Reklama

Pustka na trybunach i pustka w grze Borussii. Bezproblemowy awans PSG

redakcja

Autor:redakcja

11 marca 2020, 23:12 • 4 min czytania 9 komentarzy

Nie będziemy ukrywać – puste trybuny Parku Książąt dość mocno ograniczyły naszą frajdę z oglądania starcia Paris Saint-Germain z Borussią Dortmund. Tak to już po prostu jest, że spotkania rozgrywane bez udziału kibiców sprawiają wrażenie niepełnych, żeby nie powiedzieć – wykastrowanych. Ale cóż – względy bezpieczeństwa są obecnie najważniejsze. Choć chyba nie dla sympatyków PSG, którzy tłumnie pojawili się pod stadionem i tam zorganizowali doping dla swoich ulubieńców, wykazując się skrajną nieodpowiedzialnością.

Pustka na trybunach i pustka w grze Borussii. Bezproblemowy awans PSG

Przytłumione okrzyki raczej nie uskrzydliły gospodarzy, jednak zdecydowanie nie było im to potrzebne. I bez dodatkowych bodźców paryżanie łatwo rozprawili się z Borussią. Odrobili straty z pierwszego meczu i awansowali do ćwierćfinału Champions League.

„Przespaliśmy pierwszą połowę. Musi wyjść inny zupełnie zespół na drugą połowę. To musi być zupełnie inna gra. To musi być zupełnie inna walka” – takich słów raczej nie powiedział swoim podopiecznym Lucien Favre po pierwszych czterdziestu pięciu minutach gry. Chociaż mógłby jak najbardziej skopiować niezapomnianą tyradę Jerzego Engela, ponieważ Borussia pierwszą odsłonę spotkania naprawdę przespała i to donośnie chrapiąc. Oczywiście asekuracyjne nastawienie Niemców można łatwo zrozumieć, ale z drugiej strony – wynik 2:1 przed własną publicznością to nie jest aż tak olbrzymia zaliczka, żeby skoncentrować się wyłącznie na bronieniu dostępu do własnej bramki. Tymczasem podopieczni Favre’a z takim właśnie planem taktycznym wyszli na dzisiejsze starcie – głęboko się cofnąć, wciągnąć rywala na własną połowę i od czasu da czasu poszukać szansy do kontrataku.

Początkowo jeszcze jako-tako się udawało ekipie BVB realizować przedmeczowe założenia. Ich kontrataki rzeczywiście były dość dynamiczne i całkiem groźne. Raz czy drugi tylko centymetrów zabrakło, by Erling Haaland dopadł do futbolówki zacentrowanej w pole karne. Niezłą okazję do ukąszenia strzałem z osiemnastu metrów miał też Jadon Sancho.

Ale im dalej w las, tym wyraźniej rysowała się przewaga gospodarzy.

Reklama

Wreszcie Paris Saint-Germain całkowicie zdominowało przebieg gry. Paryżanie świetnie się ustawiali w defensywie, wychodzili wysokim, odważnym pressingiem. Bardzo spokojnie utrzymywali się przy piłce, od czasu do czasu przyspieszając grę. Momentami to pykali sobie wręcz jak na sparingu – na luzie, kiedy trzeba to po prostu po obwodzie, ale zazwyczaj odważnie, szukając wolnych przestrzeni w okolicach pola karnego BVB. No i – co najważniejsze – wyraźną przewagę spuentowali dwiema bramkami. Najpierw Neymar wykorzystał katastrofalną postawę gości w defensywie i skierował piłkę do siatki głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Na 2:0 trafił natomiast Juan Bernat, stawiając kropkę nad i w szybkiej, efektownej akcji paryżan. Golem do szatni przypieczętował miażdżącą przewagę swojego zespołu.

Co tu dużo mówić – gospodarze absolutnie zasłużyli na dwubramkowe prowadzenie. I to wszystko z Kylianem Mbappe na ławce. Wynik mógł być zresztą jeszcze bardziej korzystny dla PSG, ale wyśmienite sytuacje knocił w swoim stylu Edinson Cavani.

Borussia oczywiście wciąż pozostawała w grze – jeden gol przyjezdnych doprowadziłby bowiem do dogrywki. Ale po przerwie PSG nie dało się zaskoczyć. Niemcy niby mieli optyczną przewagę obszernymi fragmentami drugiej połowy spotkania, lecz niewiele z ich natarć wynikało. Szukali swoich szans przede wszystkim w akcjach oskrzydlających i trudno się oprzeć wrażeniu, że podopieczni Thomasa Tuchela właśnie na to liczyli. Z premedytacją spychali BVB do skrzydeł, zmuszając oponentów do dośrodkowań, które albo były bez problemu blokowane przez bocznych obrońców, albo z łatwością wybijane przez stoperów.

Haaland? Niby z niego dryblas, a dziś i Marquinhos, i Kimpembe spokojnie zmieściliby go w kieszeni.

Statystyki zresztą mówią same za siebie. Tylko dwa strzały celne oddali w całym meczu zawodnicy BVB. Paryż nie ma w tym elemencie znaczącej przewagi – cztery uderzenia w światło bramki. Ale prawda jest taka, że po przerwie gospodarze skoncentrowali się niemal wyłącznie na bronieniu dostępu do własnej bramki. Choć na boisku pojawił się wspomniany Mbappe, paryżanie nie narzucili już tak wysokiego tempa jak przed przerwą. A i tak kilka razy zagrozili rywalom szybkimi wypadami na ich połowę. Po jednej z takich szarż doszło do kotłowaniny. Emre Can faulem powstrzymał rajd Neymara, potem odepchnął pyskującego Brazylijczyka. Zagotowało się – ostatecznie ofensywny pomocnik PSG obejrzał żółty, a środkowy pomocnik BVB czerwony kartonik, trochę zresztą niezasłużenie.

Jednak wielkiego wpływu na przebieg spotkania ta nieprzyjemna sytuacja nie miała. Borussia nie odrobiłaby strat ani w jedenastu, a chyba nawet w dwunastu nie dałaby rady. Gospodarze bronili się naprawdę kapitalnie. Duża klasa i pełen spokój.

Reklama

Nie był to generalnie wielki mecz, z różnych powodów, niekoniecznie sportowych. Lecz taktyczny kunszt PSG trzeba docenić, bo rywale dzisiaj naprawdę na boisku nie pisnęli. Podopieczni Tuchela wysyłają więc wyraźny sygnał, że w tym sezonie będą się liczyć w walce o triumf w Champions League. O ile oczywiście w ogóle dojdzie do ostatecznych rozstrzygnięć.

Paris Saint-Germain 2:0 Borussia Dortmund

(Neymar 28′, J. Bernat 45+1′)

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
1
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Liga Mistrzów

Komentarze

9 komentarzy

Loading...