Reklama

Mister 71, czyli niezwykła historia Senada Lulica

redakcja

Autor:redakcja

16 lutego 2020, 13:30 • 6 min czytania 0 komentarzy

– Stał się moim idolem. Jest wyrobnikiem, zawsze naprawia błędy innych, pokazuje, że tacy piłkarze są użyteczni i potrzebni klubom. Z takimi piłkarzami można rozwiązać każdy problem. Ma 33 lata, ale jest twardym gościem, z takimi ludźmi można zajść daleko – Roberto Pruzzo tymi słowami nie tylko skomplementował Senada Lulica, ale i wywołał burzę w Rzymie. Kibice Romy byli wściekli, że legenda ich klubu mówi w taki sposób o kapitanie Lazio, a Pruzzo musiał za swoją opinię przepraszać. Nie zmienia to jednak faktu, że dawny napastnik Giallorossich trafił w sedno.

Mister 71, czyli niezwykła historia Senada Lulica

Senad Lulić to postać być może niedoceniana, ale na pewno nie w błękitnej części Rzymu. W niej robi za idola, a przedłużenie z nim umowy było jednym z najbardziej wyczekiwanych momentów przez kibiców. W przypadku 33-letnich piłkarzy takie ruchy rzadko przyjmowane są z taką radością, ale z Luliciem nie mogło być inaczej. Za chwilę Bośniak zacznie swój dziesiąty sezon w Wiecznym Mieście i przez ten czas ani na moment nie był niepotrzebny. Lata mijały, zmieniali się trenerzy, zmieniały się też cele Lazio, ale Lulić zawsze był żołnierzem, któremu można było powierzyć każde zadanie. A on za zaufanie odwdzięczył się w najpiękniejszy z możliwych sposobów.

Był 26 maja 2013 roku. Po raz pierwszy w historii stawką derbów Rzymu było trofeum dla zwycięzcy Pucharu Włoch. Było jasne, że kto wygra ten mecz, zyska wieczną chwałę, dlatego przez długi czas utrzymywał się remis 0:0. W końcu nadeszła 71. minuta spotkania. Stefano Mauri zagrał w pole karne do wbiegającego w nie Antonio Candrevy. Skrzydłowy urwał się obrońcy i posłał podanie wzdłuż linii piątego metra, bramkarz Romy lekko strącił piłkę, przez co minął się z nią defensor wbiegający na dalszy słupek i futbolówka spadła wprost pod nogi Senada Lulicia. Pięć metrów do bramki, żadnych przeszkód, prosty strzał, gol i olbrzymie szaleństwo. Lazio jeszcze meczu nie wygrało, ale wszyscy, którzy tego dnia mieli błękitne serca, poczuli, że już nie wypuszczą z rąk zwycięstwa.

Tak też się stało, a Lulić został ich bohaterem na zawsze. Zwykły gol, a jednak dla Lazialich znaczy więcej niż setka strzałów w okienko, bramek strzelonych przewrotką i innych kapitalnych uderzeń. Zresztą jego autor dobitnie się o tym przekonał. Przydomek „71” przylgnął do niego na stałe i odcisnął ogromne piętno na jego karierze. Lulić zrobił z niego… markę.

Reklama

A konkretniej – markę ubrań „Lulić 71”. „Czy walentynkowy prezent może sprawić, że ktoś się w tobie zakocha? Senad Lulić podarował kibicom „Pink Star” (rodzaj diamentu – przyp.), który jest niczym wart miliony diament – to gol na wagę Pucharu Włoch. Dziś „Lulić 71” stał się marką ubrań” – pisała o tym jakiś czas temu „La Gazzetta dello Sport”.

Ewenement na skalę światową? Chyba tak, bo przecież w historii futbolu padło wiele bramek, na których można byłoby zbić interes, a tu padło na tak zwaną patelnię. W tym momencie Bośniak zaczął budować swój pomnik, choć we Włoszech był dopiero od dwóch lat. Lazio wyciągnęło go z jego drugiej ojczyzny – Szwajcarii, do której uciekł z rodziną w trakcie wojny w Jugosławii. Z biegiem lat wspomniany pomnik był coraz bardziej imponujący – w 2017 roku został kapitanem klubu, a zaledwie miesiąc później sięgnął po Superpuchar Włoch. Potem obydwa puchary zdobywał jeszcze po razie, co zapewniło mu pozycję drugiego najbardziej utytułowanego kapitana w historii Biancocelestich. W jednym ze spotkań o Superpuchar również wpisał się na listę strzelców, zostając drugim zawodnikiem Lazio, który ustrzelił coś w obydwu włoskich pucharach. Historia drugiej bramki jest o tyle zabawna, że o mały włos, a pomocnik powtórzyłby swój wyczyn z derbów, ale tym razem trafił do siatki o 120 sekund za późno. Na wspomnianych listach ustępuje Alessandro Neście oraz Pavlovi Nedvedovi i nie mamy wątpliwości, że jeśli ktokolwiek obok tych dwóch nazwisk napisałby „Lulić”, to nigdzie indziej poza Rzymem nie wiedzieliby o co w tym porównaniu chodzi.

Bohater błękitnej części stolicy Włoch nie jest jednak postacią krystalicznie czystą. Kibice Romy nienawidzą go nie tylko za grę dla lokalnego rywala, podpadał im bezpośrednio. Najgłośniejszy skandal wywołał w 2016 roku, kiedy po derbach Wiecznego Miasta wypalił, że Antonio Rudiger „gra szefa”, a niedawno był imigrantem handlującym skarpetami na ulicach Stuttgartu. On sam najboleśniej odczuł nienawiść po drugiej stronie barykady, kiedy doznał okropnej kontuzji palca. Podczas ćwiczeń jeden z palców u prawej dłoni przygniotła mu sztanga, sytuacja była na tyle zła, że Bośniakowi groziła nawet amputacja. Kibice Romy „świętowali” ten fakt okolicznościowym banerem: „Nie odrośnie” – taki napis towarzyszył na prześcieradle siódemce i zakrwawionemu palcowi, które tworzyły numer „71”. Lulić odgryzł się krótko: „Nieudany rewanż, odrósł”.

Niemalże stracony palec nie był jedynym powodem żartów z Lulicia po drugiej stronie Tybru. W październiku 2017 roku bośniacki piłkarz wsławił się nietypowym „hattrickiem”. Lazio grało wówczas z ulubionym przeciwnikiem Senada – Bolonią. To drużyna, przeciwko której bohater naszego tekstu błyszczał najczęściej, ale tym razem przeszedł samego siebie. W jednym meczu zdołał strzelić bramkę, asystować przy trafieniu kolegi z zespołu i… wpakować samobója. Wyczyn był o tyle wybitny, że we wspomnianym meczu padły łącznie trzy gole, więc Bośniak w bardzo dobitny sposób zobrazował pojęcie „one man show”. Zresztą czuwały nad tym boskie siły, bo Ciro Immobile dwukrotnie trafił wówczas w słupek, w tym raz po rzucie karnym.

Jak widać Lulić lubi znaleźć się w centrum zamieszania, ale przy tym wszystkim pozostaje solidnym piłkarzem. Od kiedy trafił do stolicy Włoch, rzadko wypada ze składu. Wystarczy spojrzeć w statystyki i widać, że 33-latek wciąż jest nieodzownym elementem drużyny Simone Inzaghiego.

Reklama

86766428_183427699553059_8717885266930434048_n

Kibicom i samemu Bośniakowi marzy się oczywiście to, żeby dekadę spędzoną w Wiecznym Mieście przypieczętować Scudetto, ale przed Lazio wciąż daleka droga. Tym bardziej że Lulić niedawno wypadł na blisko miesiąc z powodu kontuzji, co było ogromnym ciosem dla trzeciej drużyny w tabeli. Bez wahadłowego z końskim zdrowiem i stalowymi płucami ciężko będzie nawiązać walkę z Juventusem i Interem. Jego uraz mocno zmartwił też kibiców w ojczyźnie, bo niedawno zawodnik odpowiedział na prośbę selekcjonera i obiecał wrócić do kadry, żeby pomóc jej w awansie na Euro 2020. Bośnia walczy o grę z Polską, a misja nie jest łatwa, bo w play-offach zagra z Irlandią Północną. Lulić był dla drużyny narodowej nie tylko najlepszym asystentem eliminacji do poprzednich mistrzostw Europy, ale i dobrym talizmanem. Walnie przyczynił się bowiem do tego, że Bośnia po wielu latach oczekiwania, pojechała na wielką imprezę. Na mundialu w Brazylii to on asystował Vedadowi Ibisevicowi przy pierwszym, historycznym dla jego ojczyzny golu.

Jego kolegów z klubu i reprezentacji czeka więc trudne zadanie – utrzymać się na fali bez swojego filaru. Nie ma jednak wątpliwości, że jeśli im się to uda, Senad Lulić znów wcieli się w rolę lidera i powalczy o kolejny skalp w swojej bogatej karierze.

SZYMON JANCZYK

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...