– Przepraszam, czy macie może jakiegoś Hiszpana na atak? – zapytał latem ekstraklasowy klub jedną z agencji menedżerskich. Nie pytał o „wysokich odgrywających pod atak pozycyjny”, nie pytał o „szybkich pod kontry”, pytał o Hiszpanów. I tak jak szukanie transferów w ten sposób wydaje nam się totalnie absurdalne, tak ma ono pewne szersze podłoże.
Mówisz Hiszpan i atak, myślisz – pewniak. Napastnik z półwyspu Iberyjskiego znaczy Igor Angulo, znaczy Jesus Imaz, znaczy Carlitos, a w najgorszym wypadku – solidny średniak pokroju Rubena Jurado. Utarło się na podstawie kilku success stories, że ściąganie Hiszpana jest pewną i niezbyt drogą inwestycją. Żeby było jasne – nie chodzi w tym konkretnym przypadku akurat o Śląsk Wrocław i Erika Exposito. Ale faktem jest, że wrocławianie poszli za trendem i ściągnęli przed sezonem Hiszpana na atak.
Jeśli według szkoły Jarosława Kołakowskiego mielibyśmy oceniać ten transfer w momencie jego przeprowadzenia – wszystko mniej więcej się wówczas spinało. Najważniejsza sprawa – miał przetarcie na poziomie Primera Division, rozegrał w niej jedenaście meczów, a – wydawałoby się – ogórków do tej ligi nie przyjmują. Jasne, załapał się na pokład pierwszego zespołu Las Palmas prosto z rezerw, ale i tak to wyczyn, którego nie warto deprecjonować. Zwłaszcza, że udało mu się nawet strzelić gola Celcie Vigo. Warto obejrzeć tę bramkę. Przeciwnik na plecach, trudna pozycja, akcja toczona w pojedynkę – serio, duża klasa.
Dzięki występom w najwyższej lidze zapracował na transfer do Cordoby, występującej wówczas na poziomie La Liga 2. Nie poszło mu tak, jak oczekiwał, rozegrał ledwie siedem meczów, ale znów – to poziom, na który ogórków także raczej nie przyjmują. Inne przesłanki, że to może się udać? Wiek, który sugerował, że Śląsk może być dla Exposito momentem przełomowym w karierze. To wciąż względnie młody piłkarz, rocznik 1996. W Hiszpanii nie wszystko poszło po jego myśli, ale w Śląsku grającym w – było nie było – eksponowanej lidze, mógł powrócić na trampolinę do poważnych rozgrywek. Nie był emerytem, niechcianym już na własnym podwórku, który przyjeżdża odcinać kupony.
Na tle Hiszpanów sprowadzanych do Polski, Exposito ma naprawdę poważne CV. Przed transferem wszystko się spinało.
Potem Exposito wybiegł na boisko.
Piszemy o nim akurat dziś nie bez przyczyny, bo dokładnie czternaście kolejek temu Hiszpan rozegrał swój ostatni i zarazem jedyny naprawdę udany mecz w Ekstraklasie. Udany to w sumie nieodpowiednie słowo – ten występ był spektakularny. Derby Dolnego Śląska, mecz o wysokiej randze w regionie, Exposito strzela trzy bramki. Każda z nich wymagała sporej klasy. Zobaczmy.
Pierwsza bramka: tak dobra, jak i trudna wrzutka od Stigleca. Exposito jest ustawiony bokiem do bramki, mimo to posyła świetne uderzenie główką – Forenc bez szans.
Druga bramka: Łabojko posyła zawiesinkę w pole karne, Exposito przewiduje, gdzie Pich może ją zgrać – wyprzedza obrońcę, strzał może nie był najwyższych lotów, ale wpada. Kluczowy przy tej akcji ruch Hiszpana w wolną strefę.
Trzecia bramka: Exposito ucieka obrońcom, dostaje piłkę od Chrapka – najpierw uderza główką, bramkarz broni, przytomnie dobija.
Trzy gole, każdy z nich wymagał raz – instynktu killera, dwa – precyzji, trzy – umiejętności przewidywania sytuacji. Był to fenomenalny występ hiszpańskiego napastnika, nie bez powodu oceniliśmy go na notę 9. Jak się okazuje – to jeden z trzech meczów, w którym oceniliśmy Hiszpana powyżej noty wyjściowej, którą jest piątka. Jeden z trzech na dziewiętnaście, w których był oceniony. To duża sztuka, bo przecież Exposito gra w dobrze punktującej drużynie, a więc przy ocenach mogłyby go nieść wyniki zespołu. No i jest zawodnikiem pierwszego wyboru, opuścił tylko dwa mecze (!), oba z powodu kontuzji.
Należy więc zadać pytanie – czy Exposito już na zawsze będzie piłkarzem jednego meczu?
Wygląda na to, że tak.
Szybki rzut oka na statystyki:
Gole: 5
Asysty: 0
Strzały: 31
Expected goals: 4,48
Celność strzałów: 38,7%
Skuteczność dryblingu: 47,2%
Skuteczność pojedynków: 30%
Skuteczność pojedynków powietrznych: 26,7%
Wyglądają one słabiutko. Exposito maczał paluchy przy dokładnie 16,1% strzelonych przez Śląsk Wrocław bramek, czyli przyczynił się konkretem w postaci gola lub asysty do mniejszej liczby trafień niż Mączyński, Stiglec, Chrapek, Płacheta czy Pich i do tylu samo, co Broź. A przecież grał prawie wszystko. Na pozycji, na której w ofensywie dzieje się najwięcej.
Liczby to jedno, drugie to wizualna ocena boiskowych poczynań Exposito, która wypada równie słabo. Ani Hiszpan nie stwarza zagrożenia, ani nie jest szczególnie pomocny przy konstruowaniu akcji (jak na przykład Kante), ani nie jest typem defensywnego napastnika, odwalającego bezcenną robotę przy pressingu. Ani nie zgrywa piłek, ani nie tworzy miejsca kolegom, ani nie wybiega w uliczki, a na boisku porusza się w sposób – użyjmy eufemizmu – dostojny. Generalnie – wegetuje. Jego niepowodzeń nie można zrzucić także na karb nieskuteczności – on po prostu nie dochodzi do sytuacji, o czym świadczy mizerny współczynnik expected goals.
Do tego dochodzi jeszcze absurdalnie zmarnowany karny, ale już pal licho tę jedenastkę. To, jak Śląsk Wrocław funkcjonuje bez poważnego napadziora, to jedna z większych zagadek tego sezonu. Gdyby na Dolnym Śląsku mieli jesienią poważną alternatywę, gość z taką formą jak Exposito nigdy nie rozegrałby nawet połowy minut, jakie otrzymał. Na nieszczęście Śląska alternatyw nie było zbyt dużo, na nieszczęście Hiszpana – wydaje się, że w miarę poważny konkurent do Śląska już zawitał i w najbliższych meczach więcej szans dostanie Filip Raicević, który – w odróżnieniu od swojego konkurenta – spisuje się obiecująco (asysta z Lechią, gol z Górnikiem).
Póki co Hiszpanowi wyszedł tylko jeden mecz. I to brutalna prawda o tym napastniku, który przecież wciąż dostaje swoje szanse. Rzadka to sytuacja, gdy bohater derbów jest pośmiewiskiem trybun, bo tacy gracze – nawet, jeśli nie są wybitni – zwykle cieszą się specjalną estymą kibiców. Latem Śląsk nie dogadał się z Marcinem Robakiem, oceniając, że wiekowy piłkarz stawia zbyt duże wymagania kontraktowe. I ciekawi jesteśmy, z jakim nastawieniem zasiedliby do tych rozmów włodarze Śląska dziś. Z obecną wiedzą, ze świadomością, że Exposito, następca Robaka, nie broni się niczym. Coś nam się wydaje, że woleliby dorzucić do kontraktu kilka tysięcy i mieć w składzie pewniaka.
Śląskowi pozostaje mieć nadzieję, że Exposito jest piłkarzem, który wielkie krzywdy potrafi wyrządzać tylko Zagłębiu Lubin. I najgorsze, że – patrząc całościowo na to, jak jego forma rokuje – wielu kibiców taki stan rzeczy wzięłoby w ciemno.
Fot. Krystyna Pączkowska/slaskwroclaw.pl/Accredito