Reklama

„Rzeczy kiedyś nierealne, dziś są codziennością”. Czy GKS Jastrzębie zagra w Ekstraklasie?

redakcja

Autor:redakcja

06 marca 2020, 12:59 • 11 min czytania 5 komentarzy

GKS Jastrzębie zimą raczej przyglądał się, jak jego sąsiedzi z tabeli zbroją się przed walką o Ekstraklasę, ale dzięki barażom sam wciąż ma szanse na awans. W zeszłym roku trener Jarosław Skrobacz doprowadził kopciuszka i beniaminka ligi do piątego miejsca w tabeli. Jastrzębianie zebrali wiele komplementów, bo grali przy tym atrakcyjną i ofensywną piłkę. Skrobacz nie spoczął jednak na laurach – właśnie wdraża w GKS-ie system, dzięki któremu siła rażenia ma być jeszcze większa. Czy trzeba było zmieniać coś, co dobrze funkcjonowało? Czy w Jastrzębiu można realnie myśleć o grze w najwyższej lidze? Jak poradzić sobie na rynku transferowym, kiedy rywale oferują znacznie lepsze warunki? Dlaczego inni szkoleniowcy mogą mu zazdrościć warunków, mimo że w GKS-ie żyje się skromnie? Na te i inne pytanie odpowiedział nam sam zainteresowany, który wiosnę zaczął w roli… kibica. Zawieszenie – zdaniem Skrobacza niesprawiedliwe – wyeliminowało go z obecności na ławce, co skończyło się falstartem w Bełchatowie.

„Rzeczy kiedyś nierealne, dziś są codziennością”. Czy GKS Jastrzębie zagra w Ekstraklasie?

***

Nie jest panu trochę przykro, kiedy mówi się o kandydatach do awansu pomijając GKS Jastrzębie?

Nie jest, bardzo dobrze, że się tak mówi! Nie jesteśmy faworytem, wiemy, czym dysponujemy i znamy swoje miejsce w szeregu. Mamy swoje cele i plany, ale po co mówić o tym głośno? Wszystko zweryfikuje boisko. Znam kluby, które kilka lat głośno krzyczały, że tylko awans, a kończyło się to spadkiem. Lepiej skromnie i z pokorą robić swoje.

Za to na pewno jest panu przykro, że w pierwszych wiosennych meczach nie może być pan z zespołem na ławce rezerwowych, tylko musi pan wcielać się w rolę widza.

Reklama

Tu się zgodzę. To nie jest tylko moja opinia, ale całego środowiska, że jesteśmy bezsilni i za nieswoje błędy płacimy. Niekiedy panowie, którzy są za to odpowiedzialni, sami nie są w stanie powiedzieć „przepraszam”, a my dostajemy kary, jak za nie wiadomo jakie przestępstwa. Czasami dochodzi do tego, że nie można nic powiedzieć. Nie jest to uczciwe i sprawiedliwe, bo jakoś nie słyszę o odsuwaniu sędziego za to, że wypaczył wynik, tylko zawsze się słyszy o trenerach. Nie chcę nas całkowicie wybielać, ale sytuacja, która mnie spotkała, była niesprawiedliwa.

Zawieszenie na dwa mecze było przesadą?

Zrozumiałbym, gdyby poniosły mnie nerwy i użyłbym wulgarnych słów wobec sędziego. Ale jeżeli ja powiedziałem po meczu, że podyktowanie rzutu karnego było chamstwem – tak jest w protokole – i za to dostaje się kary, to każdy trener musiałby pauzować. Wszyscy widzieliśmy, że pomyłka była ewidentna, straciliśmy bramkę po rzucie karnym, którego nie było. To są nerwy, impulsywne reakcje, ale jeśli za takie rzeczy będziemy dostawać czerwone kartki, to za chwilę nie będzie miał kto meczów prowadzić.

Myśli pan, że pańska nieobecność miała wpływ na to, jak GKS zaprezentował się w Bełchatowie (remis 0:0 – przyp.)?

Bliskość z zespołem jest ważna, można szybko reagować na pewne rzeczy, ale są asystenci, drugi trener, więc wszystko jakoś funkcjonowało. Nie postrzegamy tego meczu jako naszego słabszego występu. Graliśmy na wyjeździe z zespołem, który u siebie dużo punktował. Ma swoje problemy, ale na boisku się je zostawia. Pierwszy mecz na wyjeździe, bez porażki, bez straty bramki – jak się chce, można poszukać pozytywów.

Tu się z panem nie zgodzę, bo oglądałem skrót i widziałem, że GKS nie stworzył sobie w zasadzie żadnej sytuacji z gry, nie oddał nawet celnego składu. Pamiętając, jak pańska drużyna grała wcześniej, można być zaskoczonym.

Reklama

Ma pan rację, ta statystyka za nami nie przemawia, ale naprawdę bardzo ciężko gra się przeciwko zespołom, które bronią się całym składem na własnej połowie. Nie takie zespoły jak Jastrzębie mają w takich momentach problem, ważna jest reakcja po stracie piłki. Sporo pierwszoligowców tak gra, liczy się efekt, wynik końcowy. Nie można tego krytykować, bo każdy ma swoje założenia. My mieliśmy sporo więcej podań, byliśmy częściej przy piłce, ale czegoś nam brakowało. Może większego ryzyka lub zdecydowania? Było jak było, nie wykorzystaliśmy też jednej stuprocentowej sytuacji.

DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ O EWINNER – LEGALNYM BUKMACHERZE

No właśnie, może brakowało wam skuteczności i Jakuba Wróbla, który jesienią był czołowym napastnikiem ligi?

Nie ukrywaliśmy, że odejście Kuby to duża strata dla zespołu. Wszystko funkcjonowało, graliśmy z nim na pamięć i musi minąć sporo czasu, kiedy pewne automatyzmy znowu wejdą nam w krew. Żałujemy, że nie ma go z nami, ale kibicujemy mu i cieszymy się z jego dobrych występów.

Daniel Szczepan, który wrócił do klubu, żeby go zastąpić, został wybrany właśnie dlatego, że już tu był, czy były też inne powody?

Znaliśmy go, mieszka 15 kilometrów od Jastrzębia, to chłopak stąd, więc podjęliśmy taką decyzję. Z drugiej strony – być może patrzyliśmy też na innych napastników, ale z różnych względów odbijaliśmy się od ściany? Woleliśmy mieć swojego chłopaka, pewnego, na miejscu. Chcieliśmy mieć jeszcze jednego zawodnika w tej formacji, ale każde nazwisko, o którym myśleliśmy, bardziej znane, było poza naszym zasięgiem.

Między słowami sugeruje pan, że decydowały o tym finanse.

Przede wszystkim, bo mamy swoje zasady finansowania i widełki, których nie chcemy przekraczać. Nie idąc w szaleństwo, nie mogliśmy tych transferów dokonać.

Faktycznie, GKS Jastrzębie to jeden z niewielu klubów z czołówki, który nie sięgał po piłkarzy z Ekstraklasy. Szczepan teoretycznie przyszedł ze Śląska Wrocław, ale był tam raczej w drugim szeregu.

To jest spowodowane tym, o czym mówię. Musimy mierzyć siły na zamiary i korzystać z materiału, który mamy. Jestem przekonany, że jeśli wykorzystamy nasz potencjał w 100%, to ta kadra jest w stanie robić bardzo dobre wyniki w lidze.

W jednym z wywiadów mówił pan, że warto trafić do Jastrzębia. Skoro nie finansami, to czym przekonać piłkarza, żeby dołączył do pańskiej drużyny?

W założeniu chcemy grać ładną piłkę, ofensywną. Mamy mnóstwo swoich założeń taktycznych, ale jesteśmy zespołem nastawionym na atak, przykładamy do tego większą wagę niż do defensywy, a to nakręca zawodników. Druga sprawa – proszę zobaczyć, że u nas nie segregujemy zawodników, nawet młodzieżowców. Nie ma tak, że gra jeden, teraz mamy Norkowskiego i Mroza, którzy grają na newralgicznych pozycjach i grają obaj. Decyduje forma, dlatego łatwiej się u nas pokazać. Bardzo często jesteśmy dłużej przy piłce niż przeciwnik, gramy do przodu, próbujemy stwarzać sytuacje. To przemawia do zawodników, myślę, że ci, którzy u nas byli to potwierdzą. Maciej Spychała przyszedł do nas z trzecioligowych rezerw Lubina, a po roku trafił do Ekstraklasy. Oczywiście to, jak się dalej nie ułożyło, to już nie nasza rola, ale jednak. Kuba Wróbel też przychodził do nas jako zapomniany piłkarz, po przejściach i tu się odbudował.

To były powody, które zatrzymały w Jastrzębiu Farida Aliego? Mówiło się, że miał ofertę z Widzewa, on sam przyznawał, że to nie była jego jedyna oferta.

Farid miał u nas kontrakt do końca czerwca, więc to była kwestia dogadania się między klubami. Powiedzieliśmy od razu, że jeśli będzie to klub Ekstraklasy, to możemy się dogadać, nawet jeśli nie będą to duże pieniądze. Byleby to był krok do przodu, bo jeśli nie, to mijało się to z celem. On sam też nie do końca był przekonany do tego typu transferu, dostał od nas propozycję, na którą przystał, więc od początku graliśmy w otwarte karty.

GKS OGRA RADOMIAKA? KURS 2,48 W EWINNER

Czyli nie było obaw, że zastępcy będzie trzeba szukać nie tylko dla Wróbla, ale i dla Aliego?

Kadrowo jesteśmy na to przygotowani. Jasne, nie oszukamy statystyki, bo Farid to nasz drugi najskuteczniejszy zawodnik, więc jeśli odszedłby z klubu, to byłoby dla nas osłabienie. Ale mamy skrzydłowych, pozyskaliśmy w ostatniej chwili Petra Galuskę. To byłyby wyrwane zęby z trybiku, ale musieliśmy mieć wkalkulowane to, że ktoś może odejść.

Wracając do meczu z Bełchatowem – może problemem było też to, że zimą wdrożył pan nowy system, 4-3-3. Być może to jeszcze nie funkcjonuje tak, jak powinno?

Myślę, że to może być jedna z przyczyn. Musimy dopracować pewne rzeczy. Co ciekawe, w tym systemie dużo łatwiej przyszło nam zrealizować założenia defensywne, ale zawsze łatwiej jest przeszkadzać niż budować. Nasz styl gry preferuje szybką wymianę piłki, grę na jeden kontakt, również dzięki temu, że nasi piłkarze znają się jak łyse konie. Tutaj mamy trochę inne pozycje wyjściowe przy odbiorze piłki, inaczej musimy budować atak, więc pewne rzeczy wychodzą nam raz lepiej, raz gorzej. Liczę jednak, że z każdym meczem będzie to wyglądało coraz lepiej.

To o czym pan mówi, znajduje pokrycie w statystykach. Patrzę w raport InStata po rundzie jesiennej i widzę, że GKS Jastrzębie miało trzecią najwyższą liczbę podań w akcjach bramkowych czy najlepsze tempo dokładnych podań. Widać było, że ma pan pomysł na tę drużynę i on działał. Czy zmiany były konieczne?

Jeśli się czegoś nie robi, to jest to największy zastój. Szukaliśmy lepszych rozwiązań, bardziej się obawiałem, że będziemy mieli problem w defensywie, bo mieliśmy sześciu zawodników defensywnych, a czterech w ofensywie, teraz staramy się grać sześcioma zawodnikami w ataku. Przy każdej akcji oskrzydlającej chcemy mieć trzech, czterech piłkarzy w polu karnym. Myślę, że to sprzyja poprawieniu jakości gry ofensywnej. Teraz jeszcze coś nie wychodzi, ale tak jak powtarzam – to, co chcemy grać teraz, to jeszcze większa ofensywa niż wcześniej.

Kibice na pewno będą zadowoleni, ale z drugiej strony teraz zagracie z Radomiakiem i Wartą, to drużyny z czołówki. Jeśli coś nie wyjdzie, strata punktów na tym etapie może być kosztowna, nie boi się pan tego?

Trzeba brać pod uwagę różne rozwiązania, przede wszystkim musimy na te mecze wyjść pewni swoich umiejętności. Przeciwnik zawsze ma podobne założenia, czasami decyduje dyspozycja dnia, ale w tej lidze nie ma drużyn nie do pokonania. Nie ma też takich, o których można powiedzieć, że przed meczem dopisujemy sobie punkty. Drużyny z dołu i z góry potrafią zagrać bardzo dobre mecze, tak samo jak dużo słabsze. Ważna jest stabilna forma, bo żadna drużyna nie odstaje. Ta liga jest nieprzewidywalna.

Pan ma natomiast ten komfort, że w wielu przypadkach słabszej formy się trenerowi nie wybacza. W Jastrzębiu natomiast trener Skrobacz ma pełne zaufanie.

Z drugiej strony my przed sezonem wiemy, że nasze założenia nie mogą wyrastać wyżej niż spokojnie utrzymanie. My sami próbujemy podnosić sobie poprzeczkę, ale jest trudno. Sam pan zauważył, że patrząc na transfery, kadry zespołów, kwestie finansowe…

To zerka pan z zazdrością na kolegów, którzy mogą sobie pozwolić na więcej.

Nie, na pewno nie zazdroszczę. Staram się wykonywać jak najlepiej robotę, w warunkach, które mamy. Ale w opinii obserwatorów trudno od nas wymagać, żebyśmy byli w pierwszej trójce, czy piątce ligi. Realnie oceniając możliwości zespołów, każdy powie, że my jesteśmy na miejsca 10-12. Zawsze staramy się być wyżej. Wchodząc do drugiej ligi naszym celem było utrzymanie – udało się awansować. W zeszłym sezonie co zakładaliśmy? Też utrzymanie, udało się zagrać parę fajnych spotkań. Drobnymi krokami idziemy do przodu.

Za to panu trenerzy zazdroszczą, przynajmniej jeden. Ostatnio pytałem Dariusza Dudka, jaka może być największa niespodzianka wiosny i stwierdził, że może nią być GKS Jastrzębie, bo trener Skrobacz ma ciszę i spokój, a w takich warunkach można osiągnąć wielkie rzeczy. Podpisałby się pan pod tymi słowami?

Pana pierwsze pytanie trochę do tego nawiązywało, a wtedy powiedziałem, że bardzo dobrze, że nas się nie stawia w roli faworyta. Podoba mi się to. Mamy specyficzne środowisko, wiadomo, że kibice głośno mówią o Ekstraklasie, ale my staramy się to tonować. Lepiej pewne rzeczy robić w ciszy i wyskoczyć z drugiego rzędu. Jak awansował Górnik Zabrze czy właśnie Darek z Zagłębiem Sosnowiec? Cisza, nagle wyskoczyli i awansowali. Coś w tym jest, miejmy nadzieję, że może to dotyczyć i nas.

W obliczu barażów awansować może nawet i szósta drużyna, GKS zalicza się do czołówki, więc ciężko jednak pana nie spytać – czy widząc, jak teraz wygląda i funkcjonuje klub z Jastrzębia, widziałby pan go w Ekstraklasie?

(dłuższa cisza) Wie pan co… Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Patrzę na to inaczej niż kibice i działacze. Dla nich wydaje się, że nie ma problemu – stadion jest, jaki jest, ale jak się uprzemy, to wymogi Ekstraklasy spełni. Druga sprawa: sportowo, jeśli uda się awansować, to mamy przykłady Miedzi Legnica, Zagłębia Sosnowiec, ŁKS-u. Tylko Raków zrobił rewolucję, wymieniono wielu zawodników. Zdaje sobie sprawę, że po awansie kadra musiałaby zostać radykalnie wzmocniona. Czy jesteśmy w stanie to zrobić? Na ten moment nie wiem. To, że awans jest realny, to jedno. Możemy mieć tylko nadzieję, że do końca będziemy o coś walczyli. Z drugiej strony… Awansowaliśmy do drugiej ligi, potem do pierwszej. Jeśli ktoś mi powie, że rok temu, kiedy byliśmy w ogonie tabeli, nikt nie stawiał, że skończymy na piątym miejscu. Poradziliśmy sobie i możemy radzić sobie dalej.

Nie uniknie pan jednak stwierdzenia, że od kiedy pracuje pan w Jastrzębiu, sporo zmieniło się na lepsze.

Pamiętam nawet, jak rozmawialiśmy z wami po awansie do drugiej ligi i mówiłem, że patrząc dookoła widzę zmiany. Cały czas to widzę. Zawsze powtarzam prezesowi, że może być skromnie, niektórzy nawet powiedzą biednie, chociaż z tym bym nie przesadzał, musimy iść cały czas do przodu. Małymi krokami, ale do przodu. Nie może być stagnacji. Nasze wymagania i żądania wydają się nierealne, ale chcemy, żeby pod każdym kątem wyglądało to lepiej. Zaczynając od bazy, przez naszą codzienną pracę, staramy się wprowadzać coś nowego. Zawodnicy, którzy są tu teraz i byli trzy lata temu, patrzą w przeszłość z przerażeniem – jak to wtedy wyglądało, a jak teraz. Rzeczy nierealne teraz są naszą codziennością i z tego musimy się cieszyć, bo to nie jest tylko na dzisiaj. To zostanie nam na przyszłość.

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...