Reklama

Bajki Dariusza Mioduskiego, odcinek 419510

redakcja

Autor:redakcja

18 lutego 2020, 15:30 • 4 min czytania 0 komentarzy

Kiedyś działacz to miał klawe życie. Poklepał coś w wywiadzie, zbudował w nim barwną rzeczywistość, ale kibic nie miał jak tego zweryfikować, więc czasem i dawał wiarę, bo różowe okulary przyjemnie jest przecież przymierzyć. Ale opowiadać bajki w 2020 roku, gdzie fakty są do zweryfikowania w kilka kliknięć, to jak próbować ordynarnego padolino w erze VAR. 

Bajki Dariusza Mioduskiego, odcinek 419510

Dariusz Mioduski pojawił się wczoraj w „Sekcji Piłkarskiej” portalu Sport.pl i rzucił kilka wypowiedzi jak z innego wymiaru. Przyjrzyjmy się (zapis wypowiedzi z Legionisci.com):

„Od jakiegoś czasu zaczęliśmy myśleć o tym, że okno zimowe jest dla nas bardziej istotne. Musimy mieć czas, aby zbudować drużynę na lato. Latem jest mniej czasu na to, aby piłkarze się ze sobą zgrali. Kluczowe było teraz jednak to, aby się zbytnio nie osłabić. Latem zeszłego roku mieliśmy sporo zmian i dopiero teraz zespół zaczyna się zgrywać na dobre. Ostatnie ileś meczów pokazało, że gramy coraz lepiej i drużyna coraz lepiej się rozumie. Nie zawsze wygrywamy, ale idziemy w dobrym kierunku. Teraz zrobiliśmy mniejsze wzmocnienia, ale są cały czas pewne sprawy, które staramy się dograć. Jeżeli się tego nie uda, to chcemy zagwarantować sobie, aby ci piłkarze trafili do nas latem”.

Fajnie to brzmi, prawda? Zimowe okienko bardziej istotne, bo pół roku przed pucharami, latem piłkarzy nie zdążysz zgrać, tych jak najbardziej. Wtedy już tylko jakieś uzupełnienia, aby ktoś jeszcze mógł stać się siła zespołu, musi to się stać wcześniej.

Ma to ręce i nogi? Ma.

Reklama

Problem w tym, że teoria sobie, praktyka sobie.

Legia straciła najlepszego strzelca w osobie Jarka Niezgody, a od lata – na które w zimowym okienku miała budować – straci Majeckiego, którego nikim nie zastąpiła. Pojawił się Cholewiak, który jest uzupełnieniem składu, a także Pyrdoł, który jest melodią przyszłości, do tego Pekhart, który ostatnio na Wyspach Kanaryjskich głównie plażował. Czy Cholewiak może się przydać, czy Pyrdoł może się pięknie rozwinąć? No pewnie. Ale nie róbmy jaj, że to transfery wpisujące się w filozofię budowania zespołu na puchary pół roku wcześniej, nie mówmy, że właśnie Legia się nie osłabiła, gdzie sam Mioduski zauważa, że w obliczu sprzedaży Cafu nie ma praktycznie nikogo, kto mógłby zastąpić Andre Martinsa.

Bo ogółem budujemy zimą, to dla nas kluczowe, ale w sumie się nie udało, niemniej może przyjdą latem, kiedy nie ma czasu się zgrać…

Tak, pełna konsekwencja.

Co do Pekharta, kiedyś na pewno był niezłym graczem, ale już sam fakt, że obecnie staje się tematem kolejnej baśni prezesa Mioduskiego, każe stawiać wokół niego potężnych rozmiarów znaki zapytania.

Reklama

„Przy takich transferach zawsze jest ryzyko. Jest to związane z tym, jaką koncepcję chce obrać trener. W Las Palmas jest nowy szkoleniowiec, który miał inną koncepcję na prowadzenie drużyny. Dlatego właśnie Tomas u niego nie grał. Jeżeli zapytalibyśmy poprzedniego szkoleniowca, który ściągnął go do klubu, to był to dla niego numer jeden. Patrząc na jego grę w Hapoelu Beer Szewa stwierdził po prostu, że musi mieć go u siebie. Łukasz Bortnik, który pracował z Pekhartem w Izraelu przez dwa-trzy lata i widział jak się z nim pracuje, to po prostu potwierdził, że jest to gracz, którego warto mieć u siebie”.

A więc tak: jaki nowy szkoleniowiec? Pepe Mel, który jest w klubie od marca 2019 roku, co przełożyło się już na 44 mecze? Pekhart zagrał w dwudziestu, strzelając pięć bramek. Między wrześniem i listopadem miał nawet mocną pozycję, szybko ją jednak stracił.

Gdzie tu jest jakikolwiek punkt styczny ze słowami prezesa Mioduskiego?

Jeśli chodzi o poprzedniego szkoleniowca, to był nim Paco Herrera, który prowadził Las Palmas od 24 listopada do 3 marca. Pekhart nie wyszedł wtedy ani razu w pierwszym składzie. Ale on już tylko Pekharta w składzie zastał, bo gdy Czech przyszedł do klubu, trenerem był Manolo Jimenez. Niestety – numerem jeden tu także Pekhart nie był, tylko raz wyszedł w pierwszym składzie – na rundę wstępną Copa del Rey z Majadahondą (porażka).

Czyli ten wstrętny trener, który ma inną koncepcję i przez którego Pekhart nie grał… tak naprawdę dał Pekhartowi najwięcej zaufania.

Moglibyśmy pytać, dlaczego: „Tomas Pekhart kosztowałby teraz na rynku w granicach miliona euro”, skoro w istocie nie kosztował; moglibyśmy pytać, skąd pewność, że Karbownik przedłuży umowę, skoro prezes sam przyznaje, że jeszcze nie rozmawia o przedłużeniu; moglibyśmy spytać, czy nie należałoby mieć trochę więcej samokrytycyzmu, jeśli chodzi o transfer Obradovicia. I czy tak naprawdę „ja, trener i dyrektor sportowy zostaliśmy oszukani przez Obradovicia”, to nie jest aby kręcenie na siebie bata, bo najważniejsze osoby w klubie zostały nabite w butelkę przez gracza „sprawiającego inne wrażenie”.

Jak w dobie dokładnych analiz, precyzyjnych obserwacji, arcy-szczegółowych danych statystycznych można się dać nabrać na „deklaracje” jakiegoś piłkarza? Wydawać by się mogło, że prezes Legii Warszawa to jednak osoba nieco sprytniejsza niż poczciwy staruszek, podstępnie namówiony przez jakiegoś podłego cwaniaka na zakup zestawu tandetnych garnków za dziesięć tysięcy złotych.

„Wielu naszych kibiców było zachwyconych i parło byśmy sfinalizowali i… niestety” – gorzko puentuje Mioduski, wspaniałomyślnie dzieląc się odpowiedzialnością za ten fatalny transfer z Bogu ducha winnymi kibicami.

Cóż – moglibyśmy te złośliwości mnożyć.

Kolejny odcinek bajek Dariusza Mioduskiego za nami, ale jesteśmy dziwnie spokojni, że nie był to odcinek ostatni.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...