Wiedzą w Krakowie, wiedzą w Trójmieście, również na Śląsku – derby to kapitalna historia, czeka się na nie cały sezon, bo możesz mieć gorszy rok, ale jak wygrasz z bezpośrednim rywalem, kibice wybaczą ci wiele. Wreszcie derby to rywalizacja, a rywalizacja to nieodłączny element postępu: bez oddechu przeciwnika na plecach możesz osiąść na laurach, wpaść w marazm, odpuścić sobie depnięcie w pedał. Wydaje się, że powyższe zdania to duża oczywistość dla każdego, a przynajmniej dla każdego rozsądnego. Niestety część kibiców Legii – a wierzymy, że margines – z rozsądkiem pozostaje w trudnych relacjach.
Tak odbieramy wczorajszy transparent na meczu z ŁKS-em skierowany do prezesa firmy, która chciałaby pomóc Polonii. Tak odbieramy akcję farmy trolli, która pisała negatywne i kłamliwe komentarze na temat SII Polska w internecie. Natomiast tak jak rozumiemy, że nie wszystko dobrze tym ludziom styka pod kopułą, tak nie do końca rozumiemy, czym takie cuda są motywowane.
Strachem?
Złośliwością?
Nienawiścią?
I wiecie co: to w sumie nie ma znaczenia. Ostatecznie możemy tylko zauważyć unik od normalności, nie jesteśmy lekarzami, by badać, czym spowodowany. I możemy też wskazać, że jedna drużyna na poziomie Ekstraklasy pochodząca ze stolicy to również nie jest normalność, o czym świadczą inne europejskie rozgrywki. Sprawdźmy, jak zespoły ze stolicy stoją w elitach kolejnych dwudziestu krajów według rankingu UEFA, czyli tam, gdzie futbol robi się najlepiej.
Hiszpania – Real, Atletico oraz aglomeracja madrycka: Getafe i Leganes
Anglia – Chelsea, Arsenal, Tottenham, West Ham, Crystal Palace
Niemcy – Hertha, Union
Włochy – Lazio, Roma
Francja – PSG
Portugalia – Benfica, Sporting, Belenenses
Rosja – CSKA, Lokomotiw, Dynamo, Spartak
Belgia – Anderlecht (aglomeracja brukselska)
Holandia – Ajax
Ukraina – Dynamo
Turcja – Genclerbirligi, Ankaragucu
Austria – Rapid, Austria
Dania – Kopenhaga, Broendby (aglomeracja kopenhaska)
Czechy – Slavia, Sparta, Bohemians
Cypr – Omonia, APOEL, Olympiakos
Szkocja – Hearts, Hibernian
Grecja – Panathinaikos, AEK, Atromitos, Panionios (aglomeracja ateńska)
Serbia – Crvena, Partizan, FK Rad
Chorwacja – Dinamo, Lokomotiwa
Szwajcaria – Young Boys
Tendencja jest więc prosta – stolica ma najczęściej przynajmniej dwa kluby na poziomie europejskich elit i to nie jest nic dziwnego. Dane miasto w końcu bez powodu stolicą nie zostaje, toteż nic nie stoi na przeszkodzie, żeby było mocne i sportowo. Nawet więc jeśli zaliczyć Warszawie i jej aglomeracji drugoligowy Znicz Pruszków, bo to – upraszczając – historia jak w Kopenhadze, wiele to nie zmienia.
Ale dobra: ktoś może zwrócić uwagę na wyjątki, czyli Francję, Holandię, Belgię, Szwajcarię i Ukrainę. Co do pierwszego, cóż, ujmijmy to tak – jeśli Legia miałaby taki monopol w całym kraju, jaki osiągnęło PSG, moglibyśmy poważniej porozmawiać. No a jednak Wojskowi dopiero co przegrali mistrzostwo z Piastem, czyli tak, jakby paryżanie przegrali z, strzelamy, Reims. Ponadto jeśli porównać różnice punktowe w kolejnych sezonach, to zwycięstwa Legii nijak się mają do triumfów Paryża. Tam dominacja absolutna, tu bywało, że wygrane o włos.
Amsterdam, Bruksela i Berno (które nawet formalnie nie jest stolicą)? Odpowiemy prostymi liczbami. Powierzchnia Brukseli to 32 kilometry kwadratowe. Berna – 51. Amsterdamu 219. Warszawy – 517. Nie trzeba komentarza, by zastanowić się, kto powinien sobie pozwolić na dwie drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej, a kto nie musi się tym kłopotać.
Jedynym podobnym przypadkiem jest więc Kijów, ale po pierwsze można zauważyć, że tamta liga liczy sobie tylko 12 zespołów, po drugie piętro niżej zespół ze stolicy już jest.
A nie musimy przecież szukać w Europie, by zauważyć, że piłkarska sytuacja Warszawy jest kuriozalna.
W Ekstraklasie jeden zespół.
W pierwszej i drugiej lidze żadnego.
Dopiero w trzeciej dwa, ale też gdzie: Ursus na 14. miejscu i Polonia na siedemnastym.
Dwumilionowe miasto doczekało się jednej drużyny na szczeblu centralnym. Przecież to absurdalne. Więcej mają między innymi Kraków, Poznań czy Łódź. Ba, lepiej stoi pod tym względem Częstochowa, bo mamy Raków w Ekstraklasie i Skrę na poziomie drugiej ligi. I tak naprawdę nie cierpi przez to tylko Warszawa, ale i cała polska piłka. Rozmawialiśmy jakiś czas temu z Maciejem Purchałą, prezesem stołecznego Hutnika.
Niech pan mi powie – kto w reprezentacji Polski oprócz Lewandowskiego jest z Warszawy?
Szczęsny.
W wieku 15 lat wyjechał, ale dobra, uznaję. Kto dalej?
Chyba można podpiąć Jędrzejczyka czy Majeckiego.
Czyli kojarzy się plus – minus czterech na szeroką kadrę czterdziestu. Wie pan, że Warszawa wytwarza 20% PKB? To ciekawe dlaczego piłkarzy jest 10%. Nie ma infrastruktury i nie ma pieniędzy na szkolenie. Jak pan to powie w związku, to powiedzą panu, że pan jest świrem. Dwa miliony ludzi i czterech kadrowiczów. Ja to mówię emocjonalnie, ale to są liczby. Nimi można żonglować dalej – Warszawa ma budżet 15 miliardów, Kraków sześć. I tam są dwa zespoły w Ekstraklasie, w pierwszej nie ma nikogo, ale w drugiej lidze jest Garbarnia, w trzeciej jest Hutnik.
Polski futbol ma masę problemów i może kłopot z Warszawą nie jest tym naczelnym, ale on jednak istnieje i nie należy go ignorować. Część kibiców Legii – oczywiście nieświadomie – tylko zwróciła na niego uwagę. Mamy więc nadzieję, że pieniądze dla Polonii się znajdą i za parę lat zobaczymy kolejne derby Warszawy. Zyska na tym cała liga, nie tylko stolica.
Fot. Newspix