Co zrozumiałe, tematem większości tekstów – również w prasie sportowej – jest koronawirus i skutki, jakie jego epidemia niesie dla świata sportu. Poza tym w „Super Expressie” mamy wypowiedź włoskiego eksperta sędziowskiego, który uważa, że czerwonej kartki dla Jose Kante w meczu z Piastem być nie powinno, w „Przeglądzie Sportowym” przeczytamy między innymi o koszmarnym z kilku względów wyjeździe Śląska do Białegostoku czy kryzysie szczecińskiej Pogoni, a w „Sporcie” – o zwolnieniu Ryszarda Tarasiewicza czy o dylemacie nie tylko rywali, ale i samego Piasta pod tytułem „jak zatrzymać Hiszpanów?”.
GAZETA WYBORCZA
Jak koronawirus uderzył w świat sportu. Mocno i boleśnie.
Na wtorek premier zapowiedział spotkanie z przedstawicielami związków sportowych. Na nim mają zostać podjęte decyzje na temat dalszych losów zawodów, a także ewentualnej finansowej rekompensaty dla organizatorów za ich odwoływanie.
Bo straty finansowe mogą być ogromne. Na mecz Lecha z Legią w Poznaniu wybiera się niemal 40 tys. ludzi. Przy tak dużej frekwencji odwołanie meczu albo rozegranie go przy pustych trybunach to dla Lecha brak ok. 2 mln zł.
Lech Poznań już zapowiedział, że sam meczu z Legią nie odwoła i czeka w tej sprawie na decyzje administracyjne.
Podobnie jest w Gdańsku, gdzie Lechia w środę ma zagrać w Pucharze Polski z Piastem Gliwice, a w niedzielę podjąć Arkę Gdynia w derbach Trójmiasta.
SUPER EXPRESS
Mecze kadry i ekstraklasy bez udziału publiczności – to decyzje, jakie mają zostać dziś ogłoszone przez piłkarskie władze.
Wczoraj o godz. 17 doszło do spotkania Mateusza Morawieckiego z przedstawicielami kilku związków sportowych. Chwilę wcześniej, przez kilkanaście minut, premier rozmawiał w cztery oczy ze Zbigniewem Bońkiem, prezesem PZPN. W obliczu zagrożenia epidemią politycy i przedstawiciele świata sportu są zgodni – nie ma co ryzykować. Stąd radykalne, ale niezbędne w obecnej sytuacji decyzje. Wprawdzie nie ma jeszcze oficjalnego komunikatu (ma się pojawić dzisiaj), ale z informacji „Super Expressu” wynika, że dwa najbliższe mecze kadry zostaną rozegrane bez publiczności. Tak samo będzie z piłkarską ekstraklasą. Władze zasięgnęły m.in. opinii epidemiologów w tej sprawie i stąd takie decyzje.
Ekspert sędziowski z Włoch Luca Marelli twierdzi, że Jose Kante nie powinien dostać czerwonej kartki w meczu z Piastem Gliwice.
Jak Włoch ocenia to, co zrobił Jose Kante?
– Faul i żółta kartka. Zdarzenie całkowicie przypadkowe, nie było intencji zranienia rywala. Zawodnik atakujący zachował się nieroztropnie. Oczywiście, musimy pamiętać o jednym: sędzia ocenia zdarzenie całościowo, biorąc pod uwagę całą jego dynamikę, ale powtarzam: w moim odczuciu, biorąc pod uwagę cały aspekt, zakwalifikowałbym to jako rzut wolny dla rywala i żółty kartonik dla atakującego – powiedział nam były włoski arbiter.
RZECZPOSPOLITA
Tottenham musi wierzyć w cud przed dzisiejszym rewanżem z Lipskiem.
Tottenham odpadł z Pucharu Anglii, w lidze zajmuje ósme miejsce i tylko Liga Mistrzów daje nadzieję na uratowanie sezonu. Ku pokrzepieniu serc przypominany jest ubiegłoroczny cud w Amsterdamie. Wtedy też była porażka 0:1 w Londynie, potem dwie szybko stracone bramki w rewanżu i pościg zakończony wyeliminowaniem Ajaksu dzięki trafieniu w 6. minucie doliczonego czasu.
– To już przeszłość, musimy napisać nową historię – zapowiada jeden z bohaterów tamtego półfinałowego wieczoru, bramkarz Hugo Lloris. – Nie jestem zaskoczony, że RB Lipsk walczy o tytuł w Bundeslidze. Żeby awansować, trzeba rozegrać perfekcyjny mecz.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Zaraza na razie wygrywa ze sportem. Kolejne imprezy są odwoływane lub planowane bez udziału widzów.
Problemy są wszędzie. Odwołano zawody Pucharu Kontynentalnego w skokach narciarskich, które miały się odbyć w weekend w Zakopanem. KSW plano- wało 21 marca galę MMA w Łodzi, ale… – Szykujemy się na to, że będziemy musieli odwołać imprezę w formule, w jakiej ją planowaliśmy. Bierzemy pod uwagę zorganizowanie gali dla wąskiej grupy ludzi, ale pokazywanej w telewizji. Wtedy utrzymamy termin, choć pewnie zmienimy nieco kartę walk. Podejmujemy środki asekuracyjne – zapewnia Martin Lewandowski, jeden z właścicieli KSW. Tłumaczy, że dziś trudno cokolwiek zaplanować i to samo mogą powiedzieć wszyscy. Niestety, nie tylko w świecie sportu.
Tanguy Ndombele, kosztowna pomyłka Tottenhamu.
Po meczu z Burnley (1:1) Mourinho wytknął palcem Tanguya Ndombele. Francuz latem ubiegłego roku został najdroższym graczem w historii klubu (kosztował 54 mln funtów). Gdy przychodził, pisało się, że to brakujący element w układance Pochettino i zwiastun nowych czasów dla ambitnego klubu, chcącego zrobić krok do przodu. Mijają jednak miesiące, a 23-latek spisuje się poniżej oczekiwań.
W meczu z Burnley Francuz wyszedł w pierwszym składzie, ale został zmieniony już w przerwie. – Nie miałem na boisku pomocników. Czyli zawodników, którzy chcą dostać piłkę, zrobić wślizg czy łączyć grę defensywy z ofensywą – zaczął swoją tyradę „The Special One”. – Muszę powiedzieć, że Tanguy miał wystarczająco dużo czasu, by zaadaptować się do wymogów Premier League. Wiem, że to wymagająca liga i niektórzy dłużej się do niej wpasowują, ale on ma tak duży potencjał, że trzeba od niego oczekiwać więcej. Nie mogę ciągle dawać mu szansy na grę, bo najważniejsza jest drużyna – dodał szkoleniowiec.
Miał być najważniejszy mecz ostatnich lat Valencii, jest impreza dla nikogo.
Wczoraj nie było ani otwartych treningów, ani konferencji prasowych, których Valencia (jako jedyny klub w Hiszpanii) nie organizuje ze względu na fakt, że jeden z dziennikarzy wrócił z pierwszego starcia z Atalantą z koronawirusem i do dziś się nie wyleczył. Na trybunach Mestalli nie będzie ani kibiców, ani przedstawicieli mediów innych niż telewizje mające prawa. Z obiektu utworzono bunkier. Nie podoba się to np. kapitanowi Daniemu Parejo, który zwraca uwagę na hipokryzję polityków. – Żaden ze mnie ekspert ds. bezpieczeństwa, ale na zdrowy rozum kompletnie nie rozumiem, dlaczego tysiące ludzi mogą brać udział w tradycyjnych imprezach „Święta Ognia” (Fallas de Valencia – przyp. red.), a nie mogą wejść na stadion, by wspierać swoich piłkarzy w najważniejszym dniu sezonu. To zupełnie nie ma sensu! – narzekał Hiszpan.
Przedstawiciele lokalnych władz argumentują, że nie można porównywać zagrożenia związanego z imprezami do tego, jakie wywołać mógł przyjazd kilku tysięcy fanów z Lombardii, gdzie koronawirus rozprzestrzenia się bardzo intensywnie.
Legia chce się odwoływać od czerwonej kartki dla Jose Kante, ale musi szukać dla niego alternatywy na mecz z Lechem.
Jego zmiennikiem powinien być Tomaš Pekhart. Tyle że czeski napastnik doznał urazu w spotkaniu z Lechią (2:0), nie siedział na ławce w meczu z Piastem i jego występ w Poznaniu stoi pod wielkim znakiem zapytania.
W tej sytuacji najbardziej prawdopodobny wariant to Mateusz Cholewiak. Co prawda jest skrzydłowym, może też grać na lewej obronie, ale był próbowany w ataku. I na takiej pozycji wystąpił z Piastem. Wszedł na murawę w 54. minucie. Wypadł poprawnie, ale nic ponadto. – Ma smykałkę do strzelania jak napastnik – mówi nam jednak były piłkarz warszawskiego klubu Marcin Mięciel. – Widać było podczas spotkania z Lechią, gdy Kuciak odbił piłkę i Mateusz strzelił do pustej bramki – dodaje.
Alternatywą dla Cholewiaka jest Maciej Rosołek, któremu rywalizacja z Lechem bardzo dobrze się kojarzy. W jesiennym starciu z Kolejorzem debiutował w ekstraklasie i strzelił zwycięskiego gola. Tyle że 18-latek lepiej radzi sobie na skrzydle niż na środku ataku. – Wiadomo, że teraz Legia walczy o tytuł, więc młodzi będą mieć kłopot z częstszą grą, ale strzelił gola z ŁKS i pokazuje się z dobrej strony – twierdzi Mięciel.
Pogoń nie wygrała meczu od pięciu kolejek, ale za Kosty Runjaicia bywały i gorsze serie.
Pogoń jest w zapaści, ale jeśli ktoś ma ją z niej wydobyć, to właśnie Runjaic. To on potrafił tchnąć wiarę w zawodników, którzy byli ostatni w tabeli, i poprowadzić ich do utrzymania. Wtedy w szatni pojawiła się biała tablica z herbem klubu na środku i nazwami kolejnych ligowych rywali wokół. Przy każdym przeciwniku – szara kropka. Razem z nią Niemiec przyniósł trzy markery – zielony, niebieski i czerwony. Pierwszy kolor symbolizował wygraną, drugi – remis, trzeci – porażkę. Po zakończeniu meczu wybrana osoba wypisywała wynik i w zależności od niego zamalowywała kropkę. W ten sposób szkoleniowiec rozpoczął odbudowę pewności siebie piłkarzy.
– Drużyna wierzy w siebie – przekonywał jeszcze kilka dni temu. A jako że może pominąć ten etap zażegnania kryzysu, powinno mu to pójść łatwiej. Na razie wskazuje małe powody do optymizmu. Dobrą formę Mariusza Malca, udane występy najczęściej rezerwowego Igora Łasickiego, wznowienie zajęć z kolegami Kamila Drygasa. Ten ostatni w tym tygodniu dołączył do zespołu. I na razie to najlepsza informacja z obozu Pogoni w minionych tygodniach.
Dla Śląska wyjazd do Białegostoku to był koszmar. Naciągany karny, kontuzje…
Przed Śląskiem piątkowy mecz z Rakowem, który nagle urósł do rangi jednego z najważniejszych w sezo- nie (…). Przed wykonaniem arcyważnego kroku trzeba próbować postawić na nogi niedysponowanych piłkarzy. Nie powinno być kłopotów w przypadku Štigleca, który w meczu z Koroną Kielce (2:1) stłukł kolano. Zebrał się w nim płyn, który ograniczał ruchy. Chorwat był nawet w Białymstoku, ale przegrał wyścig z czasem. Zyskał za to kilka dni, by jeszcze lepiej przygotować się do piątkowego spotkania. Występ Štigleca może spowodować, że tym razem na swojej pozycji, czyli na prawej obronie, będzie mógł zagrać debiutujący w sobotę Guillermo Cotugno. Wiosną w wyniku poważnej kontuzji Łukasza Brozia gra tam nominalny skrzydłowy Lubambo Musonda i choć generalnie nie wypada źle, to tak się składa, że w mniejszym bądź większym stopniu bywa zamieszany w utratę ostatnich bramek.
Nie ma jasności, czy zdążą się wykurować Puerto (mięsień dwugłowy) i Chrapek (uraz kostki). W poniedziałek byli poddawani specjalistycznym badaniom lekarskim. – Jeśli nawet nie wszyscy piłkarze będą gotowi do gry, mamy na tyle szeroką kadrę, że nie powinno być żadnych kłopotów. W drużynie nie brakuje zawodników, którzy czekają na swoją szansę – zapewnia dyrektor Sztylka.
SPORT
GKS Tychy pierwszy raz od 43 lat zagra dziś w ćwierćfinale Pucharu Polski. Tuż po dwóch mocnych wstrząsach – 1:5 w Głogowie i zwolnieniu trenera Tarasiewicza.
Jeszcze w piątek GKS rozsyłał do dziennikarzy zaproszenie na konferencję prasową przed ćwierćfinałem Pucharu Polski, podając jako jednego z gości Ryszarda Tarasiewicza. Prezes Leszek Bartnicki opowiadał wczoraj, że została nawet dla trenera zamówiona na miarę okolicznościowa koszula. – Zastanawialiśmy się, jak będzie leżeć na Ryszardzie Komornickim – uśmiechał się szef klubu z Tychów. Wypowiedź Ryszarda Tarasiewicza znalazła się też w wydrukowanym już specjalnym programie meczowym, przygotowanym przez GKS na spotkanie z Cracovią. Wyszło jednak, jak wyszło. O porażce 1:5 w Głogowie, rozstaniu z trenerem Tarasiewiczem i zastąpieniu go (tymczasowo) dyrektorem Ryszardem Komornickim dyskutuje się w Tychach więcej niż o szansach na „ukłucie” znajdującej się w dołku Cracovii i pierwszy w historii awans do półfinału Pucharu Polski.
Poniżej – rozmowa ze zwolnionym Tarasiewiczem.
Czy spodziewał się pan, że porażka w Głogowie będzie oznaczała koniec pracy z tyską drużyną?
— Przed sezonem postawiłem sprawę jasno, że celem naszej drużyny i naszego sztabu szkoleniowego jest awans do ekstraklasy i stwierdziłem, że jeżeli tego zadania nie zrealizujemy, to nie będę dłużej pracował w GKS-ie Tychy. Uważam, że dla trenera optymalny okres pracy w jednym klubie to dwa lata. W moim przypadku ten czas minął w październiku ubiegłego roku, więc w rundzie wiosennej, siłą rzeczy, nadchodził czas rozrachunku. Ale nie uważam, że porażka z Chrobrym przekreśla szansę GKS-u Tychy na wejście do ekstraklasy.
Dlaczego został pan zwolniony?
— Nie będę tej decyzji komentował. To nie jest w moim stylu. W Głogowie zagraliśmy słabo, ale przez większość tego sezonu drużyna grała dobrze lub bardzo dobrze. Zawodnicy indywidualnie także zrobili postęp. Nie zawsze przekładało się to na wyniki, ale w 7 porażkach poniesionych w tym sezonie aż 4 razy traciliśmy punkty nie z powodu złej gry zawodników. Tak samo w przypadku 7 remisów mogę powiedzieć, że 3 razy odbierano nam punkty, na które swoją grą zasłużyliśmy.
Dalej mamy jedenastkę tygodnia wg „Sportu”. A w niej: Węglarz – Vassilantonopoulos, Uryga, Kostewycz – Conrado, Starzyński, Mihalik, Badia, Jirka – Felix, Gytkjaer. Postacią kolejki – Conrado.
Gdańszczanie – tak jak lubinianie – zdobyli 4 bramki i bezpośredni udział przy każdej z nich miał właśnie sprowadzony zimą Brazylijczyk! Pierwszego gola strzelił sam, gdy po dośrodkowaniu Rafała Pietrzaka futbolówka spadła mu pod nogi, co umożliwiło mu uderzenie bez przyjęcia zewnętrzną częścią stopy. Była to 4. minuta, a niespełna 20 minut później 22-latek w praktyce wypracował kolejne trafienie – wywalczając rzut karny, po którym do siatki trafił Łukasz Zwoliński. Sporo było co prawda kontrowersji związanych z tym, czy zagranie ręką Lubomira Guldana faktycznie powinno zostać odgwizdane, ale fakty są takie, że jedenastka była, a w Niemczech Conrado zgarnąłby za to asystę.
Gdynia nadal czeka na Leszka Ojrzyńskiego.
Ironia obecnej sytuacji w Gdyni polega na tym, że Midak nadal jest właścicielem klubu, chociaż już od kilku tygodni wiadomo, że chce zrzec się swoich udziałów. Niektórzy sugerują, że o zwolnieniu Rogicia zadecydował tydzień temu nacisk „z góry” i że nie była to indywidualna decyzja trenera. Tak samo jak różne są wersje dotyczące kontaktu z Ojrzyńskim – nie wiadomo, czy po meczu z Płockiem eksszkoleniowiec Arki był już po słowie z klubem, czy jeszcze nie. Wątpliwości ma potęgować właśnie stanowisko Midaka, który nie do końca jest zadowolony z perspektywy powrotu Ojrzyńskiego, choć jest w klubie grupa osób – w tym dyrektor sportowy Antoni Łukasiewicz – będąca zwolennikami powrotu szkoleniowca z Ciechanowa.
Jak zatrzymać Badię i Felixa? Teraz martwią się tym nie tylko rywale Piasta, ale i władze gliwickiego klubu. Obu w tym roku wygasają kontrakty.
– Czuję się w Gliwicach jak w domu. Nie chcę być jednak tylko maskotką klubu, chcę być ważnym ogniwem tej drużyny – podkreśla na każdym kroku „Badi”. Przed bieżącym sezonem przedłużył kontrakt o rok, ale znalazła się w nim klauzula umożliwiająca przedłużenie o kolejne 12 miesięcy. Wszystko jest uzależnione od liczby rozegranych minut oraz… od decyzji samego zawodnika i jego rodziny. Ten pierwszy aspekt nie powinien być żadnym problemem, bo w tym roku Badia rozegrał już 275 minut i jeśli w tym tempie będzie dokładał kolejne, to wypełni limit. Drugi aspekt jest już bardziej problematyczny. Rodzinę Badii coraz bardziej ciągnie do ojczyzny (…). Jeśli mielibyśmy się zabawić we wróżenie, to szanse pozostania Badii widzimy na 60 do 40 procent.
A jak wygląda sytuacja z Jorge Feliksem? To zdecydowanie większa niewiadoma niż w przypadku Gerarda i mniej-ze szanse na pozostanie. Jorge ma ważny kontrakt do końca sezonu. Już jesienią i zimą doszło do spotkania dyrektora Bogdana Wilka z hiszpańskim agentem piłkarza. Piast przedstawił swoją propozycję przedłużenia kontraktu, ale druga strona wstrzymała i wstrzymuje się z decyzją. Nie ma co ukrywać, że piłkarz miał – i może mieć latem – bardziej lukratywne oferty, liczone w tysiącach euro. Za miesiąc ma dojść do kolejnego spotkania na linii klub – agent piłkarza. Trudno jednak przypuszczać, że wtedy zostanie podjęta ostateczna decyzja. Przedstawiciel zawodnika czeka na to, co zaproponują inni.
Piłkarz Manchesteru City w Sosnowcu? Bardzo możliwe.
Treningi z drużyną z Sosnowca rozpoczął Collins Tanor. Piłkarz rodem z Ghany zagrał w niedzielnym sparingu z Odrą Wodzisław.
Tanor to 22-latek, który ostatnio reprezentował młodzieżową drużynę Manchesteru City U-23. Jego nominalną pozycją jest środek pomocy. Na Wyspy przybył na początku 2016 roku do zespołu City U-18. Głównie przebywał na wypożyczeniu do innych klubów. Był graczem duńskiego Nordsjaelland, belgijskiego KFC Beerschot oraz kolejnych duńskich klubów: Hobro IK i Thisted FC.