkretnie? W tym przypadku, jeśli chodzi o mecze we Wrocławiu i w Chorzowie straty będą wynosić około 5–6 mln zł. Gdyby te spotkania odbywały się na Stadionie Narodowym w Warszawie, to byłoby to ok. 10 mln zł w sumie – tak wynika z naszych ustaleń (…).

Koronawirus spowoduje też finansowe straty w ekstraklasie. Bilety, zakupy na stadionie, czyli dzień meczowy, przyniósłby Lechowi Poznań około 2 mln zł. Tych pieniędzy Lech nie zarobi, a jaka to skala, wystarczy pokazać na przykładzie – to więcej niż roczny kontrakt najlepiej opłacanego w Lechu piłkarza, czyli Christiana Gytkjaera. A co jeśli nie skończy się na jednej kolejce? Wpływy z dnia meczowego w dużej mierze zależą od frekwencji, ale w Poznaniu to strata rzędu kilkuset tysięcy złotych za mecz.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zbigniew Boniek komentuje na łamach „PS” między innymi pomysły na zakończenie ligi z powodu koronawirusa.

Jest możliwe, by sezon skończył się po 30 kolejkach?
— Chcemy grać do 37., ale niczego nie wykluczam. Sami nie zakończymy rozgrywek wcześniej, ale możemy zostać zmuszeni. Są dekrety wagi państwowej i kwestie ważniejsze od meczów ligowych. Zamierzamy być gotowi na każdą ewentualność, ale dziś w regulaminie nie ma wytycznych, co robić w takich sytuacjach. Stąd nadzwyczajny zarząd.

Pojawił się pomysł, by skrócić sezon, zdecydować o powiększeniu ligi do 18 zespołów już od następnych rozgrywek, a nie od sezonu 2021/22, jak jest planowane. A teraz niech nikt nie spada.
— To są bzdury. Czwartkowe spotkanie zarządu dotyczy wyłącznie jednego punktu: koronawirusa i podjęcia uchwał z tego wynikających. Spekulacje, ile klubów spada, ile awansuje, ile klubów będzie liczyła, nie będą tematem posiedzenia. Jeśli ktoś myśli, że wykorzysta obecną sytuację do własnych interesów i coś ugra na koronawirusie, to się myli. Nikt nie spada? Co to za bzdury! Zarząd jest po to, by w wyjątkowej sytuacji zabezpieczyć się na każdą ewentualność, podjąć nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, a nie dyskutować nad formatem ligi w następnym sezonie. Prawa telewizyjne są sprzedane na kolejny rok, jest ustalony tryb rozgrywek, liczba meczów itd. Kto spekuluje i używa koronawirusa do własnych celów, nie ma we mnie partnera.

Marcel Sabitzer dubletem w 1/8 finału LM wyszedł z cienia partnerki.

Jeśli Marcel Sabitzer będzie nadal grać jak we wtorkowym starciu Ligi Mistrzów z Tottenhamem (3:0), gdy strzelił dwa kapitalne gole dla RB Leipzig, to pewnie na dobre wyjdzie z jej cienia. Związał się z celebrytką i modelką Katją Kühne. W 2014 roku wygrała telewizyjny show „Der Bachelor”, w Polsce ten program jest znany jako „Kawaler do wzięcia”. Bierze w nim udział tytułowy kawaler i dziewczyny walczące o jego względy. Sześć lat temu w niemieckiej wersji tego formatu z grona 22 kandydatek Christian Tews wybrał pochodzącą z Ukrainy Katję (do Niemiec przeniosła się w wieku 15 lat), która w taki sposób z ekspedientki w perfumerii zmieniła się w gwiazdę. Po kilku miesiącach rozstała się z poznanym w telewizyjnym show partnerem, a w 2017 roku związała z Sabitzerem. Katja ma 34 lata, o dziewięć więcej od piłkarza, para w zeszłym roku doczekała się córki, a kobieta ma jeszcze 13-letniego syna z poprzedniego związku. W sylwestra zawodnik jej się oświadczył.

Łukasz Wolsztyński ma problemy zdrowotne – nie wiadomo, kiedy wróci do gry.

W meczu z Cracovią (3:2) zawodnik zabrzańskiej drużyny doznał kontuzji. Nie był przez nikogo atakowany, ale zaczął go boleć mięsień, usiadł na murawie, a po zaledwie trzydziestu minutach gry musiał opuścić boisko. Od piątku Łukasz Wolsztyński nie trenuje. Chociaż od spotkania z Pasami minęło już pięć dni, wciąż nie wiadomo, jaką piłkarz ma kontuzję. – Łukasz nie może na razie ćwiczyć, przechodzi badania. Nie wiemy, jak długa czeka go przerwa, czekamy na informację od lekarzy – przyznaje trener Marcin Brosz. Chociaż w tym sezonie ofensywny pomocnik nie jest pierwszym wyborem szkoleniowca, miał dotychczas pięć asyst (najwięcej w drużynie), strzelił także dwa gole.

Bogdan Butko okazał się strzałem w dziesiątkę poznańskiego Lecha. Były wątpliwoci odnośnie jego formy fizycznej, ale rozwiał je doprawdy błyskawicznie.

Po pierwszych dwóch sprawdzianach w ekstraklasie wiemy już, że obawy w jego przypadku były przesadzone. Zwłaszcza pod względem fizycznym Butko pokazał, że jest w pełni gotowy do gry. W debiucie przeciwko Górnikowi był drugim najlepszym zawodnikiem w Lechu pod względem pokonanego dystansu (11,65 km) i co ważne – nie były to kilometry zaliczone truchtem. Według statystyk podanych przez ekstraklasę Ukrainiec zaliczył z zabrzanami 14 sprintów (bieg powyżej 25,2 km/godz.) i aż 88 szybkich biegów (19,8–25,2 km/godz.). W tej drugiej kategorii był nie tylko zdecydowanie najlepszy w szeregach Kolejorza, ale także w ścisłej czołówce wśród wszystkich zawodników ekstraklasy – więcej szybkich biegów zaliczył wówczas tylko Adama Ratajczyk z ŁKS-u (91).

– Rozkręcał się z każdą minutą i myślę, że druga połowa w jego wykonaniu była już naprawdę dobra – powiedział po tamtym spotkaniu zadowolony z jego postawy trener Dariusz Żuraw. Sam Ukrainiec mówił zaś, że ma jeszcze rezerwy. – Może nie jestem jeszcze w stu procentach przygotowany fizycznie tak, jakbym chciał, ale to tylko kwestia czasu – powiedział.

Aleksandar Rogić w wywiadzie po odejściu z Arki diagnozuje między innymi problemy Arki i wskazuje, gdzie zostały popełnione największe błędy.

Czego potrzebuje Arka, by w przyszłości być lepszym zespołem?
— Po pierwsze, ludzie w klubie muszą wyciągnąć wnioski z błędów, które popełniano przez ostatnie dwa, trzy lata. Arka osiągała sukcesy, wywalczyła Puchar i Superpuchar Polski, ale tego momentu nie wykorzystano. Można było zrealizować projekty, które byłyby fundamentalne dla funkcjonowania klubu – przede wszystkim poprawić infrastrukturę. Każdej zimy zespół nie trenuje na odpowiednim boisku i na wiosnę wyniki nie są najlepsze. Później przydałoby się stworzyć przemyślany, ale zarazem realny plan rozwoju na najbliższe trzy lata, a może nawet pięć. Należy zainwestować środki w rozwój odpowiednich segmentów. To by sprawiło, że w klubie panowałyby wyższe standardy. W piłce nożnej, jeżeli masz przemyślaną strategię rozwoju klubu i styl gry drużyny, jest łatwiej pozyskiwać zawodników z określoną charakterystyką. Nie bierzesz wtedy w jednym oknie transferowym trzech dobrych środkowych pomocników na pozycję numer osiem, mimo że masz już w zespole dwóch takich graczy. Albo inny przykład – Arka ma czterech środkowych obrońców, a nie zdobyła w tym sezonie ani jednej bramki po rzucie rożnym. Komponując środek defensywy, powinno się myśleć o równowadze. Jeden obrońca powinien być przede wszystkim wysoki, drugi szybki, trzeci lepszy technicznie, a czwarty posiadać osobowość lidera. Nie można mieć bardzo podobnych do siebie graczy. Być może jestem w błędzie, diagnozując w ten sposób problemy Arki, ale taka jest moja opinia.

Rafał Kosiec chce swoją tragedię – cztery lata cierpienia – przekuć w coś dobrego. Założył więc fundację „Doliczony czas”.

Dla niego taka działalność to nowość, ale postawił już solidne fundamenty, które przekonują kolejne osoby i firmy. Dzięki temu 69 tysięcy złotych trafi na rzecz Łukasza Derbicha i Karola Hodowanego. To efekt akcji charytatywnej „Fortuna Za Gole”. Firma Fortuna, która jest sponsorem tytularnym pierwszej ligi, za każdą bramkę zdobytą w 21. i 22. kolejce tych rozgrywek, zobowiązała się przekazać tysiąc złotych na „Doliczony Czas”. – A my z kolei przeznaczamy je na Łukasza, który musi przejść przeszczep nerki, oraz na Karola, który w grudniu 2019 roku miał bardzo poważny wypadek samochodowy, potrzebuje środków na leczenie i rehabilitację – opowiada Kosiec. – Wiem, że dopóki ktoś jest zdrowy, nie bierze pod uwagę, że w przyszłości sam może potrzebować takiego wsparcia. Mój przykład pokazuje, że warto być gotowym na każdy scenariusz – dodaje były piłkarz i podkreśla, że teraz najważniejsze, by znaleźć sponsorów. Dla nich już jest wiarygodny: fundacja ma opiekę prawną, kardiolog prof. Krzysztof Filipiak stworzył Radę Lekarzy, która weryfikuje osoby zwracające się o pomoc. W zarządzie fundacji, oprócz Kośćca, jest dziennikarz Krzysztof Stanowski, a w radzie nadzorczej trenerzy Jacek Magiera, Edward Klejndinst, dziennikarz Michał Pol i właśnie profesor Filipiak. Dołączają kolejne znane osoby, ważne postacie polskiego sportu.

SPORT

Zarząd PZPN uzupełni dziś regulamin rozgrywek na nadzwyczajnym posiedzeniu w związku z koronawirusem.

Regulamin ekstraklasy nie przewiduje niedokończenia sezonu, dlatego ewentualne podjęte dziś uchwały mają regulować taką sytuację. Nawet jeśli dziś zawieszenie rozgrywek jest mglistą perspektywą, to przecież trudno jednoznacznie to wykluczyć.

Pytania się mnożą, słychać nawet o tak skrajnych scenariuszach, jak dogranie do końca sezonu zasadniczego ekstraklasy (4 kolejki, ostatnia 11 kwietnia), celem wyłonienia mistrza i uczestników europejskich pucharów, a „niebawienia” się już w grupy mistrzowską i spadkową. Niższe ligi? Mogłyby zostać zawieszone i ruszyć latem w niezmienionych składach. Bez spadków, bez awansów. Znamiona sportowej katastrofy… Dlatego nie gdybajmy.

Felicio Brown Forbes z powołaniem do reprezentacji Kostaryki na spotkania z Grecją i Panamą.

Mimo powołania napastnik Rakowa raczej nie otrzyma zbyt wielu szans pokazania się w meczach reprezentacji, co spowodowane jest jego formą. W pierwszej części sezonu „Felek” był podstawowym wyborem w jedenastce Marka Papszuna. W tym czasie zdobył 5 goli, co dało mu pozycję lidera strzelców wśród zawodników Rakowa. Listopadowa kontuzja kolana oraz dwumiesięczna przerwa w treningach sprawiły, że po powrocie do zespołu napastnik usiadł na ławce rezerwowych, z której wchodził na murawę na końcówki spotkań. Od powrotu po urazie w pięciu rozegranych spotkaniach zdobył tylko jednego gola. Mimo to nadal pozostaje najlepszym strzelcem Rakowa w ekstraklasie.

Giorgios Giakoumakis z zazdrością mógł patrzyć, jak jego grecki kolega z linii obrony – Stavros Vassilantonopoulos – strzela gola Cracovii. On też szybko chce zacząć zdobywanie bramek.

W kolejnych ligowych grach piłkarz liczy na równie efektowne i skuteczne występy, co jego kolega, tym bardziej, że jest przecież typowym środkowym napastnikiem. W bieżących rozgrywkach w barwach AEK zanotował znacznie więcej gier niż Vassilantonopoulos. Ten w ateńskim klubie praktycznie w ogóle nie grał. Zaliczył ledwie dwa ligowe mecze. Giakoumakis ma ich na koncie 13 w greckiej Super Lidze i trzy w meczach pucharowych. Jak podobał mu się mecz w naszej ekstraklasie, w którym debiutował?

— Tempo było szybkie, muszę się znowu do wszystkiego przyzwyczaić, bo przez półtora miesiąca nie zagrałem w AEK żadnego spotkania. To kwesta treningu. Podoba mi się jednak taki sposób grania, na pewno szybko się przyzwyczaję. Jeżeli chodzi o poziom, to jest podobny do tego w Grecji – mówi.

Czy GKS Tychy nadal będzie prowadził dyrektor sportowy Ryszard Komornicki, czy może znajdzie swojego następcę i wróci do gabinetów?

Do niedzielnego meczu z Zagłębiem Sosnowiec zostało kilka dni. Czy jest pan przekonany, że jako tymczasowy trener poprowadzi pan w nim GKS?
— Poproszę o inny zestaw pytań.

Ale to pan jest dyrektorem sportowym!
— Wiem. I szukam trenera, tyle mogę powiedzieć. Lubię i zawsze lubiłem pracować jako trener, mieć do czynienia z piłką. Nie chcę się wypowiadać ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie jest postanowione, że będę dalej trenerem. Moja rola we wtorek sprowadziła się do tego, by z chłopakami porozmawiać, trochę inaczej ich ustawić, zwrócić na pewne kwestie uwagę. W ciągu dwóch dni nie da się zdziałać niczego wielkiego. Biorę to na spokoju. Mam pozycję dyrektora sportowego, mogę na nią wrócić. Gdy mnie zwolnią z trenera, to będę dyrektorem (śmiech). Muszę przerobić ten mecz, dla samego siebie przeanalizować. Mamy olbrzymi potencjał, brakuje tylko pewnych kwestii, cech, które musimy wypracować. Ta drużyna może grać naprawdę dobrą, ofensywną, agresywną piłkę. Tak to widzę. Nie chodzi o posiadanie piłki, a szybką grę do przodu, jak najszybsze stwarzanie sytuacji.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...