Kiedy masz na imię Diego i trafiasz do Napoli, musisz liczyć się z tym, że łatwo nie będzie. Nosisz na sobie ciężar imienia legendy klubu, boga południa Włoch. Diego Demme obecnie zaznaje jednak jedynie plusów tej osobliwej sławy. Jego forma zaimponowała kibicom, którzy widzą w nim symboliczne nawiązanie do lat świetności klubu, a także Gennaro Gattuso, który dość nieoczekiwanie uczynił z niego filar drugiej linii targanego problemami zespołu.
– Demme to drugi Diego w historii, który zdobył bramkę dla Napoli. Ostatnim był Diego Maradona, który strzelił gola w wyjazdowym spotkaniu z Sampdorią w 1991 roku – zakomunikował OptaPaolo po tym, jak Niemiec… strzelił bramkę Sampdorii w meczu rozgrywanym w Genui.
Demme nie jest rzecz jasna pierwszym Diego, którego porównywano do słynnego imiennika. Swego czasu, kiedy do Juventusu ściągano brazylijskiego Diego, który dostał „dychę” na plecach, na południu mówiono, że w Turynie chcą mieć kopię Maradony, bo zazdroszczą, że bóg z Argentyny był idolem Neapolu. Nie jest też pierwszym, który nosi imię po sławnym magiku, choć ta historia jest nieco zaskakująca. Co innego, kiedy imieniem Diego chrzczono dzieci w Ameryce Południowej, ale w Niemczech? Idoli tam przecież dostatek. Z pewnością znalazłby się jakiś Gerd, Jurgen czy Karl, takie imię bardziej pasowałoby do dzieciaka zza naszej zachodniej granicy.
Skąd więc tak nietypowy wybór?
Kim jest Diego Demme, pomocnik Napoli?
Sprawa jest prosta – Demme ma włoskie korzenie, w dodatku ze strony ojca. Jak sam przyznaje, papa Demme to wielki fan Maradony i nie mógł odmówić idolowi takiego dowodu miłości. Słowo się rzekło, imię wybrało, ale przecież nikt nie mógł przypuszczać, że po latach Niemiec założy koszulkę klubu z Neapolu, strzeli w niej gola i spełni swoje marzenia. To była abstrakcja, o której nie mógł marzyć nawet wtedy, gdy z RB Lipsk pokonywał drogę z trzeciej ligi do Bundesligi i gry w Lidze Mistrzów.
A jednak, życie napisało scenariusz, którego nikt się nie spodziewał. Nie ma co ukrywać – niemiecki pomocnik ma na koncie tę całą romantyczną historię drogi na szczyt z Lipskiem, zakładał opaskę kapitana tego klubu, ale raczej nie był kimś, kto byłby na pierwszym planie. Ot, solidny defensywny zawodnik. Zresztą tak samo miało być przecież w Neapolu. Dla Partenopei Demme był dodatkiem do transferu Stanislava Lobotki. Zabezpieczeniem i opcją rotacji dla Słowaka, któremu przewidywano rolę generała środka pola u Gennaro Gattuso.
Zresztą, nie ma w tym przypadku, że właśnie Gattuso sięgnął po Demme. Gdyby pod Wezuwiuszem wciąż pracował Carlo Ancelotti, na zawodników takich jak on nie zwróciłby nawet uwagi. Dla odmiany były trener Milanu wyjątkowo ich ceni. Wyrobników, którzy poświęcą się dla zespołu. Dlatego zapowiedział jasno: skoro mam wam ratować sezon, dajcie mi ludzi, który podołają temu zadaniu. Nie można się temu żądaniu dziwić – jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, widząc jak w defensywie radzi sobie kreowany na wielki talent Fabian Ruiz, że Gattuso mógł tylko pytać gdzie jest ukryta kamera i kto go wkręca. Allan? Klasowa postać, ale i wodzirej buntu w szatni, który skończył się wywiezieniem Carlo Ancelottiego na taczkach. Na takich ludziach budować stabilności w najważniejszej formacji na boisku się nie da.
Wejście w stylu Diego
Dwa wspomniane nowe nabytki zameldowały się więc pod Wezuwiuszem. Diego trafił do Neapolu nieco wcześniej, dlatego też szybciej doczekał się debiutu, ale za moment miał ustąpić miejsca Słowakowi. Pojawił się jednak problem – okazał się zbyt dobry. Kluczowy okazał się mecz Coppa Italia przeciwko Lazio, który otworzył Napoli drogę do półfinału i ocalił nadzieję na grę w europejskich pucharach. Obaj zaczęli go od pierwszej minuty, ale kiedy z czerwoną kartką boisko opuścił Elseid Hysaj, Gattuso dokonał wyboru. Ściągnął Lobotkę, zostawił Demme i… trafił w dziesiątkę.
95 kontaktów z piłką – najwięcej w zespole, 89% skuteczności podań, kluczowe podanie, cztery przechwyty, cztery udane dryblingi. Tak było w liczbach. – To nie Pirlo, ale porusza się bardzo inteligentnie – pisała o nim „La Gazzetta dello Sport”. – Starał się zaprowadzić porządek, nie przeszkadzał mu wysoki pressing, świetnie się z nim czuł – to z kolei opinia włoskiego „Eurosportu”. – Charakter i odwaga, nie bał się tego pokazać zarówno w fazie defensywnej, jak i kiedy trzeba było konstruować ataki – dodawało „CalcioNapoli”.
Laurki nie były mylne, Diego Demme zagrał od pierwszej minuty w szlagierze z Juventusem, potem co prawda usiadł na ławce z Sampdorią, ale kiedy wszedł na boisko, zdobył wspomnianego wcześniej gola. Wśród opinii o jego grze ciężko znaleźć jakieś negatywy. Został mianowany szefem środka pola, szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców. W meczu z Lazio przebiegł 13 kilometrów, harował jak wół, zupełnie niczym jego idol w złotych latach kariery. Mowa o jego obecnym trenerze. – Moim idolem jest Gennaro Gattuso, razem z Andreą Pirlo tworzyli świetną parę. Jeden walczył, drugi rozgrywał, staram się naśladować ich obu. Maradona? Nie chcę być nawet do niego porównywany. To najlepszy piłkarz w historii futbolu – mówił sam zainteresowany.
Gattuso go polubił
Gattuso polubił go wzajemnością, bo jest skuteczny w tym, co robi. Demme notuje 1,3 odbiorów na mecz, podczas gdy Lobotka zalicza ich zaledwie 0,3. Jeśli jednak mamy dostrzec jakieś minusy, to na pewno jest to zbytnia agresja. Diego w czterech meczach Serie A obejrzał cztery żółte karki. Ma na koncie już 12 fauli, podczas gdy Lobotka popełnił… jeden. Być może w pracy nad czystszymi odbiorami piłki pomoże mu poznanie ligi włoskiej w świecie wirtualnym. Nie od dziś wiadomo, że pomocnik jest ogromnym fanem FIFY.
– Diego ma na koncie grę w dwóch Bundesligach. W jednej rywalizował na boisku, w drugiej z joystickiem w dłoni. E-sportowy klub z Lipska wybrał go do reprezentowania ich barw w drugiej edycji Wirtualnej Bundesligi. W czerwcu 2017 roku zadebiutował w reprezentacji Niemiec, ale nie przeszkodziło mu to w kontynuowaniu pasji do gier komputerowych. Przed monitorem radzi sobie równie dobrze, co na boisku – opisywały pasję zawodnika Napoli włoskie media.
Diego Demme nigdy nie stanie się dla neapolitańczyków pierwszym skojarzeniem ze swoim imieniem, ale skoro jemu samemu pasuje rola „Diego II”, to jego związek z Napoli powinien być długi i szczęśliwy. Jeśli podtrzyma obecną dyspozycję, ma szansę stać się czołową postacią zespołu po planowej letniej przebudowie. Neapol, który ma już dość gwiazd buntujących szatnię i prowadzących ekipę spod Wezuwiusza ku chaosowi, potrzebuje nowych idoli. A czy istnieje lepszy pomysł, niż uczynienie nim kogoś, kto nosi imię największej osobistości w historii klubu? Wygląda na to, że Niemiec dokonał zimą najważniejszego wyboru swojego życia.
CZYTAJ TAKŻE:
- Marekiaro. Słowacki idol Neapolu
- Weszło w Neaplu. Kościół Diego Armando Maradony
- Ołtarze i relikwie futbolu – wideoblog z Neapolu
SZYMON JANCZYK
Fot. newspix.pl