Reklama

Lubelskie stadiony otwarte, ale kluby mają problem. „Turbulencje były ogromne”

redakcja

Autor:redakcja

05 marca 2020, 16:19 • 6 min czytania 9 komentarzy

Koronawirus w Zielonej Górze o mały włos nie wprowadził w Polsce elementu włoskiego futbolu. Niestety nie chodzi o to, że nasi stranieri hurtem wracają do kraju, a o zamieszanie, które wprowadził wojewoda – uwaga, nie lubuski – lubelski, Lech Sprawka. Z bliżej nieznanych nikomu powodów, postanowił on zamknąć stadiony na drugim końcu kraju, żeby tylko epidemia się nie rozniosła. Szybko dotarło do niego, jak wielką gafę strzelił i decyzja została zniesiona, ale mleko się rozlało. Lubelskie kluby miały wczoraj pełne ręce roboty, żeby w jakiś sposób opanować sytuację i choć koniec końców doczekały się happy endu, tak nikt nie ukrywa, że zamieszanie było zupełnie nie potrzebne.

Lubelskie stadiony otwarte, ale kluby mają problem. „Turbulencje były ogromne”

Od początku zakładaliśmy, że powody tej decyzji były mocno absurdalne, ale mimo wszystko chcieliśmy je poznać. Problem w tym, że kiedy próbowaliśmy zapytać Lecha Sprawkę o to, jak wpadł na taki pomysł, usłyszeliśmy, że… powinniśmy pytać w klubach. – Pana wojewody dzisiaj nie ma. Prezesi Motoru i Górnika byli dzisiaj na spotkaniu w urzędzie, przekazano im powody takich decyzji, wyjaśnią tę sprawę – powiedziano nam w sekretarcie wojewódzkiego urzędu.

Cóż, pytanie klubów o to, co siedzi w głowie wojewody uznaliśmy za dość oryginalny pomysł, ale nie daliśmy za wygraną. Próbowaliśmy złapać kontakt przez panią rzecznik, która wczoraj przekazała mediom dobrą nowinę, wysyłając komunikat o cofnięciu podjętej chwilę wcześniej decyzji i przepraszając za zamieszanie. – Za kilka chwil prześlemy oświadczenie w tej sprawie, które odpowie na wszystkie pytania – usłyszeliśmy w słuchawce.

Czekaliśmy więc spokojnie na komentarz wojewody, którego… nie doczekaliśmy się wcale. Lublin, studenckie miasto, więc może „chwila” oznacza studencki kwadrans? Ale ok, studencki kwadrans minął, kolejnych kilka też, kolejne telefony pozostawały bez odpowiedzi, więc zakładamy, że oświadczenie ukaże się najpewniej po powrocie wojewody z Radomia, do którego – wzorem słynnej anegdoty – polityk w najbliższym czasie się nie wybiera.

Na Lubelszczyznę wybierają się za to kibice z Łodzi, którzy wczoraj wieczorem porządnie się zagotowali, czytając absurdalny komunikat. Dziś wiemy, że mecze Górnika z Widzewem czy Motoru z Chełmianką się odbędą, ale wczoraj sprawa wisiała na wniosku. Zadowoleni nie mogli też być włodarze miejscowych klubów. – Sytuacja były o tyle niezrozumiała, że mecze Ekstraklasy wczoraj i przedwczoraj odbyły się przy pełnych trybunach, więc dlaczego my nie mogliśmy zagrać dla kibiców? Dla nas zmiana decyzji wojewody jest bardzo pozytywna, wysłuchano głosów środowisk kibiców i klubów – mówi nam Paweł Majka, prezes Motoru.

Reklama

Wtóruje mu Piotr Sadczuk, szef Górnika Łęczna. – Nie chciałbym komentować samej decyzji, bo my musimy dostosować się do organu nadrzędnego, jakim jest wojewoda, ale od wczoraj przedstawiałem argumenty, żeby grać z udziałem publiczności. Gramy z Widzewem, to dla nas święto, w dodatku mecz dwóch drużyn z czołówki tabeli, więc po prostu zapowiada się dobre widowisko. Robiłem wszystko, żeby zagrać z kibicami i cieszę się ze zmiany decyzji. Co było tego powodem? Nie wiem, być może jeszcze raz przeanalizowano sytuację? Trudno mi powiedzieć, czym kierował się wojewoda i sztab kryzysowy. Żałuję, że takie zamieszanie powstało, ale cieszę się z finalnej decyzji.

A zamieszanie faktycznie było spore. Przypomnijmy chronologię wydarzeń: najpierw ogłoszono, że stadiony zostaną zamknięte, co oprócz szyderek, że wojewoda pomylił regiony kraju, wprowadziło spore zamieszanie dla organizatorów spotkań. – Turbulencje były ogromne, to jest impreza masowa, o podwyższonym ryzyku. Na każdym meczu z Widzewem było przynajmniej 3000 widzów, nad taką imprezą pracuje się kilka miesięcy wcześniej. Mamy spotkania z komisją, szereg spraw organizacyjnych, umowy z wieloma firmami, które obsługują daną imprezę – ochrona, catering. Szereg różnych spraw i spraweczek, problemy byłyby ogromne. Cieszę się, że decyzja została cofnięta tak szybko, bo nie musieliśmy podejmować jeszcze żadnych kroków. Informowałem wszystkich, jaka jest sytuacja, wczoraj wieczorem miałem telefon rozgrzany do czerwoności – mówi nam Sadczuk.

Niedługo potem lubelskie media opublikowały komunikat przesłany mailem rzeczniczkę wojewody, Agnieszkę Strzępek: „Informuję, że po szczegółowej analizie dodatkowych okoliczności wojewoda lubelski Lech Sprawka uchylił swoją decyzję dotyczącą przeprowadzenia imprez sportowych bez udziału publiczności.”

Nie, nie pomyliliśmy się. Media, nie kluby, bo te o ostatecznej decyzji dowiedziały się… dziś rano. – Dzisiaj dostaliśmy potwierdzenie, że decyzja została cofnięta, więc ponownie otwieramy sprzedaż biletów. Nie mogłem powoływać się na medialne doniesienia. Informacja ukazała się w prasie, ale to zbyt poważna sprawa, żebym podejmował decyzje na podstawie przekazów medialnych – tłumaczy nam prezes Górnika.

Z kolei Paweł Majka z Motoru zachowuje pewną ostrożność. – Na teraz, czyli na godzinę 10, spotkanie Motoru z Chełmianką odbędzie się z udziałem publiczności. Mamy deklarację urzędu wojewódzkiego, że ta decyzja zostanie podtrzymana.

Klub z Lublina nie ma przed sobą tak prestiżowego spotkania, jak Górnik, ale w Motorze nie ukrywają, że straty byłyby spore. – Stracilibyśmy na przychodach z meczu, nie powiem, czy dużo, czy mało, ale po prostu bylibyśmy stratni. Musielibyśmy też zwrócić pieniądze za bilety. Poza tym mamy podpisane umowy sponsorskie, więc taka decyzja miałaby wiele konsekwencji. Także dla kibiców, którzy nie mogliby obejrzeć meczu z trybun. Wiadomo, że transmisja w internecie to nie to samo – mówi Majka.

Reklama

Górnik Łęczna liczy się natomiast z tym, że to nie koniec zamieszania. Decyzja została co prawda szybko cofnięta, ale odbije się na promocji meczu. Nic dziwnego, bo słowo „koronawirus”, wywołuje w społeczeństwie panikę, a skoro spotkanie miało być zamknięte właśnie z tego powodu, to część osób nawet dziś skojarzy pierwszą decyzję. Jak wiadomo łatwiej jest coś zepsuć niż potem naprawić. – Za nami bardzo intensywny czas, ale przed nami także. Musimy na nowo zachęcić kibiców, żeby przyszli na stadion. Widowisko zapowiada się fantastycznie, więc mam nadzieję, że nikt się nie zniechęcił. Ostatni mecz z Widzewem przyciągnął na trybuny ponad 3000 kibiców, liczymy na podobną frekwencję. Byliśmy też w stałym kontakcie z łódzkim klubem, nasza współpraca jest rewelacyjna i nie było żadnych problemów. Staraliśmy się działać profesjonalnie, mimo że decyzje były dla nas zaskakujące – podsumowuje sprawę Piotr Sadczuk.

Po co więc było całe to zamieszanie? Dobre pytanie. Z dwojga złego lepiej jednak, że wojewoda potrafił przyznać się do błędu niż iść w zaparte. Wyobrażamy sobie, że dla takiego Górnika spotkanie z Widzewem to szansa na spory zarobek, a i Motor solidną część budżetu opiera na dochodach z dnia meczowego. Z jednej strony nadal nie możemy wyjść z podziwu, że w całej Polsce jedyną osobą, która spanikowała był gość, który odpowiada za województwo nie będące nawet w bliskim sąsiedztwie Zielonej Góry. Z drugiej przypominamy sobie, że już nie takie decyzje wojewodów musieliśmy przetrawić. No cóż, dobrze, że chociaż w porę uzmysłowiono sobie, że najwięcej na tej sprawie straciłyby kluby.

SZYMON JANCZYK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
11
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

9 komentarzy

Loading...