Reklama

Zasłużenie proszę pana, zasłużenie, czyli Petrasek w kadrze Czech

redakcja

Autor:redakcja

02 marca 2020, 19:47 • 5 min czytania 0 komentarzy

Nie będziemy tego komunikować w jakimś specjalnie oryginalnym tonie, bo nie ma powodów, żeby przy takiej informacji bawić się w specjalne wyrafinowanie, więc napiszemy prosto: Tomas Petrasek właśnie otrzymał powołanie do szerokiej kadry reprezentacji Czech. Tak, ten sam Tomas Petrasek z Rakowa Częstochowa. I choć to wcale nie oznacza jeszcze, że olbrzym spod Jasnej Góry zadomowi się na stałe w swojej narodowej kadrze, ba, nie oznacza to nawet, że w ogóle będzie miał okazję zadebiutować na arenie międzynarodowej, ale historia sama w sobie jest po prostu fajna. Bo on sobie na to powołanie zasłużył grając w Ekstraklasie i nie mamy nawet najmniejszych wątpliwości, że jest inaczej. 

Zasłużenie proszę pana, zasłużenie, czyli Petrasek w kadrze Czech

Na razie wiadomo tyle, że czeski szkoleniowiec Jaroslav Silhavy, wraz ze swoim sztabem szkoleniowym, porozsyłał do klubów powołania dla swoich zawodników na marcowe mecze z Meksykiem i Hondurasem.

I oto proszę, mamy niespodziankę, ale tylko przez sam fakt, że to premierowe powołanie dla 28-letniego defensora, bo nie jesteśmy specjalnie zdziwieni. W tym sezonie, i generalnie od trzech lat, Patrasek to podpora nieźle funkcjonującej defensywy Rakowa, nie popełnia większych błędów, rywale się od niego odbijają, wygrywa wszystkie (serio wszystkie) starcia w powietrzu, dobrze czyta grę i jest liderem ekipy Marka Papszuna. Takim pełną gębą. Nieprzypadkowo nosi opaskę kapitana.

Spójrzmy na jego tegoroczne statystyki:

Reklama

– 23 mecze, 4 gole, 5 żółtych kartek, średnia not: 4,83

Solidnie. Jeśli chodzi o noty to złapał u nas trzy trójki, sześć czwórek, sześć piątek, pięć szóstek i jedną siódemkę. Nie przywiązujemy się do not, tym bardziej w przypadku defensorów, ale one też dają pewien obraz – Petrasek przeważnie gra na przyzwoitym poziomie. Takim, że nie można się za bardzo do niego dowalać, mimo że przecież gra w beniaminku, który niekiedy przypomina szalonego jeźdźca bez głowy.

Wracając do sedna sprawy, kiedy mamy już ustalone, że na samo powołanie defensor Rakowa zasłużył, to w ogóle jego historia jest dosyć inspirująca. To nie jest bowiem jeden z tych gości, o których od pierwszego kopnięcia piłki gdziekolwiek mówiło się, ze zrobi karierę. Zobaczcie sami, jak opowiadał nam o tym w wywiadzie Mateusza Rokuszewskiego sprzed roku:

A wiele razy słyszałeś, że nie nadajesz się do piłki? 

Od piętnastego do dziewiętnastego roku życia bardzo wiele razy… Że jestem za wysoki, że zbyt wolny, że koordynację mam za słabą. Ostatecznie nie przebiłem się do pierwszego składu w Hradec Kralove, bo w tamtym momencie byłem za słaby – to fakt i nie zamierzam z tym dyskutować. Wkurzało mnie jednak to, że nikt nie chciał ze mną pracować. 

Reklama

– Taki jesteś i tyle, radź sobie sam! 

Nikt nie dostrzegał tego, że przy ciężkiej pracy, na którą byłem gotowy, moje warunki fizyczne można było wykorzystać i uczynić z nich atut. Ostatecznie doszedłem do tego sam, dzięki grze w klubach w niższych ligach, ale stało się to dość późno. 

(…)

Chciałeś kiedyś rzucić piłkę? 

Chciałem, jeszcze przed przyjściem do Viktorii Żiżkov. Grałem tylko na trzecim poziomie rozgrywkowym w Czechach, który jest słabszy niż w Polsce. Czułem, że utknąłem w martwym punkcie, a jednocześnie dostałem bardzo dobrą ofertę pracy. Chodziło o dużą firmę, która zajmowała się stalowymi linami, na przykład takimi jakie znajdują się w windach. Zajmowałbym w niej stanowisko menedżerskie i miałbym odpowiadać za sprzedaż poza Czechy. W pierwszej kolejności zaproponowano mi wyjazd do Stanów Zjednoczonych, żebym podszkolił angielski do odpowiedniego poziomu. Czułem, że mógłbym się tam rozwijać, a dodatkowo grałbym w piłkę na czwartym poziomie rozgrywkowym i nieźle sobie dorabiał. 

Kiedy zainteresował się nim Raków, on pogrywał sobie w czeskim drugoligowcu, a właściwie absolutnym przeciętniaku zaplecza elity rozgrywkowej w tamtym kraju, bo jak inaczej powiedzieć o Slavoju Wyszechrad, który ledwo bronił się przed spadkiem na tym poziomie. Początkowo Czech nie był przekonany do przenosin do II ligi polskiej, do Częstochowy, wygodnie żyło mu się w Pradze, ale ostatecznie się zdecydował. Miał też średnio dobre wspomnienia z krajem znad Wisły, bo jego wcześniejsze podejście do polskiej kopanej skończyło się kompletną klapą we Flocie Świnoujście – nie dość, że klub skrajnie nieprofesjonalny, to jeszcze on sam był zwyczajnie był na tamtym etapie kariery za słaby na cokolwiek sensownego.

Dalszą historię może już znacie, ale jeśli nie to chętnie przypomnimy. Pierwszy sezon w Polsce? 33 mecze, 8 goli, 8 żółtych kartek i awans z II ligi do I ligi. Drugi sezon w Polsce? Początkowo problemy zdrowotne, potem regularna gra, a potem stan zapalny w ścięgnie, który mógł się skończyć nawet amputacją. Trzeci sezon w Polsce? Dojście do zdrowia, fenomenalna gra, 24 mecze, 8 goli, 2 żółte kartki i awans z I ligi do Ekstraklasy.

I teraz trwa jego czwarty sezon. Dobry. Niewybitny, ale dobry. Petrasek to już klasa. Synonim pewnej twardości, zdecydowania, tego, jaki powinien być stoper, choć wiadomo, że możemy się przyczepić do tego, że nie jest wirtuozem wyprowadzania piłki, gracji w nim też nie za wiele, ale to polska liga, tutaj aż tak dużo nie potrzeba.

Rywalizację do gry i powołania na Euro 2020 (Czesi grają w grupie z Anglią, Chorwacją i zwycięzcą baraży) ma sporą – jest Tomas Kalas (15 meczów w Bristol City w Championship), jest Jakub Berbec (21 meczów w Victorii Pilzno), jest Ondriej Kudela (21 meczów w Slavii Praga), jest Ondriel Culustka (21 meczów w Antalyasporze), ale szczerze powiedziawszy wierzymy, że mu się uda. Historia byłaby to fajna. Z drugiej klasy rozgrywkowej w Czechach przez trzecią rozgrywkową klasę w Polsce po Ekstraklasę do reprezentacji Czech, a z nią na Euro. Eh, jak normalnie Ekstraklasę promują strzały w aut, tak tu mielibyśmy story dla coachów motywacyjnych.

Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...