Reklama

Sarri na dywaniku, druga linia w szafie. Kłopoty, kłopoty Juventusu

redakcja

Autor:redakcja

11 lutego 2020, 13:30 • 7 min czytania 0 komentarzy

Jak bumerang powracają we Włoszech debaty na temat oceny pracy Maurizio Sarriego w Juventusie. Stara Dama gromi rywali 4:0? Sarrismo, kapitalnie poukładany zespół, sympatyczny palacz stworzył maszynę. Bianconeri przegrywają z Hellasem? Gdzie ten sarriball, zniszczona drużyna, zaprzepaszczony dorobek Allegriego. Włosi, jak to Włosi, uwielbiają skrajności, ale w jednym mają rację. Juve faktycznie ma spore problemy i coraz więcej osób mówi, że to może być TEN sezon. Ten, w którym dominacja mistrzów zostanie przerwana.

Sarri na dywaniku, druga linia w szafie. Kłopoty, kłopoty Juventusu

Oczywiście w Turynie wciąż są pewni swego. Mimo że w ostatnich trzech meczach dwukrotnie dostali w dziąsło, każdy stara się opanować panikę. No, może nie każdy, bo La Repubblica informuje, że wśród „decyzyjnych” Juventusu nastąpił podział i część osób popiera pomysł zwolnienia Maurizio Sarriego, w celu przywrócenia w jego miejsce Massilimiano Allegriego, wciąż będącego przecież na pasku klubu. Zdajemy sobie rzecz jasna sprawę, że pomysł jest absurdalny i – przynajmniej na dziś – nierealny, ale zaraz za lawiną plotek ruszyły bardziej przyziemne doniesienia o spotkaniu trenera z władzami klubu oraz o tym, że Sarri dokończy sezon i obydwie strony uścisną sobie dłonie. Widać więc, że w Piemoncie nie dzieje się najlepiej.

Z drugiej strony patrzymy na wyniki…

– Liga Mistrzów? 1/8 finału z Lyonem, który ostatnio wyręcza rywali w strzelaniu sobie bramek
– Serie A? Drugie miejsce, tyle samo punktów co Inter
– Puchar Włoch? Już półfinał, zaraz mecz z Milanem, który wielką przeszkodą nie będzie

Tragedii nie ma. Pozostaje więc zapytać: skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?

Reklama

Ano np. dlatego, że Juventus niemiłosiernie ciągnął ostatnio za uszy Cristiano Ronaldo. Portugalczyk został ściągnięty, żeby domknąć układankę, która zapewni Starej Damie zwycięstwo w Lidze Mistrzów, tymczasem musi się przejmować tym, żeby przepchnąć trzy punkty w starciu z Hellasem Werona. Ze świecą szukać kogoś, kto pomógłby CR7 w tym zadaniu. Jest co prawda Paulo Dybala, ale Argentyńczyk mimo świetnego sezonu, często jest przez Sarriego traktowany po macoszemu. A to trener ściągnie go z boiska, na co ten zareaguje ciśnięciem rękawiczek o ziemię, a to dostanie – jak w Weronie – pół godziny, kiedy sytuacja jest już beznadziejna. W ten sposób lidera się nie zbuduje, mimo że trzeba Sarriemu oddać co cesarskie: to pod jego wodzą Paulo odbudował formę z najlepszych lat.

[etoto league=”ita”]

Ale, brzydko mówiąc, nie w Dybali i zaufaniu do niego pies pogrzebany. Największą bolączką Juventusu jest druga linia, która kreatywności uczyła się chyba od pomocników Górnika Zabrze. Nie żartujemy. Ciężko to sobie wyobrazić, ale pomocnicy Starej Damy strzelili w tym sezonie zaledwie cztery bramki w Serie A. Dwukrotnie więcej trafień na koncie mają nawet… obrońcy. Ostatnim zawodnikiem środka pola, który zdobył bramkę dla Juve był Miralem Pjanić, w połowie października minionego roku. Od tamtej pory? Nic, zero, null.

„La Gazzetta dello Sport” wzięła pod lupę czołowe drużyny w Europie i rozszerzając skalę o wszystkie rozgrywki, w których dane zespoły biorą udział, wyliczyła, że pomocnicy mistrzów Włoch, mają na koncie najmniej bramek. Różnica jest porażająca: Bayern Monachium – 35 goli, Manchester City – 23, Liverpool – 18, Real – 17, PSG – 15, Barcelona – 10, a na szarym końcu Juve – 8. Nie tak dawno ciekawe wyliczenia krążyły po grupie polskich kibiców Starej Damy. Według nich pomocnicy Juventusu mieli udział przy 21% bramek w Serie A, licząc również asysty. Mało, dużo? Najlepiej zestawić to z rywalami. Lazio? 34,5%. Atalanta? 38,6%. Inter? Najwięcej, 46,2%. Nic bardziej dobitnie nie oddaje faktu, że Ronaldo, Dybala i cała ofensywa mistrzów Włoch pozostaje praktycznie bez wsparcia z zaplecza.

Nie pomogły w tym na pewno nietrafione transfery. Aaron Ramsey i Adrien Rabiot mieli być hitami okienka, kolejnym złotym biznesem, bo przecież obaj trafili do Turynu za darmo. Niestety, okazało się, że w tym przypadku oszczędność była chybionym pomysłem. Jeśli już wspomina się o dwóch letnich nabytkach Starej Damy, to raczej w kontekście ich rychłej wyprowadzki z Włoch niż umieszczania na okładkach gazet. Zawodzi też ten, kto dotychczas był liderem środka pola. Pjanić, jak już wspominaliśmy, na gola czeka od października, ale co więcej – pozostaje też bez asysty od listopada. To o tyle zaskakująca statystyka, że Bośniak jest pod grą nawet częściej niż w sezonie 2017/2018, który kończył z pięcioma trafieniami i ośmioma asystami na koncie. Teraz jest jednak zupełnie bezproduktywny. Spójrzmy na liczby:

2019/2020: 82,8 kontaktów z piłką na mecz, 3 gole, 2 asysty, 1.4 kluczowe podania na 90 minut, 1 stworzona okazja
2018/2019: 75,8 kontaktów z piłką na mecz, 2 gole, 6 asyst, 2.8 kluczowe podania na 90 minut, 8 stworzonych okazji
2017/2018: 82,1 kontaktów z piłką na mecz, 5 goli, 8 asyst, 2.2 kluczowe podania na 90 minut, 10 stworzonych okazji

Reklama

To zdecydowanie najgorszy sezon Pjanica w Juve, rozgrywek 16/17 nie uwzględniamy w porównaniu z powodu braku danych co do kontaktów z piłką na mecz, ale można tylko dodać, że bośniacki pomocnik zaliczył wtedy 5 bramek i 9 ostatnich podań, notował 2.5 kluczowych zagrań na 90 minut i stworzył 12 okazji. Jak widać, gdzie nie spojrzeć, tam przepaść. Tym bardziej, jeśli przypomnimy sobie, co o roli Miralema w swojej drużynie mówił sam Sarri. – Chciałbym, żeby w każdym meczu miał 150 kontaktów z piłką – przyznawał na początku sezonu włoski trener.

Obok tej liczby Pjanić nawet nie stał. „La Gazzetta dello Sport” przypomina, że Bośniakowi tylko raz udało się zbliżyć do tej granicy, a w spotkaniu z Hellasem dla odmiany był przy piłce niemal trzykrotnie rzadziej niż oczekiwał tego Sarri – zaledwie 58 razy.

Skoro Pjanić wypadł z mechanizmu, kto mógłby zająć jego miejsce? W buty najlepszego asystenta nieoczekiwanie wskoczył Rodrigo Bentancur. Trzy asysty w ostatnich trzech spotkaniach, łącznie sześć ostatnich podań na koncie – nie jest źle. Problem w tym, że było w tym sporo przypadku. Nie mówimy już nawet o tym, że ostatnia asysta Bentancura to podanie do Ronaldo, który przebiegł pół boiska zanim trafił do siatki. Zaglądamy Understata ma on na koncie cztery „nadprogramowe” ostatnie podania, jego xAssist wynosi zaledwie 2.26. Zwyżki formy nie można mu odmówić: rok temu notował 0.8 kluczowych podań na mecz, teraz 1.3, ale jeśli ktoś uważa, że Bentancur powinien być liderem drużyny z takimi aspiracjami jak Juventus, to sprawdźcie, czy macie pod ręką lód, bo ewidentnie się przyda, żeby schłodzić głowę tego delikwenta.

Aha, jest jeszcze Blaise Matuidi, ale o nim wspominamy chyba tylko z kronikarskiego obowiązku. Za podsumowanie jego dokonań niech posłuży fakt, że najbardziej efektownym zagraniem Francuza w tym sezonie była asysta w meczu z Napoli. I być może nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że asystował przy bramce rywali. Emre Can? Jego z Turynu pogoniono, bo Sarri nie miał pomysłu, jak z niego skorzystać. To kolejny punkt zaczepny do wojenki „Sarri-Allegri”, bo drugi ze wspomnianych trenerów chciał uczynić z Niemca swojego żołnierza.

Ale sporów o to, który trener lepiej spisywałby się u sterów Juventusu, nie trzeba sprowadzać do wyboru piłkarzy. Wystarczą proste liczby. Takie, jak na grafikach przedstawiających dokonania obydwu szkoleniowców po 23. kolejkach obecnego i poprzedniego sezonu. Werdykt jest brutalny: w ubiegłym sezonie Stara Dama miała o 9 punktów więcej, bo nie przegrała ani razu. Poza tym Juventus strzelił wtedy o pięć bramek więcej, a stracił o osiem mniej. Zwłaszcza strzelecki dorobek Bianconerich pokazuje, że coś tu jest nie tak. W końcu po sympatycznego palacza sięgnięto dlatego, żeby mistrzowie Włoch przestali wreszcie być cyniczną drużyną, wygrywającą mecze najmniejszym kosztem i często dopiero w końcowych minutach. Dziś włoskie media opisują Juve, jako karykaturę drużyny. – Na przełomie stycznia i lutego wciąż są dziwną hybrydą, raz starają się atakować tak, jak chce Sarri, raz wracają do dawnych nawyków. Ani to sarriball, ani cyniczny styl Allegriego, którym wcześniej wygrywano takie spotkania, jak ten z Hellasem.

Z drugiej strony jednak Włosi biorą też Sarriego w obronę. Podkreślają przede wszystkim to, że sympatyczny palacz musiał najpierw zespół zgruzować, a potem zbudować. Allegri miał łatwiej: objął drużynę po Conte, nie przestawił trybów z gry trójką w tyłach na czwórkę, jego styl i filozofia nie różniły się aż tak od tego, jak działał obecny trener Interu. Głównie dlatego mówi się, żeby dać Maurizio więcej czasu.

Kibice Juventusu też jeszcze się pocieszają. Pośmieją się, kiedy Zlatan Ibrahimović na pytanie, czy Inter to drużyna, która może przerwać dominację Starej Damy, bez namysłu rzuci: nie. Widzą światełko w tunelu, kiedy klub publikuje zdjęcia trenującego Giorgio Chielliniego, chodzącego lekarstwa na problemy w defensywie. Przekonują samych siebie, że dzięki wyrównanej walce o Scudetto do ostatniej kolejki, drużyna zachowa koncentrację i formę potrzebną na finalnym etapie w Lidze Mistrzów. Przypominają, że rok temu Chelsea Sarriego też przechodziła zimowy kryzys, a potem zajęła miejsce w top4 i wygrała Ligę Europy.

Ale nawet oni zostawiają sobie margines błędu. W ankiecie przeprowadzonej przez „LgdS” Sarriego jako główny problem Juve wskazało 32% odpowiedzi. Sześć punktów procentowych więcej zebrała teza, że kryzys jest wydumany i mistrzowie Włoch żadnego problemu nie mają. W którą stronę przechyli się szala po meczach z Milanem, Interem i Lyonem? Zdaje się, że odpowiedź na to pytanie będzie kluczowa w kwestii dalszych losów Maurizio Sarriego w Turynie.

Fot. NewsPix

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...