Włoski futbol został sparaliżowany przez koronawirusa. Jeszcze w piątek mówiło się o pojedynczych zarażonych. Dziś epidemia rozrosła się do największych w Europie rozmiarów. W zależności od źródeł, podaje się od 60 do nawet około 100 rozpoznanych przypadków zachorowań w regionach północnej Italii: głównie Lombardii i Wenecji, ale też w Piemoncie i w rejonie Emilia-Romagnia. Tamtejszy rząd wydał więc bezwzględny nakaz zamknięcia miast oraz rozpoczęcia kwarantanny, z powodu której odwołano nawet mecze Serie A.
Wszystko zaczęło się od piątkowych doniesień o odnotowaniu przypadków zarażenia wirusem w miejscowości Codogno. Na początku było niewinnie – pojedyncze przypadki poddano kwarantannie, ale szybko stało się jasne, że problem będzie większy niż zakładano. Z godziny na godzinę rosła liczba pacjentów, u których stwierdzono objawy koronawirusa, a władze Serie C rozważały odwołanie części spotkań na poziomie regionalnym. Jeszcze w piątek włoskie media donosiły o śmierci 78-latka, który był jednym z pierwszych diagnozowanych przypadków. W poważnym stanie znalazł się za to 38-letni Mattia M., co zmusiło władze do ogłoszenia kwarantanny.
Dlaczego? Rzeczony Mattia jest sportowcem. Niedawno brał udział w maratonie, razem z ponad 1000 innych uczestników. Jest również zawodnikiem lokalnego, amatorskiego klubu, więc w domach zamknięto wszystkich jego kolegów z szatni oraz rywali, z którymi mierzył się w minionym tygodniu. Piątkowy bilans w Italii wynosił 250 osób poddanych kwarantannie oraz 17 zdiagnozowanych zachorowań w regionach Lombardii i Wenecji. Włochy stały się największym ogniskiem choroby w Europie. Jak? Wygląda jednak na to, że zaczęło się od 38-latka, z którym w różny sposób powiązani byli wszyscy pozostali pacjenci. Media z południa Europy informują, że na początku lutego miał on spotkać się z kolegą, który wrócił z Chin.
No dobrze, a co to oznacza dla sportu? Powoli zaczęto zawieszać rozgrywki i odwoływać mecze. Początkowo tylko w przypadku lig amatorskich i rozgrywek juniorskich w Lombardii, jednak epidemia rozprzestrzeniała się błyskawicznie. W końcu wczoraj wieczorem gruchnęła wiadomość, że premier Giuseppe Conte wydał nakaz odwołania wszystkich wydarzeń sportowych w rejonie Lombardii oraz Wenecji, zaplanowanych na niedzielę. Dodając do tego spotkania, które odwołano już w sobotę, lista robi się pokaźna i obejmuje spotkania od Serie D do meczu Ascoli – Cremonese w Serie B. Ale najważniejsze jest to, że nakaz dotyczy również pojedynków w Serie A. W niedzielę odwołano aż trzy starcia: Atalanty z Sassuolo, Hellas Werona z Cagliari oraz Interu z Sampdorią.
Włosi stają więc przed poważnym problemem. Oczywiście w obliczu epidemii koronawirusa calcio schodzi na dalszy plan, jednak wiadomo, że problem nie zniknie za pstryknięciem palcami. Nie jest tak, że dziś odwołujemy spotkania, a za tydzień wychodzimy na boisko i gramy, jak gdyby nic się nie stało. Wirus rozprzestrzenia się bardzo szybko, więc możemy się spodziewać kolejnych przełożonych gier, co mocno zakłóci ligowy kalendarz. Pozostaje też pytanie o spotkania pucharowe. W najbliższym tygodniu do Neapolu przyjedzie Barcelona, a Juventus uda się do Lyonu. Turyn leży w regionie Piemontu, w którym odnotowano już obecność koronawirusa, więc nawet wyjazdowy mecz staje pod znakiem zapytania. Ale znacznie większy pytajnik stoi przy czwartkowej konfrontacji Interu z Łudogorcem Razgrad. Niewykluczone, że ten mecz w obawie o zdrowie zawodników, zostanie przełożony. UEFA stanie więc przed sporym problemem, bo zmiany w terminarzu zdezorganizują całe rozgrywki.
Epidemia paraliżująca cały europejski futbol? Tego jeszcze nie widzieliśmy, ale sprawa jest poważna, więc nie ma co ryzykować. Większy problem będą miały jednak władze włoskiej federacji, bo jeśli sytuacja się nie poprawi, pod znakiem zapytania staną całe rozgrywki ligowe. W końcu nie ma co się nastawiać, że kluby z północy będą chętne, by przez kilka tygodni pauzować, a potem nadrabiać zaległości w szalonym tempie. Ale dziś możemy tylko wróżyć z fusów, więc pozostaje nam czekać na rozwój sytuacji. Oby sprawa zakończyła się szybciej niż w czarnych scenariuszach.
SJ
Fot.Newspix