Wydaje się, że niektóre kluby mają kłopoty z przepisem o młodzieżowcu i gdyby tylko mogły, chętnie by z niego zrezygnowały. O, Arka Gdynia na przykład – gdyby nie musiał tam grać młody gość, to by nie grał, nad morzem nie zadbano o wartościowego młodzieżowca. Co innego jednak Wisła Płock, która w pierwszej wiosennej kolejce wystawiła dwóch zawodników spełniających warunki, a w drugiej już trzech. Nie ma problemu. I chyba też dlatego warto zwrócić uwagę na Dawida Kocyłę, który mimo 17 lat znajduje sobie miejsce na placu, ale właśnie: nie z konieczności.
Choć on sam mówi: – Myślę, że gdyby nie przepis o młodzieżowcu, to by mnie nie było w Ekstraklasie. W Bełchatowie młodzieżowiec był potrzebny, dlatego wyciągnięto mnie z Centralnej Ligi Juniorów, a bez przepisu to może dopiero teraz byłbym wprowadzany do pierwszej drużyny.
Jego ówczesny trener, Artur Derbin, ma jednak inne zdanie: – Bardzo skromnie do tego podszedł. W życiu trzeba mieć trochę szczęścia, a on to szczęście ma. Natomiast on by u nas zadebiutował dużo wcześniej, ale wówczas akurat brakło mu tego farta, wypadł przez uraz na dłuższy czas i debiut trzeba było przełożyć o ponad pół roku. Jednak jego umiejętności uprawniały go do tego, by w naszym zespole mógł występować.
Cóż, w każdym razie Wisła Płock zaczyna mocno korzystać z zasobów GKS-u Bełchatów, bo wcześniej przyszedł przecież Damian Michalski i może warto mocniej doceniać szkolenie w klubie z województwa łódzkiego? Sam Kocyła bardzo je chwali.
– W Bełchatowie są według mnie jedne z lepszych warunków do treningu w Polsce, nie licząc oczywiście tych największych akademii typu Zagłębie, Lech, Legia. Są trzy boiska treningowe, z czego dwa pełnowymiarowe, jedno sztuczne, drugie naturalne, trzecie dla najmłodszych dzieci. Wszystkie dobrze oświetlone. Jest sauna, wanienki do regeneracji, cokolwiek młody piłkarz potrzebuje, to tam jest. Szkoła jest łączona razem z treningami, to zaczyna się od gimnazjum. Rano jest basen, treningi na ośrodku szkolnym, wszystko zapewniane przez Bełchatów. Też ja trafiłem na trenerów, którzy chcieli robić z piłką jak najwięcej, bo mieli wizję, że młody piłkarz potrzebuje treningów z piłką, a nie biegów interwałowych. To drugie jest wprowadzane dopiero od liceum, kiedy zaczyna się zwracać uwagę na przygotowanie pod kątem fizycznym. Nic tylko chwalić Bełchatów.
W pierwszej lidze zadebiutował bardzo szybko, ledwie cztery dni po swoich siedemnastych urodzinach. Jak mówi: – To było duże zaskoczenie, że to stało się tak szybko. Nie spodziewałem się. Wydaje mi się, że tak było, bo grałem w Centralnej Lidze Juniorów jako chłopak o dwa lata młodszy od reszty i nie odstawałem. Więcej, byłem trochę ponad niektórych chłopaków i dlatego mnie przeniesiono. Pierwsza liga zaczęła się dla mnie pozytywnie, od 3:0 ze Stomilem. Nie czułem, że jest jakiś przeskok. Jedynie, jeśli chodzi o szybkość gry i fizyczność, na której można się bardzo przejechać. To jest bardzo ostra liga, mam porównanie z pierwszym meczem w Ekstraklasie i na zapleczu niektórzy się nie patyczkują: czy piłka, czy zawodnik, nie ma to większego znaczenia. Cieszę się, że uciekłem stamtąd i że ominął mnie uraz w trakcie rundy, bo wiem jak o niego łatwo w niższych klasach rozgrywkowych.
Z kolei Derbin, który wprowadzał Kocyłę do pierwszoligowych rozgrywek, charakteryzuje go następująco: – To jest wybiegany i szybki zawodnik, z ciągiem na bramkę. Jest uniwersalny, może grać na dziewiątce, ale i na skrzydle. Piłka go szuka w polu karnym, gro z tych bramek, które strzeliliśmy w ostatnim okresie, czy to w lidze, czy w grach kontrolnych, było przy jego udziale – dokładał swoje co najmniej pięć groszy. A jeśli chodzi o kwestie, nad którymi mógłby popracować, to przede wszystkim mental. Wiem, że on sobie z tym pomału radzi, natomiast kiedyś po nieudanej akcji mocno to rozpamiętywał, teraz zrobił progres, nie zwiesza głowy i myśli o kolejnym ataku. Wcześniej z tym bywało różnie.
Kocyła dodaje jeszcze dwa elementy: – Muszę pracować nad grą głową i nad słabszą nogą. To cechuje młodych chłopaków w polskiej piłce, że słabsza noga jest zaniedbywana. Ja staram się do tego nie dopuścić, nie chcę mieć różnicy w graniu lewą czy prawą nogę, by potem nie przekładać piłki na przykład przy dośrodkowaniu.
Co ciekawe, mimo wczesnego – jak na polskiego warunki – startu w piłce seniorskiej, Kocyła, przynajmniej według jego wersji, nie był talentem od pierwszego kontaktu z futbolem.
Jak opowiada: – Na początku się nie wyróżniałem, utrzymywałem się w treningu z miłości i zajawki. Dopiero po czasie okazało się, że coś potrafię – około trzynastego roku życia. Dostałem powołanie na reprezentację województwa łódzkiego i wtedy zrozumiałem, że mogę coś osiągnąć.
Ale jak już poszło, to poszło. CLJ, debiut w Bełchatowie, trzy gole przez rundę, regularna gra i telefony się rozdzwoniły. Nie tylko z Wisły Płock. – Miałem oferty z Bologni, Cagliari i Genoi, z Polski było zainteresowanie pojedynczych klubów Ekstraklasy z górnej ósemki. Zdawałem sobie jednak sprawę, że tam mogę mięć ciężko o granie. Co do Włoch, to dużo nad tym myślałem, ale sądzę, że w moim wieku to nie byłoby dobre wyjście. Miałem przyzwoite pół sezonu w seniorach i nie chciałem się cofać do juniorów. Poza tym miałem też na uwadze to, że wielu zawodników, którzy poszli za granicę w moim wieku, zostało skasowanych. Rozpisywali mi plan propozycji kontraktu, że zacznę od juniorów, potem przejdę do seniorów, ale nie chciałem czekać. Chciałem iść do przodu, być w seniorach, też ta cała otoczka wokół ekstraklasowego meczu mnie nakręca. Nie chciałem być jednym z wielu. Wisła przekonała mnie podejściem do zawodnika i tym, jak chce funkcjonować klub. Chodzi mi tutaj o to, że Wisła chce promować młodych zawodników i wysyłać ich za granicę. Poza tym była najbardziej zaangażowana w to, żeby mnie pozyskać.
17 lat i takie historie, można oszaleć, prawda? Natomiast przynajmniej sam Kocyła twierdzi, że sodówka mu nie grozi.
– Moja mama nad wszystkim czuwa. Pieniądze idą na moje konto, ale mama ma w nie wgląd, kontroluje, na pewno nie pozwoli na to, bym wszystko roztrwonił. Moim największym szaleństwem są buty sportowe, to takie moje małe uzależnienie, bo jak wychodzi nowa para, to chciałbym je mieć i często niestety ulegam. Jak jest nowa kolorystyka czy nowy model, to muszę je kupić. Mama dostaje szału, ale tego nie dam sobie odebrać. Mama ma świadomość, że nie będzie mnie kontrolowała w stu procentach, bo muszę sam myśleć, ale na razie wszystko jest okej. Ja też wiem, co muszę zrobić, żeby wyciągnąć z tej kariery jak najwięcej. Podpowiada mi Jacek Popek, ojciec mojej dziewczyny. To jest dla mnie ważne, że mogę do niego w czysto sportowych sprawach się zwrócić. Jedną z rad było na pewno ta, bym po treningach latem zostawał z piłką sam. Wówczas w Bełchatowie mieliśmy mało zajęć z piłką, a ja się frustruję, gdy jest więcej biegania niż grania, naprawdę tego nie lubię, wolę mieć piłkę przy nodze.
Dziś, z tego, co można usłyszeć, Kocyła zrobił spore wrażenie na szatni Wisły Płock. Nie bał się, może nie wszedł jak do siebie, ale na pewno nie stał w kącie przerażony faktem, że czasem wypada się odezwać. Raczej podszedł do tego na sporym luzie, co mu się zresztą opłaca, skoro dwukrotnie wychodził w pierwszym składzie.
Jak przekonuje: – Wielu młodych zawodników przepada w piłce seniorskiej, bo nie ma odwagi w szatni. A nie ma się czego bać, to też są ludzie, ponadto wielu chłopaków mi pomaga. Nie ma izolacji, oni namawiają do rozmów, więc siłą rzeczy i tak to robisz. Piłkarsko na tle Ekstraklasy nie czuję, bym jakoś odstawał. Na pewno jest dużo rzeczy do poprawy, ale nie sądzę, bym był o dwa czy trzy poziomy niżej. Z jeden poziom brakuje mi do takich zawodników jak Merebaszwili, ale to nie jest duży problem, biorąc pod uwagę mój wiek.
Mariusz Kondak, asystent trenera Sobolewskiego, twierdzi: – Dawid przemówił na boisku treningowym, od pierwszego dnia ułatwiło mu to relacje z innymi zawodnikami. Przez pokazanie się na placu łatwiej zbudować swoją pozycję w szatni. To jest może wyświechtane mówić, że piłkarz nie ma kompleksów, ale to naprawdę oddaje charakter Dawida. Jest bezkompromisowy i starsi piłkarze łatwo to zauważają, skoro napatrzyli się wielu innych młodych zawodników, którzy przewijali się przez kolejne szatnie. Z kolei wiek nie miał kompletnie znaczenia przy wyborze składu, przecież Dawid nie był jedynym młodzieżowcem na placu.
A jakie różnice widzi Kocyła między Sobolewskim a Derbinem?
– Jest mniej rozmów indywidualnych z piłkarzami. Zobaczymy, czy to będzie na plus, czy na minus, ale trener nie może być dla zawodnika kolegą czy kimś takim. Natomiast u obu trenerów było dużo podpowiedzi i to jest fajne, że zawodnik wie, że ma kogoś za plecami. Z kolei zmiana pozycji mi nie przeszkadza. Nie byłbym teraz dobrym napastnikiem, w Bełchatowie uciekałem do linii i szukałem prostopadłych piłek, a tutaj dziewiątka musi się zastawić, grać siłowo. Aktualnie pasuje mi to granie z boku, wszystko zależy od ustawienia.
– Gdzie widzisz siebie za pięć lat?
– W mocnym klubie Premier League.
– Za dziesięć?
– W bardzo mocnym klubie Premier League.
PAWEŁ PACZUL, ADAM ZOSZAK